środa, 25 kwietnia 2018

Od Sierry - Fortune, fortune, smile and fade...

     – Fortune, fortune, smile and fade
I haven't seen you much of late
I need you now, cannot wait
But when I'm looking all around*...

     Wandal miał zupełnie inny gust muzyczny. Gorszy czy lepszy? Trudno powiedzieć, ale na pewno był nieco odmienny. W końcu upodobania od zawsze były kwestią umowną i personalną. To co dla jednego było wspaniałą muzyką, dla innych mogło być zwyczajnym łomotem. Albo wrzaskiem. W tym przypadku chyba nawet głównie wrzaskiem, ale czy to od razu oznaczało, że było złe? Owszem, nie musiało się podobać każdemu. W zasadzie nie musiało się podobać nikomu, bo twórca tego dźwięku  – niemal na pewno wschodząca gwiazda rdzennej muzyki nowego Talosu  – wydawał się być bardzo usatysfakcjonowany swoim występem. Wobec tego nie liczyło się nic innego. O guście się przecież nie dyskutuje. Z wandalami w zasadzie nie dyskutuje się o niczym, bo się nie da. A wielu już próbowało...
     – WRAAAAGHRAAA! – wandal zakończył swój solowy popis, dosadnie uderzając pięściami o otwarte dłonie. Zebrał porzucone dookoła włócznie i z radością zamachnął się, celując w wiszącego trochę ponad nim człowieka.
     Sierra nie wydał z siebie żadnego dźwięku świadczącego o bólu czy zażenowaniu, kiedy uderzony dwiema włóczniami na raz zakołysał się w wyjątkowo nieudanej imitacji piniaty. Powód był prosty – Vassil Estes nie posiadał ani receptorów bólu, ani zdolności odruchowego reagowania na upokorzenie. A wisząc za nadgarstki pod dziwnym, przerdzewiałym obiektem o konstrukcji szubienicy zupełnie nie myślał o tym, by wykrzesać z siebie adekwatną, ludzką reakcję. Zajmował myśli tylko tym, by wyjść cało z obozu wandali zanim jego podwózka do najbliższego miasta znudzi się czekaniem na wątpliwej jakości ochroniarza i odjedzie w siną dal w gęstych tumanach kurzu. To byłoby bardzo w stylu współczesnych Talosańczyków...
     – Fortune, fortune, smile and fade... – zaczął znowu, znacznie mniej chętnie i nie kłopocząc się zachowaniem rytmu. Nie pamiętał skąd znał tę piosenkę, chociaż naprawdę mu się podobała. I przynajmniej w pierwszych wersach doskonale opisywała jego teraźniejszą sytuację... ale wandalom jakoś się nie podobała. I z każdym powtórzeniem zdawała się drażnić ich coraz bardziej.
     – WEERGEHRAAA! – wyrzucił z siebie ten sam wandal, który przerwał mu już kilka razy i nigdy nie pozwolił dokończyć nawet pierwszej zwrotki.
     Sierra cierpliwie wysłuchał nagany i zniósł poszturchiwanie włóczniami. A potem wandal nagle zniknął, kiedy świat uciekł Estesowi sprzed oczu. Vassil na ułamek sekundy zobaczył gwiazdy, później piach pod nogami wandala, jego rozmazaną sylwetkę i znów gwiazdy. Powtórzyło się to jeszcze kilka razy zanim obraz ustabilizował się na nowo, tylko delikatnie kołysząc się w górę i w dół.
     – Jeśli mam brać cię na poważnie, może przestaniesz mnie klepać tymi kijkami? – spytał spokojnie, odwracając głowę w stronę wandala – Szanuję tylko tych rozmówców, którzy nie wypadają mi z zasięgu wzroku średnio kilkanaście razy na niecałą minutę...
    Wandal oczywiście nie zrozumiał. I standardowo zupełnie nie przeszkadzało mu to w udzieleniu wyczerpującej odpowiedzi. Wandalom nigdy nic nie przeszkadzało... Chyba że był to inny humanoid w zasięgu rzutu włócznią. Dziwna rasa z dziwnym podejściem do życia.
      Tymczasem inny wandal niby zupełnym przypadkiem oparł się o konstrukcję, od niechcenia ostrząc ociosany grot włóczni o jakiś kamień. Sierra musiał odwrócić głowę, żeby mu się przyjrzeć i z sykiem wypuścił powietrze przez aparat mowy. Porażenie go miałoby sens i rozpętałoby bardzo pożądane zamieszanie w okolicy. Gdyby tylko rdza przewodziła prąd.
     – Gergrehra sokrewra egra wre kawrah! – na Sierrę spadł kolejny cios drzewca włóczni i świat po raz kolejny stracił na ostrości, w zamian bardzo szybko się przesuwając. W górę, w dół, w górę i znowu w dół, i w górę i... Wandal przytrzymał go dolnymi ramionami i z bardzo bliska przyjrzał się jego twarzy. Chciał go zapewne zastraszyć i zmusić do skoncentrowania się na nim, ale odbił się w szybie, więc pokręcił chwilę głową, jakby oceniając czy dobrze wygląda.
     – Ej! – zaprotestował – EGRA WRE KAWRAH!
     Nie miał pojęcia co właśnie wykrzyknął, ale głęboko chciał wierzyć, że było to coś obraźliwego. Rzecz jasna nie bardzo i śmiertelnie obraźliwego, bo przebitego włócznią torsu raczej by już nie wyklepał. Miało być trochę obraźliwe i trochę bardziej groźne. Przynajmniej z takimi intencjami Sierra w ogóle się odzywał.
     Wandal cofnął się zaskoczony i zacisnął dłonie na włóczniach. Cały się nastroszył i wykrzyknął po swojemu jeszcze kilka mniej zrozumiałych zdań. Najpewniej obelg kierowanych pod adresem bezczelnego robota, a może nawet i gróźb śmierci na kilka wymyślnych sposobów... Ale hej! Przynajmniej opuścił vasilową przestrzeń osobistą.
     Sierra, gdyby miał jakąkolwiek twarz, wykrzywiłby wargi w kpiącym uśmieszku. W obecnym stanie posiadania mógł jedynie nabrać powietrza, nie przejmując się zgrzytem piasku na filtrze – wcześniej czy później i tak się wysypie – i zanucić:
     – Fortune, fortune, smile and...
     GARGHOH WA HRE!
     – I am flesh and I am bone. Rise up, ting ting, like glitter and gold**...?
     WEERGEHRAAA KAWRAH!
     – To mnie wypuść, cwaniaczku! WA HRE KAWRAH!
     Stojący pod szubienicą jegomość, dotychczas zupełnie niezainteresowany wymianą zdań, oderwał się od ostrzenia grotu, noża i kilku innych narzędzi zagłady, którymi był obwieszony i skrzyżował obie pary rąk na klatce piersiowej, zajmując miejsce po lewej od awanturującego się kolegi.
     O, o...
     Pierwszy cios sprawił, że Vassil zakręcił się wokół własnej osi, na moment zupełnie tracąc orientację w terenie. Zaraz potem zawirował w drugą stronę i zgubił się już zupełnie w tym, kto gdzie stoi i skąd może nadlecieć nowe uderzenie. Dlatego nie zdążył schować głowy między ramionami i włócznia trafiła go prosto w twarz aż coś zagrzechotało mu w czaszce.
     – Cholera by cię! Spróbuj tylko coś mi przestawić! – odgrażał się. Sytuacja była beznadziejna. Przecież nie mógł się bronić bez rąk... A może jednak?
     Złapał dłońmi za stalową linkę, którą był skrępowany i podciągnął się lekko. Zarzucił stojącemu bliżej wandalowi nogi na ramiona i zanim ten zareagował, zacisnął uchwyt, błyskawicznie się obracając. Wandal stracił równowagę i przewrócił się, wymachując wściekle rękami. Jedna z włóczni zawadziła o jego groźniejszego towarzysza. Obaj upadli na ziemię. Sierra usłyszał jeszcze dziwne, gardłowe jęki zranionego przeciwnika i w myślach pochwalił swój geniusz. Jednak samozadowolenie szybko z niego uleciało, gdy zorientował się, że jego rozwiązanie wcale niczego mu nie ułatwiło. Dalej wisiał, a wandale już się podnosili. I wszystko wskazywało na to, że byli solidnie wkurzeni.
      – Nie dogadamy się jakoś...? – spytał jeszcze, modulując głos na podszyty nadzieją.
      Skręcił się w ostatniej chwili. Włócznia tylko otarła się o jego bok i utkwiła głęboko w ciele innego, przechodzącego w pobliżu wandala. Tamten zaklekotał dogłębnie zaskoczony i upuścił niesione w rękach pakunki – ciekawe komu podkradł fanty – postał tak jeszcze przez chwilę, wpatrując się tępo w broń sterczącą mu z boku, a potem ciężko zwalił się na ziemię. Już się więcej nie poruszył.
     Jak tak dalej pójdzie sami się wykończą!
     Vassil nie planował skutecznie uniknąć kolejnego nadlatującego pocisku. Kopnięciem odepchnął od siebie nacierającego na niego wandala i podciągnął się wyżej. Przerzucił ręce ponad belką szubienicy i oparł się na brzuchu, a potem przeniósł nad nią jeszcze nogę i usiadł okrakiem na całej konstrukcji. Poruszył dłońmi, sprawdzając czy stalowa linka się poluzuje. Trzymała mocno, ale Sierra był uparty. I miał naprawdę dobrą motywację w postaci składającego się do rzutu przeciwnika.
     Odchylił się do tyłu, niemalże spadając z szubienicy. Zaplątana linka naprężyła się, skutecznie ograniczając mu pole do manewru. Na szczęście tyle wystarczyło, żeby nie dać się zabić. Wyprostował się z powrotem i zaczął dokładniej trzeć nadgarstkiem o nadgarstek. Szybciej, mocniej i bardziej rytmicznie, bo to, o dziwo, działało nadzwyczaj dobrze i niosło ze sobą szansę na uwolnienie się.
     W końcu linka puściła i Sierra był wolny. Względnie. Jeden z wandali chwycił go za stopę i szarpnął do siebie. Horyzont nagle stał się pionową kreską oddzielającą ciemny piasek pustyni po lewej od jeszcze ciemniejszego, rozgwieżdżonego nieba po prawej. A chwilę później już zrobiło się zupełnie ciemno. Któryś z wandali chwycił go za głowę, wcisnął bardziej w ziemię i przytrzymał tak dłuższą chwilę, dopóki Sierra nie przestał walczyć. Filtr powietrza zarzęził żałośnie, kiedy zupełnie zapchał się piaskiem. Vassil podniósł się z ziemi wyraźnie bardziej ociężale niż zwykle. Nie lubił tak nagłej zmiany perspektywy, o uderzeniu w ziemię nie wspominając. Może i nie czuł żadnego bólu... Ale zawroty głowy i owszem. Podniósł głowę tylko po to, żeby zobaczyć, że najwyższy czas zasłonić się przedramieniem. Uniósł je niemal odruchowo, przyjmując cały impet ciosu na ramię, a siła odrzuciła go na plecy. Filtr nadal się krztusił, sprawiając, że Sierra choćby chciał, nie mógł wydać z siebie żadnego dźwięku. W zamian jednak bez trudu mógł się przegrzać.
     Musiał wziąć się w garść. Przecież nie po to się uwolnił, żeby dać się pobić dwójce głupich humanoidów. Nadal leżąc, wyprostował palce prawej dłoni. Czas na zemstę miał nadejść już niebawem.
     Pierwszego nachylającego się nad nim wandala usmażył od środka. Wyczekał na idealny moment, a kiedy przeciwnik znalazł się w zasięgu ręki, błyskawicznie go złapał, od razu uruchamiając pełną moc paralizatora. Ciało humanoida zesztywniało i zadrżało, ale Sierra nie puścił. Trzymał go jeszcze przez dłuższą chwilę, upewniając się, że ten wandal na pewno już więcej nie wstanie.
     Drugi był już mądrzejszy i nie dał się złapać w tę samą pułapkę. Mimo że Sierra wcale nie planował znowu powtarzać swojej sztuczki. Bez elementu zaskoczenia i tak nie miała szansy, a on był już na nogach. Dlatego rzucił się w stronę jednego ognisk rozsianych dookoła obozu wandali. Już po chwili drugi z przeciwników z wolna zajmował się ogniem, leżąc twarzą w palenisku.
     Sierra pochylił się i oparł dłonie o kolana. Odchrząknął, zmuszając zatkany filtr do rozruchu. Poklepał się nawet po gardle, żeby wszystkie ziarenka się ruszyły. Na pustynię spadła drobna, ale całkiem długa strużka piasku. To nie rozwiązało zupełnie całego problemu, chociaż temperatura wewnątrz sztucznego ciała przestała sprawiać wrażenie ryzykownie wysokiej.
     – Trzech leży... – podsumował z westchnięciem – Jeszcze tylko reszta obozu...
     Na szczęście nie był zbyt wielki czy rozbudowany. Poza tym był środek nocy i większość wandali odpoczywała w swoich prowizorycznych szałasach, żeby następnego dnia już od rana siać terror i spustoszenie na szlaku. A Vassilowi w oczy rzuciło się kilka kanistrów przywłaszczonej sobie benzyny... Na plan nie musiał długo czekać. I tak nie życzył najlepiej wandalom. Szczególnie po tym jak go potraktowali.
     Plan był bardzo dobry. Niestety tylko do czasu aż Sierra nie zaczął go realizować. Co prawda był pewien tego, że szałasy zapłoną jak pochodnie – w końcu zrobione były z jakichś szmat, które w dodatku całkiem ładnie nasiąkały paliwem. Zasadniczym problemem było jednak to jak je podpalić. Miałby rzucać w szałasy węglem z ogniska? Pomysłowe, ale idiotycznie głupie. Osmalonych kabli dłoni nie byłoby mu łatwo wymienić, mając do dyspozycji tylko jedną sprawną manualnie rękę. Sierra jednak głęboko wierzył w swoją sztuczną kreatywność. W końcu brał zlecenie, mając pewność, że sobie poradzi, więc poradzić sobie musiał.
     Jego wzrok zatrzymał się na chwilę na przydługim, metalowym drągu wbitym w dogasające palenisko. Zaraz potem przeniósł wzrok na swój wygnieciony T-shirt i tak ozdobiony poszarpaną dziurą na boku, trzymany w dłoni kanister i znów na kawał rurki. Bingo! Noooo... W albo prawie. Czym to draństwo podpalić? Sierra skończył podlewać szałasy, wysilając przy tym wszystkie swoje zdolności w byciu dyskretnym. A przy okazji także praktycznie pozbył się całego tygodniowego przydziału błyskotliwych pomysłów. Najwyraźniej jednak się opłaciło, skoro nie obudził i nie zmusił do wyjścia żadnego nadprogramowego wandala.
     Vassil niedbałym ruchem ściągnął z siebie koszulkę, zupełnie głuchy na trzaśnięcie materiału, kiedy rozciągnął go zbyt mocno. Przecież i tak zamierzał puścić swoją garderobę z dymem, co za różnica w jakim była stanie? Przerzucił kawałek szmaty, który już nie mógł uchodzić za żaden rodzaj ubrania, przez ramię i świszcząc zapiaszczonym filtrem ruszył w stronę kija w palenisku. Wyciągnął go, obejrzał krytycznie z każdej strony i zamachnął się sprawdzając czy wytrzyma. Po czym usiadł na piasku i położył go na udach. Szybko przywiązał pozostałości po koszulce do końca kija i wcisnął go do kanistra. Okej, teraz ta trudniejsza część... Sierra delikatnie chwycił mały palec lewej ręki. Nie uważał tego za najlepsze wyjście, ale był niemalże pewien, że w najbliższej przyszłości nie będzie potrzebował akurat tej części ciała. Nic lepszego nie przyszło mu do głowy.
     – I am flesh and I am bone.
Arise, ting ting, like glitter and gold.
I've got fire in my soul
, huh?
     Wbrew pozorom wcale nie dodał tym sobie otuchy i chociaż wiedział, że i tak niewiele poczuje, z niechętnym ociąganiem odgiął palec do tyłu. Zawias trzasnął niewiele później, a przerwany kabel sypnął iskrami. Sierra mimowolnie odwrócił od tego głowę, nie chcąc widzieć brzydko wygiętego, zwisającego bezwładnie palca i zbliżył dłoń do prowizorycznej pochodni. Obraz przed oczami zaczerwienił mu się i zamigotał ostrzegawczo, nieco zbyt późno ostrzegając o awarii. Pochodnia tymczasem zajęła się ogniem, więc złapał ją za bezpieczny koniec i uniósł nad głowę. Vassil wstał i uszkodzoną dłonią otrzepał spodnie z piasku. A potem nie marnując więcej czasu, szybkim krokiem ruszył ku pierwszemu szałasowi...
     Trzaśnięcie drzwi samochodowych wystraszyło drzemiącego kierowcę. Poderwał się, natychmiast sięgając na ślepo do kabury. Najwyraźniej wiódł urokliwe i pełne przygód życie, skoro wyrobił w sobie tak popularny w ostatnich latach nawyk. Sierra w tym czasie włączył niewielkie światełko przy suficie. Przy drugim mężczyźnie mógł uchodzić za najprawdziwszą ostoję opanowania i swobody. Zerknął wprost w wycelowaną w niego lufę, a potem odtrącił ją niedbałym machnięciem reki.
     – Spokojnie... Wandal nie byłby aż tak kulturalny jak ja, a nikogo innego tu nie ma.
   – To Talos – oświadczył sucho siedzący za kierownicą mężczyzna jakby te dwa słowa wszystko tłumaczyły. Był raczej mizerny i chyba nie nadawał się do swojej roboty w charakterze najemnika. Na szczęście kierowcą był dość dobrym. W każdym razie Sierra nie czuł się jakby miał za moment opuścić pojazd przez przednią szybę.
      Pokiwał głową, starając się wyglądać śmiertelnie poważnie. Przynajmniej przez chwilę, bo kiedy tylko niewielka terenówka ruszyła przed siebie, rozgrzebując piach i sypiąc nim na boki, rozsiadł się wygodniej. Podniósł lewą dłoń na wysokość głowy i z przeciągłym westchnięciem przerzucił wyłamany palec z zewnętrznej strony ręki do wewnątrz.
     – Nie obyło się bez ofiar? – spytał kierowca, zerkając na niego kątem oka. Nie wydawało się jednak, żeby potrzebował wyraźnego potwierdzenia.
     – I tak wyszedłem z tej wizyty w najlepszym stanie – stwierdził Sierra. Na chwilę przeniósł wzrok na wsteczne lusterko i odbijającą się w nim słabą, pomarańczową łunę. Obóz wandali naprawdę ładnie płonął... Razem ze wszystkim co udało im się zebrać, a co dla Vassila było zupełnie bezużyteczne. No bo patrząc prawdzie w oczy na co mu iście kolekcjonerski zestaw szóstki zupełnie różnych kołpaków? Albo szkatułka pogiętych artystycznie blaszek?
     – Najlepiej to wyszedłem na tym JA – nie zgodził się kierowca, uśmiechając się cwaniacko. – Przywiozłem, zaczekałem i odwożę. Żeby wszystkie roboty były takie proste i przyjemne...
     – I dlatego MNIE zapłacą więcej – odgryzł się Sierra.
     Kierowca burknął pod nosem coś o panoszeniu się łowców nagród i równych prawach dla ich łaskawych szoferów. Sierra spróbował się krótko zaśmiać. Zamiast tego wyszedł mu żałosny zgrzyt.
     – Potrzebujesz skrzyneczki narzędzi? – zadrwił niewinnie mężczyzna.
     – A wiesz, że to wcale niegłupi pomysł? – podłapał Vassil.
     Kierowca westchnął i przewrócił oczami.
     – Za moim fotelem...
     Sierra skinął głową w podziękowaniu i sięgnął we wskazane miejsce. Już chwilę później skrzynka leżała tuż obok niego na fotelu pasażera. Sam Sierra wyciągał szyję, próbując dojrzeć coś w malutkim, wbudowanym w osłonkę przed słońcem lusterku.
     – Wiesz, Sierra... Wożę różnych ludzi w różne miejsca, ale pierwszy raz widzę, żeby ktoś aż tak się męczył z zobaczeniem czegokolwiek. Panie radzą sobie dużo lepiej od ciebie.
     – Panie mają oczy. Co więcej, zwykle właśnie te oczy malują, a to nie wymaga specjalnej gimnastyki. Ja nie mam ani oczu, ani potrzeby brudzenia sobie widoku jakimiś proszkami czy mazidłami. A teraz się zamknij na chwilę, bo i tak ci nie odpowiem.
    Vassil zręcznie podważył śrubokrętem obudowę na gardle i otworzył ją. Ze środka wysypało się jeszcze trochę piasku. Sierra wyłuskał okrągły, dobrze dopasowany do swojego miejsca filtr i po raz kolejny się pochylił, próbując sobie pomóc grawitacją. Tym razem zamiast piasku na dywanik pod nogami Estesa wylało się kilka kropli czarnej, gęstej cieczy wymieszanej z rozdrobnionymi kryształkami piasku.
    – Co ty najlepszego robisz?! Cały wóz mi uwalisz tym paskudztwem!
    Sierra przechylił głowę w stronę kierowcy niemal z wyrzutem. Zarzęził buntowniczo w odpowiedzi, kilka razy kliknął trzepoczącym bezładnie wylotem powietrza i jak gdyby nigdy nic wytrzepał filtr z resztek piasku. Prosto na podłogę terenówki, ignorując groźny wzrok mężczyzny za kierownicą. Nie jego wina, że jego głos powstawał tylko w chwili, gdy wszystko miał na swoim miejscu. W końcu aparat mowy miał wyżej – w czaszce – czyli bez filtra nie docierała tam nawet minimalna ilość potrzebnego powietrza. Vassil nie potrzebował tlenu jako takiego, bo nie miał płuc. Nie miałby też dla nich żadnego zastosowania, bo oficjalnie nie żył. Mimo wszystko powietrza do szczęścia jak najbardziej potrzebował. Chociażby właśnie do mówienia czy chłodzenia.
     – I jeszcze masz czelność się kłócić?! Może ten wyrwany palec też sobie naprawisz na miejscu, co? Cholera, aż mnie boli patrzenie na to!
     Wepchnął filtr na swoje miejsce, poprawił go, żeby na pewno dobrze leżał i zatrzasnął obudowę. Odczekał kilka kontrolnych sekund, ale nic się nie stało.
     – A masz lutownicę?
     – Do diabła, nie! Jeszcze byś mi coś spalił.
     – No to oboje będziemy cierpieć z tego powodu. Cieszysz się, prawda?
     – Mam nadzieję, że już nigdy więcej nie zobaczę tej twojej sztucznej gęby.
     – Szyby, chciałeś powiedzieć – poprawił go Sierra z nieskrywanym rozbawieniem.
     – Wszystko jedno!
     Miasto majaczyło już na horyzoncie, a łowca nagród i jego szofer coraz wyraźniej czuli w kieszeniach ciężar ciężko – bądź mniej ciężko – zarobionej wypłaty. I właściwie tylko to się liczyło, bo przecież już następnego dnia zamierzali rozejść się w swoje własne strony i nigdy nie wpaść na siebie ponownie.
     – Sierra?
     – Tak?
     – Jesteś w miarę w porządku... Oczywiście jak na parszywego łowcę nagród i złodzieja zleceń, niech cię wszy... ymm... rdza? Tak. Niech cię rdza oblezie.
     – Dzięki. Ty też jesteś niczego sobie. Jak na zdziadziałego najemnika-zrzędę...
__________
*    Sinners
**  Glitter & Gold

poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Sierra - Optymista w częściach... dosłownie

Aaron de Leon
Jeżeli niezręcznie ci odwiedzić przyjaciół bez specjalnego powodu, powiedz im, że przychodzisz życzyć im Bardzo Szczęśliwego Czwartku.
Pseudonim: Bardzo dawno temu miał numer operacyjny... I o ile dobrze kojarzy fakty, zaczynał się od formułki: ,,Talosańskie Służby Porządkowe, Samodzielny Batalion Tango, Pluton Charlie, Drużyna Sierra, numer jednostki..." No właśnie. Nie potrafi sobie przypomnieć tego nieszczęsnego ciągu cyfr, którymi się przedstawiał. Na szczęście już go nie potrzebuje, bo powołanie się na przynależność do TSP czy TCS od lat nie mówi ludziom niczego konkretnego. Dlatego przedstawia się prosto i krótko – jako Sierra – i tylko czasem ktoś złośliwie ktoś przezwie go Łabędziem.
Imię: Vassil – tak mówi nieśmiertelnik przywiązany do paska jego spodni poczerniałym łańcuszkiem. Blaszka jest stara i powyginana, a imię i nazwisko tylko cudem uniknęło muśnięcia kulą, która dekady temu przeszyła go na wylot. Sierra nie pamięta jednak w jakich okolicznościach stał się właścicielem tego nieśmiertelnika. Wie natomiast, że imię brzmi mu obco. Zupełnie jakby należało do kogoś innego; było przybranym na potrzeby misji przydomkiem, który nigdy nie stanie się prawdziwym imieniem albo tymczasowym półśrodkiem, do którego nie powinien się przyzwyczajać. Może to nie był jednak jego nieśmiertelnik?
Nazwisko: Estes. Zwyczajne, proste nazwisko, które również wyczytał z tego samego nieśmiertelnika. Sierra go nie znosi, ale przynajmniej reptilianie lubią za nim wołać, bo ładnie im syczy.
Płeć: Mężczyzna – chociaż tej informacji jest absolutnie pewien.
Wiek: Co najmniej kilkadziesiąt lat, chociaż możliwe, że jakiś czas temu przekroczył setkę. Nie do końca orientuje się w datach i nie wie ile czasu minęło od kiedy włączył się po raz pierwszy, ale pamięta czasy, kiedy na Talos chciało się przyjechać z własnej woli i zostać na zawsze.
Rasa: Zasadniczo problem polega na tym, że Vassil nie wie kim właściwie jest. Zawsze uważał się za człowieka, ale człowiekiem na pewno nie jest. Myśli jak człowiek, zachowuje się jak człowiek, a nawet ma częściowo ludzkie odruchy i odczucia... Ale rutynowe naprawy i wyrzucane przez oprogramowanie ostrzeżenia o kiepskim stanie jasno dały mu do zrozumienia, że pod zewnętrznym pancerzem nie ma ani strzępka ludzkiego ciała. Wobec tego nie potrafi jednoznacznie stwierdzić czy jest robotem, cyborgiem czy jeszcze czymś innym.
Rodzina: A miał w ogóle jakąś? Jeśli jest robotem, najpewniej nie, bo powstał w warsztacie. A jeżeli jednak istnieli, pewnie i tak już od dawna nie żyją. Którego scenariusza by nie rozważać, Sierra jest na świecie sam. Tylko jakoś nie za bardzo mu taki stan rzeczy przeszkadza.
Miłość: Potrafiłby się przywiązać do drugiego człowieka na zasadach prostego partnerstwa. Nie jest natomiast pewien czy potrafiłby pokochać. Dlatego nie garnie się do sprawdzania jak bardzo potrafi być człowiekiem, bo nie czułby się dobrze, gdyby zawiódł w taki sposób drugą osobę. W końcu miłość to poważna sprawa.
Aparycja, cechy szczególne: Sierra wygląda i zachowuje się dokładnie tak, jak powinien funkcjonariusz grupy uderzeniowej sił porządkowych – niby nie jak żołnierz, ale jakoś trudno pozbyć się wrażenia, że brał udział w czymś podobnym. Przy czym Vassil wykształcił w sobie jeszcze jedną cechę dodatkową – przesiąkł esencją bycia łowcą nagród, w efekcie czego stał się dziwną hybrydą solidnej dyscypliny przy pracy i luźnego podejścia do niej. I tę dziwność widać już na pierwszy rzut oka, kiedy tylko zamieni się z nim kilka słów. O ile ktoś zdecyduje się z nim porozmawiać nie odstraszony wcześniej jego wyglądem. Sierra, wbrew swoim własnym słowom, nie wygląda ani na przestarzały model cyborga, ani na konającą technologię. Może i anatomicznie nie zgadza się z współczesną modą, ale zewnętrzny pancerz – jak nic pancerny – nadal błyszczy nielogiczną nowością. Nie jest pozbawiony rys i odprysków, ale Sierra żadnych wgnieceń czy poważniejszych uszczerbków na nim nie zarejestrował. Niestety, jak to w przypadku niedopracowanej, starej technologii bywa, pancerz nie jest doskonały. Sierra wiele by dał, żeby zewnętrzna powłoka była bardziej szczelna i zasłaniała co ważniejsze przewody biegnące pod nią. Niestety wtedy nie mógłby się ruszać, bo zawiasy nie miałby miejsca do pracy. Ze swoimi wadami musiał się po prostu pogodzić i nauczyć żyć. Dlatego już nie raz i nie dwa zdarzyło mu się wracać do tymczasowego domu, wlokąc za sobą bezwładną od kolana w dół nogę i przytrzymując sprawną ręką irytująco kołyszące się ramię. Ciało Vassila z zewnątrz wykonane jest wyłącznie z tego cholernie wytrzymałego metalu i nie mniej trwałych tworzyw sztucznych, które w dotyku nijak nie przypominają popularnej u nowszych cyborgów sztucznej skóry. W środku natomiast składa się głównie z kabli, przewodów, zawiasów i syntetycznych mięśni. Znacznie gorzej mu określić zawartość głowy, bo takiej operacji sam na sobie nie jest w stanie przeprowadzić, a nie powierzyłby swojej wątpliwej egzystencji obcemu ,,fachowcowi". Twarz Sierry nie przypomina niczego co ludzkie, bardziej przywodząc na myśl wyszukany kask motocyklowy – brak jej chociaż namiastki wizjerów, oczywistego źródła głosu, a nawet czegoś, co mogłoby pełnić rolę nosa. Dlatego nie może ruchem brwi czy zmrużeniem oczu zamanifestować swoich uczuć, ale na szczęście potrafi się obejść i bez tego. Jest wdzięczny stwórcom za to, że nic na twarzy mu się nie rusza, bo to oznacza, że nic nie może mu się zaciąć w dziwnej pozycji. Stan techniczny Sierry pozostawia wiele do życzenia i pozbawia go wszelkiej nadziei na poprawę – będzie tylko gorzej. Od kilkudziesięciu lat produkcja części zamiennych dla jednostek TSP w zasadzie przestała istnieć, a współcześniejsze zamienniki bardzo często nie pasują i wchodzą w konflikt z oprogramowaniem. Poza tym niewielu podejmuje się próby stworzenia czegokolwiek na zamówienie, a nawet jeśli już się zdecydują, ustalają ceny, które przy optymistycznym obrocie spraw pochłaniają kilkumiesięczny zarobek Vassila. Na szczęście nie musi wydawać pieniędzy na jedzenie czy szukać miejsca na nocleg, bo biomasa na pewno go nie napędza, a reset systemu – przy jego postępującej amnezji – mógłby skończyć się tragicznie. Wobec tego trochę łatwiej mu zaoszczędzić na najbardziej palące naprawy. Tylko jeden system zepsuł mu się permanentnie i nijak nie chce dać się naprawić. Padła mu stabilizacja obrazu, dzięki czemu świat Vassila bez przerwy się kołysze i przekrzywia, bo każdy, nawet najmniejszy ruch powoduje chociaż drobne zmiany w tym, jak odbiera obraz. Znając życie, wcześniej czy później siądzie też inny, bardzo ważny system, który jeszcze bardziej utrudni mu życie, a Sierrze po raz kolejny przyjdzie się dostosować i zaakceptować nową rzeczywistość.
Charakter: Po cyborgach na ogół nie spodziewa się nadmiernego zdrowia psychicznego. Niemal każdy jest jakoś skrzywiony, zupełnie jakby metalowe ciało automatycznie uszkadzało też mózg. Jednym trudniej ukrywać swoją chorobę, innym przychodzi to z łatwością, ale prawdę mówiąc, każdy wcześniej czy później odkrywa, że coś poszło nie tak jak powinno. Może poza Sierrą, bo pomimo dekad spędzonych w sztucznym ciele i braku dowodów na własne człowieczeństwo zachował niemal zupełne zdrowie psychiczne. On się nie zmienia, a testy psychologiczne przeprowadzane w metalowym ciele poszły mu zdumiewająco gładko i sprawnie. A przynajmniej tak słyszał, bo jego wspomnienia stopniowo się zacierają. Szwankujące oprogramowanie nie pomaga mu zachować pamięci i coraz bardziej mu dokucza, utrudniając i tak nie najłatwiejsze życie. Coraz częściej łapie się na tym, że nie potrafi przypomnieć sobie pewnych, nierzadko ważnych szczegółów. Najwyraźniej jakieś zdewastowane nośniki danych rozpoczęły otwarty bunt przeciwko dalszej destrukcji... Może dlatego Sierrze zdarza się palnąć coś od rzeczy i nawet tego nie zauważyć. Vassil nigdy nie odnalazł się zupełnie w Talosie, którzy znają wszyscy dookoła. Jego Talos był piękny, a wzorce, które stamtąd wyniósł żyją w nim, jakby przewrót dokonał się ledwo dzień wcześniej. Łowcy nagród nie byli tam potrzebni, a rangerzy nie istnieli. Jego Talos JEST doskonałym środkiem galaktyki, gdzie ludzie nie patrzą na siebie przez celownik. Malownicza planeta, gdzie chce się żyć. I gdzieś w tym utopijnym świecie znalazło się miejsce dla TSP, których jedynym obowiązkiem był pilnowanie, by wszystkim żyło się jeszcze lepiej. Nie ma pojęcia jakim cudem jego Talos stał się Talosem, na którym przyszło mu żyć. Zrobił jednak wszystko, żeby żyć dalej tak, jakby nigdy nic się nie stało. Sierra nie ma czasu przejmować się szczególnie czymś, na co nie ma wpływu. Może tylko żałować, że jego czasy bezpowrotnie minęły. Chociaż przychodzi mu to z trudem – Vassil Estes ma swoje żelazne zasady, a jedna z najważniejszych nakazuje mu, by żył tak, żeby żałować niczego nie musiał. Prawdopodobnie tylko dzięki temu nadal odnajduje w życiu szereg drobnych przyjemności. Sierra nie jest typem człowieka, który lubi obnosić się z kiepskim samopoczuciem, więc nawet jeśli wszystko wali mu się na głowę, nadal bije od niego charakterystyczny optymizm pokroju: ,,Banda tych złych odstrzeliła stopę mojemu szefowi? Przynajmniej jest szansa, że to przeżyje, a potem zapłaci. No i pogoda dzisiaj doskonała na nocne pościgi!" Zawsze szuka plusów, starannie ignorując minusy. Bo Talos jest dobry, tylko trochę się pogubił. Nie oznacza to bynajmniej, że jak ostatni kretyn zaufa wszystkiemu, co zobaczy. Vassil nie ma złudzeń i wie, że ze wszystkich spaczeń to ludzie się Talosowi najmniej udali. Mimo wszystko zawsze próbuje dać szansę, chociaż nie wszyscy potrafią docenić taki gest. Dla takich ludzi Sierra ma opracowany cały wachlarz drobnych złośliwości, wśród których nieco przesadne podkręcenie mocy paralizatora przy podawaniu ręki na powitanie albo przydepnięcie czyichś palców z doskonale zatroskanym: ,,Przepraszam! Znowu się zacięło. Już naprawiam, wytrzymaj tak kilka minut, dobra?" brzmi jak niewinna zabawa. Vassil nie lubi się mścić krótko i treściwie. Jego zemsta rozłożona jest w czasie i niemalże w całości składa się z przytyków i ,,przypadkowych" wypadków. Ostatecznie jest rodowitym Talosańczykiem, a z niektórymi cechami natury nie da się wygrać. Arkanin będzie uważał się za lepszego niezależnie od miejsca i czasu, wandal każdego obcego humanoida potraktuje tak samo, skag zawsze będzie atakował przejeżdżające karawany, a Talosańczyk nie odmówi sobie uprzykrzenia życia drugiemu nielubianemu człowiekowi. Sierra jest przy tym rozbrajająco szczery i uczciwy. Zwyczajnie nie widzi sensu w oszukiwaniu, bo po co robić sobie wrogów? Jeśli umawia się na konkretne pieniądze i uznaje, że tyle mu wystarczy czemu miałby chcieć więcej? Gdyby mu zależało na konkretnej sumie negocjowałby przed podjęciem się roboty. Kombinować też niespecjalnie lubi, bo jakoś nie ma ochoty na paraliż od przegrzania. Jak na cyborgopodobną istotę niewiadomej konstrukcji sprawia wrażenie całkiem równego człowieka. A na pewno jednego z weselszych i lubiących sobie pożartować, kiedy pozwala okazja. Uwielbia zmuszać aparat mowy do wydawania dźwięku podobnego do śmiechu, bo ludzie jakoś od razu lepiej reagują, gdy się ich rozśmieszy. Jednak nie bawią go żadne półsłówka i jeśli ma coś do powiedzenia, najpewniej powie to, nie przebierając w delikatnych słowach. Jego bezpośredniość czasami jest okrutna, mimo że Vassil nie ma nic złego na myśli. Nigdy nie odmawia pomocy, jeśli mieści się ona w granicach jego możliwości i – co ważniejsze – sumienia oraz moralności. Ma też świadomość tego, że nie jest ani niezastąpiony, ani pozbawiony wad. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jest mentalnie do tyłu. Wie, że nie jest najlepszym dyplomatą, agresorem, ani nawet łowcą nagród. Powody są różne: bo ma skrupuły; bo zna litość; bo inni są zwyczajne lepsi; bo ich świat nie obraca się bokiem przy przechyleniu głowy. Ale Sierra jest uparty w tym co robi, nawet jeśli nigdy nie osiągnie perfekcji i już zawsze będzie tylko dobry. Bo jemu wcale nie chodzi o wykorzystywanie okazji. Nigdy nie robi czegoś dlatego, że, tylko raczej pomimo czegoś, a szumna wizja stałego samodoskonalenia jakoś go nie pociąga. Podoba mu się tak, jak jest, bo i tak jest z siebie dumny. Swojej profesji łowcy nagród też nie traktuje jako świętej misji. Nie bierze udziału w wyścigu po większą sławę i większą nagrodę. Dla niego branie zleceń jest sposobem na życie i opłacenie rutynowych napraw rozsypującego się ciała. Poza tym jest też lekarstwem na nudę i bezczynność, bo gdyby nie to, że ma zajęcie, nadawałby się tylko do siedzenia i bezmyślnego obserwowania ściany. Sierra po prostu musiał zostać łowcą nagród, bo nie widział dla siebie miejsca nigdzie indziej. A jednak odstaje nieco na tle bardziej stereotypowych przedstawicieli zawodu. Vassil nie znosi bezprawia. Głównie własnego, bo zdążył już zauważyć, że świata nie zbawi i lepiej się nie wychylać. Mimo że jest w zasadzie bezkarny i tak stara się jak może, by mieć dobry powód. Nie potrafi oszukać kogoś, okraść, a już na pewno nie zabić z kaprysu. Jeśli może poprzeć swoje działanie logiką – nie ma większego problemu. Nawet wewnętrzne bariery mają przecież swoje luki i można pozwolić sobie od czasu do czasu na ustępstwa.
Częste miejsca pobytu: Mógłby nazywać się objazdowym łowcą nagród. Krąży od miasta do miasta w poszukiwaniu zleceń czy innej drobnej roboty. Najbardziej podoba mu się chyba w Devlin – tamtejsze złomowisko jest najprawdziwszym skarbcem.
Song ThemeInfra-Red – Three Days Grace | I Am Human – Escape The Fate | The Good Life – Three Days Grace
Stopień rozgłosu: 2 (0/1000 PD)
Sojusznicy: W tej kwestii poszło mu aż zdumiewająco łatwo. Stitch niemalże się o niego potknęła w pewnym barze, którego nazwy i tak nie zapamiętał. I tak już z nim została na dobre i na złe. Sierra nie ma nic przeciwko temu. Ba, uwielbia swoją zębatą koleżankę!
Wrogowie: Nie spieszy mu się do wchodzenia w drogę komukolwiek.
Broń: Sierra odebrał w TSP przeszkolenie, które obejmowało swoim zakresem posługiwanie się bronią palną, ale nigdy nie był ekspertem w jej używaniu. W zasadzie nigdy nie spieszyło mu się do sięgania po przemoc, a do oddawania strzałów ostrzegawczych w niebo celności nie potrzebował (,,Nie jestem aż takim idiotą, żeby nie umieć wypalić gdzieś do góry"). Dlatego najczęściej i najskuteczniej używa paralizatora na stałe wmontowanego w jego prawą dłoń. Vassil bez problemu potrafi go włączyć i ustawić odpowiednie natężenie, nie wykonując przy tym żadnych ruchów. Stąd nie zawsze tylko ostrzegawczo ,,łaskocze". Byłby w stanie nawet zabić, gdyby odpowiednio długo i mocno kogoś poraził. Do jego stałego wyposażenia Sierry należy jeszcze niezawodny, chociaż odrobinę wyszczerbiony nóż survivalowy. Jednak w obliczu nowych standardów planety, szybko okazało się, że tak ubogi arsenał nie wystarcza, więc od kilku lat ćwiczy się w używaniu maczety (i tak nie było go stać na nic lepszego) i jakiegoś krótkiego pistoletu. Vassil albo nigdy nie zapytał, albo zapomniał o takim detalu jak model własnej broni, bo pytany o nią rozkłada bezradnie ręce i wzrusza ramionami. Grunt, że wbudowany w nogę schowek zapełniony jest amunicją, która mieści się do magazynka...
Umiejętności: Sierra wyszedł z założenia, że skoro rozsypuje się od środka i nic nie może na to poradzić, powinien dołożyć starań, żeby przywarła do niego opinia ,,tego, nie do skasowania". Nie tylko dzięki kuloodpornej powłoce daje wrażenie niezniszczalnego. Vassil jest mistrzem szybkiej i prowizorycznej naprawy, nawet jeśli techniki, których używa przyprawiłyby niejednego znawcę o grymas przerażenia. Tak czy siak własnym ciałem pokazuje, że jego eksperymentalne metody faktycznie działają. Zwłaszcza, kiedy przyjdzie mu się pochwalić, że jego największymi osiągnięciami są przykładowo przytwierdzenie na nowo wyrwanej w łokciu ręki czy wymiana przełamanego na drugą stronę stronę zawiasu w kolanie – cuda jedynej dostępnej mu medycyny. W zasadzie tylko sobie zawdzięcza to, że jeszcze nikt nie przybił mu do czoła karteczki z ,,Nie wato zachodu." i nie kazał go zezłomować. Mimo to nie jest zupełnie zaznajomionym z fachem mechanikiem i na bardziej wymagające usterki nic nie może poradzić. I tak przesunął swoje granice daleko na zakres bezpośrednio grożący trwałym unieruchomieniem. Ostatecznie nawet do kołysania obrazu udało mu się przyzwyczaić, bo widzi więcej niż inni. Potrafi przełączać się pomiędzy wieloma wariantami odbierania obrazu. Co prawda nie uważa, by możliwość oglądania świata w ultrafiolecie czy podczerwieni (bliższej, dalszej, średniej – bez różnicy) wybitnie często ratowała mu życie. Inaczej ma się sprawa przy możliwości przybliżenia sobie obrazu bez konieczności dźwigania ze sobą lornetki. Z ciekawszych ,,nakładek" wmontowane ma jeszcze identyfikowania ludzi na podstawie przepływających w ich ciałach impulsów elektrycznych, chociaż każdy obiekt podpięty do sieci elektrycznej zwraca jego uwagę słabym migotaniem. Gdyby naprawdę się postarał mógłby odsiać ze swojego pola widzenia każdy kolor z wyjątkiem jednego z dokładnością do odcienia albo zobaczyć fale radiowe i całą masę innych udziwnień... Sierra na co dzień nie wykorzystuje nawet ćwierci swoich filtrów optycznych i nie jest to dyktowane strachem o przegrzanie obwodów wzroku. Uważa, że stałe przełączanie się pomiędzy obrazami jest czasochłonne i dezorientujące. Poza tym w TSP nauczyli go skutecznie walczyć wręcz. Obezwładniłby człowieka na kilka sposobów, w zasadzie nie wkładając w to większej siły. Przecież ma mięśnie z syntetyku i żaden przeciętny człowiek nie może być silniejszym i szybszym od niego.
Towarzysz: Nie miał, nie ma i nie planuje mieć. Dla jasności: On sam nawet lubi zwierzęta, tylko one go unikają, nie chcąc mieć nic wspólnego z sztucznym ciałem.
Wykonane zlecenia:
  - [#10] O cztery ręce za dużo
Nick na howrse: Apocalypse Rider