Marcus najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy, że Grace jest prawdopodobnie ostatnią osobą, która nadaje się do tego typu zadań. A Meanwhile nie zdawała sobie sprawy z jakim przekrętem przyszło jej pracować. Oboje byli więc sprawiedliwie nieświadomi na co się porwali. Jak jedno, tak i drugie miało równocześnie ten fakt głęboko w czterech literach. Zwiastowałoby to istną katastrofę dla całej sprawy, gdyby nie fakt, że byli łowcami nagród. Z reguły trudniący się tą profesją zwykli z nieprzewidywalności i niezwykłej zdolności wybrnięcia z najgorszej sytuacji bez głębszych zadrapań. Pozostało wierzyć, że i tym razem ich to nie zawiedzie.
Mustang Interceptor zatrzymał się na krawężniku i Kain wskazał budynek przed nimi po drugiej stronie ulicy. Tracer przekrzywiła głowę. Nie wyglądał na jakiś strasznie świetnie przygotowany na włamanie.
- A oto i nasz bank...znaczy się, to co z banku zostało - powiedział Flint przeładowując pistolet typu Beretta M9. - Teraz to legowisko naszego arkańskiego smoka wylegującego się na nie swoim bogactwie.
- Och, to z ciebie taki poeta? - Smuga uśmiechnęła się złośliwie.
- Bynajmniej - zaśmiał się Marc. - Gdybym to JA pisał wiersze, poezja byłaby sto razy ciekawsza.
- Flint piszący wiersze, koniec świata już bliski! - wtrącił się Xander przełażąc na deskę rozdzielczą. - Masz chociaż jakiś plan?
- A mam - odparł dumnie Kain.
- Dobra, lepiej sformułuję pytanie: ile procent planu?
Mężczyzna zmrużył oczy mierząc robota morderczym wzrokiem po czym uznał, że nie udzieli odpowiedzi na to pytanie. Zamiast tego wytłumaczył naprędce wszystko, co powinna wiedzieć Grace:
- Za budynkiem na wysokości jakichś dwóch metrów znajduje się szyb wentylacyjny na tyle szeroki, byś dała radę się tam zmieścić. Przejdziesz nad trzema pomieszczeniami, w czwartym powinien się znajdować pierścionek. Nic niezwykłego: złota obrączka, grawerowana w listki, z jednym granatowym szafirem. Czekasz na zmianę ochroniarzy i gdy będą zajęci gadaniem zeskakujesz na dół, chwytasz pierścień i znikasz jak przyszłaś. Jasne?
Wszystko powiedział szybko, niemalże na jednym wydechu, co nie sprzyjało ograniczonej koncentracji Smugi. Mimo, że kilka słów z miejsca wyleciało jej z głowy ogólny przekaz wydawał jej się na tyle jasny, by uśmiechnąć się lekko z uniesionym w górę kciukiem. Po chwili jednak coś jeszcze przyszło jej do głowy...
- A ty będziesz...? - zaczęła.
- Odwracać uwagę - chłopak uśmiechnął się diabolicznie, wciskając do drugiej broni pełny magazynek. - Zaparkuję wóz dalej, ty idź już na tyły. O nic się nie martw, dasz sobie radę, a teraz do roboty! - Flint niemal wypchnął dziewczynę z wozu zanim cokolwiek powiedziała. Tracer zamachała rękami chcąc utrzymać równowagę i nie wywalić się nosem na chodnik. Drzwi za nią trzasnęły i samochód odjechał. Dziewczyna skonfundowana śledziła wóz wzrokiem aż zniknął za rogiem budynku.
Spojrzała na przeżarty czasem budynek niegdysiejszego banku. Wzięła głęboki oddech i zapukała w szybkę lampy na piersi. Tym razem ku jej niesamowitej uldze akcelerator zamruczał rozbłyskując znajomym niebieskim światłem. Dziewczyna uśmiechnęła się niemrawo. Czuła się jakoś lepiej wiedząc, że zawsze będzie miała lepszą szansę, by stąd uciec w razie niepowodzenia.
Jakiego niepowodzenia?, zrugała się w myślach idąc w miarę naturalnym krokiem na drugą stronę ulicy. Przecież wszystko pójdzie świetnie. To bułka z masłem! Wchodzisz, zabierasz co trzeba, wychodzisz. To łatwiejsze niż wizyta u dentysty. W sumie jej tok rozumowania niewiele odbiegał od prawdy - w dzisiejszych czasach dentyści miewali lepszą broń niż stojące przy głównym wejściu draby.
Dziewczyna przeszła przed nimi spokojnie, a nawet pomachała do jednego z nich z przyjaznym uśmiechem. Facet w ciemnym hełmie arkańskiego komandosa niepewnie odmachał, za co jego towarzysz w identycznym stroju trzepnął go w tył głowy, by się lepiej skupił na robocie. Tracer uśmiechnęła się do mężczyzn zalotnie i szła dalej aż do kolejnej przerwy między budynkami. Wolała nie skręcać od razu za bankiem, by nie ściągać podejrzeń. Przeszła przez zaplecze jakiejś knajpy i mechanika, aż w końcu dotarła na tyły obłuszczonego budynku. Rozejrzała się. Rzeczywiście, przewód wentylacyjny znajdował się dokładnie tam gdzie mówił Kain...niestety, owe dwa metry wysokości okazały się trzema. Meanwhile bezskutecznie skoczyła w miejscu sięgając ku kracie. Namyśliła się chwilę, po czym dojrzała stojący obok w połowie pusty kontener na śmieci. Powinien wystarczyć. Z pewnym trudem przesunęła go pod szyb i opuściła metalową klapę. Skrzywiła się gdy ta trzasnęła głośno, ale hałas wtopił się w odgłosy ulicy. Wspięła się na kontener, tym razem mogła już sięgnąć do szybu bez większego problemu. Zrzuciła kratę, podskoczyła by chwycić się krawędzi i podciągnęła się do góry. Wślizgnęła się do wentylacji. No, to połowa sukcesu, pomyślała czołgając się przed siebie.
Poruszała się naprzód w ślimaczym tempie, starając się przypomnieć, ile pokoi miała minąć zanim trafi na właściwy. Cztery? Trzy? Tak, to chyba były trzy. W trzecim miał być...nie, stop! W czwartym! Tak, minąć cztery pokoje, wejść do piątego...nosz cholera jasna! Znowu nie tak! Minąć TRZY pokoje, w CZWARTYM jest pierścionek. No! W końcu! Pieprzona pamięć. A poniekąd człowiek zdolny jest zapamiętać dokładnie wszystko co usłyszał i widział na dobre 43 minuty naprzód, a nawet bez problemu to wyrecytować. Gówno prawda.
W pierwszym pomieszczeniu nie było niczego godnego uwagi. Ot, ciasna, mroczna klitka, oświetlona niebieską łuną z kilku monitorów. Nagrania szły na żywo z monitoringu. Na krześle przed ekranami półleżał śpiący wartownik, głośno chrapiąc, czyli wykonywał swoją robotę dla fabuły wręcz perfekcyjnie. Smuga zerknęła na krótko do kolejnego pokoju. Jakiś mężczyzna w identycznym czarnym stroju co draby przed bankiem czyścił swoją broń, nucąc pod nosem ,,Sweet Home Alabama". Tracer powstrzymała się przed podchwyceniem melodii, chociaż ta cisnęła jej się siłą na usta. Zacisnęła wargi i w duchu pogratulowała gościowi dobrego gustu muzycznego, czołgając się w stronę trzeciego pomieszczenia. A w nim były jedynie rozłożone pod ścianami puste stoły i zakurzone regały. Wiało stamtąd pustką i co najmniej rokiem bez odkurzania, toteż nie było sensu dłużej się tam zatrzymywać.
Drogę do czwartego wylotu zatarasowała Grace plątanina jakiegoś zerwanego starego kabla. Dziewczyna szturchnęła go, co mogło wydawać się niemałą głupotą biorąc pod uwagę fakt, że z końcówki wciąż mógł wypływać prąd. Jednak na całe szczęście naszej włamywaczki kabel był bezpieczny. Przeczołgała się pod nim, wierzgając nieco nogami, by go odkopnąć i zerknęła przez czwarty wylot. Pomieszczenie rozmiarami i umeblowaniem do złudzenia przypominało poprzednie. Z tą różnicą, że tutaj gabloty i stoły nie wiały pustkami: na regałach za szklanymi szybami zamkniętymi na kluczyk leżały różnego rodzaju drogocenne błyskotki, natomiast stoły zasłane były różnymi urządzeniami do pomiarów, lupami i mikroskopami. Pracownia jubilerska?, zastanowiła się zdziwiona dziewczyna, ale szybko zaprzestała wahań. Na stole na środku, praktycznie tuż pod wentylacją, leżał między sprzętem rzeczony pierścień: złota, grawerowana obrączka z granatowym szafirem. Jubilera nie było na miejscu, za to w wejściu naprzeciwko wylotu i stołu stało dwoje wartowników w czarnych hełmach. Byli odwróceni tyłem do pracowni i dyskutowali o czymś bez ruszania głowami, jakby próbowali zgrywać przed kamerami na korytarzu, że spełniają należycie swoje obowiązki.
Meanwhile zagryzła wargę. Co teraz? Pierścień na wyciągnięcie ręki. Nagle coś jej wpadło do głowy. Nie był to mistrzowski plan, ale czegoż można się spodziewać po naszej Grace? Dziewczyna sięgnęła po stary kabel za sobą i spróbowała ocenić wysokość. W sumie sufit był na tyle wysoko, by mogła bezpiecznie przeprowadzić swój jakże genialny pomysł. Delikatnie usunęła kratownicę, wciągając ją do wnętrza kanału wentylacyjnego po czym obwiązała kabel wokół swojej kostki. Gdy upewniła się, że supeł trzyma mocno, szarpnęła jeszcze kilka razy prowizoryczną linę, by upewnić się, że jest gdzieś przytwierdzona. Wybrany z kłębowiska kabel napiął się niemal natychmiast. Zadowolona z siebie Tracer przystąpiła do działania.
- Widziałeś ostatnie zawody? - zagadnął wartownik kolegę, podczas gdy za ich plecami łowczyni nagród zawisła do góry nogami nad stołem.
- Nieee - odparł smętnie jego towarzysz. Smuga sięgnęła ku pierścionkowi, ale był za daleko. Zaczęła się huśtać na napiętym kablu. - Miałem zapiernicz w robocie. Wydarzyło się coś ciekawego?
- Cunningham wyprzedził Rocketa na ostatnich metrach - odparł mężczyzna. Naciągany do granic możliwości kabel protestował, ale dziewczyna dalej uparcie sięgała ku pierścionkowi. Jeszcze tylko kilka centymetrów... - Żebyś ty to widział...No ale poza tym to nic nowego.
- Rocket na drugim miejscu? - zdziwił się drugi. Jeszcze troszkę...
- Trzeci. Alistar zepchnął go zaraz po Cunninghamie. Też jestem w szoku.
Chwyciła pierścionek. Kabel się poddał. Rozmowa urwała razem z hukiem za stołem pracowni. A Smuga była względnie w czarnej dupie.
Zaskoczeni wartownicy odwrócili się dobywając broni. Grace stęknęła chowając zdobycz do kieszeni.
- Ręce za głowę! - rozkazał fan Cunninghama.
- No już, chwila! - odpowiedziała włamywaczka, ku ich jeszcze większemu zdziwieniu wstając i robiąc co każą.
Na jedną, zgubną chwilę z niedowierzania opuścili nieco automaty. Wtedy łowczyni nagród odpaliła super szybkość i z rozpędem walnęła jednego z nich w środek czarnej szybki hełmu. Facet poleciał do tyłu na korytarz uderzony zwiększoną przez przyspieszenie siłą. Drugi nieco niesprawiedliwie zaliczył kopniaka w przyrodzenie, a gdy się schylił z głuchym stęknięciem Tracer uderzyła go w tył głowy pozbawiając przytomności.
- Hell yeah! - wydarła się niepotrzebnie. - I kto tu jest debeś... - urwała widząc wychylającego się z drugiego pomieszczenia fana dobrej muzy. Zapadła niezręczna chwila bezruchu, po czym koleś kliknął jakiś przycisk przy hełmie. Rozległ się alarm. Kominukatory przy hełmach powalonych zaczęły pikać ostrzegawczo, a to znaczyło...
Wzywali posiłki.
Smuga zaklęła i rzuciła się z przyspieszeniem w stronę głównego wejścia. Oba skrzydła drzwi trzasnęły na boki i stanęła w nich dwójka, którą minęła na ulicy.
- Stać! - krzyknął pierwszy z nich.
Grace pod impulsem odpaliła moce i, nie mając lepszego pomysłu, walnęła gościa jednym skrzydłem drzwi. Uchyliła się od razu pod lufą drugiego, po czym walnęła go łokciem w brzuch i odkopnęła. Po chwili w głównym wejściu pozostała po niej jedynie błękitna smuga, ciągnąca się między poroztrącanymi posiłkami.
Po jakiejś półgodzinie szaleńczego biegu dziewczyna w końcu oparła się ciężko o ścianę budynku. Chciwie łapała oddech z przymrużonymi oczami.
- Czyżbyś dostała zadyszki?
Grace zerwała się z miejsca rozglądając nerwowo, po czym odetchnęła z ulgą. To był tylko Marcus, najwyraźniej bardzo zadowolony z siebie. Czarni komandosi najwyraźniej nie zamierzali jej gonić. Zgromiła Kaina wzrokiem.
- Gdzieś. Ty. Był?! - warknęła. - Miałeś odwracać uwagę!
- Robiłem co do mnie należało - odparł ze wzruszeniem ramion, po czym zaczął podrzucać w ręku jakiś drobny przedmiot...złotą kostkę do gry.
Tracer wpatrywała się zdziwiona w intrygujący przedmiot nabierając niepokojących podejrzeń.
- Zaraz...czy to jest...? - zaczęła.
- Antyczna kostka do gry. Należała do dziadka naszego klienta...a przynajmniej z tego co pamiętam.
Meanwhile połączyła fakty. Powieka zaczęła jej niebezpiecznie drgać.
- Czyli chcesz powiedzieć, że to nie o to chodziło? - wyjęła z kieszeni zdobyty pierścionek.
Flint z trudem powstrzymywał uśmiech.
- Co cię tak bawi?!
- Zmyśliłem tą całą obrączkę.
- CO PROSZĘ?!
- Serio, nie miałem pojęcia, że mają tam dokładnie taki. Śmieszne, co nie?
Grace cisnęła z furią pierścieniem w mężczyznę, ten jednak w ostatniej chwili zasłonił się przedramieniem.
- Chcesz powiedzieć, że zrobiłeś ze mnie PRZYNĘTĘ?! - wydarła się.
- Ej, ej, spokojnie! - Kain próbował jakoś wyjść z całej tej sytuacji bez szwanku. - Nie ma tego złego, wszystko poszło zgodnie z planem!
- JAKIM, CHOLERA JASNA, PLANEM?!
- MOIM planem. Ja jadę do do składu lichwiarza dwie ulice dalej, ty włamujesz się do jubilera, robisz zamieszanie, odciągasz wszystkich, zabieram bez problemu rzeczoną pamiątkę i koniec roboty.
- Ty zdradziecki... - Smuga jedynie warknęła nie mogąc dobrać słów. - WIEDZIAŁEŚ, że coś pójdzie mi nie tak?!
- Pewnie, że wiedziałem - Marc uśmiechnął się z politowaniem. - Nie wyglądasz na kogoś zdolnego zabrać coś po cichu. Czyli zupełnie jak ja. Po co się skradać, jeśli można wszystko załatwić zabawniej? - chłopak schował kostkę do kieszeni i ruszył zadowolony w stronę swojego samochodu. - Potraktuj pierścionek jako bonus. A teraz trzeba ta kostkę zawieźć do klienta.
Kain? O takie krętactwo ci chodziło, Reddie? x3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz