-Podoba mi się taki pomysł!- Uśmiechnęła się szeroko w odpowiedzi na taki sam wyszczerz Koko.
-Więc jeśli drogie panie chcą tam jutro dojechać to zapraszam na wozy.- O'Malley z udawaną grzecznością wskazał na motocykle. Mim schowała mapę do kieszeni, a szczurka do dekoltu i wykonując gwiazdy doskoczyła do swojego pojazdu. Pan Lis spokojnie podszedł do swojego, zanim jednak odpalił silnik spojrzał na towarzyszkę.
-Czy ten twój gryzoń ma imię?- Zapytał uśmiechając się pod nosem, chciał zmusić ją do wyduszenia choć słowa. Mim przytaknęła głową po czym jej ręka zanurkowała głęboko w biustonosz, chwile coś tam majstrowała, na co mężczyzna miał dość niewyraźną minę. W końcu wyjęła zwierzątko i pokazała go bliżej.
-To jak? Przedstawisz go?- Na jego pysk powrócił złośliwy uśmieszek. Dziewczyna zwróciła uwagę stworka na siebie i otworzyła buzię na co szczurek wydał z siebie krótki pisk. Widząc to Pan Lis nieco zmarniał.
-Czy on też ma imię jak jakiś zwierzęcy dźwięk?- Westchną czując że jego plan nie wypali. Na co ta wesoło przytaknęła.
-Czyżby “Pipi”?- Słysząc to Koko nadęła policzki i zrobiła urażoną minę, dodatkowo chaotycznie wywijając rękoma jak ktoś kto coś krzyczy oburzony, na koniec tego wskazała palcem na mężczyznę, a dokładniej na jego krocze. Nie żeby coś, ale poczuł się nieco nieswojo.
-Dobra, dobra, to samiec tak?- Uniósł ręce udając że się poddaje.
-Czy to “Pisk”?- Przyłączyła się do zgadywanek Echidna, ale i jej pytanie dostało przeczące kiwnięcie głową.
-”Pi”?- Znów spróbował Lis i znów źle
-”Pimpuś”?
-”Piszczek”?
-”Pisk”?- Próbowali na przemian, na co Mim odpowiadała załamując ręce i odchylając głowę z miną pod tytułem “uuugh…”
-”Pip”?- Usłyszała Mim od Dziewczyny na co podskoczyła i pstryknęła w palce. Co jak już wiedział O'Malley znaczyło dobrą odpowiedź.
-Mój maluch nazywa się Sweet Shot.- Wskazała potworka przyczepionego do motoru, Ryzykant złapała swojego szczurka i kierując jego łapkami pomachała do robakozaura.
-Ok, wszyscy wiedzą kto kim jest to ruszamy?- Pan lis wyglądał na zniecierpliwionego, Koko schowała szybko Pipa i zrobiła minę niewiniątka odpalając silnik. Echidna skoczyła na własną maszynę i ruszyli.
Podróż przez pustynię na motorze nie należy do najprzyjemniejszych, piasek, gorąco i głośno. Mimo to Koko cieszyła się jak głupia. Przez ostatni czas dość długo szwendała się sama. Dlatego towarzystwo kogoś oprócz zleceniodawców, trupów czy szczura było dla niej przyjemnością. Niedługo przed zachodem słońca cała trójka dojechała do wąskiego kanionu, O'Malley nieco zwolnił.
-O co chodzi?- Zawołała dziewczyna usiłując przekrzyczeć silniki. W tym momencie Lis całkiem zatrzymał pojazd i odruchowo sięgnął po broń.
-Nie podoba mi się tu…- Mruknął cicho uważnie obserwując otoczenie. Mim zauważyła też że jego nozdrza nieco falują czyli starał się coś wywęszyć. Koko również zafalowała płatkami nosa z głupawym uśmieszkiem. Na co Lis zareagował śmiechem.
-Jesteś dziwna.- Zaśmiał się razem z Edną. Ryzykant widząc że została jej poświęcona uwaga towarzyszy zaśmiała się bezgłośnie z nimi. Nagle na jej szyję został założony łańcuch i zrzucono ją z siedzenia.
-Koko!- Krzyknął Pan Lis, ale nie mógł ruszyć jej z pomocą bo został zaatakowany, podobnie jak Echidna. Mim dusząc się i widząc mroczki przed oczami, wbiła nieistniejący nóż w rękę napastnika dzięki czemu zdołała się uwolnić. Mężczyzna zawył z bólu i z zdziwieniem patrzył na ranę zrobioną przez nicość. Nie chciał się chyba jednak zastanawiać nad sensem tego co się stało. Sięgnął do kabury i strzelił do niej.
-Co jest k*rwa?!- Warknął gdy pocisk odbił się od czegoś. Mim tylko wyszczerzyła się niczym mały diabełek. Zanim nieznajomy w ogóle zarejestrował co robi dziewczyna miał w głowie trzy dziury po kulach. Zaraz jednak zza kamieni wyskoczyło trzech następnych. Wykonując salto wylądowała tuż przy najbliższym pozbawiając go głowy. Na ten widok dwoje kolejnych przystało myśląc jakim cholernym cudem nieuzbrojona dziewczynka zabiła już dwoje z nich bez większego problemu. Uśmiech Koko zmienił się w nieprzyjemny szaleńczy. Otrzeźwieni wystrzelili do niej całą serie, ale umknęła za skałę. Jeden z bandytów wyrzucił w jej stronę niewielki granat ogłuszający, nastąpiło głośne bum a wokoło poniosła się chmura pyłu i kurzu. Mężczyźni pewni że dziewczyna leży ranna i nieprzytomna na ziemi podeszli głośno rechocząc. Jakież było ich zdziwienie gdy ta kucała na ziemi z rękami ułożonymi tak jakby dalej się za czymś chowała, a następnie wyprostowała się i obróciła w ich kierunku tak jakby trzymała coś w dwóch rękach, ale jak zwykle oni nic nie widzieli… bo i nic nie było. Mim puściła im oczko z zawadiackim uśmieszkiem. Nie zdążyli się jednak osobiście podejść i namacalnie sprawdzić czy nie ma nic w rękach bo zostało z nich sito. W końcu kto by się domyślił że można zginąć od nieistniejącego ckm’u? W tym momencie dobiegli do niej Pan Lis i Potworkowa Mama (tak została przechrzczona Echidna w myślach nastolatki). Oboje byli lekko zdyszani czyli biegli, a może też walczyli? Koko wyszczerzyła się tak szeroko że wydać było jej wszystkie zęby i wesoło pomachała do nich. Edna popatrywała to na nią to na trupy obok, podobnie jak O'Malley. Zapewne w głowach obojga rodziło się pytanie “Co? Jak? Ku…?”. Mim Wystawiła kciuk na wyprostowanej ręce co znaczyło po prostu “ok” prezentując tym samym że jest cała i nic jej nie jest. Potorkowa Mama przeniosła nieme pytanie na Lisa licząc że ten jej będzie umiał to wyjaśnić.
-Sam chciałbym wiedzieć, co i jak? Ale raczej ci nie opowie…- Mruknął pod nosem. Koko przeszła koło nich przeskakując z nogi na nogę kierując się w stronę motocyklu z którego jeszcze chwilę temu została zdjęta. Niedaleko leżeli inni bandyci z którymi zapewne rozprawiła się pozostała dwójka. Mim kucnęła przy jednym z nich, miał rozszarpaną głowę, albo raczej od szarpaną, bo wcale jej nie było. Niewzruszona jednak przypatrywała się mu bez cienia strachu i odrazy. Coś jak dzieci grzebiące patykiem w rozjechanej żabie na ulicy.
-Błagam cię… zostaw to…- Westchnął anthropoid widząc co robi. Ta jednak nie miała zamiaru go posłuchać i zaczęła grzebać w dżinsowej kurtce truposza, i po chwili wyjęła coś, a konkretnie zawiniętą kartkę, dziewczyna rozłożyła ją i przeczytała. Momentalnie zaczęła skakać i machać rękoma.
-A tobie z znów?- Lis patrzył na dziewczynę z politowaniem, ta zatrzymała się na chwilę by pokazać towarzyszą kartkę z ciekawą treścią, a konkretnie były to jakieś zapiski i kalkulacje.
-Dwoje mężczyzn 500. Trzy kobiety 700, pies 20, skarbiec Cargo-dużo.- Przeczytała na głos Echidna i spojrzała na Koko. -Łowcy niewolników, albo zwykłe opryszczki szukające byle zarobku…- Podsumowała. Na co Mim pokazała im następną kartkę.
-Zlecenie. Odzyskanie skarbu z banku w Cargo. wszelkie informacje pod adresem… Brawo, znalazłaś nam widzę zadanko!- Uśmiechnął się Lis, na co dziewczyna niemal zamerdała ogonem, oczywiście gdyby go miała.
Wasza kolej, jak tam szła wasza walka i ruszamy dalej :D