- Dlaczego nie?- powiedziała z nieco przesadnym entuzjazmem w głosie, po czym odpięła potworka od al'a nosidełka.
Zwierzak zaczął biegać bez sensu wokół motocyklu porykując donośnie. Kiedy skończył rozprostowywać łapki podreptał ku dziewczynie w kapeluszu. Ta uśmiechnęła się uradowana ponownie pytająco zerkając na Echidnę. Kobieta spojrzała na obiekt zainteresowania ,,rozmówczyni" usiłując zgadnąć czy jej czasem nie ugryzie.
Zdarzały się różne sytuacje. Zarówno te młodsze, jak i starsze dzieci łatwo irytowały Sweet Shot'a. Równie często dawał im się głaskać, co gryzł, lub odgryzał im palce. Taaak... Echidna nigdy nie przepadała za dziećmi, ale żadnemu nie życzyła utraty palców. Nie mówiąc już o ,,niezadowoleniu" ich rodziców. Kilka ojców i matek próbowało już wymierzyć jej sprawiedliwość piłą łańcuchową więc przeważnie umykała z miejsca zdarzenia.
Nie żeby dorośli cieszyli się większą sympatią ze strony potworka, choć zwykle cofali dłoń zanim ten zdążył pozbawić ją palców. Za nimi też nie przepadał, a zwłaszcza za mężczyznami. Pewnie dlatego Echidna nie miała powodzenia w związkach. Nie żeby jej na tym zależało. Po prostu uważała to za jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy. Choć za głównego winowajcę nie uważała Sweet'a, a swój własny, dziwny, pokręcony charakter.
Teraz potworek wydawał się być w dobrym nastroju i jak dotąd nie rzucił się na nogawkę dziewczyny więc...
- Tak, możesz go pogłaskać.
Kobieta wzdrygnęła się lekko widząc jak śmiało ta drobna dłoń ruszyła ku głowie bestyjki. Zwierzak skamieniał na chwilę czując na sobie dotyk obcej osoby. Wydał z siebie cichy, aczkolwiek nie agresywny warkot i przewrócił się na grzbiet dając w ten sposób jasno do zrozumienia, że domaga się pieszczot. Rozpromieniona dziewczyna zaczęła gładzić robakozaura po brzuszku na co ten rozdziawił paszczę i wywalił jęzor. Taaak... Delikatne głaskanie po brzuszku zawsze wprawiało go w stan bliski hipnozie.
Oderwawszy wzrok od potworka zwróciła się w stronę motocyklu. Zaczęła grzebać w bagażach wyrzucając z nich różne, kompletnie ze sobą niepowiązane przedmioty. Większość ludzi pewnie nie znała nazwy połowy. Nazw reszty nie znała sama Echidna.
W końcu wygrzebała z niemal samego dna dwie puszki i jedną rzuciła lisopodobnemu mężczyźnie. Ten skrzywił się i spojrzał podejrzliwie, najpierw na puszkę, potem na motocykl, a następnie na kobietę.
- Nigdy nie uważałem się za rozsądną osobę, ale...
- Ja nie tylko się za taką nie uważam, ale i nią nie jestem- przerwała mu Edna- Jednak nie jestem szalona... chyba. Zero procent. - powiedziała unosząc puszkę jak do toastu.
Otworzyła i upiła łyk. Z tego co pamiętała jedno z piw postało trochę za długo na słońcu. Wygląda na to, że właśnie jej się ono trafiło. Z trudem powstrzymała się od wyrzucenia puszki przez ramię.
- Chyba powinnam się przedstawić- stwierdziła- Echidna.
Mężczyzna uśmiechną się.
- Kolejny najemnik?- parsknął- Ja to mam dzisiaj szczęście... Mów mi O’Malley- dodał po czym, widząc wyraz twarzy rozmówczyni, postanowił wyjaśnić coś jeszcze- Nie, nie możesz na mnie gwizdać.
W prawdzie nie o tym myślała, aczkolwiek nie pomylił się zbytnio. Zastanawiała się raczej nad tym czy i jego owa dziwaczna nastolatka chciała pogłaskać. A właśnie!
- A ona?- wskazała gestem na głaszczącą potworka dziewczynę- Ma jakieś imię?
- Koko- odparł krótko.
Edna uniosła do góry obie brwi.
- Czyli nie jest niema?
O'Malley milczał przez chwilę jakby się nad czymś zastanawiając. Widocznie nie był pewien jak to sensownie ująć. W końcu wzruszył ramionami i powiedział:
- Uważa się za mima.
Tego się le'Guivre nie spodziewała. Wychodziło na to, że ta oto dziwna dziewczyna z własnej, najpewniej nieprzymuszonej woli, wyzbyła się mowy na rzecz gestykulacji. Kobieta nawet lubiła popisy tego typu artystów, ale zawsze była przekonana, że na co dzień są zwykłymi, wysławiającymi się normalnie, ludźmi. Koko musiała być więc mimem z pasją.
- Tooo...- zaczęła Echidna- Dokąd się wybieracie?
Koko? O'Malley? Wybaczcie czas i stan tego czegoś u góry. Wypaliłam się całkowicie ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz