czwartek, 20 października 2016

Od Erosa (CD Zero) - Półproszeni goście

        El przekręcił barkiem kilka razy, chwytając się przy tym za ramię. O ile lubił, gdy ludzie cieszyli się na jego widok, o tyle nienawidził tego typu ,,wylewnych" powitań. Craig był wyjątkowo silnym facetem, który na dodatek zawsze stara się być uprzejmy wobec innych. Odkąd tylko Eros pamiętał, w jego pojęcie uprzejmości wliczał się stary, dobry, męski ,,misiaczek" na powitanie...z tym, że ten miś miał łapy z tytanu i uścisk jak imadło. Z resztą pierwszej ekipy Juareza nigdy się tak nie witał jak z nim. Pyskaty łucznik po prostu szybko przypadł mu do gustu. Dlatego też chyba był jedyną osobą na globie, która zauważyła brak hałaśliwej grupy najemników, a co za tym idzie także jedynym, który się ucieszył widząc Kupidyna żywego - zakutego w metal i pozbawionego większości naturalnego ciała, ale żywego. Od tamtej pory polubił łucznika jeszcze bardziej. Pewnie głównie przez fakt, że przy nim nie musiał ograniczać swojej siły, bo cyborg był w stanie przeżyć wszystko. Jednakże kwestia ,,przeżycia" uprzejmości Craiga nie liczyła się z nie odczuwaniem jej nieprzyjemnych skutków. W skrócie: bolało tak jak za każdym razem, czyli cholernie mocno.
  Blaszany jednak nie miał serca (ani odwagi) zwrócić niedźwiedziowatemu mężczyźnie uwagi na nadmiar wkładanej w uścisk siły. Dlatego też odczekał do chwili, gdy Craig zniknął w oddali, zanim otwarcie jęknął z boleści i sprawdził stan żeber i obojczyków. Jen ciężko było ukryć rozbawienie, Dzierzbie również. Tylko Zero pozostał niewzruszony, ale Eros był pewien, że również ma niezły ubaw. W końcu on sam na jego miejscu śmiałby się wylewnie.
  - Przezabawne - skomentował w końcu Elliot po raz kolejny zauważając złośliwy uśmieszek starszej pani. - Ciekawe jak wy byście zareagowali gdyby ktoś was ścisnął jak pieprzony girallon.
  - Pewnie nie zareagowalibyśmy w ogóle, biorąc pod uwagę siłę Craiga - odparła Dzierzba. - Ciężko się porusza ze złamanymi kręgami.
  - Dla cibie to chyba ni nowość - zauważyła Jennifer wskazując na lewy nadgarstek cyborga.
  Juarez spojrzał na niego niezrozumiale, po czym dostrzegł o czym była mowa: na nasadzie dłoni, niczym bransoleta, ciągnęły się ślady spawania, jakby dłoń została oderwana do połowy i byle jak zaklejona spoiwem. Wiele to od prawdy nie odbiegało, bo o ile każdy żyjący i normalnie funkcjonujący człowiek zarabiał na jedzenie, o tyle Juarez zarabiał na następną wizytę u jakiegoś lepszego metalurga, który mógłby dać mu wymienne palce, płytki, a nawet całe stawy. A gdy kasy brakowało, musiał sobie radzić ze spawarką i liczyć, że przyczepiona na szybko część ciała nie odpadnie zupełnie przy następnej akcji.
  - To? - rzucił z parsknięciem śmiechu. - To jeszcze nic. Żebyś ty widziała jak wyglądałem po bijatyce z bandą wandali...
  - Oszczędź szczegółów - antropka zrobiła taktyczny odwrót. I słusznie - przez drogę już zdążyła się nasłuchać niesamowitych historii Elliota...
  Całe szczęście Dzierzba odwróciła uwagę Kupidyna oznajmiając, że dotarli na miejsce. Dom starszej pani snajper okazał się typową chatką jak każda w Swampy Bottom. Drewniany, parterowy budynek, góra trzyizbowy, z gankiem wokół i mało spadzistym dachem. Kobieta przekręciła klucz w zamku i odsunęła się na bok z grzecznym uśmiechem wskazując na otwarte drzwi. Zero zatrzymał się z założonymi rękoma.
  - Panie przodem - odpowiedział na pytająco uniesioną siwą brew.
  Jen zmrużyła oczy, chyba nie za bardzo wiedząc, czy ma się czuć zaszczycona czy wręcz przeciwnie, po czym weszła do środka. Dzierzba wzruszyła ramionami rozumiejąc, że nic nie wskóra na upór cichego najemnika. Wtedy jednak tuż przed nią wpartolił się do środka Eros, zupełnie jakby wcale nie słyszał uprzejmej uwagi Zero sprzed pół minuty. Kobieta pokręciła niedowierzająco głową rzucając szaremu spojrzenie w stylu ,,I gdzie ten savoir-vivre?".
  Łucznik rozejrzał się po przytulnym salonie. Dojrzał kamienny kominek, a przed nim stolik, z jakąś gazetką i długopisem, otoczony przez kanapę i dwa fotelę - wszystkie meble raczej starsze, ale jednak zadbane. Nie widział jednak niczego typowego dla każdego domku zamieszkanego przez osobę po pięćdziesiątce. Mianowicie pokój pozbawiony był wspomnień - nie było półek z książkami zakrytymi zdjęciami dzieciaków, żadnych nie było także na ścianach, wiszących na zmianę z czaszkami skagów czy innymi trofeami godnymi prawilnego mieszkańca Swampy Bottom i doniczkami na paprotki. Słowem było tu wszystko potrzebne do wyżycia, ale nic co mogłoby pomóc w samotności. Tak, jakby nikt tu nie mieszkał na stałe. Wszystko dopiero wyjaśnił tuman kurzu, który wzniósł się w powietrze gdy El klapnął na bliższy fotel. Pyłki wpadły mu do aparatu oddechowego i jakieś dwie minuty walczył o oddech ciężko kaszląc.
  - Pani tu aby na pewno mieszka? - zapytał ostatni raz chrząkając. - Bywałem już w zamieszkanych domach...
  - Naprawdę? Fascynujące - przerwał mu Zero, również rozglądając się po pomieszczeniu.
  Cyborg zmrużył ślepia, ale się nie odezwał. Nagle drgnął zaskoczony słysząc znajomy już warkot. Spojrzał niezrozumiale na wilczura Dzierzby, siedzącego obecnie przed fotelem i nie odrywającego wzroku od Elliota. Juarez rozumiejąc aluzję uniósł ręce w geście kapitulacji, po czym powoli wstał i odsunął się od fotela. Pies wskoczył na jego miejsce i sapnął, jakby mówił ,,No, i tak ma być". Eros przeszedł za stolik i przymierzył się do zajęcia miejsca na kanapie. Zamarł jednak w pół przysiadzie gdy z fotela znowu dobiegło warczenie. Odsunął się więc na symetrycznie ułożone siedzisko na drugim końcu stolika, ale i tym razem zwierzak nie był zadowolony. Chłopak rozejrzał się w poszukiwaniu jakiegokolwiek krzesła, ale niczego takiego nie znalazł. W końcu wzruszył ramionami i usiadł po turecku na podłodze obok kominka. Chwilę potem uderzyło w niego niesamowite poczucie niesprawiedliwości, gdy Jen bez problemów zajęła drugi fotel, a Zero kanapę (nogi musiał wcisnąć wyprostowane pod stolik).
  - Faktycznie, nie bywam tu codziennie - przyznała w końcu Dzierzba, lekko marszcząc nos, średnio zadowolona z własnego postępowania.
  Oparła karabin snajperski o bok kominka. Niczyjej uwadze jednak nie uszedł fakt, że najbliżej broni znajdował się wilczur, czujnie pilnujący trójki półproszonych gości. Przezorny jest zawsze ubezpieczony, przeszło cyborgowi przez myśl.
  - Może herbaty? - zaproponowała kobieta.
  - Ja chcę! - wyrwał się El.
  Gospodyni spojrzała na niego z uniesioną pytająco brwią. Amor chyba jednak najwyraźniej nie żartował, bo patrzył na nią wyczekująco, lekko kiwając się na boki.
  - W porządku... - powiedziała, lekko nieprzekonana. - Jen?
  - Poproszę - stwierdziła antropka ze wzruszeniem ramion.
  Dzierzba zniknęła więc w pokoju obok (zapewne kuchni). Wtedy za oknem błysnęło i po kilku sekundach rozległ się spóźniony odgłos grzmotu. Zero wydał nieartykułowany dźwięk mogący od biedy uchodzić za westchnienie niezadowolenia. Aż do tej chwili istniał cień szansy, że deszcz jednak nie nastąpi. Wtedy mogliby szukać transportu przez pustynię. Całe plany szarego łowcy nagród runęły w gruzach.
  No nic - będą musieli poczekać. Erosowi wcale tak to nie przeszkadzało. Byleby nie było nudno. W sumie to najchętniej założyłby słuchawki i odpalił MP3, ale w chwili obecnej wydawało mu się, że byłoby to po prostu niestosowne. Tak. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, Juarez właśnie uważał coś za niestosowne, chociaż wedle powszechnego mniemania nie wierzył w istnienie takowego słowa. Jak na razie było mu po prostu głupio odcinać się od towarzyszy, bo po prostu ich polubił, a swoje odcinanie się od świata na rzecz muzyki rezerwował jako jasny sygnał ,,Dajcie mi spokój" (kulturalnie mówiąc), kierowany głównie do osób przynudzających. A Zero i Jen zdecydowanie do takowych nie należeli.
  Rozejrzał się więc jeszcze raz po saloniku. Jego wzrok padł na stolik i leżącą na nim starą gazetkę z długopisem. Dalej siedząc na podłodze przyciągnął ją do siebie i popatrzył na otwarte strony. Na jednej z nich znajdował się kwadrat podzielony na dziewięć mniejszych, a każdy z nich podzielony na jeszcze mniejsze kratki w ten sam sposób. Nagle Kupidynowi wpadł do głowy idealny pomysł.
  - Hej, gra ktoś w ,,Kółko - krzyżyk"? - zapytał machając gazetką.
  - Nie chcę rujnować ci marzeń, ale to chyba sudoku - zwrócił mu uwagę Zero.
  - Sedokuku?
  - Su-do-ku.
  - Po cholerę ktoś tak nazywał ,,Kółko - krzyżyk"? Przecież to już ma nazwę - odpowiedział z niedowierzaniem cyborg. - To gracie?
  Szary westchnął i pokręcił głową w geście kapitulacji. Jen natomiast wzruszyła ramionami i wzięła do ręki długopis. Eros zadowolony przysunął się do stolika i dalej siedział po turecku jak małe dziecko, tak, że nad blat wystawała jedynie jego głowa.
  - Panie przodem - rzucił wesoło. - Tylko ostrzegam, jestem w tym mistrzem.
  Antropka bez dłuższego namysłu narysowała kółko w lewym górnym rogu i podała Elliotowi długopis. Chłopak wpatrzył się w planszę. Przez jakąś minutę w głębokim zamyśleniu stukał plastikową rurką w aparat oddechowy, typowo ludzkim odruchem, którego się nie wyzbył mimo prawie dwudziestu lat tkwienia w metalowym ciele. Postawił krzyżyk w kratce obok kółka Jen. Dziewczyna przejęła długopis i po kilkunastu sekundach postawiła drugie kółko tuż pod poprzednim. El spojrzał na pozostałe wolne kratki, po czym zadowolony z siebie narysował trzecie kółko i skreślił całą linię.
  - Wygrałem! - powiedział dumnie.
  Jennifer zamrugała kilka razy patrząc na skreślone kółka.
  - Przecież...- zaczęła. - JA grałam kółkiem. To nielogiczne...
  - Oj, logiki tutaj nie szukaj - Eros pokręcił głową przecząco. - Kilka tygodni temu kupiłem odstraszający ją amulet. Dzięki temu gdy dodaję dwa do dwóch dostaję korniszona.
  Oboje towarzyszy łucznika gapiła się na niego w ciszy i niedowierzaniu. W końcu Jen poddała się odkładając długopis i odchylając w fotelu przejechała sobie dłońmi po pysku. Wtedy wróciła Dzierzba, zręcznie operując trzema obtłuczonymi filiżankami naraz. Zdjęła z głowy kaptur odsłaniając zupełnie siwiutkie włosy zaplecione w warkocz. Postawiła naczynia na stole, zauważając przy tym tkwiącą w tej samej pozie co przed chwilą antropkę.
  - Coś przegapiłam? - rzuciła pytająco z lekkim uśmieszkiem i usiadła na drugim końcu kanapy.


Cezar? Nyan? Musiałam to kiedyś napisać :>