sobota, 19 października 2019

Kojot - samotny rewolwerowiec

Gilles Vranckx
Nadal mam resztki przyzwoitości, tylko nie pamiętam, gdzie je schowałem.
Pseudonim: Talosanie to bardzo pomysłowa zbiorowość - potrafią wymyślać tysiące określeń na ludzi, których nie lubią. Niesławny Kojot z Rattle Cliffs jest perfekcyjnym przykładem, bo chociaż ma własny ustalony przydomek, słyszy często inne określenia, mniej lub bardziej kreatywne. Samo ,,Bliznowaty Kojot" z początku było najzwyklejszą obelgą, mającą nawiązywać do faktu, że ojciec rewolwerowca nosił imię ,,Wilk", a jego dzieciakowi rzekomo daleko do osiągnięć taty. Kojot, będący zwierzęciem uważanym za podlejsze i mniej dumne od wilka, wydawał się perfekcyjnym określeniem. Jednakże mężczyzna po latach starań zaczął nosić to miano z dumą. Wtedy trzeba było wymyślić nowe przezwiska. Tak między innymi powstały ,,Pies", ,,Kundel" i ,,Szczeniak". To ostatnie ze względu na wiek Kojota zaczęło powoli wychodzić z użytku, ale ludzie działający jeszcze za czasów Wilka nadal tak go nazywają.
Imię: Lubi mówić, że ,,spłonęło z matczynym majątkiem". Tani chwyt, ale na niepewnych rozmówców działa. Stanowcza większość innych łowców nagród jednak nie kupuje tego przesadzonego wizerunku ponurego, zniszczonego życiem samotnika. Tym więc po prostu przedstawia się jako Kojot, tonem świadczącym o zakończeniu tematu.
Nazwisko: Nosi nazwisko matki - Wheeler - bo ojciec własnym nigdy się nie pochwalił. Kiedyś pilnował swojej całkowitej anonimowości właśnie ze względu na nią, gdyż, nie ukrywajmy, szybko znajdywał sobie wrogów i nie chciał ściągać ich na nią. Gdy jednak dowiedział się o jej śmierci, przestał się tak starać. Od tamtej pory wszystko mu jedno, czy ludzie mówią do niego po nazwisku czy którymś z przezwisk. Mimo to nadal chyba tylko jego dawni sąsiedzi z Rattle Cliffs wołają na niego per „Wheeler”. Kojot po prostu nie widzi sensu w używaniu nazwiska, więc poszedł w ślady ojca. Tak jak on był po prostu Wilkiem, tak samo jego szczeniak jest po prostu Kojotem. Wyciąganie z niego jakichkolwiek konkretnych informacji o domu rodzinnym to strata czasu. Nikomu i tak nie jest ta wiedza do niczego potrzebna.
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 35 lat. Nie jest więc ani żółtodziobem, ani starcem, a już dorobił się reputacji niemal równej ojcu. Bardzo mieszanej, ale zawsze to jakieś osiągnięcie.
Rasa: Człowiek, urodzony i wychowany na Talosie. Doskonale to po nim widać.
Rodzina: O ojcu już było wspomniane; Szary Wilk z Rattle Cliffs był swego rodzaju lokalną legendą. Krążyły o nim przeróżne historie, czasem nawet chwalebne. Kojot jednak doskonale zdawał sobie sprawę, że stary był po prostu bandytą, któremu się poszczęściło w życiu. Miał sławę, pieniądze, oddanych mu ludzi i prawdziwe terytorium, którego zajadle bronił przed innymi drapieżnikami. Za to Caroline Wheeler była zwyczajną kobietą i miała jedynie pecha polecieć na skończonego dupka. Wybył zanim poznał syna i wrócił dopiero paręnaście lat później, by go ,,wyszkolić". Nie podobało się to ani matce, ani ,,Wilkowi Juniorowi". Niektórzy mówią nawet, że to właśnie młody posłał ojca w piach, gdy tylko nauczył się od niego strzelać i zabrał ze sobą jego broń, Różę Wiatrów. Bliznowatemu wcale ta bajka nie przeszkadza. Chciałby być odpowiedzialny za śmierć Wilka - to byłby nie lada wyczyn na koncie ,,bezwartościowego szczeniaka" i debiutującego łowcy nagród. Ba, może nawet poplecznicy starego uznaliby go wtedy za godnego następcę (nie żeby interesowało go przewodzenie bandzie idiotów, oczywiście). Prawda jest jednak nudniejsza: rewolwer chłopak po prostu ukradł, a Wilk pół roku później niefortunnie skręcił kark wypadając z pędzącego samochodu. W tym czasie jego syn już pracował dla mało znaczącego watażki spod Annville, nie mógł więc mieć niczego wspólnego ze zgonem ojca. Za śmierć matki, niestety, trochę odpowiedzialności wziął.
Miłość: Kojot nie bez powodu nazywa samego siebie paskudą i brzydalem, którego kobiety omijają szerokim łukiem, nie wspominając o mężczyznach. W kwestii niektórych pań co prawda racji nie ma - każdy ma swoje gusta, a na Talos faceci jego pokroju bywają w niektórych zakątkach planety nawet rozchwytywani, niezależnie od wyglądu. Nie da się jednak ukryć, że tak oszpeconej twarzy jak Kojota nie widuje się na co dzień i samo sugestywne zsunięcie bandany często wystarcza, by nawet dziwki zostawiły go w spokoju. Bliznowaty potrafi jasno dać do zrozumienia, iż nie jest czymkolwiek zainteresowany, najczęściej mówiąc to wprost, bez owijania w bawełnę, i zacząć inny temat, by pozbyć się niewygodnej ciszy, jakby nigdy nic się nie stało. Miłości nie szuka, ale od towarzystwa aż tak nie stroni i nikogo nie zamierza na siłę przeganiać.
Aparycja, cechy szczególne: Słysząc przezwisko ,,Bliznowaty Kojot" każdy spodziewa się zobaczyć u jego właściciela jakiejś blizny, na tyle widocznej, że stała się znakiem rozpoznawczym. W przypadku tego psa nazwanie śladów po oparzeniach charakterystycznymi to zgoła niedopowiedzenie. Twarz Wheelera naprawdę ciężko zapomnieć, jeśli przyszło ci zobaczyć ją w całości: jej lewa strona, od połowy szyi aż po dolną powiekę, jest zdeformowana przez stare blizny, miejscami ciemne, gdzie indziej jaśniejsze od karnacji mężczyzny. W kilku miejscach wyraźnie widać ubytki, a przez dziurę w policzku czasem nawet błysną zęby, jeśli rewolwerowiec spróbuje się uśmiechnąć. Nigdy mu się to całkowicie nie udaje, bo niektóre mięśnie zostały permanentnie uszkodzone. Nawet gdyby chciał, nie może zdobyć się na więcej niż uniesienie jednego kącika ust, co często jest odczytywane jako złośliwe i nieszczere. Kojota nawet ten fakt bawi - najwyraźniej został skazany na los wiecznego cwaniaka, który na innych ludzi może patrzeć tylko krzywo. Logicznie rzecz biorąc, z charakterystyczną twarzą w parze z taką reputacją prościej jest podróżować incognito. Dlatego nosi czerwoną bandanę, równocześnie służącą mu za niejaką ochronę przed swoiskim pustynnym klimatem. Gorące piaski i suche powietrze towarzyszyły mu przez życie tak długo, że trwale się na nim odcisnęły. Ma opaloną skórę - można by powiedzieć, że wręcz zniszczoną - i sporo zmarszczek wokół oczu, przez co ciężko poprawnie ocenić jego wiek, a jego włosy są suche jak słoma. Dodatkowo głos Kojota zawsze brzmi tak, jakby ostatni raz pił cokolwiek tydzień temu. Czasami nawet miewa poważne problemy z mową, ale jedno czy dwa odkaszlnięcia (od których ludzie obok aż się krzywią) z reguły załatwiają sprawę. Facet bez wątpienia ma problemy zdrowotne, nie trzeba być lekarzem, by to zauważyć, ale zbywa wszystko machnięciem ręki. Nie obchodzi go, co by się stało, gdyby pewnego dnia obudził się jako niemowa. Sam twierdzi, że nie umie zliczyć ile osób na Talosie marzy, by się w końcu zamknął na dobre. Ze swoją ,,szpetną mordką", chrapliwym głosem i leniwymi ruchami na pierwszy rzut oka przypomina wrak człowieka i ciężko z miejsca uwierzyć we wszystko, co się o nim mówi. W przypadku Bliznowatego wygląd jest jak najbardziej zwodniczy, bo mimo pozorów mężczyzna trzyma się świetnie i wcale nie zamierza umrzeć następnego dnia przez coś równie głupiego jak talosański klimat. Tutaj się urodził i wychował, a okazjonalny świst w płucach traktuje jak coś zupełnie normalnego. Stwierdzenie, że jego mózg już dawno temu ugotował się w tym zakutym łbie, może wcale nie być przesadzone. Głupi na pewno nie jest, bo przynajmniej ubrania nosi porządne: wysokie buty (na tyle grube, by się nic jadowitego przez nie nie przegryzło), proste spodnie, kaftan, długi do połowy uda płaszcz i, jakżeby inaczej, kowbojski kapelusz. Bez niego i bandany Kojot z Rattle Cliffs po prostu nie wyglądałby jak powinien, pomijając oczywiście rozległe blizny zdradzające jego tożsamość szybciej niżby chciał.
Charakter: Wheeler to zdecydowanie łowca nagród bliższy bandytom niż rangerom. Pod tym względem plotki o nim nie są przekoloryzowane - Kojot nie jest dobrym człowiekiem. I to nie w rozumieniu ogólnym, bo na tej planecie nawet żywa maszyna do zabijania może mieć dobre serce. Kojot jest paskudny w standardach talosańskich, brakuje mu tego, co ma stanowcza większość przedstawicieli jego profesji: własnego kodeksu moralnego. Nie należy do tego sortu, który przez wzgląd na prostą ludzką przyzwoitość ruszyłby na pomoc zupełnie obcej osobie, jeśli ta mu za to nie zapłaci. Unika współpracy z innymi, bo w jego mniemaniu głębsze znajomości to jedynie pretekst do wciągania innych w swoje kłopoty. Ba, nawet jeśli jesteś jedną z tych nielicznych osób, które miały pecha się z nim „zaprzyjaźnić”, jeśli ktoś wpadnie przez drzwi baru i zacznie do ciebie strzelać, Bliznowaty jedynie wzruszy ramionami i powoli się wycofa, składając swoje najszczersze kondolencje na odchodnym. Mówiąc w skrócie, jest jednym z powodów, dlaczego rangerzy uważają się za lepszych od łowców nagród. Wychował się w całkowitej obojętności wobec reszty talosańskiego społeczeństwa, martwiąc się wyłącznie o siebie, a że nigdy wiele nie miał, to nie miał też czym pomóc. Z taką mentalnością dożył tych trzech dekad i chociaż nie jest już głodującym dzieciakiem nieumiejącym trzymać w dłoni noża, ani myśli cokolwiek zmieniać. Z całkowitym przekonaniem powie ci, że jego życie ułożyło się doskonale, nawet jeśli połowa jego twarzy przypomina roztopioną gumę, w każdym mieście znajdzie się choć jedna osoba chcąca go zastrzelić z tych czy innych powodów, a w płucach czuje podejrzany świst przy dłuższych wypowiedziach. Chcąc czy nie, z takim uporem faktycznie czasem przypomina swojego skretyniałego ojca, który sądził, że cały Talos do niego należy. Najwyraźniej wszystkie psowate mają to po prostu we krwi. Nic dziwnego, iż facet całkowicie zgorzkniał pomimo skończenia dopiero połowy życia. Nierzadko życie wydaje mu się po prostu nudne. Często też zadaje sobie pytanie, czy w ogóle jest jeszcze jakiś sens w stawianiu następnego kroku naprzód, ale szybko od siebie takie myśli odrzuca - gdyby wpakował sobie kulkę w łeb na środku pustyni i, znając jego parszywe szczęście, ktoś by go znalazł, szybko stałby się pożywką dla dowcipów i barowych anegdot. Wolałby już odejść z hukiem, byle nie równie idiotycznie co jego staruszek. I to chyba jedyna motywacja, jaka jeszcze może go zmusić do jakiegoś działania: zostawić po sobie coś więcej niż tylko powód do śmiechu, wypracować sobie własne imię i własną historię (choćby i nudną). To był powód, dla którego zrezygnował z zostania następnym Wilkiem. Woli już być brudnym, zapchlonym Kojotem, bo to imię przynajmniej należy do niego. Stąd też  i niechęć do dzielenia się zasługami - duma Wheelera po prostu nie pozwala mu stać w czyimś cieniu.  Woli, by to inni współpracowali z nim, nie na odwrót. Tak więc może być... „ciężki w obyciu”, jeśli nie dasz mu działać na własną rękę, a im dłużej siedzicie w tej samej drużynie, tym bardziej Kundel może działać reszcie na nerwy. Spędzając z nim więcej niż kilka godzin łatwo można dojść do wniosku, dlaczego tak wiele osób życzy mu, by się kiedyś udławił własnym językiem. Facet zbiera wrogów hobbystycznie, co można brać wręcz dosłownie. Jako rewolwerowiec-tradycjonalista, zawsze ma przy sobie w osobnej sakiewce kolekcję specjalnych kul, na których wyżłobił imiona, nazwiska lub pseudonimy ludzi, którzy zaszli mu za skórę. Z reguły podobny zabieg ma znaczenie raczej symboliczne, bo prościej kogoś ustrzelić w akcji, gdy masz do dyspozycji bęben załadowany do ostatniego naboju. Z historii o Kojocie Wheelerze wynika jednak, że zaskakująco duży procent ludzi z jego „listy” faktycznie zginęło od podpisanej kuli, wbitej w czoło, w iście egzekucyjnym stylu. Bliznowaty nie rzuca słów na wiatr i zwłoki bandyckich watażków, rangerów oraz innych łowców nagród są tego dosadnym dowodem. W okolicach Armadillo i Rattle Cliffs mówi się, że oszpecona przez ogień twarz nie odstrasza ze względu na wygląd, tylko przez fakt, do jakiego potwora należy. Oczywiście nie wszyscy biorą to na poważnie i chociaż Wheeler usilnie stara się ludzi od siebie przeganiać, zawsze zdarzy się ten jeden koleś, który się do niego przysiądzie z czystej ciekawości. Co fascynujące, pomimo swej rzekomej niechęci do obcowania z innymi ludźmi, Kojot wcale tak bardzo nie stroni od towarzystwa jeśli takowe samo go znajdzie. I wtedy okazuje się, że tak naprawdę można z nim normalnie pogadać, a nawet lepiej - spędzić ciekawie czas. Przede wszystkim wychodzi na jaw smykałka Wheelera do gawędziarstwa. Nie tylko zna każdą możliwą talosańską bajkę czy legendę, ale także potrafi je dobrze opowiedzieć. To jedna z niewielu z tych normalnych, niedestrukcyjnych rzeczy, które lubi robić. Może to po prostu jego złośliwe skłonności do mieszania ludziom w głowach, ale naprawdę podobają mu się wyrazy niedowierzania, pobłażliwości, czy nawet uśmiechy na twarzach słuchaczy. Nigdy by się nie przyznał do tego na głos, jednakże odczuwa pewną satysfakcję z robienia wrażenia na innych czymś więcej niż tylko paskudną twarzą i jeszcze gorszą reputacją. Jest jednak przekonany, że najlepiej najlepiej opowiada się tylko we dwójkę, chociaż do tego skłaniać go może zwykła niechęć do siedzenia w większej grupie.  W taki więc sposób zrzędliwy i zbyt stary jak na swój faktyczny wiek rewolwerowiec jest w stanie zostawić po sobie milsze wspomnienia temu jednemu człowiekowi, którego będzie miał nadzieję nigdy więcej nie spotkać. Wiem, jak dziwnie może to brzmieć, ale nie jest to jego jedyna dobra cecha. Chociaż na takiego nie wygląda, Kundel jest niezwykle inteligentnym człowiekiem. Dodatkowo, pomimo wychowania w biedzie, ma zaskakujące obeznanie w literaturze z obcych planet i kolonii. Ten fakt akurat raczej rzadko wychodzi na jaw, bo na Talosie trudno jest mu trafić na kogoś z podobnymi zainteresowaniami. Zawsze był pod tym względem ewenementem, ale pod każdym innym przypomina typowego człowieka wychowanego przez twardy klimat planety. Bliznowaty ma wrażenie, że zna już każdą możliwą sztuczkę, każdy przekręt i trik jaki ktoś mógłby na nim spróbować (co by wyjaśniało, dlaczego jest takim dobrym hazardzistą), nie straszne jest mu też nic co choćby w połowie talosańskie. Nigdzie nie czuje się tak swojsko jak na środku pustyni, otoczony piaskowymi wydmami i żłobionymi wiatrem skałami, w oddali słysząc ryki skagów lub Wandali. Prawdę mówiąc, w takim otoczeniu, całkowicie samotny, czuje się bezpieczniej niż w środku miasta. Niektórzy uważają, iż w taki sposób już dawno temu musiał zwariować i prawdopodobnie mają absolutną rację. Z Kojotem nigdy nie było całkowicie w porządku, stan ten spokojnie trzyma się do dnia dzisiejszego, nie zapowiadając poprawy. Podobno starych psów nie da się nauczyć nowych sztuczek. Wheeler jest zdania, że tych w sile wieku również, jeśli są tak beznadziejnie uparte jak on.
Częste miejsca pobytu: Nie ma konkretnego miejsca, do którego Kojot często wraca. Nie cierpi miast, to pewne, dlatego Devlin i Cargo raczej unika, zatrzymując się jedynie na ich obrzeżach i tylko w razie konieczności zbliżając się do centrum. Całe szczęście zapasy amunicji, jedzenia i wody da się także spokojnie uzupełniać w mniejszych miejscowościach i to w takich prędzej mógłbyś na niego trafić. Gdy jednak opuszcza ich granice, ciężko go odnaleźć. Bliznowaty na tym etapie jest już naturalnym elementem pustynnej fauny.
Song Theme: Life of Sin - Nick Nolan | Born Bold - Valley of Wolves
Stopień rozgłosu: 1 (0/500)
Sojusznicy: Współczuję wszystkim ludziom, którzy myślą, że przyjaźń z tą wredną szują coś im da. No ale, to Talos - tu nie takie cuda się dzieją i nawet najwredniejsza menda może znaleźć sobie kumpli.
Wrogowie: Wśród łowców nagród? Nie lubi Flinta. Nie na tyle, by go zastrzelić na miejscu, ale na wszelki wypadek przygotował kulę. Nie pamięta dokładnie dlaczego. Chyba był wtedy naprawdę wściekły, skoro się do tego posunął.
Broń: Niesławna w Rattle Cliffs „Róża Wiatrów” - rewolwer, który przeżył już pięciu właścicieli. Dla przesądnych Talosan historyjki o niezwykle dobrej broni, której każdy właściciel zginął przedwcześnie byłyby wystarczającym powodem, by jej nie ruszać. Całe szczęście Kojot nie wierzy ani w przesądy, ani w to, że dożyje słusznego wieku, dlatego cieszy się posiadaniem dobrego sprzętu, którego nikt w małych miasteczkach nie odważy się ukraść. Ponadto ma także prosty nóż myśliwski, ale ten przydaje się bardziej do przeżycia w terenie niż do walki wręcz.
Umiejętności: Jak się można domyślić, Wheeler nie byłby słynnym rewolwerowcem, gdyby nie potrafił dobrze strzelać. A trzeba przyznać, jego zdolności w posługiwaniu się bronią nie powinno się lekceważyć. Od małego lubił strzelanie do celu i przez trzy dekady życia miał w ręku sporo rodzajów broni palnej: pistolety, karabiny zwykłe i wyborowe, raz nawet arkański blaster (o czym z jakiegoś powodu woli nie wspominać). Prawdziwą miłością pała jednak do rewolwerów, które w jego rodzinie z jednej i z drugiej strony krążyły od pokoleń. Matka pokazując mu podstawy mawiała, że w jego wieku tego samego uczyła się od świętej pamięci dziadka, a Wilk - jakkolwiek nieudolny by nie był we wszystkim innym - podpiłował umiejętności syna do takiego stopnia, że zaczęły być dla innych poważnym problemem. Obsługi innych rodzajów broni chłopak uczył się już na własną rękę, głównie pracując dla różnych bandyckich dowódców. Od nich też (a przynajmniej od tych lepszych w swoim fachu) poznał tajniki przeżycia z dala od względnej talosańskiej cywilizacji. Dzięki temu jest także nie najgorszym tropicielem i przewodnikiem, aczkolwiek do mistrzów w tej dziedzinie mu daleko - w jego interesie z reguły leży samo przeżycie podróży, a nie odnajdywanie najlepszej drogi do celu. Szybko też doceniono jego zdolności przywódcze, chociaż Kojot osobiście nie cierpi jakiegokolwiek udziału „osób trzecich” w jego sprawach. Tak Bliznowaty zapracował sobie na renomę profesjonalisty oraz najszybszego strzelca na wschodnim Talosie. Ma także niezłą wiedzę w, wydawałoby się, bezużytecznych w tych czasach dziedzinach, jak historia i literatura, oraz drobny talent do linorytu i rzeźby. Gdy już szykuje dla kogoś podpisany nabój, woli przynajmniej postarać się, by napis był na tyle czytelny, by wciskanie go adresatowi w łeb miało jakikolwiek sens. Gdyby dano mu jednak do ręki więcej pola do popisu, potrafiłby zrobić coś całkiem ładnego. Czasami z nudów rzeźbi w klockach drewna, piaskowca lub innego miękkiego materiału proste figurki zwierząt. Nie przywiązuje do nich większej wagi. Kto wie, ile z nich przysypał piasek razem z pozostałościami prowizorycznego obozowiska.
Towarzysz: Gdy ktoś mówi „zwierzęta”, Kundlowi na myśl przychodzą dwie rzeczy: „te do jedzenia” i „te, które z głodu zamordowałyby cię bez namysłu”. Robotów za to po prostu nie lubi. Teraz już chyba wszystkie na Talosie śmierdzą Arkańską technologią.
Autor: Nyan Cat

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz