Vassil zmierzył leżącego na piachu mężczyznę podejrzliwym wzrokiem. Czy też raczej próbował nadać sobie wygląd jakby przypatrywał się mu nieufnie – brak oczu zmuszał go do improwizacji. A potem naciągnął na blaszaną głowę kaptur i postawił kołnierz kurtki, żeby wydawać się groźniejszym. Miał przed sobą drania, więc sam musiał wyglądać jak drań. Nie był pewien czy zniósłby gdyby znowu ktoś go tego dnia wyśmiał i nie specjalnie miał ochotę sprawdzać.
– A spytam – podjął decyzję z pełnym przekonaniem. Zajęło mu to efektownie wiele czasu.
Przyklęknął na jedno kolano, chcąc być bliżej twarzy ,,pojmanego" i zniewolonego prześladowcy. Tamten spojrzał mu w szybę i splunął, nie kryjąc niechęci. Sierra pokręcił delikatnie głową z politowaniem. Nie pierwszy raz ktoś wkurzony tak na niego reagował.
– Facet, to kiepski pomysł... – zaczął niemalże od niechcenia. – Masz do wyboru porozmawiać z blaszakiem albo p o r o z m a w i a ć z żywą maszynką do mięsa. Przy czym zdaje się, że z tej dwójki tylko blaszak ma ochotę na używanie słów.
Zerknął na Stitch, próbując ocenić jak zareagowała na nazwanie jej ,,żywą maszynką do mięsa". O dziwo nawet nie drgnęła, nadal krzyżując ramiona na piersi. Wobec tego musiała albo być znakomitą aktorką, albo słyszeć podobne określenia tak często, że przywykła. Być może oba na raz... Dlatego też – póki nie zanosiło się, by miał oberwać – kontynuował wesołym tonem:
– Masz niebywałe szczęście, zdajesz sobie sprawę? Wyjątkowo trudno mnie wkurzyć, nawet jeśli naplujesz mi w twarz. A jeśli zdecydujesz się współpracować to kto wie, może przeżyjesz?
– Nie liczyłabym na to – wtrąciła się Phaedra przerażająco zimnym tonem.
– Nie pomagasz – syknął Estes w jej stronę.
Nie wyglądała jakby się tym przejęła. Drań natomiast parsknął śmiechem.
– Niczego nie powiem – oświadczył.
– W porządku – Sierra nadal nie zmienił swojego radosnego tonu głosu, ale odwrócił głowę w stronę stojącej obok dziewczynki – Daisy... Mogę mieć do ciebie malutką prośbę?
Skinęła głową, nie przestając wpatrywać się w leżącego mężczyznę.
– Bądź tak dobra i pobaw się trochę tam – wskazał ręką stertę złomu po drugiej stronie niewielkiego placyku. – Najlepiej za tym żelastwem, proszę uprzejmie.
Odczekał chwilę aż Daisy wykona jego polecenie. Na szczęście dziewczynka ufała mu chyba bardziej niż tamtym, od których uciekła, bo raz jeszcze kiwnęła główką i grzecznie poszła się schować. Usatysfakcjonowany takim obrotem spraw Vassil zwrócił się w stronę swojej drugiej uroczej towarzyszki.
– Stitch?
– Z przyjemnością... – przyparła mężczyznę do ziemi, boleśnie wbijając mu się pomiędzy łopatki.
– Tylko nie krzycz – Sierra uprzedził drania. – Nie ma potrzeby niepokoić Daisy... A skoro już o niej mowa to może jednak trochę nam pomożesz, co?
– Prędzej zdechnę – warknął.
– Nie kuś... – mruknął Sierra. – Zdechnąć możesz szybciej niż myślisz, prawda Stitch?
Phaedra warknęła w odpowiedzi i wysunęła pazury. Najwyraźniej zrozumiała na czym dokładnie polega jej rola. Sierra mówił, ona była jego mało dyskretnym aparatem przymusu. To chyba nie godziło w jej godność, skoro podjęła ten pomysł.
– Wiesz... Tak się zastanawiam, kolego, po co bandzie dorosłych facetów mała dziewczynka – ciągnął dalej rozbawiony. Miał pytać, a póki co to on mówił najwięcej. Miał jednak nadzieję, że już niedługo – I wiesz co? Do głowy przychodzi mi tylko jedno możliwe rozwiązanie. Tacy zwyrodnialcy o... specyficznych upodobaniach łączą się w stada i polują? Bo wiesz... Mam dość kontrowersyjny sposób naprawiania świata w takim przypadku. Chcesz się przekonać?
Jedno było pewne: facetowi nie spodobało się to do jakiej grupki ludzi został zaszufladkowany.
– To wcale nie tak.
– Nie? A jak? – zainteresował się Vassil, opierając łokieć na kolanie i przypatrując się swojemu rozmówcy z lekko przechyloną głową.
– Jej ojczulek jest obrzydliwie bogaty – oświadczył drań takim tonem jakby to wszystko tłumaczyło.
– Ahaaa – mruknął Sierra – Czyli okup?
Facet uśmiechnął się paskudnie dwuznacznym uśmiechem.
– Pośrednio.
– Nie rozumiem.
– Jakoś mnie to nie dziwi, konserwo...
Sierra uniósł dłoń i gestem zachęcił Stitch do działania. Kobieta warknęła usatysfakcjonowana i zbliżyła uzbrojoną w pazury dłoń do pleców porywacza dzieci. Musnęła długim szponem kark mężczyzny tuż przy kręgosłupie i przejechała nim niżej. Pazur rozerwał materiał kurtki i koszulki tamtego z zadziwiającą łatwością. Sam Vassil o mały włos wzdrygnąłby się, widząc z kim miał do czynienia przez pół wieczora. Jak dobrze, że jej nie wkurzyłem...
– Mógłbyś grzeczniej? – spytała Stitch słodko. – I bardziej treściwie. Nie mamy całej nocy.
– Jej rodzice są obrzydliwie bogaci – podjął Sierra, starając się nakierować rozmowę na właściwe tory. Coś mu jednak mówiło, że więcej i znacznie szybciej dowie się czegoś od milczącej Daisy niż porywacza. Naprawdę nie potrafił przesłuchiwać ludzi. – I co w związku z tym...?
Drań zaśmiał mu się w twarz. A Sierra poczuł się jak dziecko, które spytało o jakieś niesamowicie dorosłe sprawy, których nawet za złote Arc nie mogło pojąć i zrozumieć. Znowu. Koniec tego dobrego.
Wstał przerażająco spokojnie i spojrzał z góry na swojego byłego rozmówcę.
– Zabij – rzucił ostro.
– Że co? – zdziwił się drab, momentalnie tracąc swój świetny humor. Phaedra też spojrzała na Estesa zaskoczona.
– Zabij go – powtórzył, siląc się na spokój. – Niczego nam nie powie. Jest bezużyteczny.
– Ale...? – zaczął drań niepewnie.
Sierra skrzyżował ręce na piersi, starając się wyglądać na zniecierpliwionego.
– Stitch. Bądź tak dobra i pozbądź się tego człowieka – przeniósł wzrok na swoją towarzyszkę, delikatnie poganiając ją gestem dłoni.
– Nie musisz mi powtarzać – stwierdziła, a Sierra przysiągłby, że uśmiechnęła się lekko.
Ostatnim słowem draba było: ,,Cargo!", a potem zabójczo ostre pazury niemalże oderwały mu głowę od reszty ciała.
– Dziękuję, koleżanko – Sierra kiwnął głową w wyrazie wdzięczności. – Właśnie się do ciebie uśmiecham.
Stitch parsknęła krótko śmiechem, zupełnie nie spodziewając się takiego komunikatu. Szybko jednak pozbierała się z powrotem.
– Co zrobimy z Daisy?
– Jak to co? Musimy zabrać ją w bezpieczne miejsce, nakarmić i dać jej odpocząć – to chyba oczywiste, prawda?
– A później?
Sierra ludzkim gestem potarł dłonią kark w zamyśleniu.
– Nooo... Chyba pojedziemy do Cargo, nie?
– I co d a l e j? – nalegała.
Sierra wzruszył ramionami w niewerbalnym: ,,Zobaczy się na miejscu" i skinął głową w stronę sterty złomu, za którą czekała na nich dziewczynka.
– Pomartwimy się później. Na razie potrzebujemy miejsca, gdzie można się elegancko schować i mieć spokój. Nie wiem co to dziecko przeszło i chyba wolę nie wiedzieć, więc zróbmy dla niej chociaż tyle...
– Nie mieszkasz na stałe w Devlin? – spytała Stitch, już kierując swoje kroki ku dziecku. Sierra niespiesznym krokiem ruszył zaraz za nią.
– Jestem raczej ,,objazdowym" łowcą nagród. Ja w Devlin głównie bywam, a nie jestem. Tak jak wszędzie zresztą... Ty też, co?
– Mniej więcej...
Nagle Vassil zatrzymał się gwałtownie w połowie drogi.
– Mam! Wiem gdzie możemy pójść!
– Hm? – Phaedra również przystanęła i zerknęła na niego przez ramię.
– Niedaleko stąd jest jest stary warsztat. Mało kto tam zagląda, a ma wszystkie ściany i dach. Często tam zaglądam, kiedy odwiedzam Devlin, więc doskonale znam to miejsce. Może spytamy Daisy co o tym sądzi? Nie jest to może pokoik w jej obrzydliwie bogatym domu obrzydliwie bogatych rodziców, ale... Lepsze to niż nic. A po drodze kupmy jej jedzenie. Mam jeszcze trochę oszczędności. Chyba wystarczy...
– Vassilu ,,Sierro" Estesie – zaczęła Stitch z uśmiechem. – Jesteś najdziwniejszym ojcem zastępczym jakiego znam.
– Jaka rodzinka, taki ojciec – skwitował Vassil ze śmiechem. – Chodźmy już.
– Jej ojczulek jest obrzydliwie bogaty – oświadczył drań takim tonem jakby to wszystko tłumaczyło.
– Ahaaa – mruknął Sierra – Czyli okup?
Facet uśmiechnął się paskudnie dwuznacznym uśmiechem.
– Pośrednio.
– Nie rozumiem.
– Jakoś mnie to nie dziwi, konserwo...
Sierra uniósł dłoń i gestem zachęcił Stitch do działania. Kobieta warknęła usatysfakcjonowana i zbliżyła uzbrojoną w pazury dłoń do pleców porywacza dzieci. Musnęła długim szponem kark mężczyzny tuż przy kręgosłupie i przejechała nim niżej. Pazur rozerwał materiał kurtki i koszulki tamtego z zadziwiającą łatwością. Sam Vassil o mały włos wzdrygnąłby się, widząc z kim miał do czynienia przez pół wieczora. Jak dobrze, że jej nie wkurzyłem...
– Mógłbyś grzeczniej? – spytała Stitch słodko. – I bardziej treściwie. Nie mamy całej nocy.
– Jej rodzice są obrzydliwie bogaci – podjął Sierra, starając się nakierować rozmowę na właściwe tory. Coś mu jednak mówiło, że więcej i znacznie szybciej dowie się czegoś od milczącej Daisy niż porywacza. Naprawdę nie potrafił przesłuchiwać ludzi. – I co w związku z tym...?
Drań zaśmiał mu się w twarz. A Sierra poczuł się jak dziecko, które spytało o jakieś niesamowicie dorosłe sprawy, których nawet za złote Arc nie mogło pojąć i zrozumieć. Znowu. Koniec tego dobrego.
Wstał przerażająco spokojnie i spojrzał z góry na swojego byłego rozmówcę.
– Zabij – rzucił ostro.
– Że co? – zdziwił się drab, momentalnie tracąc swój świetny humor. Phaedra też spojrzała na Estesa zaskoczona.
– Zabij go – powtórzył, siląc się na spokój. – Niczego nam nie powie. Jest bezużyteczny.
– Ale...? – zaczął drań niepewnie.
Sierra skrzyżował ręce na piersi, starając się wyglądać na zniecierpliwionego.
– Stitch. Bądź tak dobra i pozbądź się tego człowieka – przeniósł wzrok na swoją towarzyszkę, delikatnie poganiając ją gestem dłoni.
– Nie musisz mi powtarzać – stwierdziła, a Sierra przysiągłby, że uśmiechnęła się lekko.
Ostatnim słowem draba było: ,,Cargo!", a potem zabójczo ostre pazury niemalże oderwały mu głowę od reszty ciała.
– Dziękuję, koleżanko – Sierra kiwnął głową w wyrazie wdzięczności. – Właśnie się do ciebie uśmiecham.
Stitch parsknęła krótko śmiechem, zupełnie nie spodziewając się takiego komunikatu. Szybko jednak pozbierała się z powrotem.
– Co zrobimy z Daisy?
– Jak to co? Musimy zabrać ją w bezpieczne miejsce, nakarmić i dać jej odpocząć – to chyba oczywiste, prawda?
– A później?
Sierra ludzkim gestem potarł dłonią kark w zamyśleniu.
– Nooo... Chyba pojedziemy do Cargo, nie?
– I co d a l e j? – nalegała.
Sierra wzruszył ramionami w niewerbalnym: ,,Zobaczy się na miejscu" i skinął głową w stronę sterty złomu, za którą czekała na nich dziewczynka.
– Pomartwimy się później. Na razie potrzebujemy miejsca, gdzie można się elegancko schować i mieć spokój. Nie wiem co to dziecko przeszło i chyba wolę nie wiedzieć, więc zróbmy dla niej chociaż tyle...
– Nie mieszkasz na stałe w Devlin? – spytała Stitch, już kierując swoje kroki ku dziecku. Sierra niespiesznym krokiem ruszył zaraz za nią.
– Jestem raczej ,,objazdowym" łowcą nagród. Ja w Devlin głównie bywam, a nie jestem. Tak jak wszędzie zresztą... Ty też, co?
– Mniej więcej...
Nagle Vassil zatrzymał się gwałtownie w połowie drogi.
– Mam! Wiem gdzie możemy pójść!
– Hm? – Phaedra również przystanęła i zerknęła na niego przez ramię.
– Niedaleko stąd jest jest stary warsztat. Mało kto tam zagląda, a ma wszystkie ściany i dach. Często tam zaglądam, kiedy odwiedzam Devlin, więc doskonale znam to miejsce. Może spytamy Daisy co o tym sądzi? Nie jest to może pokoik w jej obrzydliwie bogatym domu obrzydliwie bogatych rodziców, ale... Lepsze to niż nic. A po drodze kupmy jej jedzenie. Mam jeszcze trochę oszczędności. Chyba wystarczy...
– Vassilu ,,Sierro" Estesie – zaczęła Stitch z uśmiechem. – Jesteś najdziwniejszym ojcem zastępczym jakiego znam.
– Jaka rodzinka, taki ojciec – skwitował Vassil ze śmiechem. – Chodźmy już.
Stitch? Chyba nie jest aż tak źle, co? '-'