Nie lubił polegać na swoim szczęściu - od dawna był przekonany, że coś takiego w jego przypadku po prostu nie istnieje. Szczęście zbyt ściśle wiązało się z działaniem przeklętej siły zwanej ,,przypadkiem", a występowanie takowego robot skreślał już z samego początku. Fuks i oddawanie się na jego łaskę było więc równie niebezpieczne, co działanie w ciemno, ale tym razem Osiem nie miał żadnego wyboru. Pojawienie się w gabinecie pana Gumble'a niezapowiedzianego gościa mogło zrujnować cały jego długofalowo działający plan, marnując cały ten czas wciśnięty w zdobywanie zaufania właściciela masarni i jego gangu. Łuk był dosyć ekstremalną decyzją: w życiu trzymał podobną broń w ręku tylko kilka razy i to dobre pięć, jeśli nie więcej lat temu. Chwalić nieśmiertelną pamięć mechaniczną, przeszło mu przez myśl. Fakt, że trafił prawie w mostek i zabił ważniaka na miejscu zawdzięczał niestety (trzeba to wydusić) szczęściu.
Royce - jeden z ulubionych ochroniarzy Gumble'a, obecny przy jego śmierci - nadal z niedowierzaniem gapił się w grot, nie umiejąc zrozumieć jak do tego wszystkiego doszło. Biedak. Odkąd tylko go poznał, Fawkes był dogłębnie przekonany, że nie nadawał się do swojej roboty. Gdy chodziło o udział w burdzie bez wątpienia był niezastąpioną pomocą, ale najwyraźniej zapomniał o istnieniu skrytobójców i broni dalekiego dystansu. Natomiast drugi ze świadków, nieco mniejszy i starszy od towarzysza Molder, podszedł do całej sprawy o wiele bardziej profesjonalnie. Klęcząc przy zwłokach szefa udało mu się dojść do chyba najistotniejszego faktu:
- Strzelec stał na piętrze - mężczyzna wskazał metalowy pomost. - Niedaleko klatki schodowej.
Fawkes spojrzał w tamtą stronę.
- Nie miałem pojęcia, że się na tym znasz - odpowiedział. Kolejne kłamstwo: po zdolnościach Royce'a i inteligencji Gumble'a spodziewał się, że gangster trzymał w swoim otoczeniu przynajmniej jednego człowieka obeznanego w temacie bezpieczeństwa. Ósemka jednak nadal grała Turnera i wolała nie wychodzić ze swojej roli, póki wszystko nadal mógł trafić szlag.
- Na Talos uczysz się wszystkiego. W innym wypadku kończysz w rowie - odparł niezbyt optymistycznym tonem Molder. Nagle spojrzał z dołu na robota mrużąc oczy: - Gdzieś ty w ogóle wtedy był?
W głosie ochroniarza zabrzmiało wyraźnie oskarżenie. Wychwycił je nawet otumaniony Royce, teraz dla odmiany wbijający wzrok w Fawkesa. Robota nie zdziwiło to ani trochę, w końcu mieli pełne prawo mu nie ufać. Każdy nieobecny w zasięgu wzroku mógł być potencjalnym mordercą. Pozostało tylko wykorzystać ten fakt jak najlepiej. Łowca nagród doskonale wiedział, co w tym momencie zrobić: przestąpił z nogi na nogę i uniósł dłoń do góry, jakby chciał się pomasować po karku, ale ostatecznie nie miał już zielonego pojęcia co zrobić z rękoma. W końcu założył je na piersi i wbił wzrok w ziemię.
- Jak tylko sprzątaczka wspomniała o czerwonej kurtce - zaczął, niepewnie dobierając słowa - pobiegłem przeszukać tyły. Myślałem, że może Gutsy wysłał tu więcej ludzi... zawsze lepiej dmuchać na zimne, prawda?
Molder jeszcze przez chwilę patrzył w jego stronę, po czym westchnął zrezygnowany.
- I jak? - zapytał. - Coś znalazłeś?
- Ktoś wcisnął to do kubła na śmieci - odpowiedział Fawkes, rozwijając czerwoną kurtkę. Z rękawa wypadło jeszcze kilka białych, ceramicznych okruchów, których na szczęście mężczyzna nie zauważył.
- Gdzie? - drążył dalej temat ochroniarz.
- Na piętrze, w przejściu między halami.
- Czyli zwiał przez drugą - skwitował Molder wstając. - Może gdzieś się chowa. Royce! Ogarnij się i przeszukaj budynek. Trzeba zebrać chłopaków i zdecydować co teraz...
Drab westchnął (bardziej z frustracji niż jakiegokolwiek smutku), zarzucił na ramię swoją ukochaną strzelbę i ruszył w stronę korytarza. Drugi z niegdysiejszych podwładnych Gumble'a wyjął strzałę z trupa, po czym chwilę obracał zakrwawionym grotem w zamyśleniu. Fawkes jednak nadal nigdzie się nie wybierał. Odrząknął znacząco, zwracając na siebie uwagę mężczyzny.
- Tooo... co ze mną? - zapytał. - Teoretycznie nadal do was nie należę...
- Ciężko stwierdzić, czy kiedykolwiek będziesz - odpowiedział Molder. - Gumble nie żyje, jego majątek jest bez opieki, a my nie dostaliśmy jeszcze swojej wypłaty. Jak sam nie rozdam chłopakom należnej części, to rozkradną wszystko... tu nie ma lojalności wobec martwych.
- Czyli rozwiązujecie grupę?
- Raczej tak - wzruszył ramionami. - Trzeba szukać nowej roboty. I chyba wypada dać znać komuś, kto się tym przejmie, że w masarni stygnie trup - trącił Gumble'a czubkiem buta.
Nadszedł moment kłopotliwej ciszy, takiej typowej tylko dla dwójki facetów stojącej nad trupem człowieka, do którego nigdy czuli faktycznego przywiązania, ale ludzka moralność zabrania od tak całą sprawę zignorować. Tak oto możesz sobie stać i czekać, aż ktoś inny bardziej się tym wszystkim przejmie i pozwoli ci pójść w swoim kierunku. Pod tym względem problemy na Talos przypominały skagi: muszą mieć nadzorców, bo pozbawione samym sobie za szybko się rozmnażają. Mają też tendencję wracać, więc lepiej zadbać o rozwiązanie wszystkiego od razu, niż zostać pewnej nocy wyrwanym ze swojego obozowiska za nogi.
Całe szczęście Gumble był dla Fawkesa problemem do chwili, w której przestał oddychać. Teraz mógł się bez żadnych wyrzutów pożegnać z Molderem i wyjść z masarni, bez zamysłu wracania tutaj w najbliższej przyszłości.
Szczerze? Fawkes był zaskoczony faktem, że odnalazł cyborga w jednym kawałku. W końcu zostawił go w bocznej uliczce, niemalże w centrum Cargo i to całkowicie nieprzytomnego. Żeby było śmieszniej, jego łuk i kołczan także były nietknięte. Fascynujące - normalnie kieszonkowcy powinni go dopaść już kilka minut po tym, jak Ósemka wróciła do Gumble'a. Jeszcze ciekawiej byłoby, gdyby akurat przechodził tędy jakiś złomiarz, albo fanatyk technologiczny. W Devlin coś podobnego byłoby całkowicie naturalne, ale tutaj najwyraźniej ludzie woleli nie zbliżać się do porzuconych wśród śmieci cyborgów.
- No cóż - westchnął robot do nieznajomego, dla pewności zarzucając sobie jego łuk na ramię. - W takim razie trzeba będzie zrobić z ciebie użytek.
Oparł się o ścianę naprzeciwko blaszaka i przyglądał mu się przez dobre kilka minut. Skąd się na tej planecie wzięło tyle dziwadeł? Dobra, sam przykładem normalności nie świecił, równocześnie jednak doskonale zdawał sobie z tego sprawę i nadal pytał o to samo. W porównaniu do innych skolonizowanych przez człowieka planet, Talos wypada dosyć kiepsko. Nie bez powodu opisuje się go jako niegościnny i ciężki do wyeksploatowania glob - Fawkes spędził tu w końcu prawdopodobnie całe swoje życie i niejednokrotnie miał okazję naocznie przekonać się, że to wyjątkowo trafna opinia. Ale nadal nie wyjaśnia to skąd tutaj tyle mutantów, cyborgów i szaleńców. Kiedy to się zaczęło? Rozwinięcie tego zjawiska prościej było mu wyjaśnić; Człowiek jako jednostka zawsze stara się dopasowywać do społeczeństwa, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Jeśli więc społeczeństwo zrobiło się coraz bardziej krzykliwe i ,,oryginalne", szara jednostka kiedyś w końcu pójdzie jego śladem. Prawdziwą tajemnicą pozostawał początek.
- Skąd wy się bierzecie? - powiedział na wpół do siebie Fawkes.
- Nie roz-zumiem pyt-t-tania - ku jego zdziwieniu, cyborg się ocknął.
Chłopak spróbował powoli podnieść głowę, ale w efekcie wyszło to jakby spazmatycznie. Stęknął, ludzkim odruchem masując się po głowie, po czym spróbował poruszać pozostałymi kończynami.
- Ale to był porąbany reset... - stwierdził niezadowolony. Nadal wydawał się lekko ospały, niczym faktyczny człowiek odzyskujący przytomność. Wydawał się też całkowicie nie zwracać uwagi na łowcę nagród. - Nie chcę już nigdy więcej oglądać neonowo-różowych płatokolców.
Osiem zdecydował się nie zastanawiać długo nad sensem tej wypowiedzi. Zamiast tego nie przerywał obserwacji doprowadzającego się do ładu blaszaka. Nieznajomy jednak szybko zauważył jego obecność i niezdarnie zerwał się na nogi, wpadając na ścianę.
- TY - wypalił, oskarżycielsko wskazując na Fawkesa palcem. - ANI. MI SIĘ. WAŻ. MNIE. WYŁĄCZAĆ.
- Nie zamierzałem tego powtarzać - uspokoił go. W połowie wypowiedzi robota, chłopak sięgnął ponad ramieniem po swój łuk, ale jego dłoń chwyciła tylko powietrze. Rozejrzał się skonfundowany. - Tam jest - Osiem wskazał mu brodą broń na bruku.
Cyborg podszedł do niej tyłem, starając się ani na moment nie spuścić wzroku ze swojego rozmówcy, co wyglądało całkiem zabawnie.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytał, na ślepo szukając swojej własności.
- No proszę, przechodzimy od razu do konkretów? - robot zaklaskał krótko. - Brawo, zaskoczyłeś mnie.
- Proszę mi tu nie klaskać sarkastycznie - łucznik założył ręce na piersi. - Chcę jasnych odpowiedzi. Po jaką cholerę strzeliłeś do własnego szefa, czemu mnie wyłączyłeś, JAK to zrobiłeś i kim ty w ogóle jesteś?!
- Zwolnij! Może zaczniemy od początku? - zaproponował łowca nagród.
Chłopak chyba zbierał się, żeby coś dodać, ale ostatecznie dał mu szansę się wypowiedzieć. Nadal jednak mierzył Ósemkę podejrzliwym wzrokiem, tupiąc niecierpliwie nogą.
- A więc, jestem Fawkes - przedstawił się robot. - I, tak jak prawdopodobnie już się domyślasz, nigdy naprawdę nie pracowałem dla Gumble'a.
- Dooobraaa... - blaszak przymknął trochę wizjery w imitacji mrużenia oczu (kolejny ludzki odruch do zanotowania w pamięci). - Czyli jesteś po mojej stronie?
- Można tak to ująć - wzruszył ramionami. - A jak mogę się do ciebie zwracać?
- Elliot - odparł cyborg. - Ale więcej ludzi nazywa mnie Eros, albo Kupidyn.
- To przez łuk?
- Tak myślisz? - Eros przechylił lekko głowę na bok. Fawkes w pierwszej kolejności uznał to za sarkazm, ale wtedy chłopak spojrzał przed siebie w zastanowieniu. - A ja myślałem, że to przez mój urok osobisty.
- Może przez oba?
- W sumie... - Kupidyn otrząsnął się nagle. - Hej! Nie odbiegaj od tematu!
- Ależ jesteśmy na razie przy temacie naszych imion - zauważył uprzejmie Osiem.
Eros zamrugał kilka razy.
- Męczący jesteś - stwierdził.
- A ty zabawny. I w innych okolicznościach pewnie chętnie dowiedziałbym się, co siedzi w głowie talosańskiego cyborga, ale obecnie mam dla ciebie inne plany.
- Ty masz dla mnie plany? - powtórzył Elliot. - Mam się bać, czy...?
- To nic, z czym nie miałbyś wcześniej do czynienia, jak sądzę - uspokoił go Fawkes.
- Więc o co chodzi?
- Pomożesz mi pozbyć się Gutsy'ego, tak samo jak wcześniej Gumble'a. I tym samym zgarniemy nagrodę za ich głowy u szeryfa - wyjaśnił.
Eros? Wybacz czas. I długość faktycznego CD ;-;
Awwwww, kocham ten dialog! <3 Długość mnie nie razi, póki jakość jest dobra.
OdpowiedzUsuń,, - Ale to był porąbany reset... [...] Nie chcę już nigdy więcej oglądać neonowo-różowych płatokolców." - Kocham, gdy piszesz Erosem, Nyan. Wpadasz na teksty tak bardzo kupidynowe, że nawet mnie nie przyszłyby do głowy :')
Język wroga trzeba znać, prawda? Urocza obudowa mnie nie zwiedzie - to nadal Kupidyn >.>
Usuń