...oczywiście poza innym snajperem.
O tym szaremu przyszło się przekonać wyjątkowo szybko. Ale to była historia na inną okazję. I właśnie z tego powodu nie umiał czuć się pewnie w towarzystwie Dzierzby. Kobieta nosiła na ramieniu błękitną snajperkę, z której - sądząc po nienagannym stanie - dalej korzystała. Na dodatek broń wyglądała na wysłużoną, obdartą przez czas. Większość pewnie uznałaby, że staruszka po prostu kupiła sobie stary, zużyty model na jakimś straganie. Zero jednak doskonale wiedział jak bardzo dobry snajper ceni sobie swoją broń. Sam od zakupu własnej nie umiał sobie wyobrazić wymienienia jej na nowszy model, a tym bardziej sprzedania byle komu. Wysłużony karabin snajperski można było jedynie odebrać trupowi, a wątpił, by Dzierzba obrabowywała zwłoki w wolnym czasie. Jeśli więc nosiła przy sobie poznaczoną czasem broń, wskazywało to jedynie na to, że trzyma ją przy sobie od zdjęcia ze sklepowej półki. A to znowu znaczyło, że Zero, Eros i Jen mieli do czynienia ze snajperem o wieloletnim stażu.
Na bliski kontakt nie mogła im co prawda nic zrobić - mieli przewagę liczby i siły, chociaż cholera wie do czego była zdolna ta tajemnicza osóbka. Mogła im najwyżej uciec. Mimo to Zero dalej nie mógł pozbyć się uczucia niepokoju. Nie miał za grosz zaufania do Dzierzby i nie umiał odpędzić się od założenia, że i ona nie potrafiła w pełni zaufać im. Nie uchodziło jego uwadze, że co jakiś czas zerkała przez ramię lub gładziła swojego wilczura między uszami jakby oczekując jakiegoś sygnału. Jen rzuciła Zero kilka razy niepewne spojrzenie, ale nie zatrzymała się. Tym bardziej nie zamierzał tego robić szary. Jedynie Eros wydawał się kroczyć zupełnie beztrosko, w pewnym momencie chyba nawet zaczął nucić pod nosem. Szaremu najemnikowi trudno było uwierzyć, że w ogóle nie odczuwa napięcia panującego między Dzierzbą a jego towarzyszami. Łatwiej już mu było uwierzyć, że to jedynie pozory opanowania, ale wychodziło na to, że El nie udawał - on naprawdę nie czuł się zagrożony. Doprawdy niesamowite. Przez jakie piekło musiał przejść czarny cyborg, by nie uważać już niczego za godne utraty nerwów? Przypomnijmy jeszcze, że zaledwie kilka minut temu zaatakował go pies, a Amor jakby o tym zapomniał, chociaż wilczur dalej sporadycznie warczał w jego kierunku. Zero zaczął już mu tej umiejętności zazdrościć.
Swampy Bottom, do którego prowadziła ich Dzierzba, na szczęście rzeczywiście było Swampy Bottom, a nie jakąś zasadzką. Zero i Jen ulżyło, Dzierzbie chyba również. Eros rozweselił się jeszcze bardziej na widok różnej wielkości chat, niektórych stojących na lądzie i kilku postawionych na balach, wisząc nad powierzchnią zdradliwą moczarów.
- Ale mnie tu długo nie by... - zaczął ruszając przed siebie, ale Dzierzba w ostatniej chwili chwyciła go za rękaw.
- Skoro już tu byłeś, to pewnie wiesz, że złażenie z deptaka to głupi pomysł - powiedziała.
Chłopak zamrugał kilka razy, jakby nie do końca rozumiejąc. Zero westchnął i kopnął leżący przed nim kamyk w stronę rzekomo bezpiecznego, zapuszczonego trawnika. Kamień potoczył się, kilka razy odbijając od ziemi, po czym grunt nagle jakby go wchłonął z głuchym pluskiem.
- Ooooo...no tak - Elliot pokiwał głową ze zrozumieniem i dalej szedł już bezpiecznym, wydeptanym chodnikiem za resztą.
Miejscowi nie byli nieprzyjaźni. A przynajmniej żaden z obecnych na zewnątrz domostw nie chwycił z miejsca za broń na ich widok. Może złorzeczyli w duchu?
- Tutaj każdy jest mile widziany - Dzierzba jakby odgadła jego myśli, przez co Zero mimowolnie lekko się wzdrygnął. Starsza kobieta zauważyła to, ale jedynie się uśmiechnęła, pozostawiając reakcję najemnika bez komentarza. - Im większe z was dziwadła, tym łatwiej się tu przyjmiecie.
- Podobno mieszkają tu sami wariaci...- zaczął szary, ale przerwał mu głośny wybuch śmiechu tuż za jego plecami. Tym razem spiął się zdecydowanie widoczniej, co siwowłosa skwitowała cichym chichotem.
- Jak struna w gitarze - tym razem już odważyła się skomentować. - Lepiej, żebyś nie pękł.
Zero wymamrotał coś średnio zrozumiałego pod nosem i odwrócił się, by zobaczyć źródło wybuchu. Jakiś rosły facet dusił właśnie w uścisku Bogu ducha winnego Erosa, któremu takie powitanie chyba przestało się już podobać. Jen z przyzwyczajenia do dziwnych zdarzeń związanych z cyborgiem uniosła brew, bez słowa obserwując całe zajście.
- Kupidyn, cholero jedna! Ileśmy się nie widzieli! - zaczął wielkolud.
- Tak, bez wąt...pienia, Craig - wystękał Eros. - Możesz mnie już...
Craig znowu się roześmiał i puścił łucznika. Zero był niemal pewny, że usłyszał przy tym niezdrowy chrzęst, ale z Elliotem chyba wszystko było w porządku.
- No proszę - wtrąciła się Dzierzba. - Rzeczywiście musiałeś tu być. Mało kogo Craig wita tak...wylewnie.
- No ba, że był! - odparł z szerokim uśmiechem mężczyzna. Ledwo El zdołał się wyprostować, Craig przyjaźnie uderzył go w plecy z taką siłą, że cyborg znowu niemal wylądował na ziemi. Facet pewnie już dawno miałby miejscowy proces o morderstwo, gdyby chłopak nie miał ciała z syntetyku, przeszło szaremu przez myśl. - To był mój stały klient, Nana.
- Klient? - zaciekawiła się Jen.
- Nana? - ten zwrot bardziej zaciekawił Zero.
- Craig jest przemytnikiem - odpowiedziała kobieta, ignorując drugie pytanie.
Wielkolud skrzywił się lekko.
- ,,Sprzedawca nadmiernie ograniczany przez prawo" - poprawił ją.
- Ano kilka razy kupowaliśmy z chłopakami broń u Craiga - Eros przekręcił gwałtownie szyję. Tym razem to na pewno był dźwięk, po którym normalny człowiek raczej by się nie podniósł. - Ja robię to właściwie do dzisiaj.
- Właśnie, będziesz mi musiał odpowiedzieć na kilka pytań - zauważył Craig. - Nigdy mi w końcu nie opowiedziałeś, co się wam przytrafiło, że tylko ty się wylizałeś.
- To chyba na inną okazję... - wymigiwał się cyborg.
- Dobra! - przerwała wszystkim Dzierzba. - Jak wam się podoba stanie na chłodzie i deszczu to nie oponuję, ale moje stare kości zdecydowanie domagają się fotelu przy kominku.
- Oj, ja już te twoje ,,stare" kości znam - przemytnik uśmiechnął się pobłażliwie, wyraźnie się drocząc z kobietą.
- Takiś to wyrodny syn? A kto ci pokazał niepoznaczone na mapach szlaki przez tą piaskową patelnię? - białowłosa oparła ręce na biodrach. - Jak ci zmarzniętej staruszki nie szkoda, to może chociaż psu ciepłą miskę wystaw...
- No dobra, dobra - odpuścił mężczyzna rzucając jej klucze. - Przechowałem jak prosiłaś.
- Okna umyłeś? - docinała dalej Dzierzba.
- A o to już pytaj Dotty, ona ci ten dom zostawiła - rzucił na odchodnym Craig machając niedbale ręką.
Kobieta jedynie zaśmiała się pod nosem i dała znak łowcom, by ruszyli za nią. Zero niepewnie odprowadzał wielkoluda wzrokiem zanim zdecydował się ruszyć za towarzyszami w stronę, jak się domyślał, miejsca zamieszkania Dzierzby.
Cezar? Red? Dobre, stare ognisko to to nie będzie, ale kominek też może być :P
Ten moment kiedy twoje ,,imię" jest pierwsze w pytajniakach. Czujesz się wtedy jakby ktoś wskazywał cię palcem i mówił ,, Ruszże w końcu dupę " ;-;
OdpowiedzUsuń