niedziela, 19 lutego 2017

Od Oszusta - Niewinny...? (część 1)

        Noc, ta jedna konkretna noc, była mroczniejsza niż każda inna wydobyta z najgłębszych i tych całkiem świeżych wspomnień Zmory. Nie pamiętał już równie ciemnej nocy. Czerń zdawała się nacierać zewsząd gotowa udusić swym nieprzeniknionym ciężarem każdego nierozważnego osobnika, który w porywie odwagi zdecyduje się zapuścić w jej objęcia. Nocnego nieba nie oświetlał księżyc, będący w fazie nowiu, a światło nielicznych gwiazd zostało przytłumione zalegającą nad miastem mgłą, która nadawała okolicy surrealistyczny wygląd. Nawet najbystrzejszy wzrok nocnego drapieżnika nie mógłby przebić się przez zasłonę cienia. Także i Złodziej był niemalże całkowicie oślepiony, lecz zdawał się tego nie zauważać. Większość ludzi spotykających się z najczystszą postacią mroku okazywała strach. Zaledwie u niektórych wywoływał on głęboki niepokój. Ciemność nocy pobudzała ludzką wyobraźnię, sprawiając, że wszystko stawało się możliwe, więc umysł otwarcie kwestionował nieistnienie potworów. Koszmary stawały się rzeczywistością, a pierwotny instynkt wręcz krzyczał o niebezpieczeństwie mogącym czaić się na wyciągnięcie ręki. Ludzka potrzeba przebywania w komforcie, jaki zapewniało źródło światła była czymś zupełnie naturalnym. Zrozumiałe więc, że ludzie aż tak bardzo lgnęli do światła dziennego lub każdej jego namiastki, nieistotne jak bardzo fałszywą imitacją by ono nie było. Jednak Oszust nie odczuwał takiej potrzeby. Należał do świata cieni. On sam był ciemnością, potworem czającym się tuż za rogiem i gotowym w każdej chwili porzucić rolę biernego obserwatora wydarzeń. W przeciwieństwie do ludzi nigdy nie czuł się skrępowany brakiem światła. Ujarzmił noc i sprawił by ta stała się jego tarczą, orężem i sprzymierzeńcem. Zdawało się, że mrok otula go łagodnie, jak gdyby właśnie to tu właśnie przynależał całym sobą, jakby to było jego miejsce i jego świat. Mrok był tym do czego mężczyzna przywykł i z czym nauczył się żyć, wychodząc z założenia, że to właśnie jego obawiają się ludzie, gdy z niepokojem wpatrują się w ciemność nocy. Mimo to w jego głowie wciąż dźwięczały słowa, które usłyszał kilka lat temu z ust starszej kobiety uważającej się za wyrocznię. Dwa zdania, które od czasu do czasu nawracały do niego w snach, stanowiąc zagadkę. Były zbyt oczywiste, więc Zmora stale doszukiwał się w nich drugiego dna, choć jeszcze nie pojął dlaczego aż tak mu zależy na tym, by je znaleźć. Nie potrafił też zapomnieć tej mocno wyczuwalnej mocy, która towarzyszyła słowom kobiety. Nawet ktoś o tak sceptycznym umyśle jak Oszust, który odrzucał istnienie jakiejkolwiek siły wyższej i nie wierzył w istnienie odgórnie ustalonego losu, mógłby przysiąc, że w tamtym momencie zakwestionował swoje poglądy.
  - Nazywasz siebie Koszmarem, lecz nie jesteś świadom tego, że w ciemności czają się istoty gorsze niż ty sam. Uważaj na siebie, bowiem nawet ty nie jesteś niepokonany.
  Drgnął nieznacznie, słysząc te słowa. Kobieta już od dawna nie żyła, a mimo to słowa zadźwięczały w umyśle Złodzieja z taką siłą, jakby po raz kolejny wypowiedziała je na głos. Przymknął oczy, starając się odgonić od siebie echo przeszłości. Zaraz jednak otworzył je z powrotem i w skupieniu zaczął przeczesywać wzrokiem otoczenie. Zacisnął palce na metalowej rurce odgradzającej najwyższe piętro kondygnacji od przepaści sięgającej do samego parteru i skierował wzrok na zakurzone okno pod samym sufitem starej, od lat opuszczonej huty. Było pęknięte, a poświata, która wdzierała się przez nie do środka zapewniała jedynie absolutne minimum światła do tego, by Oszust mógł rozpoznawać w ciemności zarysy co większych przedmiotów na jego kondygnacji. Maszyn w dole w ogóle nie był w stanie dojrzeć ze swojego miejsca. Gwiazdy czuwające nad Cargo bez dwóch zdań nie były tak piękne jak te, które przyświecały Annville. Brakowało im czystości. Złodziej wiedział, że zarówno jednemu miastu, jak i drugiemu przyświecają te same konstelacje, a pomimo tego i tak sądził, że oba widoki różnią się od siebie na tyle, by bezkarnie móc porównywać oba obrazy jako dwa osobne, zupełnie nie związane z sobą twory. Gwiazdy Annville zdawały się bez problemu oświetlać świat w dole, podczas gdy te cargijskie z trudem walczyły o prawo do istnienia i nie zawsze dawało się je dojrzeć, lecz Plaga, nie chcąc prowokować kolejnej refleksji, nie pozwolił sobie dłużej porównywać tych dwóch widoków. Odepchnął się od barierki i ruszył w stronę chybotliwej klatki schodowej.
  Schodząc w dół poświęcił chwilę, by zastanowić się nad tym co być może słychać u panienki Maddison. Nie tęsknił za postacią Aniołka, ani nie przywiązał się do niej, bo zwyczajnie za krótko się znali. Zmora wątpił czy roczna znajomość zaowocowałaby choćby niechętną przyjaźnią i nie miał zbytnio ochoty na to, by sprawdzać swoje przypuszczenia. Znacznie lepiej dla świata i jego własnej osoby było gdy żył osobno i nie zbliżał się do nikogo. Mimo wszystko, przesuwając wzrokiem po mrocznych zakątkach dawno opuszczonej huty i maszynach, które przywodziły na myśl wyłącznie narzędzia wymyślnych tortur, doszedł do wniosku, że Eva nie tylko nie pozwoliłaby mu milczeć przez tak długi okres czasu, ale także nie dopuściłaby do tego, by wnętrze tonęło w ciemnościach. Właśnie dlatego nie tęsknił za jej towarzystwem. Potrafił przywołać z pamięci ten bardzo jasny, niemal biały odcień jej włosów i błękitno-szarą barwę nad wyraz bystrych oczu. Doskonale pamiętał delikatne rysy jej twarzy i barwę głosu. Mógłby przysiąc, że byłby w stanie zacytować choć część jej słów. A jednak... Skoro mu jej nie brakowało, dlaczego tak drobiazgowo ją wspominał? Ta myśl przyprawiła go o grymas niezadowolenia. Nie chciał by zaczynało mu zależeć, bo to oznaczało dla niego słabość, którą nie zamierzał się obarczać. Nie zamierzał martwić się o nic poza sobą i swoją pracą. Zamknął ten jakże krótki rozdział z Evie i zostawił go za sobą, więc fakt, że postanowił do tego wrócił nie spodobał mu się za bardzo. Trwał w przekonaniu, że ludzie nie są dla niego dobrym towarzystwem, że lepiej radzi sobie funkcjonując niezależnie. Mniej ludzi dookoła niego oznaczało, że mniej ludzi będzie się nim interesować.
  Z pewnym rozdrażnieniem zauważył jak wielką miał tej nocy skłonność do rozkojarzenia się, gdy powinien być skupiony. Taka noc nie zdarza się co chwilę, a Złodziej miał nadzieję skorzystać z jej dobrodziejstw. Chciał zaryzykować, by znów poczuć przyjemny dreszcz towarzyszący odkrywaniu tajemnic możnych tego miasta. Wielu ludzi miało mroczne, nierzadko krwawe sekrety, które tylko czekały na to by Koszmar je odkrył, a potem szepnął to i owo komu trzeba, biorąc za tak jakościowo doskonałe tajemnice, wygórowaną opłatę. Ograbianie ludzi z dóbr materialnych było czystą przyjemnością, lecz zdobywanie nieprzeznaczonych dla obcych informacji stanowiło nieomal esencję zajęcia Złodzieja. Miał nawet pomysł na to, kto padnie jego ofiarą tym razem. Wydostał się z huty i odprowadzany odległymi okrzykami wandali niespiesznie ruszył w stronę swojego nowego celu. To nie jego napadli najbrzydsi bandyci planety, więc naturalnym było, że nie zwrócił zbytniej uwagi na to, że ktoś być może właśnie walczy o życie zaledwie kawałek drogi od niego. Nasunął na nos maskę i zagłębił się w labirynt uliczek, starym zwyczajem poruszając się bezszelestnie, tak by nikt nie był w stanie go dojrzeć.
  Dom szeryfa wyglądał całkiem okazale, więc Oszust wywnioskował, że była to całkiem dochodowa posada i z pewnością niosła ze sobą co najmniej parę przywilejów. Bogaci zwykle mieli nieco wymyślniejsze zabezpieczenia i zdecydowanie kosztowniejsze "pułapki". Na ogół wiązało się to z lepszymi jakościowo sejfami lub najemnym drabem w charakterze mniej lub bardziej skutecznego ochroniarza. I z jednym, i z drugim Plaga potrafił sobie poradzić. Cieszył się nawet na myśl o nieco bardziej skomplikowanej pracy. Już dawno temu zorientował się, że ilość zabezpieczeń rośnie wprost proporcjonalnie do posiadanego majątku. Jednak mimo swojej pewności co do powodzenia akcji i tak chciał choć odrobinkę się przygotować do zadania. Zakradł się pod pierwsze z brzegu okno i zajrzał do wnętrza. Jego oczom ukazał się ciemny pokój, więc Zmora wytężył wzrok i przysunął twarz do szyby, dłońmi osłaniając obszar dookoła oczu, żeby żadne światło nie mąciło mu obrazu. Po dokładniejszym przyjrzeniu się pokojowi doszedł do wniosku, że jest to średnio zamożny salon z kanapą i dwoma fotelami. Ścian po przeciwnej stronie nie dostrzegał, lecz chciał przypuszczać, że kryje się tam jakiś wartościowy obraz. Jego uwagę przykuł ruch na kanapie. Plaga nie widział szczegółów, ale założył, że siedzi tam człowiek i najprawdopodobniej jest to mężczyzna. Może sam szeryf albo najemnik. Nie mógł orzec czy postać śpi czy nie. Intuicja podpowiadała mu, że nie, ale nie potrafił zrozumieć dlaczego przytomny człowiek siedziałby przy zgaszonym świetle zupełnie jakby czekał na to aż Złodziej nierozważnie wpadnie w pułapkę. Nie zamierzał na to przystawać, więc obszedł dom, zaglądając w każde z okien i z niemałym zdziwieniem odkrył, że tylko tamto jedno było odsłonięte.
  Coś mu się nie zgadzało, ale nie potrafił sprecyzować dokładnie jakiego typu podstęp czeka na niego tym razem. Wszystko wskazywało na to, że szeryf spodziewał się jego wizyty, choć Złodziej nie był w stanie pojąć jakim cudem przeciętny szeryf zdawał się go przejrzeć. Wątpił, by ten człowiek miał przeczucie, że padnie ofiarą Widma, bo nikt nigdy nie wiedział gdzie i kiedy Plaga się pojawi. Nie pozwolił jednak, żeby nadmierna pycha i pewność siebie stłumiły zrodzoną z długoletniego doświadczenia ostrożność. Poza tym cargijski stróż prawa całkiem sporo na jego temat wiedział, a Zmorze zdecydowanie nie było to na rękę.
  Tylko jedno okno było otwarte i znajdowało się na półpiętrze. Złodziej natychmiast odrzucił możliwość otworzenia sobie drzwi, bo byłoby to zbyt ryzykowne, jeśli postać w salonie nie spała. Otwarte okno stanowiło zaproszenie i dlatego wzbudziło nieufność Oszusta. Mimo wszystko postanowił skorzystać z tak oczywistej drogi dostępu. Mur na jego szczęście nie był zbyt gładki, więc Widmo mógł niemal bez wyraźnego trudu wspiąć się po ścianie wprost do otworu. Tam przykucnął na wąskim parapecie i zajrzał do środka. Odczekał chwilę aż jego oczy przyzwyczają się do jeszcze głębszej ciemności i uważnie zbadał framugę okna w poszukiwaniu czegokolwiek co mogłoby stanowić dla niego problem. Nie znalazłszy niczego wzmagającego podejrzliwość wszedł do środka i zsunął się po ścianie, lądując możliwie najbliżej jak było to możliwe. Nie raz witała go rozpięta na wysokości kostek linka aktywująca przeróżne warianty wyrzutni strzałek. Oparł dłoń po lewej stronie i schylił się, by wyczuć czy i tym razem ze ściany wystaje linka. Znalazł linkę w zupełnie innym miejscu niż przypuszczał, gdyż ta rozpięta była na wysokości jego czoła. Schylił się pod nią i ruszył schodami w górę. Nie spieszył się. W fachu złodzieja liczył się przede wszystkim spokój. Szamoczący się, niespokojni ludzie, którzy panikowali przy byle okazji rzadko wytrzymywali choć jedną akcję. Zmora potrafił zapanować nad sobą na tyle, by krok po kroku, z rozmysłem pokonywać kolejne stopnie tak, by żadna deska nie skrzypnęła zbyt głośno pod jego ciężarem. Nie potrzebował tego, by ściągać na siebie uwagę kogokolwiek. Był intruzem i choć naprawdę lubił odwiedzać miejsca w których nie był mile widziany, wolał poruszać się nieco pochylony, gotowy w każdej chwili zerwać się do ataku lub ucieczki. Mimo tego, że swoje wycieczki mógłby już liczyć na co najmniej dziesiątki, jeśli nie setki, każdej kolejnej i tak towarzyszył ten sam przyjemny dreszcz.
  Wspiął się po schodach i zamarł w krótkim oczekiwaniu, przysłuchując się ciszy dookoła. Nawet on, pomimo doskonale rozwiniętych zmysłów niewiele widział, lecz niemal całkowity brak wzroku nie przeszkadzał mu zbytnio. Skoro on ledwo widział swoją wyciągniętą rękę, ktoś, kto się go tu nie spodziewa, nie zauważy go wcale. Złodziej braki w wiedzy płynącej ze wzroku nadrabiał informacjami zdobytymi dzięki pozostałym zmysłom. Słuch czy dotyk były tak samo ważne, więc Zmora nauczył się kraść nawet w absolutnej ciemności.
  Tak więc, sunąc palcami po ścianie dla lepszej orientacji, ruszył korytarzem na lewo. Oszust nawet w biegu potrafił zachować właściwą kotu absolutną ciszę. Nawet szelest materiału nie zdradził tego, że intruz przechadza się korytarzem. Jedynie sporadycznie poskrzypujące, stare deski nieśmiało przypominały o jego obecności, lecz był to dźwięk tak cichy i niewiele znaczący, że nie drażnił i nie alarmował nikogo poza Złodziejem. W ten sposób dotarł do ostatnich drzwi na końcu, gdzie miał nadzieję zastać gabinet. Nacisnął klamkę, a ta nie ustąpiła, więc przyklęknął na jednym kolanie pod drzwiami i wysunął ze skrytek przy nadgarstkach wytrychy. Zakładał, że w tym nieco przestarzałym domu trafi na klasyczne zamki, które bez trudu otworzy w tradycyjny sposób. Nieświadomie nieco przechylił głowę tak, by jednym uchem wyłapywać dźwięki z głębi korytarza i skupił się na zamku. Wsunął pierwszy z wytrychów w zamek i przez chwilę w nim grzebał, by podnieść pierwszą zapadkę.Gdy już mu się to udało, drugim wytrychem przytrzymał ją sobie. Już po chwili drzwi stały otworem, a Złodziej znikał we wnętrzu, uśmiechając się pod nosem w milczącym uznaniu dla własnej mistrzowskiej roboty. Starannie zamknął je za sobą, żeby na pewno wykluczyć zbyt wczesne zaalarmowanie kogokolwiek, kto zechciałby przyjść na piętro i wydobył z niewielkiej kieszonki po zewnętrznej stronie uda zapalniczkę. Potrzebował odrobiny światła, by rozeznać się w układzie pomieszczenia. Mógłby co prawda zaświecić światło, ale nie miał ochoty pilnować czy ktoś aby nie dojrzy na progu, że wewnątrz palą się lampy.
  Pokój przypominał gabinet, więc Plaga poczuł przyjemne ukłucie satysfakcji. Jedną ze ścian zajmowała obszerna biblioteczka od której bez trudu dało się wyczuć zapach starych kart papieru i kurzu. Pod oknem stało nadgryzione zębem czasu biurko i obite materiałem krzesło. Po przeciwnej stronie stał regał zapełniony jakimiś figurkami i teczkami, a na ścianie wisiała, wyglądająca na aktualną, mapa. Poza tym na wystrój pokoju składały się ciemne zasłony, jakaś spora roślina o długich i szerokich liściach ustawiona w klasycznej donicy oraz pomniejsze drobiazgi ustawione na meblach. Nieco bliżej drzwi, pod ścianą znajdował się stolik zapełniony papierami i to właśnie nimi zainteresował się Koszmar w pierwszej kolejności. Nieważne jak bardzo chciałby zgarnąć wszelkie cenne skarby, które mogłyby się ukrywać w tym pomieszczeniu, nie mógł popełnić błędu niedoświadczonego uczniaka i rzucić się na błyskotki.Pieniądze mógłby przynieść mu skok na dowolny dom, a bezcenne informacje zgromadzone w tym domu były niepowtarzalne. Właśnie dlatego, przyświecając sobie zapalniczką, uważnie przeglądał każdy dokument, jednocześnie nawet na sekundę nie przestając nasłuchiwać tego, co dzieje się za drzwiami.
  Stare rachunki, ani te bieżące nie były mu przydatne w ogóle, dlatego też od razu odsunął je na bok. Poświęcił chwilę prywatnej korespondencji szeryfa. Kto u licha w tych czasach pisze listy?, przemknęło przez jego myśli, gdy zgłębiał tajemnice prywatności mężczyzny mieszkającego w tym domu. Wywnioskował z tekstu, że mężczyzna ma lub miał romans z jakąś kobietą o wyjątkowo arkańskim nazwisku. Zabrał jeden z listów, ten który wydawał mu się najbardziej obfitujący w informacje i wsunął go do tylnej kieszeni spodni. Przy odrobinie szczęścia odszuka wspomnianą kobietę i dowie się prawdy.
  Jego źrenice zwęziły się, gdy zauważył swoje prawdziwe imię i nazwisko. Dokładnie przeanalizował tekst, który z całą pewnością powinien należeć do niego. Była to krótka notka opatrzona adresem i pieczątką specjalistycznego zakładu zajmującego się zaburzeniami psychicznymi w Cargo. Oszust byłby w stanie założyć, że pół Talos powinno zgłosić się tam po pomoc, a mimo to, miał to szczęście przebywać tam jako jeden z szczęśliwców. Na odwrocie kartki dopisane zostało tylko:
  "Pacjent 009346 nie wykazuje żadnej chęci współpracy, ani poprawy. W zaistniałej sytuacji zostaje przeniesiony na odział zamknięty pod ścisłym nadzorem do momentu zmiany stanowiska w wiadomej sprawie.
  Zdiagnozowane zaburzenia: ochofobia w stopniu budzącym zastrzeżenia; kleptomania w stopniu będącym zagrożeniem dla pacjenta i społeczeństwa."
  U dołu kartki, ktoś dopisał jeszcze sześć słów, za które Zmora pogratulował autorowi spostrzegawczości: "Pacjent samodzielnie wydostał się na wolność."
  Złodziej zgniótł kartkę i wcisnął ją do kieszeni. Tak wielu informacji na jego temat w jednym miejscu i czasie nie mógł znieść. Tym bardziej, że dokument wyraźnie opatrzony był jego nazwiskiem i to on powinien go zatrzymać dla siebie. Nie chciał, by tak ważny papier nadal był w posiadaniu kogoś aż tak nieodpowiedniego jak szeryf miasta.
  Jego uwagę przykuła mała mapka parteru z zaznaczonymi wszelkimi "pułapkami". Było ich całkiem sporo już w samym korytarzu, a cały dół był wręcz nimi usłany. Zmora nawet nie dociekał jakim cudem szeryf może żyć w aż tak zaminowanym domu. I pomyśleć, że to mnie uważają za paranoika... Przestudiował mapkę na wypadek gdyby musiał korzystać z wyjścia gdzieś na dole i odłożył ją na miejsce. Wszystkie informacje zaczęły powoli formować w umyśle Zmory odpowiedź na dręczące go pytanie. Zaczynał rozumieć dlaczego szeryf aż tak zadbał o ochronę domu. Cały czas był w posiadaniu danych na temat Plagi i być może łączył już postać Widma z Pacjentem 009346 oraz spodziewał się, że ten wcześniej czy później go odwiedzi. Co nie oznaczało, że miałby cień szansy na to, by powstrzymać Złodzieja od wejścia do domu.
  Oszust porzucił grzebanie w kartkach, nie zauważając już niczego ciekawszego do przejrzenia i przeszedł do regału, żeby pooglądać figurki. Zawiódł się na guście szeryfa. Po kimś pełniącym taką funkcję w mieście spodziewałby się chociaż jednego drogiego czy chociażby ładnie zachowanego przedmiotu. Tymczasem znaczna część figurek nie dość, że miała jedynie pozłacane i posrebrzane elementy, to jeszcze ewidentnie widać było, że lata ich świetności minęły już dawno temu. Poodsuwał teczki, by upewnić się, że za regałem nie czeka żadna tajna skrytka. Nie znalazł nic co w choćby najmniejszym stopniu gwarantowało mu zysk, więc skierował się do biurka.
Chwycił pióro, zabrał czystą kartkę i napisał na niej zdanie, które już od dawna było jego znakiem rozpoznawczym i które z taką lubością zostawiał każdemu, kto dał mu się okraść.
  "Wszystko co masz, jest moje."
  W jego zamyśle oznaczało ono przypomnienie o tym, że Widmo stosownie do swoich licznych tytułów i pogłosek na jego temat, był zaledwie nieuchwytnym mignięciem. Wchodził do obcego domu, gdy tego chciał i wychodził, gdy tego wymagała sytuacja lub gdy cały dom został skrzętnie sprawdzony. Mimo to nie wielu zdawało sobie sprawę z jego obecności zanim nie był za późno.
  Naturalnym dla niego odruchem schował pióro do kieszeni i przegrzebał biurko.Trafiła mu w ręce kartka papieru mówiąca o dość osobliwym więźniu z celi 218, który, jeśli wierzyć zapisowi, trafił za kraty, bo dopuścił się morderstwa. Uwagi dodatkowe zawierały kolejną nader interesującą informację o jakże śmiałym twierdzeniu, że człowiek ten uważa się za niewinnego.
  - Necessitas non habet legem... -mruknął Plaga, zgasił zapalniczkę i ruszył w stronę drzwi, pomrukując przy tym z rozczarowaniem. Gabinet wygadał obiecująco, tym większe było jego rozczarowanie tym, że wykradł jedynie dwie kartki papieru oraz pióro. Już chciał nacisnąć klamkę, gdy po drugiej stronie usłyszał odgłos przytłumionych kroków. Cofnął się nieco i schował za donicą z rośliną, licząc, że nikt nie sprawdzi czy drzwi gabinetu są otwarte. Mimo wszystko wolał nieco się ukryć i poczekać na dalszy rozwój wypadków.
  Tym razem miał nieco szczęścia, bo kroki ucichły zanim dotarły do samych drzwi, co oznaczało, że na korytarzu znajduje się człowiek. W szparze pod drzwiami błysnęło światło, które odrobinę wszystko komplikowało, lecz Oszust przyjął ten fakt ze stoickim wręcz spokojem. Odetchnął głęboko, by na powrót się skoncentrować i przysunął się do drzwi, a potem zajrzał w dziurkę od klucza.
  Światło padające z lampy najpierw oślepiło Zmorę, więc zmrużył oko i zaczekał, aż jego wzrok znów przyzwyczai się do światła. Nie podobało mu się to, gdyż tracił przewagę, którą gwarantował mu wzrok przyzwyczajony do niemalże całkowitej ciemności. Nie miał jednak żadnej alternatywy, by dowiedzieć się z czym musi zmierzyć się za drzwiami. Sam słuch nie zawsze wystarczał, a Koszmar nie miał ochoty stać przy drzwiach z przyciśniętym do nich uchem.
  Odrobinę zaskoczył go fakt, że mniej więcej dwa metry od drzwi stała kobieta. Przyglądała się obrazowi na ścianie. Miała ścięte na skos, długie do połowy szyi, blond, włosy, które po jego stronie były wygolone. Ubrana była w obcisłą, czarną bokserkę, która uwydatniała jej naturalne kształty (a Plaga mimochodem zwrócił na to nieco więcej uwagi i przyjrzał się dokładniej) oraz całkiem luźne, moro bojówki. Dłoń opierała na zatkniętym w kaburze pistolecie, ale Oszust, ani dobrze go nie widział, ani nie potrafił rozpoznać. Tak czy siak dziewczyna miała broń palną i najprawdopodobniej minimum jeden nóż, a to Złodziejowi w zupełności wystarczało, by póki co porzucił wszelkie myśli o opuszczeniu pokoju.
  Wycofał się nieco i wrócił do biurka, żeby zająć się czymkolwiek dopóki korytarz nie opustoszeje. Nasłuchiwał jednym uchem każdego podejrzanego dźwięku. W końcu się go doczekał, lecz nie było to, to co pragnął usłyszeć. Kroki nie oddaliły się, a rozbrzmiewały coraz bliżej. Dlatego też Zmora wiedziony instynktowną reakcją uskoczył za biurko i schronił się pod nim, przykucając tak, by mieć jak najszersze pole manewru. Dobył ukrytego po zewnętrznej stronie łydki krótkiego, matowego sztyletu, który kształtem przywodził wąski, czarny liść i zamarł z bezruchu. Skupił myśli na równomiernym, spokojnym oddechu i czekał na to, co ma się stać.
  Wkrótce później drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem i Plaga usłyszał, że najemniczka przystanęła w progu. Mógłby przysiąc, że, jeśli była dobrze przeszkolona, rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu śladów intruza - odruch ceniony i pożądany u wykwalifikowanej ochrony, ale dobrze znany Oszustowi. Zaraz po wstępnej analizie pomieszczenia kobieta przeszła wgłąb pomieszczenia; kroki dotarły do biurka i raptownie ucichły. Złodziej usłyszał syk towarzyszący gwałtownie nabieranemu oddechowi, wywnioskował więc, że kobieta znalazła karteczkę, następny odgłos utwierdził go w tym przekonaniu, bowiem najemniczka niemal wybiegła z pokoju.
  Koszmar wyłonił się spod biurka i ruszył w kierunku drzwi, po drodze schylając się po to, by schować sztylet. Sięgnął do tyłu i zdjął złożony łuk z pleców. Jego palec natychmiast odnalazł przycisk, który spowodował, że oba ramiona rozsunęły się, napinając cięciwę i wspomagające ją kable. Widmo wyciągnął z kołczanu strzałę o wyjątkowo niestandardowym grocie i nałożył ją na cięciwę. Strzała miała wbudowany zbiorniczek z gazem, nie była więc idealnym rozwiązaniem obecnej sytuacji, Zmora jednak uznał to za całkowicie dobrą opcję. Trzymając łuk w przygotowaniu podszedł aż do klatki schodowej i wymierzył w stronę dolnych schodów. Wypuścił strzałę, a ta uderzając w krawędź przedostatniego od dołu schodu, uwolniła chmurę dławiących oparów o mocno brunatnym zabarwieniu. Nie było to jakościowo najlepsze zabezpieczenie, lecz Oszust liczył, że choćby na chwilę odciął górę domu dla siebie. Wcisnął przycisk na majdanie łuku, ramiona cofnęły się z powrotem, a on schował broń i odbiegł sprawdzić resztę pokoi. Muszę się pospieszyć...
  Sypialnia okazała się być zgoła bogatszym pokojem niż gabinet. W komodzie pod oknem Zmora znalazł sporo pieniędzy, które najzwyklej w świecie sobie przywłaszczył. Na stoliku nocnym leżał drogi zegarek w całkiem dobrym stanie, więc Koszmar uznał, że jemu przyda się on bardziej. Nad łóżkiem wisiał obraz. Przyciągnął uwagę Oszusta, który postanowił zbadać do dokładniej. Płótno na którym namalowane było dzieło podobne do tych tworzonych przez van Gogha wyglądało na stare. Złodziej wyciągnął wąski nożyk, obrócił go w palcach i zręcznym gestem obrysował obraz tuż przy samej ramie. Opłaca się poruszać po cichu w miejscach, gdzie nie jestem mile widziany. Jest wiele takich miejsc... Zwinął płótno i schował je w najbezpieczniejszym do tego miejscu - długiej sakwie przymocowanej z tyłu paska. Nie zostało mu nic innego jak pospiesznie opuścić pomieszczenie.
Wyskoczył na korytarz i stanął jak wryty. Otworzył szerzej oczy w niemym geście ogromnego zdziwienia. Zaledwie parę centymetrów od jego twarzy znajdował się wymierzony w niego pistolet. Najemniczka jakimś cudem przedarła się przez zasłonę dymną i mierzyła do niego z wściekłym grymasem na twarzy. Nawet w takiej sytuacji umysł Diabła nie przestał logicznie oceniać sytuacji, więc z miejsca przypisał kobiecie wspaniałe przeszkolenie. Mimo to i tak doskonale wiedział, że nawet tak dobry ochroniarz nie jest w stanie mu dorównać. Jednakże nawet świadomość tego nie przytępiła naturalnego odruchu cofnięcia się przed bronią. Złodziej uniósł ręce, lecz nie odezwał się słowem. Jego umysł błyskawicznie przeanalizował zaistniałą sytuację i podsunął mu plan działania. Wolał jednak odrobinę zaczekać z realizacją potencjalnie śmiertelnej próby ucieczki.
  - Kim jesteś?! - palec kobiety drgnął na spuście, co nie umknęło uwadze Oszusta. Najemniczka gotowa była odstrzelić mu głowę. Jednakże jeśli spytała zamiast zwyczajnie go zabić, oznaczało to, że chce dowiedzieć się kim jest intruz. Zmora miał nadzieję, że jej ciekawość jest silniejsza niż obowiązek pozbycia się złodzieja. Powoli nabrał powietrze przez nos, zatrzymał je i równie powoli wypuścił. Odchrząknął, lecz nie odpowiedział jej. - Gadaj. Kim ty jesteś do cholery?
  Plaga przez kolejne kilka sekund uparcie wpatrywał się jej w oczy, nie odzywając się ani słowem. Zrobił krok do przodu, więc lufa broni dotykała materiału maski celując mu w usta. W końcu odpowiedział:
  - Ty mi powiedz.
  Błyskawicznym ruchem chwycił nadgarstek kobiety i wykręcił go. Najemniczka stęknęła zaskoczona, gdy ten niemal połamał jej staw, ale nie wypuściła broni z ręki. Nie dała mu się całkowicie zaskoczyć i tym właśnie mu zaimponowała. Wolną ręką zamachnęła się celując w nos mężczyzny, ale ten uchylił się i zacisnął palce na jej drugim nadgarstku, unieruchamiając i tę kończynę. Dwójka ludzi przez chwilę stała w bezruchu, siłując się ze sobą. W tym czasie zbliżyli się do siebie na odległość dłoni, lecz żadne z nich nie wywalczyło znacznej przewagi na dłużej niż kilka sekund. Kobieta była nienaturalnie silna. Mutantka. Kobieta podniosła kolano i z impetem uderzyła go w żołądek. Z ust Oszusta wydostał się na wpół zaskoczony, bolesny jęk, gdy ten zgiął się w pół, puszczając jedną z rąk dziewczyny. Nie zdążył dojść do siebie, bo od góry między łopatki rąbnął go łokieć i posłał mężczyznę na kolana. Plaga przycisnął jedną rękę do brzucha i popatrzył na najemniczkę nienawistnym spojrzeniem. Kobieta roztarła bolący nadgarstek i wymierzyła do niego z broni.
  - Jesteś zwykłym kundlem. Martwym kundlem. - oznajmiła, odpowiadając na jego poprzednią zaczepkę.
  - Nadal żyję. - sprostował Oszust, wyraźnie cedząc słowa przez zęby. W jego dłoni błysnął sztylet, który mężczyzna bezceremonialnie wbił w łydkę dziewczyny. Metal zazgrzytał o kość, gdy Plaga zagłębił ostrze aż po rękojeść w ciele najemniczki, a ta zawyła niczym zranione zwierzę i cofnęła się poza zasięg Koszmaru. - Ten kundel jeszcze cię pogryzie.
  Złodziej dźwignął się z powrotem na nogi, krzywiąc się pod maską. Jego ruchy straciły na gracji i płynności, lecz nawet pomimo tego mężczyzna zdołał ostatecznie rozbroić dziewczynę i zmusił do uklęknięcia. Przytrzymując jej wykręcone do tyłu ręce, wyciągnął sztylet z nogi kobiety, a z rany trysnęła krew. Najemniczka nadal usiłowała go pokonać, chociaż Zmora widział, że kobieta zdaje sobie sprawę ze swojej klęski.
  - Kim jesteś? - spytała raz jeszcze, jakby licząc, że tym razem pozna odpowiedź.
  - Jestem twoją porażką. - odparł Złodziej. Przysunął ostrze do szyi najemniczki i oparł je na jej obojczyku. W oczach kobiety błysnęło zrozumienie. Plaga podziwiał jej odwagę i to jak zaakceptowała fakt, że już za chwilę będzie martwa. Gotów był założyć, że chciała umrzeć z honorem, lecz nie ufał jej. Przestała się mu opierać zupełnie jakby czekała aż straci czujność.
  - Nie mogłam z tobą wygrać, prawda?
  - Nie mogłaś. - zgodził się cicho. Zabicie tej kobiety wydało mu się niewłaściwe. Męczyło go to, że nie był pewien co powinien zrobić. Doprawdy Zmora, zły moment wybrałeś sobie na rozważania swojej moralności...
  - Tak mówią, Widmo. Nie wierzyłam w to aż do teraz. Rób co musisz, Mistrzu Złodziei. - najemniczka użyła jego najpopularniejszych w Cargo pseudonimów. Dobrze wiedziała już z kim ma do czynienia. Ewidentnie znała też krążące po mieście pogłoski na jego temat. Złodziej zacisnął palce na rękojeści sztyletu i odsunął go od szyi kobiety. Odepchnął ją od siebie i błyskawicznie ruszył w kierunku okna na końcu korytarza. Dotarł do celu i otworzył je. Oparł się o framugę okna i odwrócił głowę, by rzucić okiem przez ramię. Kobieta znowu mierzyła do niego z broni. Nacisnęła spust. Kula śmignęła w powietrzu i wbiła się w ścianę tuż przy głowie Diabła. Parsknął cichym śmiechem i wyszedł za okno, by po murze zejść na ziemię. Oto wdzięczność za darowanie życia, prychnął w myślach rozbawiony i zniknął z okolicy. Jego następnym celem tej nocy stało się cargijskie więzienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz