Ktosiem mianowicie była Wendy, która zasłuchana w lecącą z radia piosenkę w ostatniej chwili z głośnym przekleństwem wcisnęła pedał hamulca. Ciemnozielony hummer - na szczęście wszystkich w środku - był przystosowany do jazdy w terenie, toteż drogę hamowania miał wystarczająco krótką. Siedząca z przodu Jen zdążyła uratować się przed rozpłaszczeniem psiego pyska na schowku, natomiast skurczony na tylnym siedzeniu Zero nie miał innego wyboru niż rąbnięcie głową w sufit, w tym jednym momencie przeklinając w myślach swój wzrost. Półleżący bokiem na pozostałej części kanapy Kupidyn zleciał pod nogi szarego najemnika, dzieląc się ze światem swoją znajomością łaciny kuchennej. Równocześnie z pozbawionego górnej przykrywy bagażnika dotarł do nich grzechot przetaczającego się bezwładnie Radka.
- Przepraszam! - wypaliła Szprycha, krzywiąc się. - Wszyscy cali?
- Pytasz o stan psychiczny - rzucił Eros wspinając się z powrotem na swoje miejsce - czy egzystencjalny?
- Twój jest w strzępach tak gdzieś od wczoraj...jeśli jakikolwiek jego rodzaj posiadasz - zauważył Zero.
- Czemu w ogóle stanęliśmy? - cyborg zignorował uwagę towarzysza. - Jakaś zagrożona wyginięciem odmiana skaga wyleciała nam przed maskę?
- Kamulec - skwitowała krótko Jen.
- Jaki kamulec? Zjechałaś z drogi? - Zero wychylił się do przodu, nie dowierzając.
- To nie ja! - sapnęła z oburzenia Wen odwracając głowę w jego stronę. - Sam się nam wepchnął pod koła!
- Kamień? Jaki rodzaj skały może posiadać myśli samobójcze? - odpowiedział sarkastycznie mężczyzna.
- Blaszany łeb poszedł to sprawdzić - wcięła się Jennifer, kiwając głową w stronę drogi przed nimi.
Faktycznie, Erosa nie było już na siedzeniu obok Zero. Stał na środku drogi, z fascynacją przypatrując się kamieniowi rozmiarów krowy leżącemu od tak na zakurzonym asfalcie. Reszta łowców nagród wysiadła z hummera, uznając, że zamysł przyglądnięcia się dziwnej skale może wcale nie być tak pozbawiony sensu. Na dobrą sprawę mogli go po prostu objechać, ale, jak to każdy z ich rodzaju, dziwne rzeczy zwykli najpierw sprawdzać zanim zostawią je za sobą. Chłopak zapukał w kamień jak do drzwi, po czym namyślił się chwilę i z tonem znawcy stwierdził:
- Nie ruszy się stąd.
Antropka i Ruda potraktowały go spojrzeniem jasno mówiącym No shit, Sherlock. Zero przyłączył się do tego mentalnie. Obejrzał się w stronę stojącego dwa metry od drogi domku, wyglądającego jakby odchylił się na jedną stronę podczas jakiejś gwałtowniejszej wichury i tak już pozostał. Na werandzie w bujanym fotelu siedział jakiś podłysiały już mężczyzna ze sztuczną nogą. Obserwował trójkę przybyszy żując źdźbło jakiegoś suchego trawska ze zdewastowanego ogródka. Na kolanach trzymał strzelbę, ale chyba nie przygotował jej akurat na przejezdnych.
- To...pański kamień? - nawet w ustach Amora to pytanie brzmiało niesamowicie głupio.
- Nie - odkrzyknął facet. - Ale chyba mu się wydaje, że do mnie należy.
- To znaczy...? - dociekał Zero, jakoś nie dowierzając.
- Przylazło tu sobie któregoś dnia, nażarło się w moim ogródku i zostało, cholerstwo jedno - wyjaśnił. - A teraz tylko przeszkadza, jakby nie mogło położyć się gdzie indziej.
- Przylazło...? - powtórzyła Śruba mrużąc oczy, po czym gwałtownie odsunęła się, uświadamiając sobie z czym mają do czynienia: - To rekin piaskowy!
Zero i Jen równocześnie zrobili spory krok do tyłu. Przy skale stał teraz tylko Elliot, najwyraźniej w ogóle niczym nie przejęty. Teraz faktycznie zaczynał dostrzegać pęknięcia przywodzące na myśl kształt zwiniętego czworonoga. Potwór ukrył się niczym pancernik, nakrywając łeb i przednie łapy ogonem tak, że cała odsłonięta powierzchnia była twardą skałą, chroniącą go przed resztą świata. Łucznik miał jednak pewne wątpliwości, czy cokolwiek na tych stepach byłoby na tyle głupie, by próbować mu przeszkadzać. Poza nim, oczywiście.
- Mówcie na to jak chcecie - miejscowy machnął niedbale ręką. - Jak dla mnie już jest martwe. Niech no tylko się obudzi i pokaże tą nienażartą gębę... - pogładził sugestywnie leżącą na kolanach broń.
Wendy jakoś nie podzielała jego zdania. Popatrzyła z powątpiewaniem na prostą dwururkę i zwiniętego w kłębek stwora. Wyobrażenie sobie co zirytowany olbrzym zrobi z chylącą się ku ziemi chatką nie było zbyt trudne.
- Pan zdaje sobie sprawę, jak grubą skórę mają rekiny piaskowe? - zapytała. - Strzał w głowę z takiej strzelby tylko go rozwścieczy...
- Panienka sugeruje, że strzelać nie umiem?! - dogłębnie urażony mężczyzna uniósł ostrzegawczo broń.
- Hej, hej, spokojnie! - wtrącił się nagle cyborg, stając przed Szprychą z uniesionymi w pokojowym geście rękoma. - Niech pan o tym pomyśli od strony ekonomicznej.
- Co do tego ma ekonomia? - właściciel domu opuścił dwururkę.
Towarzysze Ela obejrzeli się w jego stronę, jakby dołączając do pytania. Chłopak skinął im głową w geście ,,Zajmę się tym", licząc z ich strony na odrobinę zaufania. Oczywiście mówimy tu o Kupidynie. W głowach reszty mogły najwyżej pojawiać się zamysły co zrobić, jeśli plan Amora zawiedzie.
- Zwierzaczek blokuje drogę, tak? To jest główny problem. Gdy padnie na jej środku martwy - łucznik machnął ręką na Zero, chcącego najwyraźniej skomentować irracjonalność zabicia rekina piaskowego jednym strzałem z prostej strzelby - dalej będzie ją blokował. Proszę się zastanowić, ile czasu i nerwów pan zmarnuje próbując zwlec go na pobocze. Obstawiam, że nie ma pan w domu ciężkiego sprzętu robotniczego, nieprawdaż?
- No...nie... - przyznał jego rozmówca, po raz pierwszy odzywając się z niepewnością.
- No właśnie! - kontynuował z przekonaniem Elliot. - Dlatego bardziej opłaca się pozostawić go żywego.
- To jak się go inaczej stąd pozbyć? - upierał się miejscowy.
- To pański szczęśliwy dzień! - odpowiedział Kupidyn tonem prowadzącego telezakupów. - Pański problem przykuł właśnie uwagę czwórki łowców nagród!
- Hola, partnerze! - wtrącił się Zero. - Pytałeś nas o zdanie?
- A co? Nie pomożecie? - chłopak obejrzał się na nich lekko zawiedziony.
- Jak koleś chce, by mu to bydlę chałupę rozwaliło to chyba nie nasz interes - zauważyła Jennifer. - Objedziemy tego skalniaka, a ten uparciuch niech sam szuka sposobu.
- Jen ma rację - Wen wzruszyła ramionami. - Poza tym chyba chcieliście się pilnie dostać do Cargo.
Eros prychnął zakładając ręce na piersi jak urażone dziecko. W końcu ruszył w stronę werandy.
- Jak raz gdy się mogę do czegoś przydać... - mruczał pod nosem. Zatrzymał się na schodach i spojrzał niemal wyzywająco na właściciela domku. - Ile pan zapłaci za pozbycie się tego rekina piaskowego?
Tym razem to Zero pacnął się dłonią w czoło, wyręczając zmęczoną już tym gestem antropkę. Rozmówca Kupidyna natomiast przeżuł w namyśle trzymane w zębach źdźbło i wyjął z kieszeni kilka bardziej wartościowych banknotów.
- Niech ci będzie - powiedział, wręczając mu pieniądze z góry. W końcu chłopak dalej stał w zasięgu strzału. Nie musiał się bać, że spróbuje go oszukać.
Cyborg schował zapłatę, kierując swoje kroki tym razem w stronę rozwalonego ogródka. Rekin piaskowy najwyraźniej gustował...w sałacie: rozmemłane i rozerwane główki przyschniętego w skwarze warzywa walały się wśród połamanego ogrodzenia. Chłopak znalazł jedną w miarę trzymającą się kupy, po czym wziął jeszcze krzywą sztachetę z pozostałości płotu.
- Ktoś ma jakiś sznur? - zapytał.
- Czy ty próbujesz...? - zaczął powątpiewająco Zero, gdy Wen poszła pogrzebać w bagażniku swojego samochodu.
- Zaufaj mi - odparł Elliot, łapiąc rzuconą w jego stronę szpulę. - ,,Marchewka na kiju" tylko brzmi głupio.
Nikt już nawet nie próbował się stawiać. Antropka i szary najemnik zdążyli się już odpowiednio poznać na charakterze zakutego w metal chłopaka, by wiedzieć, że i tak nic na jego głupotę nie poradzą. Plus był taki, że najwyraźniej ciężko go było ukatrupić i nie muszą czuć się winni gdyby coś poszło nie tak. W ostateczności po prostu go pozbierają, wrzucą do bagażnika i podczas postoju spróbują poskładać jak puzzle.
Elliot przygotował sobie prowizoryczną wędkę z przywiązaną sałatą w miejsce przynęty. Podszedł z nią do śpiącego rekina piaskowego i podsunął w miejsce gdzie powinien mieć głowę. Pomachał nią kilka razy. Zwierzę jednak spało kamiennym (heh) snem. Albo solidnie ignorowało zapach przysmaku, albo go nie czuło w ogóle. Chłopak jednak nie zamierzał się poddać. Mimo niemych protestów towarzyszy wspiął się na skałę i siadł na niej okrakiem, po czym spróbował podkopnąć rekina kilka razy, jak konia. Gdy po minucie spróbował to zrobić mocniej, zaczęły już go nachodzić wątpliwości, czy potwór aby na pewno żył. Może był stary i jak sobie zasnął, to już raczej z zamiarem nie wstawania? Cyborg jednak nie zamierzał się tak łatwo poddać i po chwili ciszy po prostu zaczął tłuc w niego piętami z furią.
- No weź, stary! - krzyknął na upartą skałę. - Życie ci właśnie ratuję! WSTA-WAJ-CHO-LE-RO-JED-NA!
Pozostali obserwowali to z pewnym rozbawieniem. Nagle jednak za którymś razem kamień poruszył się. Chłopak zastygł w bezruchu. Po chwili pod nim coś warknęło głucho i przeciągle. Grzbiet potwora z niczego ruszył się, podnosząc na łapach, a ogon odsłonił krótki pysk. Rekin piaskowy zamlaskał kilka razy, jakby nie do końca rozbudzony i zaczął się rozglądać, co też go obudziło. Chyba wzrok zaczynał go już zawodzić, bo wydawał się nie dostrzegać ani samochodu, ani trójki osłupiałych łowców nagród. Jego uwagę natomiast przyciągnął zapach sałaty, wiszącej nad jego łbem. Spróbował bezskutecznie wyciągnąć go do góry, kłapiąc przy tym szczęką. Eros spróbował zmusić go do ruszenia naprzód, wyciągając przynętę nieco dalej. Zadziałało - zwierzak przeszedł kilka kroków, próbując złapać ją w zęby.
- Do samochodu! - rzucił chłopak do reszty.
- Zamierzasz na tym czymś jechać do Cargo? - zapytała z niedowierzaniem Wendy, ale ruszyła razem z resztą do hummera.
- Coś jeszcze wymyślę! - zapewnił ją El. - Na razie po prostu się ruszmy, bo ciężko go trzymać w jednym miejscu... - skalna bestia kręciła się w kółko, goniąc za uciekającą sałatą.
Ciemnozielony samochód po chwili zawarczał i ruszył nieprzesadnie szybko, wymijając walczącego ze starym rekinem piaskowym cyborga. Eros wyciągnął kij przed siebie i potwór posłusznie ruszył za wozem. Amor jeszcze pomachał na odchodnym swojemu zleceniodawcy, drapiącego się z niedowierzania po wyłysiałym czubku głowy.
Kto dalej? Gdzieś trzeba będzie się milusińskiego pozbyć :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz