wtorek, 30 stycznia 2018

Od Zero (CD Oszusta) - Szukając kierowcy i przewodnika

        Zgodnie z przewidywaniami Zero, warsztat niejakiej Huxley był już zamknięty. Najemnik westchnął cicho. Oczywiście, że to nie mogło być takie proste. Notatka pod listem gończym w Annville mogła tam wisieć już od jakiegoś czasu - na tyle długo, by sam Wisielec ją zobaczył i sam przyszedł na spotkanie. Łowca nagród nie musiał nawet pytać sąsiadów, by odgadnąć, co się stało z właścicielką. Z drugiej strony poczuł niechęć do nieznajomego jeszcze zleceniodawcy. Co za idiota publicznie ogłaszał, gdzie będzie i o jakiej porze, na dodatek narażając osoby postronne? Cóż, jeśli w przeciwieństwie do owej Huxley nadal żył, Zero miał jeszcze gorsze przypuszczenia: ktoś próbuje odciągnąć od siebie Wisielca, ściągając psychopatę do przypadkowych miejsc. Kiepsko, bardzo kiepsko.
    Wszystko wskazywało na to, że Wisielec był już w Cargo i szary najemnik przypuszczał, iż długo tu nie zabawił. Zero wiedział z jakim człowiekiem ma do czynienia, bo już kilkakrotnie przyszło mu ścigać podobnych mu ludzi, ale obdarzonych różnego rodzaju mutacjami. Skoro prześladowca bez obaw przybył na miejsce, gdzie miała być konkretna osoba, najwyraźniej właśnie na nią polował. Pomimo tego nic nie powstrzymało go przed zabiciem nie świadomej niczego właścicielki warsztatu, toteż nadal stanowił zagrożenie dla każdego mieszkańca tej części Talos, choćby i tylko zupełnym przypadkiem akurat mieszkał w pobliżu jego obecnej kryjówki. Oczywiście mógł zabić Huxley z frustracji podczas prób wyciągania z niej jakichś konkretnych informacji, ale kulawe współczucie Zero wolało obstawiać najgorszy scenariusz. A to oznaczało, że musiał odnaleźć zleceniodawcę.
    Po przepytaniu sąsiadów udało mu się dowiedzieć, że u Huxley przez jakiś czas mieszkała arkanka, na oko po trzydziestce. Podejrzanym trafem wyniosła się z miasta na dzień przed śmiercią pani domu. Jeden młody chłopak, były pomocnik Huxley, nawet podał Zero nazwisko: Lin Xio Zhu.
    - To jej wina. To przez nią Hux dorwał ten wariat. Obyś ją znalazł w jednej z tych cholernych piramid i dopilnował, by za to odpowiedziała. - dodał z ponurą determinacją. Fakt, że winą za śmierć pracodawcy (i najwyraźniej także i dobrej znajomej) obarczał arkankę zamiast samego Wisielca mógł świadczyć o dwóch rzeczach: po pierwsze Lin Xio Zhu faktycznie celowo myli trop prześladowcy, a po drugie - młode pokolenie talosańczyków musiało mieć nienawiść do arkan w genach.
    Mówiąc ,,piramidy" chłopak musiał oczywiście mieć na myśli Arc. Zero był wdzięczny za tak dokładne informacje, ale mimo wszystko nie podobała mu się cała sytuacja. Nie był pewien, czy tym razem załatwianie transportu pójdzie mu lepiej niż ostatnio. Jeszcze przedwczoraj pewność w swojego kierowcę niemal kosztowała jego, Jen i Elliota spędzenie ulewy na pustyni. Uratowała ich obecność i empatia Dzierzby, a szczerze wątpił, by w pobliżu Arc mieszkała podobna samotna staruszka z równie dobrym sercem. Wolał mieć całkowitą pewność, że człowiek, któremu obiecuje część nagrody za swoją robotę nie zamierza go w żaden sposób wystawić...
    Kain wcale nie napawał go optymizmem.
    Odkąd tylko zobaczył uśmiechniętego najwyraźniej bez powodu mężczyznę przy stoliku pod wysoką witryną, Zero miał nadzieję, że to nie on ma na nazwisko Flint, a człowiek, którego szuka jest bardziej godny zaufania. Nie miał pojęcia co go tak w nim martwiło, ale z miejsca wydawało mu się, że normalnie w życiu nie współpracowałby z kimś jego pokroju. Pierwsze zdanie jakie od niego usłyszał (Ty, faktycznie masz szybę zamiast facjaty!) wcale nie napawało go optymizmem. A im dłużej z Marcusem Flintem rozmawiał, tym większej nabierał pewności, że wariat jego pokroju prędzej wszedłby innemu wariatowi w interes niż w paradę. Jednak już dawno temu Zero obiecał sobie, iż nie będzie oceniał ludzi po pierwszym wrażeniu. I chyba tylko dlatego jeszcze nie wyszedł z tej knajpy.
    - Słyszałem o Hux - rzucił Kain, gdy temat zszedł na to, co Zero udało się ustalić o Wisielcu. Nadal brzmiał nieco zbyt pogodnie. - Zdziwiło mnie, że miała z kimś na pieńku, ale teraz wszystko nabiera sensu.
    - Więc chyba rozumiesz także dlaczego czas gra tu istotną rolę - odpowiedział szary najemnik. - Jeśli po okolicy grasuje psychopata...
    - Nie ten jedyny - parsknął śmiechem Flint. - To Talos: koleś któremu zająłem miejsce na parkingu chciał mi rozerwać gardło nożem do masła. Wisielec odchodzi od schematu tylko o kilka bardziej barwnych morderstw bez szczególnej premedytacji.
    - Ujmę to inaczej - westchnął Zero. - Ten jeden konkretny psychopata ma pod swoim portretem kilka ładnych zer, poprzedzonych równie cudną cyfrą. Lepiej, by ten wspaniały dla oka rząd znaków numerycznych znalazł swoje odzwierciedlenie w banknotach, zanim Wisielca dorwie inny świr, którego nie obchodzi, komu wsadzi kulkę w środek czoła. Dla tej arkanki może to i lepiej, że jej problem rozwiąże się sam, ale drobny wydatek dla niej jest fortuną dla nas. A amunicja, konserwacja sprzętu i benzyna nie są tanie.
    - Teraz mówisz w moim języku! - mężczyzna klasnął w dłonie zadowolony.
    - Dobrze wiedzieć, że w końcu się dogadujemy... - głos szarego wcale nie wskazywał na to, by bardzo się z tego informacji cieszył. Marcus albo tego nie zauważył, albo miał to głęboko gdzieś. - Rozumiem, że zawiezienie mnie tam nie stanowi dla ciebie problemu?
    - Pewnie. O ile nie przeszkadza ci pięć godzin jazdy ze mną i Xanderem.
    - Xanderem?
    - To mój robot. Czasem nawet szofer. Mini szofer wielkości wiewiórki - wyjaśnił. - Lubi zrzędzić na mój temat, zwłaszcza przy obcych.
    Ciekawe dlaczego, pomyślał Zero, ale w ostatniej chwili powstrzymał się przed wypowiedzeniem tego na głos.
    - Jak dobrze znasz Arc? - zapytał Flinta.
    - Na tyle, by wpaść do środka na pół godziny, zrobić co chciałem i zwiać zanim zwrócą na mnie uwagę.
    - Czyli znasz układ tych ich... ,,statków", czy cokolwiek to jest? Potrafiłbyś dowiedzieć się, gdzie mieszka konkretna osoba?
    Marcus skrzywił się lekko. Pokręcił dłonią na szeroko rozpoznawalny znak ,,Tak jakby", co Zero nie przypadło do gustu. Wychodziło na to, że miał kierowcę, ale nadal brakowało mu przewodnika. Świetnie.
    - Wnętrze przypomina Devlin. Ale bardziej schematyczne i uporządkowane - wtrącił się ktoś z boku. - A jeśli masz nazwisko, to znalezienie odpowiedniego mieszkania jest kwestią minut.
    Obaj łowcy nagród spojrzeli na stolik obok nich, naprzeciwko witryny. Siedział przy nim zamaskowany mężczyzna w dobrze uszytym ciemnym stroju, najpewniej robionym na miarę. Na Zero spoglądała znudzenie para oczu o różnokolorowych tęczówkach. Najemnikowi skojarzyło się to tylko z gadem, a biorąc pod uwagę jego relacje z Comodo, ze wszystkich zwierząt to właśnie do zimnokrwistych żywił mieszane uczucia. Nie przypominał sobie, by widział tu mężczyznę wcześniej. Musiał przyjść podczas gdy rozmawiał z Kainem, ale ciężko ocenić, jak długo tu był i ile zdążył usłyszeć.
    - Faktycznie ciężko cię przegapić - kontynuował nieznajomy. - Wystarczyło przejść obok okna...
    - Co nie? Sam łeb wystarczy - wtrącił się Flint. - Tobie też mówili, że ma lustro weneckie zamiast mordy?
    - Zgaduję, że szukałeś mnie, bo interesuje cię robota przewodnika po Arc? - Zero zignorował komentarz towarzysza.
    - Bardziej fakt, że i tak idziemy w tą samą stronę - odpowiedział obcy. - Ale skoro za wszystkim stoi coś więcej niż myślałem...
    - Trzeba będzie podzielić nagrodę na trzy. Łapię.
    Mężczyzna uniósł jedną brew.
    - To było prostsze niż myślałem - stwierdził.
    - Jestem uczciwy. Przynajmniej jak na miejscowe standardy - Zero wzruszył ramionami. - I nie lubię zbędnej matematyki.
    Szaremu wydawało się, że trafił w dobry punkt. Tak przynajmniej wywnioskował z powolnego skinienia, jakie otrzymał w odpowiedzi.
    - Coś ty za jeden? - zapytał nagle Marcus. Skądś wyciągnął krótki ząbkowany nóż, którym zaczął z nudów podrzucać tak, by zataczał w powietrzu kółka.
    - Dobre pytanie. Wyjąłeś mi je z ust - odparł nieznajomy.
    - Marcus Flint. Do usług - odpowiedział z uśmiechem Kain, skupiając się cały czas na nożu. - No chyba, że wiszę ci kasę.
    - Bez obaw. Wszelkie długi reguluję na własnych warunkach.
    - To jak na ciebie mówią? - zainteresował się Zero.
    - W tej okolicy? Widmo.
    - A w innych?
    - Zależy od miejsca - ton głosu Widma dawał wyraźnie znać, że temat uznaje za skończony. - I zanim w ogóle przejdziemy do czegokolwiek chyba wypada wspomnieć, że nie zamierzam wlec za sobą żadnej kuli u nogi... dwóch tym bardziej - dodał, spoglądając ze zwątpieniem na Flinta, który zaciął się próbując złapać swoją ,,zabawkę".
    - Chcę tylko, by ktoś mi pokazał gdzie mam iść - zapewnił go Zero. - Reszta mnie nie interesuje. Po prostu wróć po swoją zapłatę... kiedyśtam, najlepiej nie w środku nocy.
    Spojrzał przez okno na niebo. Było jeszcze jasne, Słońce dopiero zniknęło za horyzontem, ale przez chmury już przebijał wyraźnie księżyc. Poszukiwania zajęły szybciej niż się obawiał. Po Cargo wieści rozchodziły się zgoła szybciej, jeśli wiedziałeś, co robisz.
    - Zdaje się, że to chyba już wszystko, co miałem wam do powiedzenia - stwierdził, przerywając ciszę (względną - bar przez ten czas wcale nie ucichł). - Możemy ruszać natychmiast?
    - Aye, aye! - odparł Flint wstając gwałtownie i chowając nóż. - Gotowi odbić? Okręt może być gotów w każdej chwili.
    - ,,Okręt"? - powtórzył Widmo unosząc jedną brew.
    - Nie byle jaki! - zapewnił go Marcus, bez pytania ruszając w stronę wyjścia. - Ruchy, szczury lądowe!
    Widmo i Zero pomimo pośpieszania jedynie odprowadzili go wzrokiem do drzwi, gdzie wyjął z kieszeni jakiś stary telefon, zapewne by zadzwonić do wspomnianego Xandera. Nowy towarzysz niedoli spojrzał na szarego tak, jakby spodziewał się, że współpraca z Kainem to jakiś żart. Ku jego rozczarowaniu, Zero tylko ponownie wzruszył ramionami.
    - Darowanego złota nie rzuca się skagom - rzucił i również wstał.
    Tylko on, Flint i Widmo w jednym samochodzie. Przez pięć godzin. Co może pójść nie tak?

Marc? Zmora? To ostatnie pytanie po prostu prosiło się, by tu trafić XD