wtorek, 17 września 2019

Od Stitch (CD Sierry) - Po znajomości

        Stitch obudziło szturchanie w plecy. Mruknęła coś niezrozumiałego i powoli otworzyła oczy. Daisy jednak nie przestała dżgać ją palcem dopóki łowczyni nagród nie obróciła głowy w jej stronę.
    - Co się stało, skarbie? - zapytała, siląc się, by w jej głosie nie wybrzmiała frustracja. Coś jej mówiło, że nadal było jeszcze wcześnie i wcale nie musiała się nigdzie zbierać.
    - Sierra gdzieś zniknął - odpowiedziała z przejęciem dziewczynka.
    Phaedra zmrużyła oczy podejrzliwie. Podniosła się do pozycji siedzącej i rozejrzała po małym warsztacie. Faktycznie - nigdzie nie zauważyła swojego blaszanego towarzysza. Nie zmartwiło jej to za bardzo. Prawdę mówiąc, wielokrotnie już przechodziła podobny scenariusz. Nie było w nim z reguły żadnego dziecka ani warsztatu, ale zniknięcie osoby poznanej dzień wcześniej w barze podczas, gdy Stitch spała, jak najbardziej się zgadzało. Mimo tego coś jej w tym schemacie nie pasowało. Znała się na ludziach, zwłaszcza na mężczyznach, i Vassil nie pasował do typu znikającego faceta. Owszem, nie znała go długo. Nadal jednakże wątpiła, by udawał przed nią kogoś, kim nie jest. Co by miało mu to dać? Był łowcą nagród tak jak ona i, jakikolwiek by nie był, posiadał zżyte z profesją wyczucie zysku. Bezsensowne działania po prostu nie leżały w naturze większości Talosan.
    Daisy nadal siedziała na piętach obok niej, wpatrując się w nią, jakby Falchoir wiedziała więcej niż ona. Kobieta spróbowała uśmiechnąć się uspokajająco.
    - Bez nerwów, maleńka - powiedziała. - Jestem pewna, że nie uciekł nam daleko. Zaraz wróci - ostatnie słowo przeciągnęło się w długie ziewnięcie. Przeciągnęła się, rozwierając szeroko zębatą paszczę. Dziewczynce wcale się nie podobało jej nastawienie. Zmarszczyła brwi butnie.
    - Skąd niby to wiesz? - burknęła prawie.
    - Takie mam przeczucie.
    - Czyli tak naprawdę nic nie wiesz!
    - Hej, hej, spokojnie...
    - A co, jeśli nie wróci? - Daisy zupełnie zignorowała jej prośbę.
    - A co niby mogłoby mu się przytrafić? Co mogłoby go zaatakować w Devlin? Bandyci? Rangerzy? Jest łowcą nagród. Takich jak my ciężko wykończyć - Stitch wypowiedziała to stwierdzenie z całkowitą pewnością, chociaż sama nie do końca w nie wierzyła. Z doświadczenia wiedziała, że kto jak kto, ale łowcy nagród są jak najbardziej zniszczalni. A biorąc pod uwagę charakter ich profesji, opierający się na ciągłej rywalizacji o zlecenia i znajdowaniu sobie wrogów wbrew woli, nie trudno było o trafienie na kogoś, kto najchętniej powiesiłby jednego z nich na lampie ulicznej ku przestrodze pozostałych. Przetrwanie w tym zawodzie zależało przede wszystkim od reputacji - musiałeś wmówić światu, że nie powinien z tobą zadzierać. Nie bez powodu byle ranger nie odważyłby się zaczepić takiego, przykładowo, Zero, który przyniósł do Devlin głowę Bassanovy. Kobieta mimo tej świadomości nie zamierzała powiedzieć Daisy, iż Sierra, ona i każdy inny niszowy łowca nagród pozbawiony niesamowitych zdolności mógł po prostu pechowo skręcić i paść ofiarą bandy zwykłych ludzi czających się w zaułku.
    I, szczerze mówiąc, wolałaby nie znaleźć Sierry w częściach. Nie mówienie o istnieniu takiej ewentualności było lepsze od obstawiania najgorszego scenariusza.
    Daisy - nadal będąc tylko dzieckiem - oczywiście nie była przekonana. Ale ze zgoła innego powodu, na który Stitch chybaby nie wpadła:
    - Wiem, że sobie poradzi! Ja po prostu nie chcę, żeby mnie zostawił!
    Phaedra zamrugała kilka razy, nagle uświadamiając sobie oczywistość sytuacji. Nie, Vassil nie był dupkiem lubiącym tylko tymczasowe towarzystwo. Jakie jednak miała zapewnienie, że po prostu nie uciekł? Mógł się wystraszyć. Pomimo słów Daisy wątpiła jednak, by chodziło o niechęć do opieki nad zagubionym dzieckiem. Nieumyślnie wbiła pazury w koc. Mógł się wystraszyć jej. To nie byłoby wcale takie dziwne, w końcu pokazała mu się od swojej najgorszej strony po zaledwie godzinie znajomości. To nie byłby też pierwszy raz, gdy ktoś posłuchał głosu rozsądku i od niej uciekł. Ale teraz bolało ją to trochę bardziej, bo przecież powiedział wczoraj, że ją lubi.
    Czy mógł kłamać? Oczywiście, że mógł. A jej to nie przyszło do głowy. Dała się wciągnąć w ciepło piecyka, miłą rozmowę, muzykę...
    - Stitch...? - zapytała niepewnie Daisy. Nagłe spięcie Falchoir chyba oderwało ją od tej mieszaniny troski i złości.
    Łowczyni nagród ogarnęła się i spróbowała uśmiechnąć. Przecież to też tylko jeden ze scenariuszy.  Była przewrażliwiona, nic więcej. Zamierzała się uparcie tej myśli trzymać.
    - Sierra? Uciec? - parsknęła krótko śmiechem, wkładając w to jak najwięcej przekonania, byleby poprawić dziewczynce humor. Po tym nachyliła się lekko w jej stronę i dodała konspiracyjnym szeptem: - Przede mną lepiej nie uciekać.
    Wstała, prostując zesztywniałe plecy, i jeszcze raz rozejrzała się wokół. Tym razem jednak zaczęła także węszyć, próbując podłapać trop Sierry. Problem polegał na tym, że nie pamiętała dobrze jego zapachu. Z ludźmi to było proste, ale Estes nie miał prawdziwej skóry ani włosów - te wyłapałaby od razu, w końcu spędziła obok niego kilka godzin. Nie zapomniałaby zapachu tak szybko. Niestety jedynym, czego trop mogła złapać, była kurtka, w którą się wczoraj wtulała. Ubrania nie zostawiały wyraźnej woni, jeśli nosząca ją osoba nie mogła się pocić. I tak jak się spodziewała, nie mogła w warsztacie podłapać niczego mogącego zaprowadzić ją w stronę Sierry. Fuknęła przez nos sfrustrowana.
    - Co robimy? - spytała Daisy.
    Falchoir spojrzała w jej stronę, wzruszając ramionami.
    - Chyba szukamy Sierry - uznała, chociaż wszystko nadal mówiło jej, że rozsądniej byłoby o nim zapomnieć, jeśli jej podejrzenia są prawdziwe.
    Uparcie zignorowała wewnętrzny głosik mówiący, by dała sobie spokój, i podeszła do drzwi warsztatu. Równocześnie jednak zastanawiała się nad tym, jak spokojnie przekonać potem Daisy, by pojechały do Cargo same. Na pewno jej się to nie spodoba. Ba, Stitch nie mogła obiecać, że sama się nie podłamie... Bzdura!, pomyślała momentalnie. Pierwszy raz facet cię wystawił? Ogarnij się, kobieto, musisz pomóc temu dziecku. Myślenie o jednej kłamliwej gnidzie w niczym ci...
    Uniosła do góry drzwi i stanęła twarzą w twarz z zaskoczonym Sierrą.
    - Oh, już wstałyście? - zdziwił się. - Jest dopiero po piątej...
    - SIERRA! - Daisy przebiegła obok zamarłej w bezruchu Phaedry i przytuliła się do łowcy nagród z takim impetem, że musiał cofnąć jedną nogę do tyłu, by się nie wywrócić.
    - Cześć, Daisy - parsknął śmiechem. - Skąd ten...
    Urwał, gdy spojrzał na pysk Stitch. Kobieta nadal trzymała w górze drzwi i wpatrywała się w Vassila, jakby chciała go zamordować. I rzeczywiście, nadal zastanawiała się nad tym, czy chce go przytulić, udusić, czy oba naraz. Wobec tego nie robiła nic.
    - Gdzieś ty był? - zapytała w końcu.
    - Ja... - mężczyzna zmieszał się nieco takim powitaniem. - Kupiłem coś na drogę. I przyniosłem wam śniadanie - potrząsnął trzymaną w ręce białą reklamówką. - Nie miałem co robić w nocy, więc stwierdziłem, że oszczędzę nam trochę czasu na przygotowania... znalazłem też transport! To tylko parę minut stąd - wskazał kciukiem kierunek.
    Phaedra opuściła za sobą drzwi, które opadły z głośnym hukiem. Sierra i Daisy drgnęli odruchowo. Kobieta podeszła jeszcze bliżej Vassila i ostrzegawczo wbiła mu palec w pierś.
    - Nigdy więcej mnie tak nie strasz - powiedziała, nie zamierzając sprecyzować, o co dokładnie jej chodziło. Potem spojrzała na siatkę i zapytała normalniejszym tonem: - Co to?
    - Kanapki - odpowiedział Estes.
    - Mogę jedną?
    - P-pewnie - łowca nagród podał pakunek z brązowego papieru.
    Stitch odwinęła go i, całkiem już zadowolona, wgryzła się w trójkątną kanapkę.
    - Idziemy? - zapytała, jakby nigdy nic się nie wydarzyło, chociaż Sierra nadal nie rozumiał, czym sobie zasłużył na burę.
    A Daisy słuchając tego wszystkiego ryła butem w ziemi stwierdzając, że chyba niepotrzebnie tak zdenerwowała Phaedrę i drugiemu z opiekunów należą się przeprosiny.

       Zatrzymali się przy głównym wyjściu z miasta, gdzie wszyscy szykowali się do odjazdu. Plac przypominał jeden wielki hub dla wszelkiego rodzaju pojazdów, głównie transportowych. Na załadowanie czekały pickupy, vany, średnie i większe ciężarówki, a nawet jeden tir, który wytoczył się z Devlin na tę najrówniejszą i w miarę prostą drogę przez wysypisko. Vassil rozejrzał się wokół, aż zobaczył jakiegoś jasnowłosego mężczyznę w średnim wieku rozmawiającego z dwójką tragarzy. Łowca nagród pomachał mu na powitanie z daleka. Kierowca uśmiechnął się i odmachał.
    - Widzisz żółtą ciężarówkę? - Sierra zwrócił się do Stitch.
    Kobieta rozejrzała się za czymś odpowiadającym opisowi. Najtrafniejszy wydawał się pojazd przypominający bardziej przerobiony autobus z niebieskim grafitti na boku i oknami zabitymi blachą. W pobliżu nie było ani jednej faktycznej ciężarówki w żółtym kolorze, na dodatek ich przewoźnik stał kilka metrów obok, ukradkowo trzymając oko na ludzi kręcących się zbyt blisko pojazdu. Nadal nie za bardzo pewna, czy dokładnie o to chodziło, kiwnęła głową.
    - Poczekajcie tam na mnie - poprosił Estes. - Dowiem się tylko jeszcze paru rzeczy.
    Po tych słowach ruszył w stronę rozmawiającej grupki mężczyzn. Już na pierwszy rzut oka wyglądało, jakby kierowca i Sierra już się znali - blondyn wymieniając uścisk dłoni klepnął blaszaka w plecy, na co łowca nagród zachwiał się chwilę, po czym klepnął w bok głowy, jakby coś mu przeskoczyło nie tak jak powinno. Phaedra nie mogła przez zamieszanie rozróżnić żadnych słów z ich rozmowy, ale z samej obserwacji uznała, iż jej towarzysz ma wszystko pod kontrolą.
    - Chodź, Daisy - powiedziała więc do dziewczynki i dała jej sygnał palcami, by chwyciła ją za rękę, co dziecko zrobiło od razu. - Poczekamy na chłopaków przy wozie.
    Przecięły plac, omijając plątających się wte i wewte ludzi. Nie obyło się oczywiście bez rzucanych w ich stronę ciekawskich spojrzeń, chociaż Falchoir miała wrażenie, jakby tym razem bardziej od jej uzębienia dziwił innych fakt, że prowadziła za rękę jakieś dziecko. Gdy zatrzymały się przy żółtym boku zmutowanego autobusu, kobieta czujnie rozejrzała się ukradkiem, czy nie przyciągnęły przypadkiem niechcianej uwagi. Zębata była przyzwyczajona do zaczepek, zarówno naturalnie ciekawych, jak i tych mających na celu coś gorszego. I o ile ona była w stanie je zdzierżyć, o tyle nie chciała, by czyjeś niezdrowe zainteresowanie przestraszyło Daisy. Gdy więc ktokolwiek próbował przejść zbyt blisko, kobieta ostrzegawczo unosiła wargę, wydając przy tym warkot, który człowiek bardziej wyczuwał, niż faktycznie słyszał.
    Lustrując tak ludzi przez dwie czy trzy minuty, w tłumie dostrzegła jakiegoś postawnego faceta w wojskowym sprzęcie. Nie był w żaden sposób wyjątkowy (poza możliwą ceną takiego wyposażenia) i stał po drugiej stronie placu, więc Stitch zignorowałaby go zupełnie, gdyby nie fakt, że wyraźnie w coś się wpatrywał. Phaedra znała to spojrzenie - sama patrzyła tak na ludzi, którym miała ochotę wydłubać oczy. Spojrzała więc w tym samym kierunku i momentalnie się spięła: patrzył na rozmawiających kilka metrów od niej mężczyzn. Patrzył na Sierrę.
    Teraz już nie interesował ją nikt poza tym jednym człowiekiem. Nie zamierzała od tak się na niego rzucić - miała jakieś ślady przyzwoitości i chociaż trochę rozsądku. Ostatnim, czego ona i Vassil teraz potrzebowali, było ściąganie na siebie uwagi całego placu, bo ktoś na kogoś krzywo spojrzał. Nie chciała więc robić sceny, ale jej instynkt mówił, by była gotowa zareagować. Równocześnie zastanawiała się, czego też ten koleś mógłby chcieć od jednego nieszkodliwego blaszaka. Po stanie butów, rozmiarze kabury i metalowych częściach - fragmencie czaszki, metalowej ręce i części nogi - stwierdziła, że zarabia więcej niż łowca nagród, a już na pewno nie jest byle najemnikiem. Ranger, przyszło jej na myśl. Wyjaśniałoby to niechęć do naturalnej konkurencji, ale nie mord w oczach. A Stitch ciężko przychodziło tolerowanie czegoś takiego wobec jej przyjaciół.
    W pewnym momencie olbrzym ruszył. Nie szedł prosto w kierunku grupki, trzymał się bardziej ulicy, jednakże bez wątpienia zmierzał właśnie do nich. Pomiędzy przechodzącymi obok niego ludźmi Falchoir dostrzegła rękę na kaburze. Tego było za wiele.
    - Daisy? - kobieta zawołała rysującą w piasku dziewczynkę nie odrywając wzroku od zagrożenia. - Idź do Sierry.
    Dziecko spojrzało na nią nieco zaniepokojone. Mimo to nie zamierzało kwestionować polecenia. I gdy było już poza zasięgiem niebezpieczeństwa (równocześnie odwracając na chwilę uwagę Sierry), kobieta ruszyła w stronę rangera.
    Przecięła plac na skos, nie bawiąc się w żadne podchody. Po prostu szybkim krokiem, wymijając tragarzy i przechodniów, dogoniła wpatrzonego w swój cel mężczyznę i bezpardonowo popchnęła go w stronę ściany obok której przechodził, chwytając go jedną dłonią za gardło, a drugą za sięgającą do broni rękę. Facet zdążył tylko charknąć zanim uderzył plecami w ścianę. Przypadkowi gapie odskoczyli zdziwieni, ale nikt nie miał ochoty mieszać się w nieswoje sprawy i raczej wolał udawać, że niczego nie widzi niż oglądać przedstawienie.
    Pierwsza zasada dobrego myśliwego: nie skupiaj się wyłącznie na zwierzynie i pilnuj otoczenia. To dlatego łowcy nagród żyli statystycznie dłużej od rangerów.
    - Czego od niego chcesz? - syknęła. Cyborg od razu próbował się wyrwać. Nie spodziewał się jednak, że niższa od niego mutantka miała żelazny chwyt. Pięć pazurów naciskających na jego szyję natomiast zniechęcało go od sięgnięcia w jej stronę wolną ręką.
    - Coś ty za... - wydusił, ale kobieta nie dała mu dokończyć:
    - Czego chcesz?!
    - Nie twój interes, mutancie.
    - Oooh, jak najbardziej mój - uśmiechnęła się, jeszcze bardziej eksponując kły. - Więc zacznij gadać, póki masz czym.
    - Nie będę się tłumaczył żadnej zębatej...
    - Będziesz. Rusz tą ręką jeszcze raz, a będziesz musiał sobie kupić nową - Phaedra ani na moment nie spuściła wzroku z jego twarzy. Nie poluzowała też uścisku, a na każdy widziany kątem oka ruch wolnej ręki rangera zwiększała go odrobinę bardziej.
    Osiłek - nadal nie mając zielonego pojęcia, kim jest ta wariatka ani czemu szuka problemów - oczywiście nie zamierzał jej niczego powiedzieć, tak samo jak Phaedra nie miała zamiaru puścić jego podejrzane zachowanie płazem. Pewnie staliby tak, aż jedno spróbowałoby zabić drugie, gdyby zaalarmowany przez Daisy Sierra się nie wtrącił.
    - Stitch, nie! - zawołał jeszcze z daleka. Łowczyni nagród drgnęła lekko głowa w jego stronę, ale szybko z powrotem utkwiła morderczy wzrok w rangerze czując, że ten zamierzał wykorzystać ten moment do wyrwania się. Z jej pyska wyrwał się głośniejszy warkot.
    - Mam wszystko pod kontrolą - odpowiedziała.
    - Widzę... - zgodził się Vassil, starając się mówić najspokojniej jak mógł.
    - To daj mi dokończyć - weszła mu w słowo zębata.
    - Tak, lepiej jej nie przery... - złośliwa odzywka ugrzęzła rangerowi w gardle pod krótkim, wprawnym naciskiem na krtań.
    - Nie potrzebujemy więcej kłopotów - kontynuował Estes, rozglądając się z jakiegoś powodu wokół. Starał się stać z boku, tak, by Falchoir go widziała.
    - Wiem. Dlatego właśnie trzymam jeden z nich za gardło - odpowiedziała.
    - To ranger, Stitch! Jakkolwiek bym nie chciał, byś akurat tego jednego wykończyła na miejscu - Sierra spojrzał na pseudo wojskowego, na chwilę czując tę odrobinę niezdrowej satysfakcji z położenia człowieka, którego nie lubił - ściąganie na siebie jego znajomych nie jest tego warte.
    Phaedra nie odpowiadała. Z głębi jej gardła wydobywał się jedynie niebezpieczny pomruk.
    - A przynajmniej  n i e  t e r a z, gdy mamy robotę do wykonania - dodał, mając na myśli czekającą bezpiecznie w autobusie Daisy.
    Kobieta jeszcze przez chwilę się nie odzywała.
    - Następnym razem mi nie przeszkodzisz? - zapytała w końcu.
    Wtedy jej towarzysz nagle zmienił zupełnie postawę, korzystając z tej rzadkiej okazji do skutecznego zastraszenia jakiegoś rangera. Założył ręce na piersi, spojrzał na gościa z góry (nie dosłownie, a i jego rozchwiany obiektyw trochę w tym przeszkadzał) i odpowiedział sugestywnym tonem:
    - Jeśli kiedykolwiek drugi raz któryś z nich wejdzie nam w drogę, jak najbardziej. Obiecuję - ostatnie słowo dodał po krótkiej pauzie.
    Stitch puściła rangera, odsuwając się równocześnie o krok do tyłu. Mężczyzna odruchowo pomasował dłonią gardło. Splunął na ziemię z pogardą, patrząc na Sierrę.
    - Nie dożyjesz następnego razu, blaszaku - powiedział. - A swojego ochroniarza lepiej trzymaj na smyczy.
    Ledwo wypowiedział ostatnie słowo, oberwał w twarz. Głośnemu plaśnięciu otwartej dłoni towarzyszyło wściekłe warknięcie. Kobieta nic nie mogła na to poradzić. Ten ruch był silniejszy od niej. Nie wysunęła przy tym pazurów, mimo to jednak musiała którymś przypadkiem drasnąć jego policzek - na zaczerwienionej skórze została nieplanowana cienka szrama. Vassil widząc to po prostu chwycił ją za przedramię i stanowczo odciągnął między ludzi na placu. Nie tylko nie chciał, by koleś miał okazję zareagować, ale także zwyczajnie uznał, że lepiej ten cyrk skończyć zanim wyrwie się spod kontroli.
    - Co za pierdolony buc - wyrwało się Falchoir. Prychnęła. - Cholerne rycerzyki w lśniących zbrojach, nie umieją przyjąć porażki bez komentarza...
    - Zasłużył sobie - przyznał nagle Sierra. - I może faktycznie nie powinienem był ci przerywać.
    Stitch westchnęła.
    - Nie - zaprzeczyła. - Dobrze, że to zrobiłeś. Jatka z samego rana w jednym z najruchliwszych punktów Devlin mogłaby się źle skończyć.
    - ,,Mogłaby"? - powtórzył mężczyzna z lekkim rozbawieniem.
    Kobieta wystawiła mu w odpowiedzi język w iście dziecinnym geście. Gdy zbliżali się do autobusu, przypomniała sobie nagle o Daisy. Rozejrzała się wokół zdenerwowana.
    - Jest w środku - uspokoił ją przyjaciel, odgadując, o czym myśli. - Zostawiłem ją z Rogerem.
    - Rogerem? - Stitch domyślała się, że to pewnie imię kierowcy.
    - Stary znajomy - wyjaśnił blaszak. - Zajmuje się przewozem ludzi przez pustynie.
    - Czyli... nie jedziemy do Cargo sami?
    - Zająłem nam miejsca z samego przodu. Tylko my, Daisy i Roger, a reszta pasażerów raczej nie będzie chciała nas zaczepiać - zapewnił ją. - A teraz lepiej przyspieszmy kroku, bo już wystarczająco opóźniliśmy odjazd.
    - Ej, Sierra! - rzuciła jeszcze Stitch, gdy byli kilka metrów od autobusu.
    - Tak?
    - Przepraszam.
    - Za co?
    - Chyba narobiłam ci kłopotów.
    - Nie przejmuj się...
    Zatrzymała się nagle.
    - Nie, nie będę się ,,nie przejmować" - powiedziała z determinacją w głosie. - Ten koleś ci zagroził. I mówił poważnie.
    - Oj tam, nie on pierwszy. I pewnie nie ostatni.
    - Ale to ja narobiłam ci bagna... - uparła się zębata.
    - Stitch, nie bierz tego do siebie...
    - I dopilnuję, by ten drań nie miał okazji spełnić swojej groźby - dokończyła.
    Sierra aż się zatrzymał.
    - Co masz przez to na myśli...? - zapytał.
    - Że nie dam nikomu cię skrzywdzić dopóki jestem z tobą. I nie masz prawa wycofać się z tego układu, jasne?


Sierra? Wybacz chaotyczne zakończenie, ale to powoli zaczynało się za bardzo ciągnąć i nie chciałam blokować wątku i nie wiem czemu się tłumaczę... *^*

2 komentarze:

  1. Witam serdecznie! Zebraliśmy się tu dzisiaj, by uczcić narodziny najpiękniejszego związku na Talosie. Na mocy prawda nadanego mnie przez... mnie, ogłaszam was mężem i żoną <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *sypie przywiędłe kwiatki i ociera rękawem samotną łzę wzruszenia spływającą po policzku*

      Usuń