piątek, 11 listopada 2016

Od Jen (CD Erosa) - Pogawędka przy herbatce

        Jen na sekundkę rozsunęła palce, zakrywających twarz, dłoni. Rzuciła kobiecie nieokreślone spojrzenie, po czym powróciła do poprzedniej pozycji. Nie miała w głowie nic. Ogarnęło ją czyste niedowierzanie. Był to właśnie ten stan, kiedy ktoś zrobi coś tak głupiego, tak nieproporcjonalnego do wieku, tak dziennego, że pomimo iż nie masz z tym niemal nic wspólnego to odczuwasz zażenowanie samym faktem znania i zadawania się z tą osobą. Nie mniej jednak, Stoner musiała przyznać, że trudno było tego idioty nie lubić.
  Oderwała dłonie od twarzy i pochyliła się do przodu. Spojrzała na Dzierzbę, po czym tonem wskazującym na pewną rezygnację, ale i niedowierzanie rzekła:
  - Cyborg mnie ograł.
  Wzrok kobiety powędrował ku leżącej na stole kartce. Uniosła z rozbawieniem brwi widząc trzy kółka i tylko jeden krzyżyk, oraz wyraźnie zadowolonego z siebie zwycięzce.
  - Jestem mistrzem tej gry- powiedział przepełnionym dumą głosem.
  Nikt nie śmiał zaprzeczyć. Albo po prostu nikt nie miał siły ani chęci by próbować udowodnić mu, że jest inaczej. Tak więc pozostała trójka, za pomocą jakiegoś dziwnego telepatycznego łącza, postanowiła pozwolić mu żyć w tym przekonaniu i porzucić wątek gry w ,, Kółko - krzyżyk".
  - No więc- zaczęła spokojnym głosem Dzierzba- Opowiecie mi jak znaleźliście się na pustyni, bez niezbędnego sprzętu i jakiegokolwiek środku transportu?
  Tik-Tak podniosła filiżankę do ust licząc, że popijanie herbatki zostanie potraktowane jako usprawiedliwienie lub chociażby dobra wymówka od mówienia. Zapatrzyła się w ciemny, lekko falujący płyn. To była głównie jej wina. To ona wpadła na pomysł wykorzystania Yi-lin'a, licząc, że odpowiednio zastraszony nie będzie próbował żadnych sztuczek. Popełniła błąd i to właśnie przez nią siedzieli teraz w dżungli i zamiast bliżej, to jeszcze dalej od Cargo. Być może nie trzeba było się w to ładować i dalej jeździć w tę i z powrotem po Złotym Szlaku, tylko niekiedy wykonując jakieś inne, drobne zlecenia godne kiepskiego RPG'a.
  Na szczęście, dzięki Erosowi, nie trzeba było długo czekać na wybawienie. Choć, już po pierwszych paru słowach cyborga doszła do wniosku, że lepiej by już chyba było samej się wypowiedzieć. Albowiem zamiast normalnie, po ludzku (lub czymkolwiek on był) wyjaśnić co się właściwie stało, on zaczął od samego początku jego znajomości z dwójką najemników, tak jakby nie można było opowiedzieć samej końcówki, która z pewnością byłaby wystarczająca.
  - No więc zaczęło się od tego, że chciałem skasować Zero. Potem okazało się, że Zero nie chce być skasowany i wspólnie, bez gróźb i rękoczynów- do uszu Stoner dobiegło ciche chrząknięcie wysokiego mężczyzny- doszliśmy do wniosku, że trzeba skasować babkę która chciała żebym ja skasował Zero. No, a potem poznałem znajomą mojego nowego znajomego, Jen. Jej robot zaczął się do mnie chamsko przystawiać, ale ta oto szlachetna dama w sposób taktowny i życzliwy problem rozwiązała. -Tik-Tak skrzywiła się lekko, ale nie skomentowała- A potem...
  Jennifer wyłączyła się. Mogła się założyć, że przy takim szczegółowym omawianiu ich posunięć na pewno nie uda się ominąć opowiastki o stekach ze skagów. Zastanawiała się nawet czy nie lepiej by było wyjść, ale szybko odrzuciła ten pomysł. Byłoby to co najmniej nietaktowne. Antropka chciała wziąć kolejny łyk herbaty, ale z niemym zaskoczeniem stwierdziła, że ta się już skończyła. Kiedy?
W tym momencie nie było to jednak aż tak ważne. Eros właśnie dochodził do swojej opowieści której chyba nie zamierzał nikomu oszczędzić. Nagle wyjście z pomieszczenia przestało wydawać się Jen aż tak niestosowne.
  - A tak na marginesie, to musicie poznać tę historię, jest bardzo pouczająca i, być może, uratuje wam kiedyś...
  - Przepraszam.- powiedziała Jen wstając i kierując się ku wyjściu- Ja siem już tego nasłuchałą.
  Otworzyła drzwi i wyszła.
  Na dworze panowała niezła zawierucha. Wiatr nie był zbyt silny, ale zimny i, pomimo zadaszenia, sprowadzał liczne krople deszczu pod same drzwi i na antropkę. Dziewczyna przykucnęła pod oknem i oparła się o ścianę. Podkuliła nogi, objęła je ramionami i wsparła głowę na kolanach. Na tej ulewie i, rozrzucającym jej włosy na boki, wietrze, w takiej pozycji musiała wyglądać jak jakaś biedna, zbłąkana bezdomna. W sumie pieniędzy wiele nie miała i sypiała w zaułkach, ale czy była zbłąkana? Jasne, teraz owszem, jakby nie patrzeć kierując się do Cargo wylądowała w Swampy Bottom, ale tak ogólnie? Nie miała raczej żadnych egzystencjalnych problemów. Rzeczywiście, nie miała celu, ale to nie stanowiło większego problemu. Większość ludzi na tej cholernej planecie nie ma konkretnego celu, pomyślała, i im z tym cholernie dobrze.
  - Albo źle- dodała na głos.
  Wiatr i ulewa wzmogły się jeszcze więc wstała i ruszyła w powrotem do drzwi. Była niemal całkowicie przemoknięta. Choć nigdy nie była wzorem kultury i dobrych manier, wiedziała, że nie powinna władować się przemoczona, w brudnych buciorach do domu osoby, która zgarnęła ją z pustyni. Nawet jeśli dom ten nie do końca był zamieszkany.
  Tak więc, ledwo weszła, zdjęła buty i kurtkę, którą pośpiesznie wytarła sobie włosy, z których woda lała się równie obficie co z chmur na dworze. Weszła w idealnym momencie, cyborg właśnie kończył swoją opowieść.
  - ...dlatego właśnie nie powinno się próbować steku ze skaga- skwitował.
  Idąc w kierunku stołu Stoner zmierzyła wzrokiem pozostałą dwójkę. Po Zero jak zwykle nie było widać zbyt wiele. Niemniej jednak sprawiał wrażenie jakby odrobinę żałował, że nie poszedł w ślady dziewczyny. Dzierzba natomiast nadal nie przestawała wpatrywać się w Erosa, jakby zastanawiała się, czy mężczyzna naprawdę jest taki głupi jak się wydaje, czy jedynie udaje. W końcu odchyliła się do tyłu kręcąc z lekkim niedowierzaniem głową.
  - Wracając do tematu...- zaczęła, ale cyborg nie dał jej dokończyć.
  - Tak, tak! Już powracam- oświadczył gorliwie- No więc oberwałem ziemniakiem.
  Zero pacnął się dłonią w czoło, ale jakimś cudem, powstrzymał od komentarza, podczas gdy kobieta zaniosła się cichym śmiechem.
  - To musiało boleć.
  - Nie tak jak atak tego...- zaczął Eros z wyraźnym, aczkolwiek udawanym, oburzeniem, jednak słysząc warkot zmienił tor wypowiedzi-... Przemiłego pieska. Albo misiaczek od Craig'a. Nic nie boli tak jak misiaczek od Craig'a.
  - Muszę sobie sprawić takiego Craig'a- mruknęła po nosem Jen, rozsiadając się z powrotem w fotelu.
  - Wracając- tym razem to Zero pośpieszył cyborga- Minie jeszcze sporo czasu zanim przestanie padać, ale jak tak dalej pójdzie to zostaniemy tu do następnej ulewy.
  Eros nastroszył się lekko, ale chwilę potem, jakby zapomniał, że został zganiony, z entuzjazmem powrócił do opowieści.
  - W pewnym momencie doszliśmy do wniosku, że coś jest nie tak. Wyglądało na to, że się zgubiliśmy. Wysiedliśmy z ciężarówki żeby się rozejrzeć. Podczas gdy Zero i Jen prowadzili miłą wymianę zdań z kierowcą, ja mężnie wpiąłem się na wydmę. Chwilę potem napadł mnie...znaczy... przytulił ten... Przemiły piesek. Kierowcy widocznie gdzieś się spieszyło więc...
  - Więc spieprzył- dokończyła za niego Tik-Tak- Koniec bajki.
  - Brzydkie to twoje zakończenie- stwierdził po krótkiej chwili ciszy Eros- Moje byłoby lepsze. Takie z happy endem.
  Jennifer przewróciła oczami. Była już zmęczona. Nie wyspała się, miała jeszcze trochę kaca i spędziła cały dzień z Kupidynem, to, a zwłaszcza to ostatnie, wykończyłoby każdego.
  - Dobrze...- odezwała się Dzierzba - Cała ta opowieść była niezwykle fascynująca, ale wciąż nie wiem jednego.- tym razem ewidentnie wróciła się do Zero- Kogo wy tak właściwie szukacie?

To kto teraz? :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz