wtorek, 26 grudnia 2017

Od Oszusta - Zgodność interesu

        Bar był zastanawiająco cichy jak na leniwe popołudnie. Niezbyt liczni ludzie spokojnie, by nie rzec, że ospale sączyli swoje napoje przy odrapanych stolikach, kilku znalazło sobie miejsce bezpośrednio przy kontuarze, ale nawet ci zachowywali się nad wyraz grzecznie. Prawie nikt z nikim nie rozmawiał, a charakterystyczne dla spotkań częściowo pijanych grup znajomych wybuchy śmiechu nie miały miejsca. Przedziwny kontrast z gwarną i ruchliwą ulicą za oknem. Ona z kolei, w przeciwieństwie do wnętrza baru, wyglądała znacznie bardziej talosańsko. W normalnych okolicznościach powinno to budzić wątpliwości i niepewność. Być może była to kwestia przyzwyczajenia - w końcu Złodziej po Cargo nie spodziewał się niczego przyjemnego. Nie przepadał też za korzystaniem z dobrodziejstw miasta za dnia, więc logicznie rzec biorąc, nie zawsze miał pewność co do natężenia i nastroju zgromadzonych. Całodobowe i nocne bary, które znał, były w przeważającej mierze gwarne i gwałtowne, a człowiek wręcz czuł unoszącą się w powietrzu obietnicę nagłej burdy. Przeważnie modlił się też do czegokolwiek w co wierzył, by to nie on był jej przyczyną. Letarg panujący w barze zdawał się być kompletnym zaprzeczeniem większości jego doświadczeń. Co z kolei nie oznaczało, że taki stan rzeczy nie przypadł mu do gustu. Nawet jeśli okoliczności, w których zawitał w to miejsce znacząco różniły się od celu jego rutynowych odwiedzin w podobnych lokalach.
  Zwykle, gdy szukał dla siebie zajęcia, przysłuchiwał się rozmowom ludzi i obserwował ich zachowanie. Robił to tak długo, aż w końcu doskonale wiedział z kim ma do czynienia. Zmora nie postrzegał jednak ludzi jako odrębnych, niepowtarzalnych jednostek, które wymagałyby jego większej uwagi. Nie był psychologiem, by zaglądać w serca i dusze poszczególnych ofiar. Zupełnie nie dbał o to na kogo właściwie padnie jego wybór, bo nawet jeśli ów człowiek miał jakieś większe problemy i tak nie było sensu się nimi przejmować. Na tej zapomnianej przez wszystko planecie każdy miał jakieś problemy. Empatia była luksusem lekarzy, względnie innych konających na Talosie bastionów człowieczeństwa, a nie jego. Współczujący złodziej to złodziej przede wszystkim nieskuteczny, a więc i głodujący, chory, a w efekcie czego także i martwy. Zmora nie chciał być martwym, więc dał sobie spokój z zaglądaniem w ludzkie wnętrza. Klasyfikował zgromadzonych w barze według zupełnie innego systemu wartości i nie dzielił kategorii na mniejsze i bardziej szczegółowe, by uwzględnić wszystkie aspekty swoich potencjalnych ofiar. Widząc człowieka najpierw przydzielał go do grupy wartej lub niewartej zachodu. W przypadku tej drugiej dalsza klasyfikacja przebiegała w zasadzie tylko na szczeblu przydatności i na tym się kończyła; pierwsza grupa natomiast była znacznie bardziej rozbudowana, gdyż mieściła w sobie kategorie celów łatwych do obrobienia, celów pośrednich, trudnych i wyzwań. Niczego bardziej złożonego nie potrzebował dopóki nie wybrał swojej ofiary.
  Tym razem jednak nie rozglądał się po leniwym barze. Nikogo nie analizował i nie segregował w myślach. W zasadzie nawet nie do końca zdawał sobie sprawę z obecności pozostałych ludzi. Bar pełen był duchów bardziej zapatrzonych w blaty stołów i dna szklanek niż w siedzącego w kącie pod ścianą Widmo. Nie wyglądało na to, by miało zrobić się zbyt niebezpiecznie. Przynajmniej ze strony otoczenia, gdyż co do intencji siedzącego naprzeciw niego człowieka, Zmora pewności nie miał. Nieczęsto zdarzało się, by robota sama go znajdywała. Tymczasem dziwny obcy, usłyszawszy jak ten pyta u barmana o pogłoski na temat drogi do Arc, sam zaproponował mu szczegółowe i wyczerpujące informacje. Zaoferował mu też swoje towarzystwo i poczęstunek, ale Oszust, wiedziony czystą nieufnością, kategorycznie odmówił. Z obcym coś było nie tak jak być powinno, ale na pierwszy rzut oka nic nie wydawało się być nie na miejscu. Intuicja Plagi podpowiadała mu jednak, by uważał i tak też zamierzał zrobić.
  - Altruizm w Cargo jest raczej mało wdzięcznym hobby - zauważył od niechcenia, gdy obcy dopiero prowadził go do wypatrzonego na uboczu stolika. Świetnie się składało, bo w końcu Złodziej także nie przepadał za siedzeniem w centrum sali. Niewiele rozumiał ze złożonej mu, sprytnie zakamuflowanej propozycji (co zamierzał wcześniej niż później wyjaśnić), ale jednego był pewien: ktoś, kto najpierw go zaczepił, a potem bez zastanowienia wybrał to samo miejsce, na które już w pierwszej chwili padł wzrok Diabła musiał zasługiwać na uwagę.
  - Czasem się opłaca - odparł obcy podobnie obojętnym tonem, zajmując miejsce przy stoliku. Oszust usadowił się po przeciwnej stronie i skinął ze zrozumieniem głową. - Z kim mam przyjemność?
  - W tych stronach - Bezimienny zamyślił się na zaledwie króciutką chwilę, błyskawicznie przywołując z pamięci wszystkie nagłówki z gazet, które widział; wśród nich przewinęły się co najmniej trzy starodawne, choć przez to nie mniej efektowne listy gończe - najczęściej z Widmem.
  Tym razem to obcy pokiwał głową, przyjmując do wiadomości podaną mu informację. Zmora odniósł nieprzyjemne wrażenie, że jego pseudonim powiedział obcemu znacznie więcej niż powinien. Sam Koszmar nie potrafił przeniknąć dziwnie niezrozumiałego stylu bycia jego chwilowego kompana. A powinien był, patrząc na to, że swoich umiejętności był pewien jak niczego innego na świecie. Cargo, w całej swojej złośliwości i szczerej nienawiści do postaci Plagi, podrzuciło mu kogoś tak dziwnego, że Złodziej nie był nawet w stanie jednoznacznie stwierdzić czy pomoc zaoferowała mu kobieta czy mężczyzna, nie do końca wiedział też czy w ogóle rozmawia z człowiekiem. Szczątkowe informacje i ton głosu szeptały mu, że ma przed sobą mężczyznę, gdy postura i sposób poruszania się wskazywały na kobietę. Przy czym coś ewidentnie się nie zgadzało, bo choć brak jakichkolwiek śladów oddechu można było zrzucić na karb szczelnie zasłaniającego głowę obcego hełmu, nie rozwiewało to wszystkich wątpliwości Plagi. Coś naprawdę cholernie mu się nie zgadzało, ale nie potrafił wskazać czym to coś właściwie mogło być. Uporczywie huczące mu w głowie przypomnienie, by miał się na baczności i braki w najbardziej podstawowych informacjach jedynie potęgowały jego podejrzliwość lub też jeszcze trafniej - podszyte podejrzliwością poczucie dezorientacji. Nie zwykł jednak zadawać pytań, na które sam nie udzieliłby odpowiedzi.
  - Fawkes - obcy dopełnił formalności, nie kłopocząc się podawaniem Złodziejowi ręki. Zdawało się, że nie tylko nawyk siadania z dala od ciekawskich spojrzeń mieli identyczny, co z kolei samego Diabła zastanawiało. Obcy jakimś cudem mógł przecież dopasowywać się do Oszusta, jakkolwiek nieprawdopodobne by to nie było. Zmora nawet nie łudził się, że jest jedynym, który chwalić by się mógł aż tak rozwiniętą zdolnością obserwacji. Do niedawna nie przypuszczał jednak, by ktoś mógł już w pierwszej chwili odkryć jak go podejść. Dziwnego obcego mógł jednak podejrzewać o wszystko i przeczuwał, że nie byłoby to szczególną przesadą. - Słyszałem, że szukasz podwózki do Arc? To nie jest najpopularniejszy kierunek podróży, patrząc na przyzwyczajenia typowego Talosańczyka i stosunki tej części planety z Arc. Nie wspominając nawet o bezpieczeństwie. Po co ktoś stąd miałby wybierać się na terytorium wroga?
  Zmora zamrugał tylko raz i bardzo, bardzo powoli. Obcy - teraz już Fawkes, cokolwiek miałoby mu to mówić - znów czymś go zaskoczył. Nietrudno było odgadnąć, że lubi gromadzić informacje. Przynajmniej w tej kwestii Zmora mógł go zrozumieć, bo właśnie ta konkretna cecha akurat obca mu nie była. Fawkes dawał jednak wrażenie jakby przez co najmniej połowę swojej wypowiedzi mówił wyłącznie do siebie. Złodziejowi pozostało więc tylko mierzyć go ostrożnym spojrzeniem, zastanawiając się na co musi udzielić odpowiedzi, a co jest tylko zbędnym dodatkiem aż nazbyt brzmiącym jak myślenie na głos.
  - Tak. - stwierdził po ciut zbyt długiej chwili ciszy, gdy już upewnił się, że obcy skończył mówić - Szukam transportu.
  - Jakiś konkretny cel podróży? Profesja? Bez obrazy, ale nie wyglądasz mi na zwykłego turystę.
  - Bo takowym nie jestem - zgodził się Oszust - Powiedzmy, że to raczej podróż służbowa.
  - Co takiego ma w sobie jeden Talosańczyk czego nie mają wszystkie mądre głowy w Arc? - dociekał dalej Fawkes. Co gorsza temat ten wydawał się rzeczywiście go interesować, bo pochylił się lekko ponad stołem. Zmora, uznawszy, że od pytania o zawód i tak się nie wymiga, westchnął w duchu.
  - Arkanie mieliby czegoś chcieć od takiego miejskiego szczura jak ja? - parsknął niewesoło - To raczej ja mam sprawę u nich. Moja profesja wymusza szeroko zakrojoną mobilność i otwartość na zmiany.
  - Łowca nagród. - odgadł bezbłędnie Fawkes i było to potencjalnie najniebezpieczniejsze stwierdzenie. Ktoś, kto tak dobrze czytał między wierszami zawsze oznaczał kłopoty i mnóstwo problemów.
  - Oficjalnie i owszem. - sprostował Widmo, chociaż wcale nie musiał tego mówić. Rozsądek podpowiedział mu jednak, że skoro obcy dysponuje interesującymi go informacjami, powinien zdobyć się na absolutne minimum szczerości. Oczywiście prawdziwa natura zawodu Złodzieja była niebezpieczną wiedzą, ale Oszust niezbyt się tym przejmował. Każda wiedza na jego temat odpowiednio wykorzystana mogła być śmiertelnie niebezpieczna nie tylko dla niego, ale i dla kogoś, kto wszedł w posiadanie ów konkretnych informacji. Plaga był jednak na tyle spokojny o swoje życie, by zaryzykować. Po pierwsze: Fawkes wydawał mu się być ostatnim człowiekiem, który miałby interes w zdradzeniu go, bo sam zaproponował mu pomoc. Po drugie: nawet jeśli zdradziłby komuś jego cel, Plaga byłby już daleko i z pewnością uniknąłby ewentualnej zasadzki - miał wprawę w wychodzeniu z pułapek obronną ręką, bo była to chyba ulubiona rozrywka cargijskiego szeryfa. Wreszcie po trzecie: na Talos nie lubiło się prawa do tego stopnia, że prawie każdego obywatela można by posłać choć na chwilę do aresztu, więc ludzie nie garnęli się do donoszenia na siebie nawzajem.
  - A nieoficjalne?
  - Jestem specjalistą od znikania. - Koszmar rozparł się wygodnie na krześle, przyjmując wystudiowaną pozę oznaczającą rozluźnienie. Nie dość, że nie spuścił czujnego wzroku ze swojego rozmówcy i zyskał lepszą perspektywę do obserwacji to jeszcze odzyskał dystans dzielący go od pochylającym się nad stołem obcym. Nadal nie rozgryzł tego, kim Fawkes mógłby być i dlaczego nie pasuje do modelowego opisu człowieka. Żadnych, nawet najmniejszych wskazówek poza niejasnym przeświadczeniem, że tak szczelnie zasłaniający całe ciało ubiór na pustynnej planecie nie wziął się zupełnie znikąd. Widmo mógł przybrać pozory zrelaksowanego i spokojnego, w rzeczywistości jednak wcale nie zmienił swojego nastawienia względem obcego. Nadal ani trochę mu nie ufał.
  - Cargijski iluzjonista? - obcy drgnął niespodziewanie, sprawiając tym samym, że sam Koszmar jeszcze bardziej się spiął. Odniósł przy tym wrażenie, że znowu powiedział Fawkesowi za dużo, a uczucie to, kiedy informacje przeciekały mu przez palce jak piasek, nie należało do najprzyjemniejszych emocji. Fawkes był zbyt niebezpieczny ze swoją niezrozumiałą zdolnością łączenia faktów i wyciągania wniosków. Był za bardzo podobny do stylu myślenia Bezimiennego, co czyniło z niego albo wroga, albo szczególnie groźnego sojusznika. Innych opcji nie było.
  - Nie inaczej. - odparł mimo wszystko swobodnie, nawet jeśli były to pozory - Choć wolałbym raczej określenie ,,talosański". Cargo ma w tym przedsięwzięciu niewdzięczną rolę poligonu ćwiczebnego.
  - Rozumiem. - Fawkes odchylił się z powrotem do normalnej pozycji i założył jedną nogę na drugą. - W takim razie muszę ci z całego serca podziękować.
  Oszust zmierzył go dziwnym, jakby nie do końca rozumiejącym wzrokiem. Sporo czasu minęło odkąd po raz ostatni był na czyjejś łasce i zdążył zapomnieć jak wygląda rozmowa z kimś, kto sprawuje pełną władzę nad rozmową. Czy tak wyglądała rozmowa z nim samym? Nie był zagubiony, przynajmniej jeszcze nie. Nie był też wytrącony z równowagi, zaszczuty, przerażony, ani nic innego z tych rzeczy. Po prostu miał zbyt wiele pytań i niewystarczająco dużo odpowiedzi. Był raczej wyłącznie zdziwiony, co chyba było nazbyt widoczne. Zreflektował się szybko i oparł przedramiona na blacie, wspierając się na nim.
  - A teraz do rzeczy... - spróbował - Co możesz powiedzieć mi o kimś, kto mógłby dowieść mnie do Arc?

        Cóż... Nie do końca chodziło mu o znalezienie wspólnika, który przypadkiem wybierał się w tym samym kierunku. Zmora miał swoje wyrobione o współpracy zdanie, którego nie trzeba było nikomu przedstawiać. Mówiąc krótko: najlepszy sojusz, który przychodziło mu zawiązywać to ten, który właściwie nigdy nie istniał. Widmo z oczywistych względów nie reklamował się z szukaniem chętnych do pracy rąk. Powodów miał co najmniej kilka i każdy z nich był równie ważny. W pierwszej kolejności uważał, że szczerze nie znosi się dzielić. Konieczność posiadania wspólnika była równoznaczna z faktem dzielenia łupu na części, odliczania procentów i całej masy innych zbędnych samotnemu złodziejowi dodatków. Nie dość, że konieczność oddania części swoich pieniędzy z miejsca brzmiała jak godzenie we własną duszę to jeszcze rzadko zdarzało się, by obie strony wychodziły z interesu w pełni zadowolone. Ponadto Złodziej miał paskudną tendencję zapominania, by uwzględnić w swoich planach osoby trzecie. Zwyczajnie nie przepadał za powierzaniem swojego życia w cudze ręce i był więcej niż pewien, że najlepszą pomocą był właściwie absolutny brak pomocy. Najlepiej działał w pojedynkę, nie musząc martwić się mniej doświadczonym żółtodziobem za plecami. W efekcie czego obecność wspólnika w jego planowaniu sprowadzała się raczej do roli marginalnej, zbędnej i niepotrzebnej do niczego poza skomplikowaniem i tak niełatwego, bo w końcu mistrzowskiego, planu. Głównie przez wzgląd na to, Oszust wręcz wlókł się wzdłuż ściany budynku - może tylko mu się wydawało, ale tuż przy ścianie zawsze było jakoś chłodniej niż na środku drogi - z rękami niedbale wciśniętymi w na wpół wypełnione kieszenie. Jakoś niespecjalnie miał ochotę rozglądać się za poleconym mu najemnikiem.
  Do samego najemnika - Zero, jeśli mógł wierzyć słowom Fawkesa, a nadal miał wątpliwości - Plaga uprzedzeń nie miał żadnych. Właściwie wcale go nie znał i na pewno nigdy nie miał z nim do czynienia. Jeśli krótki i niezbyt dokładny opis zgadzał się z prawdą na pewno nie zapomniałby kogoś takiego. Jedno tylko niesamowicie go bawiło i niejako miało to związek właśnie z opisem najemnika. Talos nie było gościnną i przyjazną planetą - było to więcej niż oczywiste. Zmora nie pamiętał jednak czy kiedykolwiek wcześniej zamaskowany, tajemniczy człowiek, przekazywał innemu zamaskowanemu człowiekowi informacje o jeszcze jednym zamaskowanym człowieku. Na dodatek wszyscy przeżyli i chyba nie zanosiło się, by ktoś miał ucierpieć. Przyszło mu żyć w naprawdę dziwnym kawałku wszechświata. Mimo wszystko był prostym człowiekiem i ogólna kondycja społeczeństwa szczególnie go nie przejmowała. Aktualnie chciał tylko znaleźć tego, którego wskazał mu Fawkes. Coś podpowiadało mu, że ten dzień, choć i tak obfitujący w dziwne wydarzenia, może okazać się jeszcze dziwniejszym.
  Musiał tylko odszukać człowieka, na którego wołano ,,Zero".

Zero? Lepiej się znajdź > <

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz