piątek, 11 listopada 2016

Od Evy (CD Oszusta) - Dywersja

        Eva wydęła lekko wargi, nie za bardzo zadowolona z przebiegu rozmowy. Jednakże pan Falvey najwyraźniej uznał temat za zamknięty i wziął się za jedzenie. Zaledwie minutę później do stolika podeszła dziewczyna z kolacją Maddison. Uśmiechnęła się promiennie, na co Aniołek odpowiedział tym samym.
  - Pani zamówienie - powiedziała przyjaźnie, po czym położyła na stole coś jeszcze: papierowy rulon. - A to szef kazał pani przekazać.
  - Podziękuj mu ode mnie - odparła Evie i pomachała ręką do mężczyzny za barem. Ten uśmiechnął się ze skinieniem głowy, w niewerbalnym ,,Ależ nie ma za co".
  Dziewczyna odeszła wykonywać swoją pracę, a pani doktor rozwinęła papier. Oszust, do tej pory starający się ignorować cały świat wokół niego, uniósł pytająco brew patrząc na zdobycz wspólniczki. Eva dostrzegła pytający wyraz twarzy i uprzedziła pytanie, od razu przechodząc do wyjaśnień. W końcu, jakby nie było, dokument dotyczył sprawy zlecenia, a tutaj nie było czego taić, jeśli chciała by ta ,,współpraca" doszła do skutku.
  - To wszystko co miejscowi wiedzą o budynku banku i zabezpieczeniach Arc - wyjaśniła. - Nie my pierwsi próbujemy się tam włamać.
  Koszmar zmrużył oczy podejrzliwie. Aniołek podał mu więc papier by sam mógł na to zerknąć. Zmora przeglądnął ogólnikowo zawartość dokumentu.
  - Kiedy to zdobyłaś? - spytał w trakcie.
  - Wtedy gdy zdecydowałeś się tu zaszyć, najwyraźniej próbując mnie zgubić - odpowiedziała z nutą docinki, którą Złodziej zręcznie zignorował.
  - Ale...jak? - mężczyzna odłożył plany. - Mam uwierzyć, że po prostu zapytałaś i ci to dali?
  - Z dobrym podejściem można wiele osiągnąć, panie Falvey - kobieta uśmiechnęła się, lekko tryumfalnie, zakładając jedną nogę na drugą. - Profesjonalną złodziejką nie jestem, ale za to mam podejście do ludzi.
  Jej wspólnik zdecydował się nie skomentować tej uwagi, na rzecz dogłębniejszego zapoznania się z treścią dokumentu. Nie były to żadne poważniejsze sekrety i istotne drobiazgi. Raczej ogół tego, co tutejsi wiedzą na temat arkańskiej placówki. W tej jednak chwili i sytuacji w jakiej byli łowcy nagród każda informacja mogła się przydać. Najważniejszą z nich był zdecydowanie plan budynku - pomocny informator nie zamieścił tu co prawda dokładnego planu budynku, zamiast tego skracając wszystko do najważniejszych wskazówek jak odnaleźć właściwą skrytkę. Podana była także (domniemana) liczba ochroniarzy i godziny zmian. Mężczyzna przeglądał wszystko po kilkakroć, starając się nie przegapić żadnego szczegółu, jakby uczył się całej kartki na pamięć. Eva tymczasem zajęła swoją kolacją.
  - Ciężka sprawa... - wymruczał w końcu Złodziej, jakby bardziej do siebie.
  - Więc dobrze, że jednym z nas jest profesjonalista, nieprawdaż? - wtrąciła kobieta, odsuwając talerz.
  - Nie ma rzeczy niemożliwych - Falvey wzruszył ramionami przekazując jej z powrotem dokument. - Arkanie są strasznie skrzętni jeśli chodzi o ochronę wartościowych rzeczy. Ale nic nie jest idealne, zwłaszcza, jeśli samo utkwiło w tym przekonaniu.
  - To jaki jest plan? - Maddison oparła brodę na splecionych palcach.
  - Wchodzę, biorę co potrzebne i wychodzę - streścił Zmora.
  - Przezabawne. A teraz na serio.
  - Mówiąc szczerze, to tak naprawdę wszystko co powinnaś wiedzieć o mojej części zadania - Koszmar oparł się o ściankę boksu zakładając ręce na piersi. - Ty tylko masz odwrócić uwagę.
  - Odwrócić uwagę? - powtórzyła z uniesioną brwią.
  - Jesteś młodą niebieskooką blondynką, tobie to przyjdzie łatwiej niż gdybym ja się miał tym zająć - odparł z pełnym przekonaniem. - Zemdlej przed budynkiem, udawaj, że zgubiłaś kolczyk, obojętne co, a gieroje rzucą się na ratunek. Arkanie z reguły nie zatrudniają kobiet jako ochroniarzy, albo raczej to arkanki mają ciekawsze rzeczy do roboty.
  - I myślisz, że to zadziała? - powiedziała lekko zrezygnowana na myśl udawania kompletnej niedojdy przed obcymi.
  - Stereotypowo - owszem. Jak mówiłem, to TWOJA część planu. Rób z nią co zechcesz.
  Kobieta zagryzła wargę w zamyśleniu. ,,Jej część planu", co? To trzeba będzie coś wymyślić...

        Budynek prezentował się całkiem ładnie, a przynajmniej zdecydowanie okazalej i stojące obok ,,blaszaki" i stare kamienice pokryte nieliczoną ilością graffiti. Eva spojrzała ku granicy dachu i westchnęła. No nic, pomyślała. Teraz to twoja robota. Wzięła wdech, jakby zaraz miała zanurkować, po czym ruszyła przez ulicę w stronę głównego wejścia, strzeżonego przez dwóch ochroniarzy.
  Nie wyglądała podejrzanie, a przynajmniej tak liczyła. Nawet zdecydowała się zostawić skrzydła pod opieką miłego właściciela baru, w którym nocowała ze Zmorą. Teraz brak znajomego ciężaru na barkach wydawał jej się niepokojący. W rękach mięła pożyczoną od sklepikarki zza rogu białą, sztywną torebkę typu koperta, z ukrytym w środku białym pistoletem. Przeszła przez drogę ze stukiem obcasów i jak najbardziej naturalnym uśmiechem, chociaż od środka zżerały ją nerwy.
  - Dzień dobry - rzucił z uśmiechem jeden z ochroniarzy, umownie uchylając nieistniejącego kapelusza.
  Evie skinęła mu głową w odpowiedzi i weszła do środka. Uznała reakcję mężczyzny za dobry znak.
  Wnętrze urządzone było typowo pod arkańską modę: surowe, kanciaste wnętrze w kolorach czerni i bieli, z pomalowanymi na przemian ścianami i wypolerowaną jak lustro ciemną podłogą. Naprzeciw obrotowych drzwi wejściowych stała przypominająca bar recepcja. Po bokach znajdowały się pojedyncze czarne drzwi. Zza przezroczystego monitora wyjrzała czarnowłosa kobieta o równiutkich rysach twarzy, na oko w niewiele starsza od Maddison. Uśmiechnęła się przyjaźnie i wstała kłaniając się lekko, jak to arkanie mieli w zwyczaju.
  - Witam w Landh's Bank - powiedziała na starcie. - W czym mogę pomóc?
  Aniołek nie za bardzo wiedząc jak postąpić odkłoniła się lekko, co musiało nieźle rozbawić pracowniczkę banku.
  - Dzień dobry - zaczęła niepewnie. - Chciałabym wynająć skrytkę.
  - Ależ oczywiście - kobieta usiadła z powrotem i otworzyła odpowiednie okno w komputerze. - Nazwisko?
  - Ladrian - skłamała łowczyni nagród. - Arya Ladrian.
  - Ilość i typ przedmiotów?
  - Jeden pistolet - odpowiedziała Eva.
  Recepcjonistka zmrużyła oczy.
  - Pistolet? - powtórzyła nie dowierzając.
  - To cenna pamiątka - zapewniła ją Maddison grzebiąc w torebce. - Niech pani sama zobaczy.
  Pani doktor wyjęła broń i położyła ją na blacie. Chcąc czy nie, pistolet faktycznie mógł uchodzić za drogi. Wykonany na zamówienie z białych części i pozłacanych elementów przypominał bardziej ozdobę aniżeli skuteczną formę samoobrony. Całe szczęście najwyraźniej i arkanka tak pomyślała. Pokiwała głową przekonana i wróciła do uzupełniania formularza.
  - Magazynek opróżniony? - zapytała, po czym dodała: - Ze względów bezpieczeństwa nie przechowujemy załadowanej broni.
  Maddison dla dowodu wyciągnęła i pokazała pusty magazynek. Pracownica ponownie skinęła potakująco, wracając do formalności.
  Lepiej działaj, Zmora, przeszło Evie przez myśl, gdy zerknęła na tykający na ścianie tradycyjny zegar. Oby to zadziałało, oby to tylko zadziałało...

To teraz czekam na twoją część planu, Złodzieju :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz