niedziela, 3 grudnia 2017

Oszust - Mistrz wśród złodziei

[PROFIL PO REWORKU]

Alexander Gromov


I've always equated "feelings" with "getting caught"...they both get in the way of my money. Unfortunately not everyone is as committed to their work as I am.
Pseudonim: Oszust - zdaje się, że Talos polubiło ten przydomek jak żaden inny, zmuszając co bogatszych mieszkańców planety do powtarzania między sobą słowa, które brzmi jak ostrzeżenie przed utratą dowolnego dobra materialnego, którym warto się zainteresować. Ty też zapewne dobrze wiesz, co ów przydomek oznacza, racja? Jednak strata ta niejedno ma imię. Stąd też w Cargo zna się go głównie jako Widmo czy Plagę, Devlin przeklina Bezimiennego, którego nazywa czasem Koszmarem, a w Swampy Bottom uchodzi za Włóczęgę, choć akurat ten pseudonim nie zyskał większej popularności nigdzie indziej. Rattle Cliffs ma swojego Diabła, a Arc - o czym nikt szczególnie nie chce wspominać - Banitę. Wszystkie te przydomki popularne w najróżniejszych zakątkach Talosu łączy jedna cecha, według której każdy poszczególny pseudonim stanowi absolutny synonim dla tytułu Złodzieja czy sławnego na pół planety Zmory.
Imię: Garrett, Damien, Sebastian, Ian, Dominic... W zasadzie można tu wstawić także dowolny inny zlepek liter. Nie ma to najmniejszego znaczenia jakim imieniem ktoś go woła - każde jest tak samo fałszywe. Wobec tego nawet jeśli zmusi się Zmorę do zdradzenia jak właściwie się nazywa, z pewnością przedstawi się pierwszym imieniem, które przyjdzie mu do głowy, bo swojego własnego nie używa od lat.
Nazwisko: O ile w przypadku imion Zmora wykazuje się nadzwyczajną kreatywnością i dobiera za każdym razem inne, o tyle nazwisko Falvey zdaje się wracać jak wyjątkowo natrętna mucha. Nie oznacza to bynajmniej, że jest ono chociaż podobne do tego prawdziwego. Świadczy to jedynie o odrobinę uboższym wachlarzu odpowiednio wiarygodnych alternatyw.
Płeć: Plaga, wbrew temu co sugeruje kilka jego przydomków jest mężczyzną. Potrzeba niemożliwej dawki pecha, by sądzić, że mógłby chociaż udawać kobietę.
Wiek: Sugerując się jedynymi widocznymi i słyszalnymi cechami jego aparycji, szacuje się, że ma mniej więcej dwadzieścia, a maksymalnie trzydzieści lat. Złodziej niezbyt garnie się do tego, by ów domysły potwierdzić lub im zaprzeczyć. Zgadza się jedynie z tym, że nie jest już dzieckiem.
Rasa: Ci, którzy go wynajmują nad wyraz często są przekonani o tym, że przez chwilę mieli na swoich usługach niespokojną duszę, która zamiast szukać zadośćuczynienia za popełnione w życiu grzechy, brnie coraz dalej ku potępieniu. Ktoś, kto zdolny jest do tego by zniknąć, jakby nigdy nie istniał, rzeczywiście dokłada starań, by nie widziano w nim człowieka. Tym właśnie szczyci się Zmora, którego kryształowa reputacja wynosi do rangi niemalże istoty z najgorszego koszmaru sennego. Jest wszystkim tym, co najgorsze i żadną z tych rzeczy jednocześnie. Diabeł, pomimo usilnych starań nadal jest człowiekiem. Człowiekiem, o którym opowiada co najmniej kilka mniej lub bardziej popularnych miejskich historii. A jaką rolę tam odgrywa? Cóż... W zależności od wersji jest wiatrem, cieniem, zjawą lub istotą, którą zrodzić mogły tylko najciemniejsze odmęty zepsutego Talosu.
Rodzina: Diabeł stale utrzymuje, że kwestie jego powiązań z kimkolwiek to jego własna i prywatna sprawa. Nie chwali się więc tym, że większość jego najbliższej rodziny od lat gryzie piach w jakimś nieznanym kanionie. Prawdę powiedziawszy sam chciałby o tym fakcie zapomnieć, bo żyłoby mu się lżej ze świadomością, że nie jest jednym z dwójki cudem ocalonych członków swojej rodziny. Najbardziej jednak zależałoby mu na tym, by nie pamiętać, że ktoś poza nim przeżył tragedię. Tak czy siak Zmorze nie spieszno do odkrywania tego aspektu swojej osoby przed obcymi. W imię czego miałby to zrobić? Nie jest kimś, komu należy się litość czy współczucie.
Miłość: Oszust, jak zapewne nietrudno się domyślić, stroni od ludzi. Nie są mu oni potrzebni do niczego, prócz robienia zamieszania w kluczowych dla powodzenia zadania momentach. Stąd jego jedyną i najprawdziwszą miłością nie jest żadna kobieta. Nawet nie jest nią człowiek czy inna żywa istota. Zmora deklaruje jakiekolwiek ciepłe uczucia jedynie nieprzeliczonemu bogactwu w jego kryjówkach, sprzyjającej mu talii kart w dłoni i swojemu zawodowi.
Aparycja, cechy szczególne: Zdarzało ci się kiedyś obserwować tygrysa? Prawdziwe tygrysy to same mięśnie i ścięgna, a szczęki mają tak mocne, że mogłyby przegryźć człowieka. Ich pazury bez żadnego trudu rwą skórę i przyszpilają do ziemi. A jednak gdy widzisz, jak się skradają, jak polują, sama ich siła sprawia, że mają więcej gracji niż najpiękniejsze spośród najdelikatniejszych stworzeń.
     Wyobraź sobie więc, że miejsce tego majestatycznego kota zajmuje człowiek. Sens opisu nie zmienia się ani trochę, a ty bez trudu możesz podziwiać subtelne piękno ruchów drapieżnika, nie obawiając się przy tym ani silnych szczęk, ani długich pazurów. Właśnie takim wrodzonym wdziękiem cechuje się cała postać Złodzieja. Mężczyzna zdaje sobie sprawę tego, że lekkość z jaką się porusza wykracza daleko poza możliwości przeciętnego, mocnego jak dąb i przystosowanego do życia na niegościnnej planecie Talosańczyka. Widmo nigdy nie był stworzony do otwartych konfliktów, swoją sylwetką przywodząc na myśl raczej smukłego akrobatę lub tancerza, a nie żołnierza. Natura nie była dla niego tak łaskawa jak wyobrażenia, które przywierają do jego osoby - wbrew ogólnym plotkom Diabeł z pewnością nie straszy swoją rzekomo imponującą posturą, mającą budzić grozę w sercach możnych tej planety. Na przekór temu jest raczej niezbyt wysokim i niepozornym, zwinnym skubańcem, którego nie sposób utrzymać na długo w zasięgu wzroku.
     Szczupłe, proporcjonalnie umięśnione ciało, które nigdy nie miało szansy obrosnąć nawet strzępkiem zbędnego tłuszczu zdecydowanie lepiej spisuje się w roli, którą przeznaczyło Oszustowi życie. To naturalny atut Plagi, którego ten nie omieszka podkreślać szytym na miarę, doskonale dopasowanym strojem wykonanym z czarnej skóry o niezwykłej wytrzymałości. Wydawać by się mogło, że dobór akurat takiego stroju był najgorszym pomysłem w historii życia jego właściciela, patrząc na pustynny klimat Talosu oraz fakt, że każde wyjście z kryjówki wprost pod ostre słońce zmienia niewinny spacer w najprawdziwsze tortury. Zmora nie jest jednak człowiekiem, który robiłby coś bez powodu. Powszechnie wiadomo, że na pustyniach temperatury nocą gwałtownie spadają ku zeru. Ponadto dopasowany kostium skutecznie ogranicza możliwość zaplątania się we własne ubranie podczas wykonywania wyjątkowo wymagającego pod fizycznym względem zadania. Wzmocnione elementy stroju gwarantują przewagę nad zwykłymi ludźmi, pozwalając Bezimiennemu bez trudu pokonywać chociażby takie przeszkody jak ogrodzenia zwieńczone spiralami drutu kolczastego. Wreszcie matowy, czarny kolor sprawia, że przyczajoną w ciemności postać trudniej wypatrzyć. Złodziej dodatkowo zadbał o jeden wynikający z jego doświadczeń szczegół - osobiście zadbał o to, by w jego stroju nie zabrakło sięgającej kolan nieco podartej już peleryny, która w chwili skradania się maskuje prawdziwe kształty jego postaci.
     Oszust nigdy nie odsłania publicznie materiałowej chusty, szczelnie przysłaniającej pół jego twarzy oraz nie zdejmuje z głowy kaptura. Ma swoje, całkiem dobre zresztą, powody, by tak się zachowywać, choć z zasady raczej ich nie podaje. Jego twarz pozostaje tajemnicą nawet dla ludzi, z którymi nauczył się współpracować. Czasem spod kaptura ucieknie mu pojedynczy, czarny jak kawa kosmyk, stąd wywnioskować można, że włosy ma ciemne i niezbyt długie, ale też nie przystrzyżone na krótko.
     Rysy twarzy pozostają jednak nierozwiązywalną tajemnicą, gdyż chusta nie przykrywa tylko oczu Diabła. Te zaś nader często motają spod całkiem ładnych, gęstych, czarnych brwi spojrzenia godne bazyliszka. Pomimo tej paskudnej cechy, dwóch różnokolorowych tęczówek nie można zwyczajnie zapomnieć, ani tym bardziej pomylić z dowolnymi innymi. I tak prawe oko Koszmaru zwykło połyskiwać wręcz nienaturalnie zieloną, by nie rzec, że przechodzącą w turkus, barwą, a lewe nie ustępuje mu pola swoim głębokim, brązowym kolorem. Jedynie uporczywie nieznikające cienie pod oczami, zdradzające głównie nocny tryb życia mężczyzny nieco psują efekt niesamowitości jego spojrzenia.
     Dłonie Bezimiennego stanową drugi i ostatni widoczny element jego ciała. Skórę ma wręcz niemożliwie bladą, jak na człowieka, który nie zwykł widywać słońca przystało, a dzięki temu precyzyjna siatka przeróżnych blizn oplatających długie, niebywale zręczne palce Zmory staje się jeszcze bardziej widoczna. Widmo nie jest człowiekiem, któremu bez wahania podaje się rękę na powitanie, stąd dłonie te nie miewają okazji zbyt często dotykać innego ciała, ku ogromnej uciesze samego Koszmaru.
     Przed zbytnim zbliżaniem się do Złodzieja najczęściej ostrzega sam jego głos i paskudne, surowe spojrzenie. Ton głosu Oszusta przywodzi na myśl ten szczególnie złowrogi szept wiatru. Cichy i niepokojący, z rodzaju tych, które przypominają bardziej głęboki pomruk, niż faktyczną, regularną mowę, a przy tym zbyt często podszyty jest ponurym cynizmem czy ironią, by dało się pomylić go z jakąkolwiek mniej ludzką istotą. Właśnie takim człowiekiem jest Widmo.
Charakter: Ile tak naprawdę wiesz o istocie cienia? Twój wzrok pada na pierwsze miejsce, gdzie nie dociera żaden promień światła i z miejsca uznajesz to miejsce za zacienione. Najprawdopodobniej całkiem słusznie zresztą. Czy jednak wymagało to choćby chwili zastanowienia? Zupełnie nie, prawda? A co jeśli ten cień, zbyt ciemny, by przeniknąć go wzrokiem, okazałby się zupełnie inny niż zakładasz? Otóż istnieją cienie, które zdolne są śledzić każdy twój krok przez wiele dni, a nawet i tygodni. Uporczywi prześladowcy, zdeterminowani nie odstępować cię na krok i zupełnie głusi na twoje zdanie. Im bardziej starasz się uciec przed uczuciem stałego bycia na celowniku (snajpera, nie bójmy się dodać - to z pewnością jedna ze straszniejszych obecności), tym bardziej ów uczucie cię osacza. Jeden taki cień towarzyszy ci przez całe życie, wystarczy, że stojąc na słońcu spojrzysz pod własne nogi i już wiesz, że ani myślał ruszyć się chociażby na krok. Wydaje się on być jednak tak marny i niepozorny, że nie zaprzątasz sobie nim głowy. Tymczasem inny cień, skryty znacznie głębiej, bacznie obserwuje każdy twój gest. Czy tego chcesz czy nie wie o tobie więcej niż ktokolwiek, może nawet więcej niż ty sam - w końcu towarzyszył ci od kilku dobrych tygodni. Co gorsza cień ten ma parę oczu i najprawdopodobniej znalazł już kupca na zegarek, którego zwykle nie wyciągasz z kieszeni. Najbardziej przerażające jest jednak to, że ów cień dysponuje własnym charakterem i na twoje nieszczęście nie jest ci on szczególnie przychylny. Czujesz jednak, że nie możesz uciec, spokojnie, nikt by nie zdołał. W końcu twoim cieniem jest ten Zmora, a tego, który odkąd pamięta żyje z oszustw niełatwo wyprowadzić w pole.
        Plagę można opisać wieloma pojedynczymi słowami i żadne z nich nie będzie przyjemne czy warte powtórzenia. Wystarczy wsłuchać się w plotki, które o nim krążą - nawet jeśli w większości są mocno przesadzone, zwykle nie przedstawiają go w pozytywnym świetle. Diabeł nigdy nie zabiegał o to, by wzbudzać jakąkolwiek sympatię otoczenia i już dawno dał sobie spokój z podtrzymywaniem pozorów, uchodząc za kogoś, do kogo właściwie nie warto się odezwać. Sam nie przepada za bawieniem ludzi rozmową, odzywając się raczej oszczędnie i jedynie w chwili, gdy rzeczywiście nie ma innego wyboru. Wiele spraw najzwyczajniej w świecie przemilcza, uznając, że jego zdanie nie powinno obchodzić okolicy. Czasami zdarza się jednak, że ma do powiedzenia całkiem sporo, zwłaszcza, gdy ma pojęcie o temacie, na który przyszło mu się wypowiadać. Oszust mimo wszystko sprawia całkiem słuszne wrażenie człowieka, dla którego sarkazm jest językiem ojczystym, równie sprawnie posługuje się też ironią. Jego humor zwykle określa się mianem iście wisielczego, o ile w ogóle ktoś uznaje istnienie tak niepasującej do Bezimiennego cechy. Trudno jednak pozbyć się wrażenia, że ma się przed sobą inteligentnego rozmówcę o szerokim wachlarzu zainteresowań i ogromnej wiedzy. Widmo, przy odrobinie szczęścia i w bardziej sprzyjających warunkach mógłby zajmować naprawdę wysokie stanowiska naukowe. Zwłaszcza patrząc na to z jaką łatwością przyswaja wiedzę, by następnie przekłuć teoretyczne pojęcie w praktyczne doświadczenia. Nie zwykł gromadzić wiedzy tylko po to, by imponować ludziom błyskotliwymi ciekawostkami. Oszust, nawet jeśli lubi zdobywać wiedzę, robi to raczej wyłącznie po to, by być lepszym w swoim fachu. Wrodzona pamięć do szczegółów zdaje się tylko mu w tym pomagać. Ponadto jest wręcz chorobliwym perfekcjonistą, który zabierając się za coś raczej nie uznaje półśrodków i zamienników. Nie przyszłoby mu do głowy, żeby przygotowując misterny plan włamania się do dobrze strzeżonego budynku zaniedbać któryś z elementów składowych ów planowania. Ma to oczywiste plusy i pomaga uniknąć naprawdę wielu nieprzyjemnych sytuacji. Koszmar utrzymuje jednak, że zawsze był, jest i będzie jedynie prostym człowiekiem, który dawno temu wybrał absolutną wolność.
        Rzeczywiście nic go nie krępuje w robieniu tego, na co ma ochotę. Honoru nigdy nie miał, bo nikt nie miał czasu, by nauczyć go tej wartości, a dumę Złodziej przekuł w jej wypaczoną, skrzywioną wersję, która zabrania mu jedynie polegania na kimś poza sobą. Jest zupełnie samowystarczalny, czy to w kwestii zagwarantowania sobie kryjówki, treściwego posiłku czy też stworzenia swoich specjalnych strzał. Sam nauczył się opatrywania swoich ran, sam zdobył szacunek kolegów po fachu i zupełnie sam pozbył się ze swojego życia wszystkich, którzy mieli dla niego jakąś wartość. Oszust unika kontaktów z innymi ludźmi jak tylko może. Nawet nie chodzi tu o fakt, że mężczyzna jest wręcz podręcznikowym przykładem absolutnego samotnika i introwertyka. Widmo zmaga się z ogromem niezbyt kolorowych wspomnień, a każdy dotyk obcego człowieka, jeśli nie był zapowiedziany i sięgnął dalej niż jego dłoni wyzwala w nim zupełnie odruchową reakcję obronną. Nie jest to ścisły strach przed dotykiem innych, ale raczej przedziwna, nieuzasadniona niczym zrozumiałym panika - trudny do zignorowania impuls instynktu krzyczący mu, by uciekał jak najdalej - która zdecydowanie przyprawia Diabła o niesmak i rozczarowanie swoją osobą. Stąd też woli nie dopuszczać do podobnych scen niż później gryźć się z własną naturą. Nie jest to jedyna dziwna fobia, której nabawił się w ciągu swojego życia - Oszust boi się podróżować wszelkimi pojazdami. Każdy jeden kojarzy mu się z trumną na kołach i przyprawia go o gęsią skórkę. Im większy pojazd tym dla niego gorzej, stąd jeśli pozwalają mu na to okoliczności wybiera raczej motocykle niż ciężarówki. Ostatecznie nieco usprawiedliwia go fakt, że jego życie od najmłodszych lat opierało się właściwie głównie na poczuciu strachu i zagrożenia. Wpływu podobnych doświadczeń na psychikę dziecka nie trzeba nikomu wyjaśniać. Jednakże pomimo tych jakże wstydliwych dla niego kwestii uchodzi raczej za człowieka nieustraszonego. Z pewnością nie obawia się podejmować nawet najwyższego ryzyka, jest pewien swoich zdumiewających zdolności i z całą pewnością nie obawia się wysokości. Doskonale opanował maskowanie wszystkich swoich strachów przed światem zewnętrznym. Aktorstwo jest jedną z tych cech jego osobowości, której musiał się nauczyć i zrobił to celująco, patrząc na to, że nadal żyje i ma się względnie dobrze. Złodziej jak na zakochanego w kartach hazardzistę przystało jest biegły w utrzymywaniu nieprzeniknionego wyrazu twarzy, a przy tym wykształcił w sobie mimowolny odruch stałego obserwowania okolicy. Ktoś pokroju Oszusta, kto nawykły jest do życia w stałym niebezpieczeństwie, bez przerwy wypatrywać będzie zagrożeń i szans, by coś zyskać. Bezimienny oprócz tego nie ma też oporów przed tym, żeby samemu stworzyć sobie okazję. Nigdy nie grzeszył uczciwością i szczerze mówiąc nie zwykł wzbudzać zaufania swoim zachowaniem. Trudno oczekiwać od profesjonalnego złodzieja, by nie wyciągał ręki po wypełnioną biżuterią szkatułę, gdy tylko zwietrzy taką możliwość. Jego lojalność oczywiście także jest kwestią umowną. Widmo potrafi być wartościowym sojusznikiem, tak długo, jak długo jego obecność w danym układzie odpowiada jego interesom. Wystarczy tylko chwilowa zmiana planu, by Oszust zniknął, szukając sobie własnej, indywidualnej drogi, by osiągnąć swój cel. Nigdy nie robił niczego co mu się nie opłaca. Bezinteresowna i do tego darmowa pomoc nawet nie przychodzi mu do głowy, będąc dokładnym zaprzeczeniem jego życiowej filozofii, wedle której w życiu nic nie przychodzi za darmo. Zmora jednak rzadko robi coś wprost: uważa, że uciekanie się do podstępów jest zgoła bardziej satysfakcjonującą metodą. Jego dążenie do niezmierzonego bogactwa najpewniej kiedyś go zgubi, lecz zanim to nastąpi Złodziej najprawdopodobniej okradnie pół świata. Widmo, wbrew temu, co reprezentuje sobą przeciętny Talosańczyk (na dobrą sprawę nigdy nie był prawdziwym Talosańczykiem), uchodzi za prawdziwą oazę spokoju. Może i łatwo go zirytować, ale zwykle na tym kończy się większość prób wyprowadzenia go z równowagi. Bezimienny nie traci zimnej krwi niezależnie od okoliczności, stale prezentując ten sam stosunek do okolicy - przedziwną mieszankę ciekawości wszystkiego dookoła przy jednoczesnym nie okazywaniu większego zainteresowania niczemu konkretnemu. Cyniczna obojętność Koszmaru nie zaskarbia mu przychylności co lepiej wychowanych ludzi. Zarzucają mu oni brak choćby krztyny dobrych manier. Mają sporo racji, będąc tak zupełnie obiektywnym. Zmora poświęcił trochę swojego czasu, by obeznać się z zasadami dobrego wychowania tylko po to, by przekonać się, że nie obchodzi go to ani trochę jak zresztą większość rzeczy, które nie dotyczą go zupełnie wprost. Jest kim jest i nikim innym nie będzie, dlatego nie zadaje sobie trudu przejmowania się czyimkolwiek postrzeganiem jego osoby. Nie godzi się jednak zarzucać mu braku wyczucia lub taktu. Tych ma akurat pod dostatkiem, gdyż opanował do perfekcji sztukę wyciągania od ludzi informacji. Jak na kogoś, kto potrafi milczeć długimi tygodniami, tylko dlatego, że nie przebywa w towarzystwie innym niż własne myśli, Koszmar potrafi popisać się niebywałymi zdolnościami w kwestii sprowadzania rozmowy na odpowiednie tory. Przebiegłość mogłaby stanowić kolejny po chciwości i arogancji synonim jego osobowości, a sam Złodziej nie ma żadnych oporów przed nazywaniem go kłamcą. Jednakże, by móc go tak nazywać najpierw należy przyłapać go na kłamstwie, co oczywiście graniczy z trudem. Ba! Nawet jeśli udowodni mu się drobne minięcie się z prawdą, szybko okaże się, że ów niegodny porządnego człowieka czyn w rzeczywistości bez trudu da się obalić, by ostatecznie przekonało się, że jedynym kłamcą w towarzystwie jest ten, który o ów kłamstwo Złodzieja oskarżył. Ten balans pomiędzy prawdą i kłamstwem przychodzi Diabłu zupełnie naturalnie. Celowo nie odkrywa on całej prawdy, posługując się dwuznacznościami, by popchnąć kogoś do zupełnie błędnego zinterpretowania swoich słów. Jeśli jednak przyjdzie mu rzeczywiście skłamać zrobi to na tyle wdzięcznie, że jego wersja wydarzeń brzmi bardziej wiarygodnie niż faktyczna prawda. Dzieje się tak dlatego, że Złodziej właściwie nigdy nie przestaje kombinować. Patrzy na świat zupełnie inaczej niż zwykli ludzie. Ogląda wszystko przez pryzmat własnych doświadczeń, rozbija elementy otoczenia na poszczególne obiekty i wyciąga wnioski z obserwacji wszystkiego z osobna i razem jednocześnie. Ta nieustająca analiza, której nie sposób pojąć, gdy nie zna się dokładnego toku rozumowania Diabła daje mu znaczącą przewagę nad innymi. Trudno przewidzieć plan człowieka, którego nawet rozumowanie stanowi najprawdziwszą zagadkę. Nieprzewidywalność na Talosie stanowi potężną wartość. Ludzki umysł natomiast uznaje za potężnych tych, którzy wyglądają na potężnych - tak więc Złodziej po raz kolejny wychodzi na człowieka skrajnie niebezpiecznego. W plotkach o jego braku litości musi coś przecież być, prawda? Nawet jeśli nie zawsze jest, czasami zdarzają się momenty, w których chłodna kalkulacja zawodzi, a wtedy jedynym wyjściem jest właśnie użycie przemocy. Widmo nie jest co prawda mordercą i nawet nie czerpie przyjemności z faktu odebrania komuś życia. Czasami po prostu nie ma wyboru. Co gorsza nie towarzyszy mu wtedy nawet cień wyrzutów sumienia, bo Bezimienny zwyczajnie nie miewa podobnie ludzkich odruchów. Przywykł do śmierci i krzywdy, więc niespecjalnie go dotyka podobne działanie. Uśpił swoje sumienie, żeby nie przeszkadzało mu pracować. A gdyby tak spytać go o to czy lubi być złodziejem? Z pewnością odpowiedziałby, że chyba nie potrafiłby być nikim innym. Szum buzującej od adrenaliny krwi w uszach, dreszcz towarzyszący przemykaniu po zakazanych terenach i dokonywanie tego, czego nikt inny nie śmiał przed nim dokonać - wszystko to działa jak najsilniejszy narkotyk, który już dawno złapał go w pułapkę, narzucając mu taki, a nie inny styl życia. Plaga dysponuje też nad wyraz rozwiniętą jak na mężczyznę intuicję. Zaufał instynktowi, pozwalając by dyktował mu najlepsze możliwości i jak dotychczas jeszcze się nie zawiódł. Zwykle jest głuchy na jakiekolwiek słowa krytyki. Swoją drogą czy istnieje ktoś, kto mógłby go osądzać za to kim jest? Nikt nie poznał go dość dobrze, by mieć co do tego jakiekolwiek prawo. Tajemnica otulająca go szczelniej niż czarny kostium skutecznie dystansuje go od każdego. Tylko dlatego, by na pewno nikt nie śmiał przedrzeć się przez mury, które dookoła siebie zbudował, bo to, co kryje się za nimi nie jest gotowe, by ujrzeć światło dzienne. Prawdopodobnie nigdy nie będzie na to gotowe, skazując go tym samym na życie w samotności. Może właśnie tak jest najlepiej dla wszystkich.
Częste miejsca pobytu: Oczywistą zaletą bycia w ciągłym ruchu z pewnością jest fakt, że w wielu miejscach bywa się z niemalże równą częstotliwością. Wytropienie Zmory zbyt często graniczy z najwyższym cudem, by można było określić, gdzie bywa. Raczej trzyma się z daleka od otwartych przestrzeni między miastami, bo jego czarny strój czyni każdą wycieczkę w pustynię skrajnie nieprzyjemną. Mimo wszystko zdaje się, że w głowie nosi mapę każdego z większych z miast i regularnie z nich korzysta. Nad obyciem w Annville jeszcze pracuje.
Stopień rozgłosu: 3 (300/1500 PD)
Sojusznicy: Osobie pokroju Koszmaru wręcz nie wypada przebywać w niczyim towarzystwie zbyt długo. Zwykle przepada bez wieści zanim komukolwiek przyszłoby w ogóle do głowy, aby go polubić, uznając, że to najkorzystniejsze dla obu stron rozwiązanie. Gdyby jednak miał wskazać choć jedną względnie przyjazną mu twarz bez wątpienia wskazałby na panienkę Evę Maddison.
Wrogowie: Stanowczo zbyt wielu, by wymieniać ich wszystkich z imienia i nazwiska. A wśród nich niczym cierń w boku i drzazga pod paznokciem jednocześnie znajduje sobie miejsce Delacroix. Zmora mimo szczerych chęci nie potrafi pozbyć się go ze swojego życia, a ma pierwszej jakości powody do tego, by trzymać się jak najdalej. Najwyraźniej nadmierne zaufanie ma swoją nieproporcjonalnie wysoką cenę, a do niego należy spłacenie długu, który zaciągnął zbyt dawno temu.
Broń: Pierwszą bronią, na którą zwraca uwagę każdy przeciwnik Zmory bez wątpienia jest wycelowany w niego łuk bloczkowy - narzędzie mniej skuteczne od kuszy i znacznie cichsze niż jakakolwiek broń palna. Standardy planety raczej nie zakładają, by strzelanie z łuku gwarantowało pewny sposób przeżycia w dobie karabinów. Jednak właściwie użyty łuk gwarantuje przewagę zaskoczenia i dyskrecji. Ponadto nie hałasuje aż tak, co w przypadku złodzieja właściwie przesądza o jego przydatności. Stąd też tak chętnie przypisywane działaniu Bezimiennego strzały z odrobinę poszarpanymi, jednolicie czarnymi lotkami. Nie są to zwyczajne strzały jakie można by naprędce wystrugać sobie z kawałka drewna - w produkcję swoich strzał Widmo wkłada naprawdę wiele skupienia. W wolnej chwili sam woli się tym zajmować. Zlecanie komuś tak delikatnej pracy wiąże się z ryzykiem utraty palców, przy próbie wystrzelenia konkretnego typu strzał. Dzieje się tak, gdyż strzały, których używa Zmora w dużej mierze nie są tymi typowymi. Mają specjalnie modyfikowane groty o mnogich zastosowaniach. Jedne mogą wybuchnąć oślepiającym blaskiem, inne impulsem elektromagnetycznym, kolejne dławiącym proszkiem, jeszcze inne mają tępy grot, zbiorniczek z gazem, zapalnik... Jest wiele strzał, których ich właściciel nie wyciąga, jeśli nie są mu absolutnie niezbędne. Poza tym Bezimienny nosi przy biodrze krótką, walcowatą pałkę, którą prędzej kogoś ogłuszy niż zabije i kilka wąskich sztyletów, z barwionymi na matową czerń ostrzami, które sprytnie ukryte w licznych zakamarkach stroju są niemal niewidzialne. Oszust ma jeszcze szeroki wachlarz innych, przydatnych rzeczy, które można od biedy uznać za śmiercionośne narzędzia. Bomby dymne są tu najbardziej oczywistym przykładem, choć nawet i wytrych, jeśli wbije się go odpowiednio głęboko w oczodół przeciwnika stanowi groźną broń.
Umiejętności: Wedle relacji naocznego świadka o jednym z talentów Widma: Kojarzysz tego magika z Cargo? Co? Jak to nie? Tego ubranego w czarny kostium. Cholernie tajemniczy był z niego typ, mówię ci, już od początku wiedziałem, że coś z nim nie tak. Zaczął niewinnie, znaczy się, i tak nigdy nie widziałem, żeby ktoś stał na rękach na oparciu ławki i wyglądał jakby dobrze się przy tym bawił. W ogóle nie widziałem, żeby ktoś na tej parszywej planecie tak robił. A on jednak tak i nawet się nie zachwiał, kiedy obskoczyła go dzieciarnia. A potem, nie uwierzysz, dalej na rękach przespacerował się po tym oparciu na drugi koniec. I dalej skubaniec wiedział co i jak, bo już po chwili jakimś saltem czy czymś takim zeskoczył na ziemię. Ludzie się zebrali, a to przecież musi coś znaczyć. Pytają go kim jest i co robi, a ten kłania się w pół jak cyrkówka i mówi, że na potrzeby przedstawienia wystarczy, żeby był Widmem. Żem sobie wtedy pomyślał, że skądś znam taką ksywkę, ale tak patrzę i patrzę, myślę skąd go kojarzę, a ten z powrotem wskoczył na ławkę i zaś się kłania. Podszedł żem bliżej, coby dobrze widzieć co to za sztuki się będą działy, bo wiesz, ja to ciekawski jestem. A ten cały Widmo pyta się kto ma może chusteczkę pożyczyć. Jakaś dziewczyna, a jaka piękna, mu podała, ten schował chustkę w rękę - pstryk - i chusteczki nie ma. Nie pierwszy raz żem widział takie sztuki, mój syn sam kiedyś się czarować uczył. No sobie myślę, że pewnie to kolejny z tych całych magików co to jeżdżą po miastach i pokazy dają, ale coś mi nie gra, bo nigdzie kapelusza na drobniaki nie ma. Może i lepiej się stało, bo jeszcze by mu ktoś te pieniądze zwinął i tyle by było z nagrody za fatygę. Co? A... Co było dalej? Już mówię, już mówię. Duch, co to tak kazał siebie nazywać, nie wiem czemu, jak widać, że to zdrowy i silny jak koń chłop pojawił tą chustkę z powrotem, ale, tym razem zawiązaną na jakimś pierścionku. Mówię ci, taka to była błyskotka, że chyba przez rok bym nie żarł, żeby zarobić na to cacko, a ten tak po prostu go oddał. I jeszcze odważył się puścić dziewczynie oczko, chociaż jej facet stał zaraz obok. Zdziwiłem się najpierw, bo żeby ktoś oddawał coś za darmo to się tu nie zdarza, wiesz przecież, ale zaraz potem żem pomyślał, że to może jakiś uciekinier z tego zakładu dla wariatów co to pod miastem założyli. Pasowałoby, nie? Dziwnie się zachowywał. A potem wyjął skądś karty i już w ogóle nie wiedziałem co się dzieje. Najpierw jakimś cudem przetasował te karty jedną ręką, ale nie tak normalnie, oj nie. Zrobił, że jedna karta wyfrunęła z tej talii i poleciała mu do drugiej ręki jakby ktoś ją prowadził. A potem zrobił coś i karty już nie było. Wybrał sobie kogoś z tłumku, a wiesz, niechętnie się tu ludzie mieszają do różnych spraw i kazał mu wybrać jakąś kartę z talii. No to facet wybrał, dostał karty do przetasowania i, do diabła, akurat jego karta była odwrócona nie tak jak trzeba. Prawdziwe czary! No, ale dobrze, widzę, że nie masz czasu, to powiem ci co zrobił na koniec jak już zawrócił każdemu w głowie tymi swoimi diabelskimi kartami. Coś wybuchło i był dym. Ale nie taki zwykły dym, o nie, biały jak mleko, a gęsty, że czubka nosa nie zobaczysz. Baby się darły, jak to baby, ale powiem ci, że jakoś im się nie dziwię. Sam też chciałem zacząć się drzeć, kiedy jakiś kształt mignął mi po lewej. Ale w końcu dym się rozwiał i wiesz co? Tego magika już nie było. Ktoś krzyknął, że nie ma portfela. Sprawdziłem mój, wiesz jak to z odruchu i zgadnij. Dokładnie! Mojego też nie było. Tego pierścionka, co ci o nim mówiłem też nie. Cały ten drań, udający magika opędzlował wszystkich i nie zajęło mu to nawet pięciu minut! Ale powiem ci, że jeśli znowu go zobaczę to - do diabła - znowu tam pójdę. Zapłaciłbym dwa razy tyle ile miałem wtedy przy sobie, żeby jeszcze raz zobaczyć jak na moich oczach dzieją się te jego niemożliwe czary.
        Zmora jest człowiekiem wielu talentów. Nie znalazło się jeszcze miejsce, do którego nie udałoby mu się dostać, jeśli tego chciał. Podobnie sprawa miała się z miejscami, gdzie przebywać wcale nie chciał - nie udało się go zatrzymać w żadnym uwięzieniu na dłużej niż kilka dni, po których tylko sobie znanymi sposobami znikał bez śladu. Jest prawdziwym mistrzem w zacieraniu wszelkich śladów swojej obecności, a ponieważ nie stworzono jeszcze do tej pory zamka, który mógłby stawić mu opór, pojawić może się absolutnie wszędzie i przeważnie bez wiedzy właściciela danego obiektu. Złodziej jest profesjonalistą, a zatem nic nie jest zbyt dobrze chronione, by nie mógł tego wykraść. Wręcz przeciwnie, Oszust decyduje się na dany skok głównie przez wzgląd na wyzwania jakie stawia przed nim podjęte zadanie. Biegłość w sztuce kradzieży skutecznie wspomaga nabytymi jeszcze w dzieciństwie zdolnościami akrobatycznymi. Ucieczka z miejsca przestępstwa jest o wiele prostsza dla człowieka, który nie boi się przeskakiwać po dachach, gdyż od małego uczony był jak wykorzystywać wysokość dla własnej korzyści, a jeśli potrafi przy tym z niebywałą prędkością wspiąć się po murze - tym lepiej. Wszelkie inne braki nadrabia mnogimi narzędziami ułatwiającymi mu życie. Czy to bomby dymne, czy też krótki sfatygowany hak, który służy mu głownie do mało subtelnego otwierania sobie starych okien lub wytrychy przystosowane do otwierania większości istniejących zamków - Zmora nosi przy sobie najprawdziwszy arsenał podobnych przedmiotów, a więc i używanie ich ma w małym palcu. Widmo, zawdzięczający czemuś taki, a nie inny przydomek, jest w stanie przemieszczać się zupełnie bezszelestnie (nie tylko w chodzie czy biegu - to amatorszczyzna). Poza tym, nosząc na plecach swój łuk, jasno daje do zrozumienia, że potrafi z niego skorzystać. Wiele wysiłku włożył w to, by nawet i wisząc do góry nogami uczepiony belki sufitowej nie chybiał celu. Wobec takiej zdolności strzelanie w biegu czy z uwzględnieniem siły wiatru stanowi w zasadzie całkiem prostą zabawę. Oszust potrafiłby bez większego trudu poradzić sobie w walce jeden na jednego, choć zdecydowanie pewniej czuje się, eliminując konkretne cele w ukryciu. Walka, zwłaszcza w obliczu przewagi liczebnej nigdy nie była najmocniejszą z jego stron. Na szczęście nauczył się wykorzystywać otoczenie, żeby chociaż odrobinę wzmocnić swoje szanse. Nadal jednak mając do dyspozycji otwartą walkę z małą armią i ucieczkę w bardziej bezpieczne rejony, uratuje się tą drugą opcją. Inną z jego całkiem osobliwych umiejętności jest porozumiewanie się bez używania jakichkolwiek słów. Jednak Talos nie sprzyja podobnym zdolnościom i znalezienie kogoś, kto byłby w stanie odpowiedzieć mu w języku migowym czy odczytałby pozostawione przez niego pismem Braille'a notatki okazuje się być zadaniem niewartym zachodu. Jakkolwiek koszmarnym pomysłem by to nie było, potrafi też usiąść za kierownicą przynajmniej trzech typów pojazdów, ale prawdę powiedziawszy unika tego jak ognia... Chociaż nie. W ogień skoczyłby dużo chętniej.
Towarzysz: Bezimienny nigdy nie wzbudził posłuszeństwa u zwierzęcia, a zawodne roboty go irytują. Za jego towarzyszy można jednak uznać bezpańskie koty, dzikie psy i szczury kłębiące się w zaułkach najbardziej parszywych dzielnic miast. Poza tym za swojego wiernego towarzysza uznaje nocne niebo i adrenalinę w żyłach.
Wykonane zlecenia:
  - [#4] My precious!
  - [#7] Niewinny...?
  - [#11] Po ciemnej stronie mocy
Autor: Apocalyptical Deconde

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz