-A ona nie mogłaby nam pomóc?- Comodo zwróciła na zupełnie niezainteresowaną dziewczynę uwagę.
-Jak? Ma tobie wytańczyć swój plan? Bo myślę że jak zacznie rysować to będzie to różowy kucyk na tęczy.- Mruknął O'Malley patrząc na infantylną dziewczynę. Ta nagle podskoczyła i podbiegła do niego szarpiąc go za rękaw.
-A widzisz, może jednak ma jakiś pomysł?- Aquilla posłała mu złośliwy uśmieszek.
-Jak ja czasem żałuję że nie otworzysz normalnie gęby...- Westchnął anthropoidem patrząc na nadpobudliwe ruchy nastolatki.
-Może lepiej... wyobraź sobie jaką musiałaby być gadułą.- Znów na ustach mutantki pojawił się uśmieszek. Na co Mim nadęła policzki jak żaba, udając oburzenie. Po chwili jednak znów zaczęła podskakiwać pokazując gdzieś ręką. Wszyscy łącznie z dotychczas zajętą swoim maluchem potworkowa mama spojrzeli w wskazywanym kierunku- czyli na dach pełen gołębi.
-Na prawdę?- Comodo uniosła pytająco brew. -Tak, tak. Ładne ptaszki...- Pomachała lekceważąco ręką i odwróciła się z powrotem do O'Malleya w celu kontynuowania ustaleń planu. Olana dziewczyna sięgnęła po tajną broń. Przeszła za plecy dziewczyny która ją zlekceważyła. Wyprostowała palec wskazujący jednej ręki oraz ten którego nie było w drugiej dłoni. Po czym nagle i energicznie wbiła palce między żebra dziewczyny. Ta podskoczyła z piskiem. Nie zwróciła nawet uwagi że dźgnął ją palec, którego tak na prawdę nie ma. Dźgnięcie wywołało natychmiastową reakcje. Pani jaszczurka jeszcze podskakując obróciła się do Koko i obrzuciła morderczym wzrokiem, ta jedynie wyszczerzyła się niewinnie mrużąc oczy.
-Ty mała...- Syknęła, ale zanim zaczęła nawet wyzywać Mima ta rozłożyła ręce i zaczęła nimi machać jak ptak, złożyła je po czym udała otwieranie drzwi.
-W sensie że ptaki znają jakieś wejście do środka?- Pan Lis jak zwykle przetłumaczył jej ruchy.
-Jak ty ją do cholery rozumiesz?- Comodo popatrywała to na ekstrawertyczną małolatę to na włochatego mężczyznę. Koko jeszcze raz pokazała na dach tym razem jednak dokładnie na wentylacje.
-Nooo! To ja rozumiem!- Wyszczerzyła się Aquilla. -Dobra niemowa.- Poklepała szatynkę po policzku z zamysłem zrobienia z niej dziecka i oczekując niezadowolenia związanego z potraktowaniem jej jak szczeniaka. Zamiast tego Mim tylko uśmiechnęła się i jeszcze mocniej wtarła policzek w dłoń.
-Dobra, to już wiemy jak tu wygląda, proponuje teraz dogadać się z zleceniodawcą, bo nawet nie wiemy co mamy odzyskać.- Zauważył słusznie O'Malley.
-Ale kontaktowałeś się już?- Zapytała Echidna, na co ten skinął głową.
-Czeka na nas w pobliskim barze, tuż za rog...- Przerwał bo zobaczył że Mim już idzie w stronę banku. Złapał ją za tył kurtki w ostatniej chwili zaciągnął z powrotem do siebie.
-Gdzie leziesz jak nawet nie wiesz po co?- Zmarszczył brwi a Mim zamrugała, jakby dopiero teraz do niej dotarło że faktycznie nie wie czego ma szukać. Zaraz jednak otrząsnęła się, podskoczyła i ruszyła na główną ulice gdzie zostawili motocykle, już chciała na jednego wsiąść ale zauważyła że reszta grupki minęła maszyny i poszła dalej do umówionego baru. Ryzykant wpadła przez drzwi zaraz za nimi gdy ci już witali się z pracodawcą. Mim wepchnęła się między nich i podała rękę mężczyźnie, ten popatrzył na nią nieco z ukosa, ale nic nie powiedział.
-Siądźcie, porozmawiamy o interesach...
***
-Mim... Nigdy więcej ciebie nie słucham...- Warknął O'Malley z kwaśną miną.
-Przecież, nic nie mówiła.- Comodo starała się nie udławić śmiechem widząc niezadowoloną minę Pana Lisa.
-Nie dbam o to! Ona wymyśliła żeby tędy wchodzić...
-Dobra nie krzycz tak, bo nas zauważą.- Comodo dalej powstrzymywała śmiech, co nie udało się Koko, która w bezdźwięcznym śmiechu turlała się po ziemi. Wszyscy prześlizgnęli się przez wentylacje. No prawie wszyscy, bo Pan Lis utknął przy wyjściu i teraz z rury wystawała tylko jego głowa i jedna ręka. Echidna i Aquilla starały się pomóc mu wydostać, ale miało to marny skutek.
-Och Koko pomóż może nam zamiast udawać wałek...- Comodo przywołała dziewczynę do porządku, co oczywiście nie podziałało od razu, ale w końcu podniosła się z ziemi przecierając teatralnie łezkę z oka.
-Brawo, zadowolona?- Zapytał retorycznie Lis, na co dziewczyna energicznie pokiwała głową po czym opuściła niewidzialną osłonkę na oczy i chwyciła coś w dwie ręce.
-Co ona robi?- Zapytała zdziwiona Echidna, na co Koko z przesadnie poważną miną odsunęła ją ramieniem na bok i podeszła do rury w której utknął mężczyzna. Zanim zdążył zaprotestować przed czymkolwiek miało być to co robi dziewczyna, ona przyłożyła niewidzialne coś do metalu a ten zaczął się topić.
-Co to k***a jest???- Zawołały chórkiem dziewczyny widząc jak niewidzialna przepalarka rozcina grubą rurę wyswobadzając Lisa, który padł na podłogę i od razu zaczął sprawdzać czy nigdzie nie jest poparzony.
-Przestań używać tych swoich niewidzialnych przedmiotów, to nie jest normalne...- Mruknął Lis, ale Mim tylko przedrzeźniała go robiąc do tego głupią minę.
-Ech... nie ważne chodźmy poszukać tego żelazawa. Pamiętasz? Złota bransoleta, dobra?- Mim machnęła energicznie głową po czym ruszyła dziarskim krokiem w głąb korytarza.
-Co to u licha było?- Comodo zapytała O'Malleya w nadziei że uzyska odpowiedź, ale nic z tego, nie wiadomo czy sama Mim o tym wiedziała. Dziewczyna przystanęła nagle zatrzymując resztę gestem. Pokazała sześć palców do reszty, na co Comodo się wyszczerzyła.
-Tylko sześciu? Minutka i pozamiatane...- Sięgnęła po paralizator i przygotowała, w ślad za nią podążył O'Malley sięgając po rewolwery. Mim dokładnie naśladując mimikę papugowała ruchy Lisa, na co ten wywrócił oczami.
-To co? Kto więcej?- Wyszczerzyła się Comodo, na co Koko udała że przeładowuje rewolwery deklarując swoją gotowość.
Comodo? Albo O'Malley lub Echidna? Ktokolwiek?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz