Gdy szukali jakiejś solidnej budy sprzedającej coś w miarę jadalnego, Phaedra nie mogła odpędzić się od wrażenia, że gdyby nie cały ten hałas i tłok, to Devlin nocą byłoby naprawdę przyjemnym miejscem. Mogła sobie wyobrazić spacer po opustoszałym mieście wśród plejady niepasujących do siebie świateł. Nie dało się zaprzeczyć - pomimo wszystkiego, co ją w życiu spotkało, w Falchoir nadal tkwiła rozmarzona dziewczyna z zupełnie innego świata. Talos nie było może najpiękniejszą planetą w systemie, ale miało swoje uroki. Trzeba było tylko umieć je dostrzec i pogodzić się z faktem, że bliżej ideału nie da się dotrzeć.
Nagle Daisy pociągnęła Sierrę za rękaw, wskazując palcem na taras wyżej. Łowcy nagród spojrzeli na nią pytająco.
- Tam! Tam Kevin kupił mi ostatnio naleśnika! - wyjaśniła podekscytowana.
- Kevin? - zapytał Estes.
- Ten niedobry pan, którego przepytywaliście na złomowisku.
Stitch niewinnie przeniosła wzrok w inną stronę, przypominając sobie efekt końcowy ich ,,przepytywania".
- To mogę naleśnika? Proszę! - kontynuowała Daisy ciągnąc mechaniczną rękę w stronę krętych schodów prowadzących na wyższe piętro.
Nie mieli większego wyboru, jak iść z nią na górę. Sierra i Stitch byli łowcami nagród i w swojej karierze każde z nich mierzyło się już z przeróżnymi przeciwnikami, każdym gorszym od poprzedniego. Jednak żadne z nich do tej pory nie stanęło naprzeciwko najgorszemu: rodzicielstwu i jego zgubnym pułapkom. Niewiele wiedzieli o prawdziwej naturze dzieci. Daisy jeszcze nie miała pojęcia, że może sobie okręcić tę dwójkę wokół palca, ale, jak to u każdej sprytnej dziesięciolatki, raczej długo ta nieświadomość nie potrwa.
Zaciągnęła ich (a raczej Sierrę - Falchoir szła za nimi) do sporego białego wózka z żółtą markizą w białe pasy. Stało przed nim kilka osób, głównie dzieci obserwujące z fascynacją jak sprzedawca rozlewa ciasto na obracający się metalowy dysk. Momentalnie dało się słyszeć przyjemny syk, a Phaedrze aż nos zadrgał od jeszcze przyjemniejszego zapachu. Bezwiednie przejechała językiem po zębach, nagle nabierając ochoty na słodkości. Nie umknęło to uwadze jej metalowego towarzysza, którego rozbawił ten widok tym bardziej, że Daisy zrobiła to samo praktycznie w tym samym momencie.
- Ile chcecie? - zapytał.
Stitch opanowała się słysząc w jego głosie ślady śmiechu. Mimo to nie zamierzała zaprzeczać. Gdy jednak Vassil oklepał kieszenie w poszukiwaniu portfela, przypomniała sobie o dosyć drogim drinku, który jej zamówił tego samego wieczoru. Syknęła cicho.
- Czekaj, ja zapłacę - zaprotestowała.
Mężczyzna patrzył na nią przez chwilę skonfundowany.
- To ty nosisz przy sobie jakieś pieniądze? - zmierzył ją od stóp do głów, jakby spodziewał się zobaczyć gdzieś kieszenie czy sakiewkę przy pasie. Nic takiego nie znalazł.
- Oczywiście - odparła zębata. - Może to być dla ciebie zaskoczeniem, ale naprawdę mało osób stawia mi drinki.
- Ale gdzie...?
Zamiast odpowiedzieć, kobieta po prostu naciągnęła trochę kołnierz pomarańczowego kombinezonu i wsunęła za niego dłoń. Pogrzebała chwilę na wysokości biustu, aż w końcu wyciągnęła zwitek banknotów. Sierra przez moment wpatrywał się w nią bez słów.
- No co? To dobre miejsce na takie rzeczy - Falchoir wzruszyła ramionami. - Nic się nie zsuwa ani nie obciera...
- Też tak chcę! - wypaliła nagle Daisy, przyglądająca się przez ten cały czas Stitch z nową fascynacją.
Estes przenosił wzrok z jednej towarzyszki na drugą, zastanawiając się, która z nich jest gorsza. Ostatecznie uznał, że wina leży po stronie Tnącej, bo to na nią spojrzał wręcz karcąco, zakładając przy tym ręce na piersi, jakby uczyła właśnie dziewczynkę czegoś okropnego. Kobieta zaśmiała się otwarcie i pochyliła konspiracyjnie do ucha małej brunetki.
- Poczekaj, aż będziesz miała gdzie chować pieniądze - poradziła teatralnym szeptem.
Ostatecznie ich droga do warsztatu przedłużyła się o całą godzinę, ale chyba żadne z nich tego nie żałowało. Daisy dostała aż dwa naleśniki z czekoladą, a Stitch cztery. Obie były zadowolone i Sierrze nie groziły na najbliższy czas kobiecie humorki z żadnej strony. Jedzenie okazało się wszystkim, czego przypadkowi opiekunowie potrzebowali, by przypieczętować zaufanie biednej znajdy. Pozbywszy się ssania w żołądku, dziewczynka zrobiła się o wiele bardziej wesoła i, co najważniejsze, gadatliwa.
Warsztat okazał się być położy niemalże w samym rogu Devlin, na parterze miasta. Ta okolica w nocy nie była gęsto odwiedzana i mieszkańcy nie łudzili się oświetlać szerokiej na półtora samochodu drogi. Sierra chwilę pomajstrował przy garażowych drzwiach, aż w końcu podniósł je do góry z zadowolonym ,,Ta-da!" i nadal trzymając je w górze pośpieszył dziewczyny, by weszły do środka. Po ich opuszczeniu w środku zapanowały ciemności. Wzrok Phaedry szybko się do nich przyzwyczaił, Vassil najwyraźniej też nie miał problemu z nawigacją po ciemku, ale zaskoczona Daisy przytuliła się nagle do biodra Tnącej.
- Spokojnie, zaraz zrobi się jaśniej - obiecał mężczyzna. - I cieplej!
Wskazał pod ścianę, gdzie stał stary piecyk - metalowy kocioł z szeroką kratką z przodu.
- Raczej rzadko miewam tu gości potrzebujących faktycznego ciepła - powiedział Sierra, przyciągając starą tekturową torbę. Wyciągnął z niej trochę węgla drzewnego na całą noc i po chwili w piecu płonął ogień. - Stitch, gdzieś tam w rogu mam kilka koców. Przygotujesz Daisy prowizoryczne łóżko?
Phaedra nie protestowała. Zachęciła dziewczynkę do pomocy i wspólnymi siłami przyniosły do piecyka pięć koców. Potem Falchoir złożyła razem dwa, by przygotować Daisy w miarę miękkie miejsce, a na nim zostawiła trzeci jako okrycie. Obok rozłożyła koc dla siebie i gdy tylko usiadła, dziewczynka szybko zajęła swoje miejsce, przysuwając się bliżej zębatej, niż jakiekolwiek inne dziecko by się odważyło. Po paru minutach Sierra otrzepał ręce i wstał od pieca. Odchylił kratkę zupełnie na bok, pozwalając, by ogień oświetlił trochę wnętrze warsztatu.
- No, teraz nikt nie zamarznie - uznał zadowolony i zamierzył się do usadzenia na ziemi dobre półtora metra dalej. Phaedra parsknęła śmiechem.
- Jest miejsce - poklepała koc obok siebie. - Taka gruba nie jestem.
- Nie, nie jesteś - palnął z głupa w odpowiedzi Vassil, po czym szybko się ogarnął. - Nie trzeba, naprawdę.
- Nie wygłupiaj się.
- I tak nie sypiam jak wy, po co koca zabierać...
- Blaszak czy nie, nikt ci nie zabrania siadać bliżej towarzystwa.
- Tu mi dobrze.
Sfrustrowana Stitch westchnęła przewracając oczami i wstała. Ściągnęła łowcę nagród siłą na koc, po czym zadowolona oparła łeb na jego ramieniu. Daisy zachichotała. Estes zgromił ją wzrokiem na tyle, na ile umiał.
- Ani. Słowa - powiedział, ale nie próbował się wyrwać Phaedrze, która zdążyła już ostrzegawczo wsunąć rękę pod jego ramię. Zdawał sobie sprawę, że byłby to bardzo głupi pomysł.
Dziecko - mimo niewygód - usnęło zaskakująco szybko. W pewnym momencie po prostu położyła głowę na udzie Hrabiny i po kwadransie przestała się w końcu wiercić, oddychając miarowo, głęboko. Łowczyni nagród mruknęła cicho, głaszcząc ją delikatnie po głowie. Sierra przez ten czas przyglądał się badawczo zębatej towarzyszce. Ten widok wydawał mu się jakby nierealny. Stitch doskonale zdawała sobie sprawę, że ją obserwuje.
- Dalej masz w głowie jatkę jaką urządziłam oprawcom Daisy - zgadywała. Mówiła cicho, by nie obudzić młodej.
- Tak jakby - odparł Sierra. - Ciężko zapomnieć.
Kobieta parsknęła śmiechem.
- Wcale mnie to nie dziwi. Ani w żaden sposób nie obraża, więc nie bój się mówić wprost.
- Przyzwyczaiłaś się do bycia traktowaną jak potwór?
- Nie musiałam. To chyba oczywiste, że nim jestem - prychnęła Tnąca. - Zaprzeczanie oczywistym faktom to domena ludzi ze zbyt wielkim ego. Przecież skag nie żałuje, że jest skagiem i morduje, bo wie, że musi. Wie, że jest w tym dobry.
Zapadła chwila ciszy.
- Wystraszyłam cię już? - głos Falchoir brzmiał wręcz przepraszająco.
- Nie - Sierra wzruszył ramionami. - Nie jestem z mięsa, nie opłaca ci się mnie zagryźć.
Stitch zaśmiała się krótko.
- Tak, zdecydowanie jesteś jednym z bardziej uroczych facetów - stwierdziła. - I to w dobrym pojęciu - doprecyzowała.
Spojrzała na śpiącą Daisy.
- To jaki mamy plan? - zapytała. - Poza tym, że na pewno jedziemy do Cargo.
- Jutro musimy złapać jakiegoś stopa.
- To łatwiejsze z dzieckiem i trudniejsze ze mną u boku. Hej, ale może jakoś się przez to zerujemy i masz jednakową szansę na pomoc co każdy inny włóczęga?
- Nie pomagasz... - mężczyzna przejechał dłonią po twarzy.
- Zawsze możemy zrobić użytek z tego - kobieta wysunęła pazury i pomachała nimi zachęcająco.
- Zostawmy to jako plan B - zaproponował Estes.
- Nie umiesz się bawić... - Stitch wyprostowała się zakładając ręce na piersi.
- Dlatego nie chadzam do barów.
- To co robiłeś w jednym dzisiaj?
- Nie twój interes.
- A właśnie, że mój. Gdzie mam cię potem szukać, jak mi zwiejesz w Cargo po skończonej robocie? - zatrzepotała przymilnie powiekami, uśmiechając się przy tym najmilej jak potrafiła.
Vassil patrzył jej przez chwilę w różnokolorowe gadzie ślepia, po czym (biorąc sobie do serca wcześniejszą radę, by mówił wszystko otwarcie) stwierdził:
- Ale ty jesteś upierdliwa.
- Wiem - odpowiedziała zadowolona Phaedra i z powrotem przytuliła się do ramienia Sierry.
Sierra? Wybacz jej :')
S H I I I I I I I I I I I I I P
OdpowiedzUsuńS H I I I I I I I I I I I I I P <3
Usuń*ekhem* SHIIIIIIIP...?
Usuń