niedziela, 13 listopada 2016

Od Oszusta (CD Evy) - Bez ryzyka nie ma zabawy

        Dzień był idealny. Pogodny, słoneczny, nawet wiał leciutki wiaterek, wprawiający nieco podartą pelerynę Koszmaru w delikatne falowanie. Mimo wszystko Złodziej humoru nie miał. Dzień był zbyt idealny, zbyt jasny, by ktoś mógł pozostać niewidzialny w cieniu, a to znacząco komplikowało mu życie. I właśnie dlatego do tego jakże śmiałego napadu należało stosownie się przygotować. Oszust skłamałby mówiąc, że to dla niego nie pierwszyzna. Owszem rabował już banki, miał nawet konkretny schemat działania wykluczający możliwie największą ilość niepowodzeń, jednakże nigdy nie robił tego wręcz z marszu. Im ciężej strzeżona placówka tym trudniej było nawet dostać się do środka, o nie popełnieniu tragicznego w skutkach błędu nie wspominając. Jeśli napad miał się udać Oszust musiał dysponować pewnymi, jasnymi i konkretnymi danymi. A takowych nie posiadał. Strzępki informacji które zdobyła panienka Maddison (zakładając, że są one prawdziwe) pomogły mu jedynie zarysować w głowie ogólny plan działania, a o tym o czym nie wiedział i czego nie uwzględnił nawet bał się pomyśleć. Głównie dlatego wstał znacznie wcześniej niż Eva i od dobrej półtorej godziny kręcił się w okolicy banku weryfikując posiadane informacje. Na kartce którą widział nie było na przykład ani słowa o błyszczącej nowością kamerze zewnętrznej ustawionej wprost na drzwi wejściowe.
  Mężczyzna oparł się o ścianę zaułka naprzeciwko frontu banku i jeszcze raz zmierzył go wzrokiem. Nie był oczywiście sam z tym wszystkim. Dał panience Evie bardzo mało wymagające zadanie, by mieć pewność, że wszystko pójdzie dobrze. Jednak to nie było wszystko co miał do zrobienia jeszcze przed jego częścią zadania. A do tego przydał mu się nie kto inny jak pewna nieco irytująca złodziejka. Diabeł może i faktycznie był kiepskim nauczycielem skoro jeszcze nie wykorzenił naturalnej skłonności dziewczyny do paplania o wszystkim i nie zdusił jej skłonności do karkołomnego ryzyka, ale nie mógł odmówić dziewczynie spostrzegawczości i doskonałej pamięci, była więc idealną informatorką. Zgodnie z przypuszczeniami mężczyzny dziewczyna wyłoniła się z banku naturalnym krokiem odchodząc poza zasięg kamery. Zaraz potem jednak rzuciła się biegiem w stronę czekającego Złodzieja niemal na jednym wydechu streszczając mu każdy, nawet najbardziej szczegółowy drobiazg jak położenie kamer, ogólny rozkład budynku, ilość strażników i ich rozmieszczenie, niejasne przeznaczenie poszczególnych pokoi poza terenem dostępnym zwykłym ludziom i parę innych mniej lub bardziej potrzebnych mu rzeczy. Pochwalił dziewczynę, a ta rozpromieniła się cała, życzyła mu powodzenia i jakby nigdy nic rozpłynęła się w tłumie wzorem swojego mistrza. Na tym jej rola się skończyła, a Plaga mógł w spokoju przystąpić do realizacji swojego świeżo uzupełnionego planu. Złodziejka jasno dała mu do zrozumienia, że ani drzwiami nie wejdzie nie wzbudzając podejrzeń, ani nie uda mu się przemknąć niezauważonym przez nikogo. Została mu tylko jedna droga do środka – niewielkie okno na wysokości trzeciego piętra, prowadząca do, jak miał nadzieję, sali z monitoringiem.
  Zadanie niby proste i przyjemne, prawda? No... Może nieco mniej kiedy okazuje się, że ściana jest zbyt gładka, by dało się po niej wspiąć i utrzymać, by otworzyć sobie okno. Mimo wszystko ktoś dysponujący doświadczeniem i wprawą Zmory nawet nie zwrócił na to jako takiej uwagi. Wyciągnął łuk, nałożył na cięciwę modyfikowaną strzałę z liną, wymierzył i posłał pocisk w stronę okna. Już po chwili mógł cieszyć się urokami wspinaczki w pełnym słońcu, co niezmiernie mu się nie podobało. Dotarł na wysokość okna i ostrożnie zajrzał do wnętrza. Przed kilkunastoma monitorami siedział jakiś facet. Z obliczeń Koszmaru jasno wynikało, że ta zmiana musi powoli dobiegać końca, więc ochroniarz zapewne nie spodziewa się już zobaczyć czegokolwiek interesującego. Złodziej sięgnął do jednej ze skrytek swojego stroju i wyciągnął stamtąd specyficzny, trochę poobijany hak, który zaraz potem wbił między parapet, a framugę okna przyciągając tym uwagę strażnika. Zsunął się nieco po linie, by nie zostać zauważonym przedwcześnie i zaczekał aż facet otworzy okno. Po chwili usłyszał mamrotane przekleństwa kiedy ochroniarz zauważył hak i linę i zaczął się rozglądać. W tym momencie nie było już czasu na nic. Zmora podciągnął się błyskawicznie wpychając zaskoczonego faceta do środka, wślizgnął się zaraz za nim i przygwoździł go do ziemi zakrywając mu usta dłonią. Oczy mężczyzny błysnęły kiedy najwyraźniej przypomniał sobie Plagę, Zmora też go rozpoznał. Zaledwie parę dni temu ogołocił pół jego domu, po czym dał się zaskoczyć z rękami na sejfie, bo ten oto pan postanowił urządzić sobie spacer do gabinetu. Wargi Koszmaru wykrzywił pełen jadu uśmiech na wspomnienie tego incydentu.
  - Raz na wozie, raz pod wozem przyjacielu... – po czym huknął faceta tępą częścią haka w skroń i wstał. Podszedł do monitorów i uważnie im się przyjrzał. Minimum trzy kamery rejestrowały wejście od wewnątrz, korytarze i magazyn skrytek też były monitorowane. Uwagę Oszusta jednak zwrócił głównie widok na wnętrze bankowego skarbca. Gdyby nie zlecenie właśnie byłby tam w drodze, a jednak musiał zapanować nad ambicją i skupić się na zadaniu. Jedna z kamer właśnie zaprezentowała mu widok panienki Evy z recepcjonistką, Pladze mignął też pistolet i uznał, że pora zmodyfikować plan działania. Ten jego zakładał trochę mniej subtelne odwrócenie uwagi. Mężczyzna chwycił za krótki sztylet i podważył panel pod którym chowały się kable. Mógłby co prawda wyłączyć kamery w ten prawidłowy sposób, ale nie miał aż tyle czasu na zabawę z elektronikę. Chwycił pewniej za sztylet i zaczął przecinać po kolei kable dopóki obrazy nie urwały się w trakcie transmisji, a potem wsadził panel na miejsce, podszedł do drzwi i uchylił je zerkając na korytarz. Dwóch ochroniarzy w głębi pilnowało klatki schodowej. Nie mieli bladego pojęcia, że intruz ma zamiar zajść ich od tyłu. Już po chwili jeden z nich leżał jak długi na ziemi, a ten drugi tracił świadomość wprawnie duszony zrobioną z cięciwy łuku garotą. Zmora ruszył dalej eliminując ochronę tylko w momencie kiedy nie był w stanie jej obejść. W ten sposób przekradł się na sam dół i trafił do wielkiego pomieszczenia w którym panienka Maddison już kończyła rozmawiać z recepcjonistką.
  Kobieta wstała, zabrała broń Evy i zaniosła ją w stronę drzwi, wystukała kod, a drzwi stanęły otworem. W tym momencie Oszust uznał, że taka akcja wręcz domaga się odrobiny ognia, a przecież od dawien dawna podejmował się najróżniejszych wyzwań. Dlatego też ruszył biegiem w stronę kobiety ściągając na siebie spojrzenie ospałego ochroniarza.
  - Hej ty!
  Plaga w tym czasie zdążył dobiec do drzwi, zablokować je żeby znowu się nie zablokowały i wyrwać kobiecie broń panienki Evy z ręki.
  - Ja się tym zaopiekuję, madame. – oznajmił wyciągając kobietę z pomieszczenia. Zanim ktokolwiek zareagował drzwi zatrzasnęły się za Złodziejem, a on wbił hak w mechanizm mając nadzieję, że na dobre zatrzasnął drzwi. Albo właśnie odciął sobie drogę ucieczki, taką opcję też do siebie dopuszczał. Diabeł odwrócił się tyłem do drzwi i rozejrzał się po rzędach łudząco przypominających mu sejfy skrytek. Coś rąbnęło w drzwi za nim, a do uszu mężczyzny dotarło „Otwierać!”. Prychnął cicho pod nosem dając upust rozbawieniu. Dlaczego musi być tak, że każdy kto go przyłapuje zawsze łudzi się, że rozkazem wskóra cokolwiek? Tak jakby Złodziej nie miał nic lepszego do roboty niż się poddać na półmetku roboty. Inna sprawa, że niewielu ludzi miało szansę go zobaczyć. Jego metody zdecydowanie nie były widowiskowe i brakowało im spontaniczności. Nic nie dało się na to poradzić, że Oszust miał w zwyczaju pojawiać się niespodziewanie, robić co do niego należy i rozpływać się zanim ktokolwiek się zorientował co się stało. Wsunął pistolet panienki Evy za pasek i ruszył w stronę swojego celu. Zastał go elektryczny zamek na szyfr. Złodziej zmrużył oczy. Byłby w stanie założyć, że kody zostały przy biurku, którego nie miał okazji przeszukać. Teraz jednak nie miał jak się tam dostać, a wątpił czy udało by mu się sforsować tę miniaturową kasę pancerną. Jednakże i na takie przeszkody złodziej miał swoje sposoby. Po pierwsze: odkryć ile cyfr ma kod. Mężczyzna wcisnął przycisk z 0 i wciskał go tak dopóki przeszywający pisk nie obwieścił mu, że to nie ta kombinacja. Naliczył aż 4 cyfry, a to już w zupełności mu wystarczyło. Oczywiście 1234 z całą pewnością to nie było, ale w takim miejscu nie było mowy o przypadkowej cyfrze. Koszmar przyjrzał się przyciskom szukając tych minimalnie bardziej zniszczonych niż inne. Dokładnie cztery przyciski wydawały się być odrobinę starte. A więc kod zawiera takie liczby jak 3,5,6 i 9.
  Nagły huk oderwał mężczyznę od poszukiwań dobrej kombinacji. Drzwi wyrwane z ramy runęły do wnętrza, a do środka wlało się tłumek ochroniarzy. Gdzieś tam w tle wył cicho alarm niemal zupełnie ginąc w dźwiękach wydawanych przez ochronę. Złodziej rzucił niezwykle barwną wiązanką przekleństw pod adresem dnia, tego poronionego pomysłu z bieganiem po banku i całej reszty rzeczy i cofnął się w przerwę między dwoma rzędami schodząc z linii ognia mierzącym do niego ochroniarzom. Wyciągnął jeszcze jedną ze swoich zabawek i obrócił ją w dłoniach szukając przycisku. Padło na porządną, metalową kulkę – bombę dymną. Mężczyzna wcisnął przycisk i z kuli zaczęły wydobywać się obłoki białego jak mleko dymu. Zmora cisnął kulę celując w środek bandy ochroniarzy i odczekał chwilę. I wtedy go oświeciło. 3,5,6 i 9, skrytka o numerze 59 rząd 6, 3 od góry. Wyjrzał zza rogu, ale nie zobaczył niczego poza gęstą mgłą, więc ruszył w stronę swojego celu. Wstukał po kolei 5963 i odetchnął z nieudawaną ulgą kiedy drzwiczki skrytki odbiły i otworzyły się. Wyciągnął strzałę i wcisnął ją w kołczan obok pozostałych. Już zbierał się do szybkiej ewakuacji drzwiami kiedy nagle ktoś chwycił go za pelerynę i wciągnął w chmurę dymu razem z krztuszącymi się ochroniarzami. Zmora zachwiał się nagle wytrącony z równowagi i machnął rękami przy okazji trafiając w twarz jakiegoś faceta w hełm. Nagła iskierka bólu przeszyła mu dłoń, ale zignorował to na rzecz nacierającego na niego przeciwnika. Reszty na szczęście albo i nieszczęście nie widział, bo nie mógł zorientować się jak małe ma szansę przeciwko całej tej grupie. Uchylił się od ciosu ochroniarza, sprzedając mu własny prosto w żołądek, zręcznym ruchem zaszedł go z boku i wymierzył mu kopnięcie w kolano, a przeciwnik zwalił się na ziemię jęcząc cicho. Złodziej nie czekał na kolejnych przeciwników, rzucił się w stronę, jak mu się zdawało wyjścia. Nigdy nie uważał się za tchórza, ale doskonale wiedział, że złodzieje i bezpośrednie starcia na straconej pozycji nie idą w parze. Jeszcze parę razy musiał sobie torować drogę ogłuszając napastników zanim w końcu dotarł do drzwi i opuścił magazyn skrytek. A potem w pełnym pędzie przepchnął się obok usiłujących go zestrzelić ochroniarzy przy wejściu i wypadł na ulicę. Dostał co chciał i nikt mu nie spuścił za to łomotu, więc mężczyzna czuł się zwycięzcą. Nie pozwolił jednak by chwila triumfu przyćmiła jego zdrowy rozsądek. Jeszcze nie był bezpieczny. Pobiegł więc w dół ulicy bez większych problemów lawirując w niczego nie świadomym tłumie ludzi. Plaga wiedział, że zaraz się to skończy, kiedy ludzie zorientują się, że jest wśród nich przestępca, ale nie zamierzał czekać aż tak się stanie. Skręcił w najbliższą uliczkę i wspiął się na dach jakiejś rudery. Nie po darmo w końcu dachy nazywane są bardzo trafnie „Złodziejską Ścieżką”.

        Dopiero za jakiś czas, kiedy upewnił się już, że na pewno nikt go nie ściga wrócił do baru z którego wyszedł rano. Panienka Eva już tam na niego czekała przy tym samym stoliku co wczoraj. Zmora z głośnym westchnieniem opadł na kanapę i oparł się na stole. Musiał przyznać, że ktokolwiek majstrował przy tej jego bombie dorzucił tam jakiegoś świństwa, bo nawet mimo zasłoniętej twarzy mężczyźnie nadal kręciło się w głowie i męczyła go migrena. Typowy objaw podtrucia takim dymem, który dał o sobie znać jak tylko opadła adrenalina. Niegroźny, aczkolwiek mało przyjemny.
  - Masz? – spytała Maddison racząc go drwiącym uśmieszkiem. Oszust skinął jej głową nie mając ochoty wdawać się w zbyt wymagającą rozmowę.
  - A sądziłam, że jesteś profesjonalistą... – zagadnęła Eva nadal prezentując mu ten sam uśmiech.
  - A ja sądziłem, że wyciągniecie części ochrony z budynku nie jest zbyt wymagającym zadaniem. – odgryzł się Złodziej.
  - To była MOJA część planu, czyż nie? Zrobiłam to, co uznałam za właściwe. Podczas gdy ty postanowiłeś zabawić się w sprintera krótkodystansowca.
  - Potrzebowałem wyzwania, żeby ta akcja nie była tak nudna... – odparł – Poza tym wszystko się udało. Co prawda przez najbliższy czas nie powinienem pojawiać się w Cargo, ale to drobny szczegół.
  - O tak... Przecież to wszystko było celowo. – kobieta parsknęła śmiechem.
  - Nowa chciwość zastępuje starą. Tym razem nie było szansy na niezmierzone bogactwa, więc musiałem zadowolić się porządną dawką mocnych wrażeń.
  - Co w sumie nie zmienia faktu, że mogłeś to zrobić cicho. Ponoć potrafisz.
  - Oczywiście, że potrafię. Powiedzmy, że środek dnia w akrańskim banku to kiepska pora i miejsce na włamanie przy ilości informacji jaką posiadłem.
  - Ciesz się, że w ogóle coś miałeś.
  - Powiem ci coś. Kiedyś kradłem, żeby żyć, wiesz? Teraz żyję, żeby kraść. To cały mój świat i zawsze tak będzie. A ten dzisiejszy skok był niemal idealny.
  - Czy ty mi właśnie usiłujesz wmówić, że specjalnie spartaczyłeś robotę?
  - Gdybym tego nie chciał nie zauważyłabyś nawet kiedy dostałbym się do tego schowka i z niego wyszedł. Po wyłączeniu kamer, przeszedłbym wentylacją do samego magazynu, gdzie odgadnięcie kodu do skrytki zajęło mi nie więcej niż 5 minut. Jedynym problemem byłoby wyjście na zewnątrz, choć i tu dało by się skorzystać z wentylacji.
  Panienka Maddison posłała mu spojrzenie mówiące: „Żartujesz sobie ze mnie?”
  - Po pierwsze: Wyłączyłeś kamery? – odczekała chwilę, ale Złodziej nie zaprzeczył. – A po drugie: Miałeś plan i mogłeś go wykorzystać, a zamiast tego postanowiłeś zrobić zamieszanie?
  - To prawda. Z reguły działam w inny sposób. – zgodził się – Tym razem jednak nie było takiego powodu.
  - Ale dlaczego...?
  - Był dzień. W dzień nawet nie miałem szansy się ukryć. Równie dobrze mogłem ujawnić się w najbardziej dogodnym dla mnie momencie... A tak przy okazji... – Zmora wyciągnął zza paska pistolet Evy i położył go płasko na stole. – Nikt nie chciał go ode mnie odkupić, więc jest twój. Kiedy wracamy?
  - Już chcesz wracać?
  - Szukają mnie. Szukali już w momencie kiedy tu przyjechałem. Najlogiczniej jest wyjechać na jakiś czas i poczekać, aż sprawa przycichnie, nie sądzisz?
  - Pozwól, że przypomnę ci, że tak naprawdę to się boisz jeździć samochodami.
  - Jakże mógłbym o tym zapomnieć. Wobec tego do Annville dotrę pieszo. – po tych słowach mężczyzna wstał i wyszedł z lokalu, a Eva chcąc nie chcąc musiała podążyć za nim, bo w końcu to Plaga miał strzałę po którą przyjechali.
  - I co chcesz zrobić panie Zrobiłem-To-Specjalnie?
  - Nie stać cię na nic lepszego, panienko? – odparł szukając wzrokiem jakiegoś porządnie wyglądającego wozu.
  Znalazłszy takowy podszedł do niego pierwszym lepszym twardym przedmiotem wybił szybę od strony kierowcy. Sięgnął do środka i podniósł zamek, a potem otworzył drzwi i schylił się, żeby z niewielką pomocą kabli odpalić samochód.
  - Kradniemy to auto?
  - Nie wiem jak ty, ale ja je tylko pożyczam na wieczne nieoddanie.
  - Dobrze wiesz, że tak nie wolno...
  - Przestań myśleć o nas jak o dwójce złodziei. Ja tu pracuję, a ty zacznij myśleć o sobie jak o niezależnym pracowniku parkingu. Po prostu przeniesiemy ten samochód w inne miejsce.
  Już po chwili silnik obudził się do życia strasząc tym samym Zmorę, który nawiasem mówiąc odskoczył od pojazdu prawie wpadając na swoją wspólniczkę.
  - Czy nie zechciałabyś może oszczędzić mi stresu i poprowadzić tę diabelską... Ekhem... Wspaniałą machinę wprost do Annville?
  - Oboje wiemy, że dobry z ciebie kierowca i świetnie sobie poradzisz.
  Mężczyzna przymknął oczy nadal jeszcze odczuwając zawroty głowy.
  - Jeżeli chcesz bym nas zabił to proszę bardzo. Osobiście uważam, że nie powinno się prowadzić z migreną... To jak będzie, panienko?

Eva? Najwyższy czas się rozstać i ruszyć dalej, nieprawdaż?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz