sobota, 6 października 2018

Od Fawkesa (CD Erosa) - Plan idealny

        Wnętrze było ciemne, duszne, głośne i zatłoczone do granic możliwości. Fawkes w pierwszej kolejności pomyślał, że Gutsy świętuje śmierć Gumble'a, ale szybko skreślił tę opcję. Właściciel masarni był martwy od góra dwóch godzin, a Osiem nie znalazł wśród jego ludzi żadnego szpiega Czerwonych, tak więc Gutsy nie miał prawa dowiedzieć się wszystkiego tak szybko. Najwyraźniej ,,główna baza" jego gangu w zamyśle miała wyglądać i brzmieć jak klub nocny. Zapach również musiał się tutaj unosić ciekawy, aczkolwiek Fawkes w takich sytuacjach wdzięczny był za brak węchu.
    Dwójka łowców nagród ostrożnie brnęła między wszelkiego rodzaju ludźmi i nieludźmi. Gdyby oświetlenie nie próbowało wywołać ataku epilepsji, pewnie dałoby się zauważyć u każdego czerwone opaski, kurtki czy arafatki. Nikt nie zwracał na dwóch nowych gości najmniejszej uwagi, ale mimo to Eros wydawał się nieco zestresowany całą sytuacją. Gdy nagle ktoś obok niego roześmiał się głośno, cyborg prawie podskoczył z nerwów. Ósemka westchnęła w duchu zirytowana i ruszyła towarzyszowi na ratunek, zanim zachowanie chłopaka zostanie przez kogoś uznane za podejrzane. Robot bezpardonowo chwycił Kupidyna pod ramię nie tyle, zmuszając go do wyprostowania się i zrównania z nim kroku.
    - Unieś brodę, plecy prosto - poinstruował łucznika. Chłopak bez wahania wykonał polecenie, trochę aż zbyt gorliwie. - Nie tak sztywno. Masz wyglądać na pewnego siebie, a nie jak ważniak.
    - Łatwo ci mówić... - burknął. - Nie jestem w zbyt komfortowej sytuacji do ,,bycia pewnym siebie".
    - Pamiętaj, że zastrzeliłeś Gumble'a. Gdy wszyscy tutaj się o tym dowiedzą, padną ci do stóp.
    - TY to zrobiłeś - odpowiedział Eros ledwie słyszalnym konspiracyjnym szeptem.
    - Nie, ja jestem Jerry: rekruter, który liczy na awans kosztem twojego osiągnięcia - przypomniał mu Fawkes. Mówił wręcz pogodnie, doprawiając słowa luźnym, trudnym do określenia akcentem. - Po prostu udawaj, że Gutsy nie przeraża cię w żaden sposób. Facet ma miękkie serce dla takich zadufanych idiotów jak ty.
    - Hej! - Eros wyszarpnął rękę. - Nie jestem żadnym zadufanym... - urwał na chwilę. - Nie jestem zadufany w żaden sposób - dokończył myśl.
    Fawkes tylko uniósł ręce w geście kapitulacji. Szczerze mówiąc, miał wrażenie, że nieważne jak Kupidyn zachowa się przed Gutsym, gangster i tak nie uzna go za żadne poważne zakończenie. Chłopak zachowując się zupełnie naturalnie nie dawał wrażenia, jakby miał za kilka minut podłożyć w budynku bombę. Osiem musiał tylko pilnować, by samemu nie dawać podobnych sygnałów i wszystko powinno pójść jak z płatka. Potrzebował tylko maksymalnie pół godziny, nieważne, w jaki sposób Kupidyn nieumyślnie zamierzał mu takowej udzielić. Robot nauczony doświadczeniem wiedział, że pracując z drugim człowiekiem najlepiej jest od samego początku dawać mu świadomość bycia częścią planu. Póki Eros pamiętał, iż robi coś ważnego, będzie się starał wykonać swoje zadanie dobrze.
    Gutsy zajął swoje zwyczajowe miejsce na lekkim podwyższeniu w rogu pomieszczenia przy stole z i tak brudnym szklanym blatem, noszącym dodatkowe ślady po paru ,,kulturalnych" kreskach bliżej nieokreślonej mieszanki. Obok niego na okrągłej kanapie siedziała trójka obcych Fawkesowi ludzi w towarzystwie dwóch, łagodnie mówiąc, dam lekkich obyczajów. Ósemka w normalnej sytuacji chciałaby się dowiedzieć, kim są honorowi goście lidera Czerwonych, ale wtedy już doskonale wiedziała, że i tak więcej na nich nie trafi. Mieli pech siedzieć najbliżej południowej ściany jak tylko mogli i jeśli nie wyniosą się stąd w najbliższym czasie, ich nazwiska przestaną się liczyć, tak samo jak imiona Gutsy'ego i obu kobiet. Fawkes mógł wywnioskować tylko jedno: skoro właściciel lokalu zaprosił ich tak blisko siebie, po czym poczęstował działką, najpewniej nikt nie będzie po nich płakał.
    Pojawienie się dwójki obcych momentalnie przerwało jakąś wesołą dyskusję o ostatnim wyścigu na torze za miastem. Gutsy zmrużył oczy widząc Fawkesa, po chwili przenosząc wzrok na Erosa. Razem z nim na cyborga spojrzała reszta towarzystwa, co zdecydowanie musiało się chłopakowi nie podobać. Jednakże ku miłemu zaskoczeniu Ósmego, Kupidyn wziął sobie jego radę do serca i starał się zachować spokój.
    Wszystko na miejscu, przerwa skończona. Czas unieść kurtynę i przejść do aktu drugiego.
    - Przepraszam, że przeszkadzam... - Fawkes w skórze rekrutera Jerry'ego mówił z niepewną wesołością. - Jestem Jerry... rekruter z zachodniego centrum. M-mam dla szefa ważną wiadomość.
    Zgodnie z założeniami, Gutsy widząc czerwoną kurtkę nawet się nie zastanawiał, czy stojący przed nim chuderlak na pewno dla niego pracuje. Zamiast tego wstał, opierając spore dłonie na stole i przeszedł do konkretów:
    - Jeśli to znowu jakaś pierdoła, to słowo daję... - nie musiał kończyć, a Fawkes (wbrew zdrowemu rozsądkowi) nie planował usłyszeć całości. Chwycił Erosa za ramiona i wypalił:
    - Ten tutaj młody człowiek zabił Gumble'a!
    Specjalnie wypowiedział to zdanie głośniej, z niepohamowanym podekscytowaniem. Kilka osób za nimi obejrzało się z zainteresowaniem. Podobnie jak Gutsy, zapewne nikt nie był z miejsca przekonany co do prawdziwości podobnej informacji. Nagle lider Czerwonych parsknął śmiechem.
    - Zabił Gumble'a? - powtórzył, teraz patrząc tylko i wyłącznie na Kupidyna. Chłopak ukradkiem zerknął na Fawkesa, po czym splótł ręce na piersi wzruszając ramionami. Dzięki Bogu nie masz twarzy, która mogłaby cię zdradzić, przeszło robotowi przez myśl.
    - To prawda! - wypalił, starając się przyciągnąć z powrotem uwagę szefa. - Sprawdziłem to osobiście! Słyszałem, że ludzie Gumble'a zamierzają podzielić się ostatnią wypłatą i rozejść.
    - I ja mam ci uwierzyć na słowo? - mężczyzna uniósł brew.
    - Niech sam szef sprawdzi! Wystarczy, że ktoś się przejdzie pod masarnię i wszystkiego się dowie - zapewniał Osiem.
    - Pffft! - parsknął z niczego Eros.
    Gdyby Fawkes miał skórę, poczułby, jak po plecach przebiegają mu ciarki. Chociaż w tle dalej słyszał muzykę, śmiechy, kłótnie i inne dźwięki, wydawało mu się, jakby nagle zapadła cisza. Wzrok Gutsy'ego i jego gości przeniósł się na cyborga. Ósemka również na niego spojrzała, zwalczając pokusę, by go uciszyć. Nie zrób nic głupiego, błagam, nie zrób nic głupiego...
    - Mówiłem, że mi nie uwierzy, Jere - powiedział Amor, patrząc na towarzysza. - Trzeba było poczekać, aż się wiadomość rozniesie, a nie tak na świeżo...
    Fawkes momentalnie załapał, co chłopak miał na myśli.
    - A ja ci mówiłem, że wtedy byłoby jeszcze gorzej - odpowiedział, jakby Gutsy wcale ich nie słyszał. - Za kilka godzin co trzeci będzie utrzymywał, że zabił Gumble'a.
    - To chyba bardziej mi się opłaca iść z tym do szeryfa... - łucznik machnął ręką i obrócił się, jakby miał zamiar wyjść.
    - Może więc wyjaśnimy tą sprawę dokładniej? Oko w oko? - zaproponował nagle Gutsy.
    Eros spojrzał z powrotem w jego stronę. Gangster wskazał mu miejsce naprzeciwko niego, a jego towarzysze przesunęli się, ustępując chłopakowi miejsce. Kupidyn zerknął krótko na Fawkesa, nie mając pojęcia co robić.
    - Lepiej siadaj - odpowiedział krótko Osiem.
    - Słuszna uwaga - zgodził się Gutsy, siadając z powrotem.
    Cyborg wzruszył więc ramionami w słynnym geście ,,Raz kozie śmierć" i przeszedł przez oparcie kanapy, sadowiąc się za ubrudzonym blatem. Lider Czerwonych machnął ręką na Fawkesa dając wyraźny sygnał, że jego robota tutaj już jest skończona. Robot wycofał się więc z powrotem w tłum, w duchu życząc towarzyszowi szczęścia w odwracaniu uwagi. Jego rola w tym spektaklu się skończyła. Scenariusz nie przewidywał już jego dłuższej obecności na scenie.
    Teraz przechodzimy do właściwego celu całego przedsięwzięcia: zabicia Gutsy'ego.
    Dostanie się na zaplecze - odpowiednie zaplecze, uściślając - okazało się bardziej czasochłonne, niż początkowo myślał. Fawkes dokładnie przestudiował plany budynku zanim wpakował siebie i Erosa w to bagno. Miał doskonały plan, który wymagał odnalezienia głównych zaworów ogrzewania. Takowe oczywiście były przy piecach, ale o dziwo dostanie się na drugą stronę konkretnej ściany okazuje się stosunkowo trudne, jeśli nie jesteś w stanie jej obejść. Osiem miał szczerą nadzieję, że aby dostać się tuż za plecy Gutsy'ego nie będzie musiał całkiem wychodzić z budynku. W takim wypadku ochroniarze mogą go o coś zapytać, a po wszystkim skojarzyć fakty. Nie miał ochoty trafić na któregoś z nich przypadkiem w przyszłości...
    Po sprawdzeniu wszystkich możliwych pomieszczeń udał się do toalety, gdzie w końcu zobaczył bardziej obiecujące drzwi. Przeszedł za stojącym przed pisuarem mężczyzną, nie chcąc przeszkadzać mu w jego interesie, i wślizgnął się cicho do, jak się okazało, betonowego korytarza. Jeśli to nie wygląda jak przejście techniczne, to chyba trafi go szlag.
    Piece powitały go cichym szumem, brzmiącym niemal jak zaproszenie.
    - Dzień dobry, pani instalacjo - pomyślał na głos Osiem. - Za ścianą jest świetna impreza. Nie chciałaby się pani trochę rozerwać?
    Instalacje gazowe były na Talosie niezwykle popularne. Mało kogo stać było na coś nowocześniejszego, a co dopiero utrzymanie takiego czegoś. Cargo - budowane z myślą pomieszczenia milionów mieszkańców - całe zostało ocieplone instalacjami gazowymi, pomimo Arc w sąsiedztwie. Powód był prosty: pod powierzchnią planety znajdowały się złoża gazu ziemnego, na którego eksporcie talosanie mogliby sporo zarobić, gdyby cała planeta nie oszalała z nieznanych przyczyn. Przy obecnym poziomie technologicznym jaki prezentował choćby taki Eros, instalacja wydawała się przedpotopowa. Przez to była także prostsza w obsłudze i stosunkowo łatwa do uszkodzenia. Fawkes tak naprawdę nie wiedział, jak dalekie szkody poczyni zmuszając piec do eksplozji. Wiedział za to, że dzielnica Czerwonych nie była gęsto zamieszkana (zwłaszcza w bliskim sąsiedztwie), wybuch instalacji gazowej nie powinien zawalić budynku, a tuż za ścianą siedział człowiek, który powinien być martwy.
    - Cieszę się, że się rozumiemy - powiedział po zakończeniu roboty i czym prędzej udał się z powrotem w stronę toalety. Koleżanka zawsze mogła się okazać bardziej wybuchowa niż przypuszczał, a obok Gutsy'ego i jego nowych znajomych siedział także Eros, jeśli chłopak faktycznie potrafił grać na zwłokę.
    Nie trafił na nikogo ani w korytarzu, ani w WC. Póki co, plan wyglądał na udany, przynajmniej dla niego. Obiecał sobie, że jeśli zastanie swojego wspólnika w poważnych tarapatach, nie będzie próbował go ratować. Nigdy tak nie robił. Miał proste zadanie, które wykonał i jeśli Eros spieprzył swoją część, to tylko jego kłopot. Fawkes znał się na ludziach, ale nie umiał się do nich szybko przywiązywać. Bardziej liczył się dla niego on sam niż przypadkowy towarzysz niedoli. Ktoś, kogo znał od zaledwie paru godzin, po prostu nie był wart nadstawiania karku... zwłaszcza z bombą tykającą za ścianą.
    Przedarł się przez tłum, starając się nie wypaść prosto na widok Gutsy'ego - mężczyzna mógłby zacząć coś podejrzewać, gdyby od tak znowu do niego podszedł i zaczepił Erosa. Przyczaił się z boku i spojrzał w stronę okrągłej kanapy... i nie mógł uwierzyć własnym oczom. Kupidyn nie siedział już na przeciwko szefa Czerownych, tylko obok niego. Mało tego: opowiadał o czymś z zacięciem, a towarzystwo słuchało z uśmiechami na ustach. Zaintrygowany Fawkes podszedł bliżej, chcąc, by chłopak go zauważył.
    - ... i dlatego właśnie nie powinno się próbować steku ze skaga - usłyszał sam morał opowieści. Gutsy wybuchnął śmiechem i klepnął cyborga w plecy. I on, i reszta vipów była za bardzo skupiona na słuchaniu łucznika, by zauważyć Ósemkę, ale Eros zobaczył towarzysza od razu. Wstał ze swojego miejsca. - Dobra, fajnie się gadało, ale muszę lecieć. Przemyślę tą ofertę - rzucił do Gutsy'ego.
    - No ja myślę! - odpowiedział tamten.
    Kupidyn pomachał jeszcze ręką i zniknął w tłumie. Fawkes dołączył do niego w drodze do wyjścia.
    - Zgaduję, że to kupił - stwierdził.
    - Chyba tak - Eros wzruszył ramionami. - Ale raczej tu nie wrócę. Warunki do kitu, wypłata jeszcze gorsza. W sensie, zabiłem Gumble'a, do cholery! Chyba zasłużyłem na wyższy procent, nie sądzisz?
    - Zapewne tak, a teraz, proszę, przyspieszmy kroku.
    - Coś nie tak?
    - Wyjaśnię ci na zewnątrz - obiecał robot.
    W drzwiach minęli tych samych ochroniarzy co wcześniej. Jeden przybił Erosowi piątkę, gdy ten pochwalił się, że mu się udało, ale Fawkes szybko odciągnął cyborga z powrotem za róg budynku. Dopiero po paru minutach, gdy ponownie zanurzyli się w ciemność opustoszałej dzielnicy, Ósemka stwierdziła, że mogą spokojnie pogadać. Robot zaczął przede wszystkim od oddania właścicielowi jego kurtki.
    - Elliocie, jesteś geniuszem - ogłosił przekazując mi jego własność. - Albo niesamowitym szczęściarzem - poprawił się.
    - Czyli co, udało się? - chłopak przekrzywił łeb pytająco. - Ale z tego co pamiętam Gutsy jeszcze dycha...
    - Wszystko poszło zgodnie z planem. Nawet pomimo twojej nagłej improwizacji.
    - Gutsy nie wyglądał, jakby miał ci uwierzyć - powiedział na swoją obronę cyborg, zakładając swoją kurtkę. - Poza tym, chyba jestem lepszym aktorem niż sądzisz - dodał z dumą.
    - Nigdy nie mówiłem, że jesteś złym aktorem - odparł Fawkes.
    - Ale nie uwierzę, że choć przez chwilę nie myślałeś, że zaraz wszystko zepsuję.
    - Tu mnie masz - zgodził się Osiem. - W każdym razie...
    Za ich plecami rozległ się dźwięk eksplozji, tylko częściowo stłumiony warstwami grubych ścian. Cyborg ludzkim odruchem spojrzał do tyłu, ale Fawkes nie spodziewał się, by mógł cokolwiek zobaczyć ponad wysokimi blokami. Ósmy zatrzymał się dopiero po kilku krokach i obejrzał się za nim.
    - Zamierzasz tak tutaj sterczeć do rana? - zapytał.
    - Czy to był...? - Eros patrzył to w stronę dźwięku, to na wspólnika.
    - Tak, to był Gutsy - zgodził się bez owijania w bawełnę.
    - Wysadziłeś go?! - wypalił chłopak.
    - Krzykniesz głośniej, czy od razu pójdziesz się tym pochwalić ochronie pilnującej drzwi?
    - Tak po prostu puściłeś z dymem tych wszystkich ludzi? - Kupidyn wpatrywał się w niego. Chociaż nie posiadał żadnej mimiki twarzy, Fawkes wyraźnie usłyszał w jego głosie niedowierzanie przemieszane z oburzeniem. - Mieliśmy pozbyć się Gutsy'ego, tak? On był celem!
    Robot westchnął głośno patrząc w niebo.
    - Eros... El, posłuchaj - zaczął. - Mówiłem ci już wcześniej co nieco o ,,tych złych", prawda? Uznajmy, że w polu rażenia byli sami źli. Skup się na tym i na nagrodzie, jaką szeryf obiecał za pozbycie się dwóch gangów doprowadzających mieszkańców Cargo do szewskiej pasji.
    - Mam tak po prostu zapomnieć, że z zimną krwią wysadziłeś kryjówkę Czerwonych?
    Fawkes rozłożył bezradnie ręce.
    - Taka robota - odpowiedział. - Nie mam nic więcej na swoje usprawiedliwienie.
    Chłopak jeszcze przez chwilę bezskutecznie sztyletował go wzrokiem, po czym westchnął głęboko i kopnął kamyk w akcie frustracji. Osiem uznał temat za zakończony i ruszył dalej, a Eros dogonił go bez entuzjazmu.
    Przez najbliższe kilka minut szli przed siebie w ciszy. Fawkes miał słuszne przeczucie, że jego towarzysz nie będzie w stanie ciągnąć jej w nieskończoność. Zanim jednak ją przerwał, robot sam się odezwał:
    - Masz gdzie przeczekać noc?
    Cyborg podniósł głowę.
    - Co masz na myśli?
    - Raczej nie dostaniemy się do szeryfa o tej porze - wyjaśniła Ósemka. - Mieszkam niedaleko stąd. Nie musisz się nigdzie plątać, jeśli nie chcesz.

Eros? Tylko kilka miesięcy czekania na CD :')