Co jak co, ale był to widok wyjątkowo nietypowy i to nie tylko dla tej konkretnej okolicy, ale właściwie całej planety degeneratów. Złomowiska, ciemne zakamarki i względnie opuszczone szosy były jedynie czubkiem góry lodowej, którą w tym wypadku stanowił istny labirynt mniejszych i większych siatek przestępczych. Przeróżne grupy podejrzanego sortu, przeplatające się z samotnymi wilkami, lepiej lub gorzej zorganizowanymi gangami, mafią i wreszcie ze znudzonymi obywatelami Talos, najczęściej szczeniakami, szukającymi rozrywki pod osłoną nocy, tworzyły swego rodzaju lepką pajęczynę, do której z taką łatwością wpadały całe chmary zagubionych much.
Przez głowę dziewczyny, ubranej w strój błazna, przeleciała myśl, że chciałaby poznać pająka, który utkał podobne dzieło.
Niemożliwe wydawało się, aby przedstawiciel którejkolwiek z powyżej wymienionych grup mógł się oprzeć kradzieży pozostawionego na odludziu wozu. Nie wspominając już o tym, jak proste jest uruchomienie samochodu, którego kluczyki tak po prostu zostawiono w stacyjce, jakby miały czekać aż ktoś przyjdzie i je przekręci, zostawiając za sobą obłoki kurzu i dym. Turkusowy lakier nawet o tak późnej porze wykluczał jakiekolwiek możliwości kamuflażu. Poza tym, znajdujący się w niemalże idealnym stanie samochód zdawał się aż krzyczeć: „Spójrz na mnie! Nie ciekawi Cię, ile jestem wart?”.
Nie, nie było mowy o tym, by ktokolwiek przeszedł obok takiego okazu obojętnie, co z kolei nasuwało całkiem logiczny wniosek, iż nikogo innego w tych okolicach najzwyczajniej nie było. Oznaczało to, że nie było również nikogo, kogo mógłby chociaż odrobinę zaniepokoić widok dwóch, wiercących się na siedzeniu hien, które w mgnieniu oka wskoczyły do turkusowego thunderbird’a, nawet nie czekając na zaproszenie.
Arlekin wbiegła zaraz za nimi, jedną nogą odbijając się od ziemi, drugą od tylnej części samochodu i robiąc wdzięczny fikołek, w mgnieniu oka znalazła się na siedzeniu kierowcy, lądując nie tak lekko, jak większość akrobatów. Dziewczyna zignorowała głuchy, charakterystyczny dźwięk metalu, który rozbrzmiał przy zetknięciu się jej sztucznych kończyn z karoserią i ukłoniła się nisko, niczym prawdziwy cyrkowiec po wykonaniu występu.
- A więc ten strój nie jest jedynie na pokaz, co?- nowo poznana uniosła brew, przyglądała się byłej pani psycholog najwyraźniej nie wiedząc jeszcze, co powinna o niej sądzić.
- Ależ skąd! Gdzieżbym śmiała podszywać się pod cyrkowca!- dziewczyna odparła z takim oburzeniem, jakby hakerka posądzała ją o oplucie meczetu, nie o obrabowanie garderoby jakiegoś wędrownego akrobaty.- Widzę to Twoje krzywe spojrzenie. Cóż, może faktycznie występowanie w trupie nie jest tak szlachetną pracą, jak włamywanie się do systemów…- tutaj spojrzała się złośliwie w kierunku nowo poznanej.-… ale koniec końców, żadna praca nie hańbi.
- Skąd…?- zaczęła arkanka, wsiadając do samochodu.
- Trudno powiedzieć.- Plague wzruszyła ramionami.- Ludzie gadają różne rzeczy, coś tam obiło mi się o uszy raz, czy dwa… jesteś nawet trochę sławna, Błędzie w systemie.
Hakerka najwyraźniej nie była usatysfakcjonowana odpowiedzią, jaką otrzymała, lecz na dalsze dopytywanie musiała zaczekać, aż nieco zwolnią jazdy, a przynajmniej do granic, które nie zmuszały żadnego z rozmówców do przekrzykiwania się z gwiżdżącym w uszach wiatrem.
- Kim są Ci „ludzie”?- arkanka nie dawała za wygraną.
- Ludzie… Podziemie… Maluchy, nie gryźć mi się tam! To, że nie siedzicie z przodu nie znaczy, że was nie widzę! Wiesz, głównie Ci, co mają uszy i język- dodała, z powrotem zwracając się do siedzącej obok kobiety.- a przy tym chociaż odrobinę interesują się światem przestępczym Talos. Chociaż niewielu wie, że jesteś kobietą. Sama, przyznaję, nie spodziewałam się kogoś takiego.- mrugnęła zadowolona do nowo poznanej, na co ta jedynie pokręciła głową z niedowierzania.
- Skoro tak, dam im tak o sobie myśleć, jak najdłużej jest to możliwe.- odparła, uśmiechając się tajemniczo.- Im mniej o mnie wiedzą, tym lepiej…
- Czyli pewnie nie chcesz, żeby ktokolwiek dowiedział się, jak to osławioną hakerkę przeraziły dwie, niegroźne hieny…?
- Nawet. Nie. Próbuj.- arkanka posłała jej ostrzegawcze spojrzenie, na co Arlekin jedynie zaśmiała się z rozbawieniem.
Co jej właściwie strzeliło do głowy? Sama nie miała pojęcia… owszem, Plague była niezrównoważona pod wieloma względami, ale nigdy jeszcze nie objawiało się to w sposób, który zakładał rozmowy z nieznajomymi… no, nie takie, które kończyły się wypadem do baru. Najwyraźniej wśród starych, oswojonych już szaleństw, do jej głowy zawitało zupełnie nowe, a chociaż Phoebe nigdy by tego głośno nie powiedziała, jej wewnętrzna psycholog miała poważne wątpliwości co do tego, czy to szaleństwo aby na pewno da się tak łatwo udomowić.
- Dziękuję?
- Niby za co?- hakerka posłała kierowcy zdziwione spojrzenie.
- Za uratowanie mnie przed hienami?- teraz to dopiero arkanka wpatrywała się w dziewczynę, przybraną za błazna wyraźnie skołowana.
- Słucham?- odpowiedziała po chwili.- To Twoje hieny.
- Ach, no tak, masz rację!- cyrkówka uśmiechnęła się złośliwie.- Czyli w takim razie to TY wisisz MI podziękę! A więc słucham.
Błąd w systemie jedynie odwzajemniła równie złośliwy uśmiech.
- I jeszcze czego? O ile dobrze pamiętam, to TY byłaś tą, która je na mnie napuściła.
- Ja? A gdzieżby!- w innych okolicznościach, a więc gdyby nie fakt, że Arlekin musiała prowadzić samochód, zapewne teraz podniosłaby ręce w geście niewinności.- One same się napuściły.
Hakerka najwyraźniej nie zamierzała tak łatwo odpuścić. Przyglądała się przez chwilę towarzyszce w zamyśleniu, majstrując w międzyczasie przy radiu, kręcąc gałkami i wciskając przeróżne przyciski, do póki nie znalazła czegoś godnego posłuchania.
- Niemniej, należy mi się rekompensata za poniesione straty.
- Phi!- Phoebe parsknęła, niby urażona.- Nie ma takiej opcji!
- No i masz swoją odpowiedź.- arkanka skrzyżowała dumnie ręce na piersiach, posyłając Arlekin zadowolony z siebie uśmiech.
Plague jedynie wywróciła teatralnie oczami.
Jechała przed siebie ukradzionym samochodem, obok na siedzeniu pasażera siedziała prawie że nieznajoma kobieta, zaś żadna z nich najwyraźniej nie miała pojęcia dokąd zmierzają. Dookoła nie było żywego ducha, zaś jedynym rozbrzmiewającym dźwiękiem był warkot silnika i głos Jessego Jamesa Rutherforda, śpiewającego „Wires”. Przyznaję, nie tak wyobrażała sobie ten wieczór, ale póki co nie miała na co narzekać.
- Zdradzić Ci sekret?- w tym momencie dziewczyna złamała jedną z zasad bezpiecznej jazdy, wyraźnie zabraniającej kierowcy skupianie się na czymkolwiek innym, niż kierownica, droga i przednia szyba prowadzonego pojazdu.- Nie mam prawa jazdy.
Arkanka parsknęła śmiechem, jednak zaraz zwróciła się w stronę siedzącej obok kobiety z niezwykłą powagą w głosie.
- Ej, Arlekin…- zaczęła, zerkając jeszcze raz na lusterko boczne, w którym teraz odbijały się światła pary przednich reflektorów.- Nie chcę Cię martwić, ale od jakiegoś czasu ktoś za nami jedzie…
- Bardziej martwią mnie Ci, co stoją przed nami.- odparła, szybko wciskając hamulec. Być może nie było to najbezpieczniejsze posunięcie, biorąc pod uwagę rozwiniętą prędkość, jednak na pewno niosło ze sobą mniejsze ryzyko, niż zderzenie.
Dalsze zdarzenia… cóż, były tak dziwne, niespodziewane i jakże różniące się od tych, które rozgrywały się jeszcze zaledwie kilka minut wcześniej, że przez chwilę zdawały się nierealne. Oderwane od rzeczywistości. Thunderbird został zatrzymany, co nie było nadzwyczajnym odkryciem, a zaledwie kilka sekund później dwie kobiety zostały zmuszone do wyjścia z samochodu.
Trudno było jednoznacznie stwierdzić, czego może chcieć (albo czego może nie chcieć) od nich dość niewielka grupa, licząca trzech, może czterech facetów, jednak wszystko stało się jasne, kiedy z drugiego samochodu wysiadła… o ironio, ta sama kobieta, której jeszcze tego ranka Arlekin ukradła ich turkusowy transport. Tak, taki sposób spędzania wieczorów był jej znacznie mniej obcy.
Plague wyszczerzyła się na widok obcej-znajomej twarzy, czego nie można było powiedzieć o stojącej naprzeciwko blondynce.
- Hej, hej, heeej, pamiętasz mnie… Vicky, dobrze mówię?- cyrkówka, jak to miała z resztą w zwyczaju, przywitała się w ten sam irytujący, arlekinowy sposób.- Co tam u męża?
- B y ł e g o męża.- odparła kobieta, przyglądając się dwóm łowczyniom nagród z wyjątkowym spokojem, o który Arlekin nigdy w życiu by jej nie podejrzewała, mając przed oczami poranną kłótnię małżonków, której części była dziś świadkiem.
- Oh, przykro mi.- odpowiedziała, wciąż się jednak uśmiechając.
- Nie powinno…
- Ach, w takim razie… wiedz, że zawsze Ci kibicowałam!- ale blondynka, która zdawała się mieć na imię Vicky, już jej nie słuchała. Odwróciła się do nich plecami, zostawiając dalszą część roboty czterem facetom, którzy z wyglądu przypominali grupę prywatnych ochroniarzy. W rzeczywistości byli zapewne członkami jakiegoś mniejszego gangu, sądząc po ich niewielkiej liczebności.
- Skąd ty ją znasz?- hakerka szepnęła w stronę pani psycholog.
- Jak bardzo nie lubisz ironii losu?- dziewczyna odpowiedziała jej, wciąż z uśmiechem na ustach, jednak po głosie wyraźnie było słychać, że tym razem nie było jej do śmiechu.- Ten samochód, którym jechałyśmy… cóż, tak jakby go od niej pożyczyłam, zostawiając ją z mężem… ex mężem na środku odludzia.
Arkanka wyrzuciła z siebie kilka niecenzuralnych słów.
- I musiałaś akurat okradać jakiś pieprzony gang?- posłała Arlekin spojrzenie pełne wyrzutów.
- Ej, gdyby miała na szyi tabliczkę ostrzegawczą, to bym nie ruszała, tak?- Plague rozejrzała się dookoła, po czym szybko doszła do wniosku, że sytuacja, w jakiej obie się znalazły wyglądała raczej beznadziejnie. Nie miała pojęcia, co może ich czekać, ale nie trudno było zgadnąć, jakie mogą być konsekwencje okradania członków jakichkolwiek organizacji przestępczych.- Mam nadzieję, że masz jakiś plan…
W odpowiedzi otrzymała przebiegły uśmiech hakerki. Dziewczyna mrugnęła do niej, kiwając dyskretnie głową. Tak. Cóż, albo arkanka faktycznie miała plan, albo bardzo przekonująco udawała, że go ma, chociaż mimo pewnych wątpliwości, nie trudno zgadnąć, która z wersji, zdaniem Arlekin, mogłaby okazać się prawdziwa.
Glitch? Nie ma łatwo, co?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz