Cóż, tak było. Dwie hieny w jednej chwili zepsuły jej opinię na temat własnych możliwości.
Była już kilka metrów od klatki schodowej, kierując swoje kroki w stronę wyjścia. Opuszczała hangar w ten sam sposób w jaki tu weszła: w całkowitej ciemności. Różowe tęczówki były zupełnie obojętne na otoczenie, mimo iż pod betonem, w ścianach i suficie błyszczały blado ślady starych przewodów. Te działające błyszczały jaśniej - połączenia między lampami były różową pajęczyną, która mimo iż jasna, nie dawała tak naprawdę żadnego światła, a jedynie podpowiedzi co do tego gdzie zaczynają się ściany. Osoby, którym Glitch opowiadała jak postrzega świat, uważały, że funkcjonowanie w ten sposób jest niemożliwe. Wyobraźcie sobie życie, w którym dzień w dzień otaczają was jasne przewody. Wszystko wokół jest na nich zbudowane, prześwitują przez metal, beton i drewno. Nie możecie się ich pozbyć, a z zamkniętymi oczami nie da się funkcjonować całą wieczność. A jednak Viress tak żyła. Więcej, potrafiła w tym racjonalnie funkcjonować. Jak? Otóż ludzki mózg posiada pewną fascynującą cechę - przyzwyczaja się do wszystkiego z czym obcuje na co dzień. Przechodząc codziennie obok tej samej tablicy z ogłoszeniami przestajesz w końcu zauważać pojawianie się nowych. Słuchając w kółko tej samej sekwencji dźwięków wkrótce przestajesz je słyszeć. Grunt, to znaleźć sobie inny punkt zaczepienia dla myśli, nie koncentrować się na irytującej rzeczy. W przypadku arkanki, jej mózg przyzwyczaił się do widoku tysięcy przewodów i zaczął je ignorować. W ten sposób dziewczyna widzi przewody wtedy kiedy zechce, oraz które zechce zamiast wszystkich naraz. W rzeczywistości jednak widzi je cały czas. Jej umysł po prostu przestał zdawać sobie z tego sprawę.
Wzrok ma jeszcze pewne problemy ze światłem. W całkowitej ciemności, nie przerywanej żadnym światłem, jest w stanie po jakimś czasie dostrzec absolutnie wszystko, no może z kilkoma deformacjami. Ale wystarczy, że przed oczami pojawi się jakiś jasny punkt, a ponownie ślepnie, niezdatny do wychwycenia żadnego konturu poza tymi w obrębie światła. Dzieje się tak na przykład gdy w środku nocy odblokowujemy telefon, by sprawdzić godzinę. I dokładnie to zrobiła w tej chwili Glitch: odpaliła ekran, który mimo ciemnej tapety dalej emitował światło, oślepiając ją na otoczenie. Chciała tylko sprawdzić, która była już godzina. Siedziała tu o wiele dłużej niż jej się wcześniej wydawało. Spotkanie miało miejsce wpół do jedenastej, a obecnie dochodziła już druga w nocy. Kobieta pokręciła głową z niedowierzaniem. Aż tak dała się rozkojarzyć?
A miało być jeszcze gorzej. Właśnie wtedy przez owo rozkojarzenie - tym razem skierowane na co innego niż wcześniej - nie dostrzegła zbliżającej się do niej w zastraszającym tempie pary czerwonych oczu.
Coś na nią skoczyło, przewalając do tyłu i przygniatając do ziemi swoim ciężarem. Viress naturalnym odruchem zaskoczonego człowieka wydała z siebie krótki okrzyk, ni to strachu, ni to zdziwienia. Nad jej twarzą zatrzymała się wyszczerzona, zębata paszcza. Powietrze wydmuchiwane z nozdrzy zwiało kosmki fioletowych włosów z jej twarzy. Z boku do uszu hakerki dobiegł dźwięk równie dziwny co pojawienie się psopodobnego potwora: chichot, nieludzki, od którego po kręgosłupie przebiegały ciarki. Razem z chichotem pojawiła się druga para oczu, zielona. Czerwonooki odpowiedział tym samym odgłosem, potęgując przerażenie Vi. Tak - po raz pierwszy od bardzo dawna dziewczyna poczuła w żołądku to oślizgłe uczucie, którego tak nienawidziła...
Strach. Autentyczny, porażający zmysły strach.
I gdy już zamknęła oczy, odsuwając twarz na bok, gdzieś od strony wyjścia rozległo się rytmiczne gwizdanie. Hieny (teraz już domyśliła się, co na nią skoczyło) podniosły łby do góry, oglądając się do tyłu, po czym odbiegły z tym samym nieznanego pochodzenia zadowoleniem. Dopadły kogoś? Świetnie! Nie zjedzą tego kogoś? Nic nie szkodzi! Chorobliwy optymizm.
Kobieta podniosła się do pozycji półleżącej, by spojrzeć na swojego wybawcę/zgubę (bo musiał być to także właściciel potworków, skoro umiał im przemówić do rozsądku). Zobaczyła jedynie kobiecą sylwetkę, wchodzącą przez wąskie przejście w bramie. Dopiero gdy podeszła bliżej, mogła dostrzec szczegóły (i vice versa). Nieznajoma nosiła...obcisły strój cyrkowy. A to Glitch uważała się za ekscentryczkę...
- No już, maleństwa, coście znalazły? - zapytała pieszczotliwym tonem, drapiąc zielonookiego pod brodą, zupełnie jakby Viress tutaj nie było. Gdy spojrzała w stronę ,,znaleziska", jej usta rozciągnęły się w uśmiechu. - No proszę! I co my z tobą zrobimy, co?
Fioletowowłosa dalej nie drgnęła, nie za bardzo wiedząc co zrobić. To też jej się nie podobało. W ciągu jednej nocy okazało się, że czegoś nie wie, czegoś się boi i czuje bezradność. Wszystko w przeciągu kilku godzin zaprzeczało całemu jej doświadczeniu zawodowemu. Kobieta w stroju cyrkowca podniosła jedną brew. Ludzie chyba powinni się poruszać, co nie? Maluchy aż tak przesadziły? A może jest NIEPEŁNOSPRAWNA? Podeszła jeszcze bliżej, pochylając się w pasie niebezpiecznie blisko nad Glitch (aż dziw, że się nie wywróciła) z pytającym wyrazem twarzy. W końcu cofnęła się o krok i po prostu usiadła po turecku na ziemi, chcąc wyrównać się z hakerką. Vi podniosła jedną brew, ale po krótkim namyśle również usiadła naprzeciwko niej w ten sam sposób. Kobiety w tym samym momencie przekrzywiły lekko głowy jak w lustrze, a na ten widok na ich twarzach zaigrał ten sam półuśmiech.
- Śmieszna jesteś - nieznajoma zaczęła się kiwać na boki. - Tylko co ja mogę z tobą zrobić...?
- Raczej co JA mogę zrobić z TOBĄ - poprawiła ją Glitch z niepokojącym uśmiechem.
Ten wyraz twarzy zwykł budzić w jej rozmówcach niepewność. Jednak na cyrkówce nie zrobił najmniejszego wrażenia. Fascynująca osoba.
- Ale to maleństwa znalazły cię pierwsze - zaoponowała z niewinnym uśmieszkiem.
- A skąd wiesz, że ja pierwsza siebie nie odnalazłam? - Vi próbowała namieszać jej lekko w głowie.
Akrobatka roześmiała się głośno.
- Takie rzeczy widać od razu, kochana - odpowiedziała. - Widzę to w twoich oczach. Ty jesteś zagubiona.
Ta wypowiedź kompletnie Viress zdziwiła. Była...prawdziwa. Uderzyła ją szczerością. Czy też nie przed godziną sięgnęły ją podobne rozmyślania? Ta kobieta coraz bardziej zaczynała ją ciekawić. Skoro potrafiła takie rzeczy wyczytać z oczu...kto wie, jak ciekawie mogłaby się potoczyć normalna dyskusja. Na razie tylko obie siedziały naprzeciwko siebie jak dzieciaki w przedszkolu, a obok krążyły hieny. To musiał być doprawdy dziwny widok.
- No to kim jesteś? - zapytała nieznajoma.
- Myślałam, że już to wiesz - odpowiedziała arkanka.
- Myślę, że wiem. Chcę tylko potwierdzić swoje teorie. Kim jesteś? - powtórzyła pytanie.
- Błędem w systemie - odparła bez wahania Glitch. Zawsze się tak przedstawiała i tym razem, nawet pomimo okoliczności, nie widziała powodu, by od tej reguły odstąpić.
- To jesteśmy w tym obie - uśmiechnęła się cyrkówka. - Ja jestem Arlekin.
- A więc Arlekin - zaczęła Viress. - Powiedz mi, czy słyszałaś dowcip o dwóch ekscentryczkach wchodzących do baru?
- Nie - kobieta pochyliła się naprzód, jakby chciała się przysłuchać jakiemuś sekretowi. - Co się dzieje potem?
- Nie wiem, musimy to sprawdzić - odparła Vi wstając i wyciągając do niej dłoń. - Przeszłaby się pani ze mną na drinka?
Nie ma sensu pytać, dlaczego tak postąpiła. Napadła ją hiena, a jej właścicielka powstrzymała zwierzaka od zeżarcia jej twarzy. Każdy normalny człowiek przekląłby Arlekin od wariatek i uciekł stamtąd jak najszybciej. Ale Glitch też według publicznej opinii do zdrowych psychicznie nie należała. Co jej szkodzi? Noc jeszcze młoda, a wychodziło na to, że miała szansę ją spędzić w interesującym towarzystwie...
Arlekin? Chyba jej nie odmówisz :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz