Vassil zwykle nie zaglądał do barów. Zwyczajnie nie miał czego w nich szukać, jeśli nie potrzebował zdobyć konkretnych informacji. Poza tym nudziły go one niemiłosiernie, bo nie znał nikogo, kto mógłby służyć mu towarzystwem. Siedzieć samemu było mu źle, a ponieważ podobne miejsca były wprost podłe, nikt obcy nie zwracał na niego żadnej uwagi, bo nie szukał kłopotów. Bary zdecydowanie nie były miejscem dla Sierry. Dlatego nie miał pojęcia co podkusiło go, by tym razem zejść z chodnika i przekroczyć próg jednego z nich. Jednakże bardziej dziwił go fakt, że nadal mógł siedzieć przy kontuarze i nikt nie wykopał go za drzwi. Wiedział z doświadczenia, że barmani nie przepadali za pustymi klientami. Jeśli zajmowało się miejsce, a pieniądze nie spływały do kasy, właściwie nie miało się prawa nadal siedzieć przy kontuarze, bo inni klienci, zapewne tacy, którzy z przyjemnością by zapłacili, nie mieli gdzie się zatrzymać.
A Vassil spławił barmana już po raz czwarty i wszystko wskazywało na to, że równocześnie po raz ostatni. Najwyraźniej nie mógł udawać, że się zastanawia w nieskończoność.
– Co mnie tu przywiało? – powtórzył, usiłując przyswoić fakt, że z miejsca został nazwany ,,miłym gościem". Aż tak to widać? – Wiesz... Wracałem ze złomowiska i przechodziłem obok.
A Vassil spławił barmana już po raz czwarty i wszystko wskazywało na to, że równocześnie po raz ostatni. Najwyraźniej nie mógł udawać, że się zastanawia w nieskończoność.
– Co mnie tu przywiało? – powtórzył, usiłując przyswoić fakt, że z miejsca został nazwany ,,miłym gościem". Aż tak to widać? – Wiesz... Wracałem ze złomowiska i przechodziłem obok.
Uśmiechnąłby się do niej, gdyby był w stanie. Naprawdę miał ochotę to zrobić. Ludzie zawsze tak robili, gdy podobało im się jego towarzystwo. Niestety Sierra nigdy nie mógł się odwdzięczyć tym samym.
– Ze złomowiska? – dopytała Stitch. Trudno było stwierdzić czy była rzeczywiście zainteresowana, czy tylko udawała. Vassil nadal nie przywykł do widoku tych wszystkich zębów i nie potrafił jej rozgryźć. Wątpił czy kiedykolwiek byłby w stanie to zrobić. – Ostatnio było tam troszeczkę bardziej niebezpiecznie niż zwykle, nie sądzisz?
– Słyszałem o tym – wzruszył ramionami – ale chyba mam więcej szczęścia niż sądziłem. Zresztą znam złomowisko lepiej niż własne kieszenie...
– Często tam chodzisz?
– Bardzo. Te góry złomu to kopalnia części i pieniędzy.
– Czyli jesteś zbieraczem? – odgadła, przekrzywiając zalotnie głowę. Zapewne miała zamiar zapewnić go, że zawsze podobali jej się ludzie, którzy nie bali się przeczesywać devlińskiego złomowiska. Sierra mimo wszystko spotkał na swojej drodze kilka podobnych kobiet. Najwyraźniej nie bez powodu każda jedna szybko kończyła znajomość z nim.
– Nie. Łowcą nagród z drugim etatem – zaśmiał się krótko i oparł ręce na kontuarze. – Zamówić ci drinka?
Przywołał gestem barmana. Ten pojawił się przy nim niemalże natychmiast, krzyżując ramiona na szerokiej piersi.
– Podać coś... w końcu? – rzucił, wyraźnie akcentując ostatnie dwa słowa.
– Tak. W końcu – odparł Sierra, zerkając z ukosa na Phaedrę. Nie było to łatwe, bo już od dawna mógł patrzeć wyłącznie na wprost. Nie mniej miał na koncie tytuł samozwańczego mistrza w dyskretnym kręceniu głową. Na szczęście kobieta opierała brodę na ręce, obserwując uważnie barmana.
– Jasne... Co podać?
Vassil przysiągłby, że właśnie w tym momencie zawiesił się na co najmniej kilka sekund. No tak. Nigdy nie odwiedzał barów. Co miał zamówić?
– Coś dobrego...? – zaryzykował ostrożnie. – Dla mojej urzekającej towarzyszki, oczywiście.
Barman skinął głową i zabrał się za przygotowanie drinka. Sierra nie pilnował jego ruchów, bo i tak się na tym nie znał. Vassilu Estesie... Właśnie zrobiłeś z siebie idiotę i pokrakę na oczach bardzo, ale to bardzo niebezpiecznej kobiety. Gratuluję. Z takim podejściem może przeżyjesz dłużej, bo nikt nie uzna cię za realne zagrożenie.
Miał bardzo ludzką ochotę schować twarz w dłoniach i udawać, że wcale go tam nie ma. Nie mniej uznał, że nie powinien pogarszać swojej i tak wątpliwej sytuacji, więc tylko odwrócił głowę w drugą stronę, udając zainteresowanie przeciwną ścianą i ludźmi pod nią.
– Jesteś uroczy – skomentowała Stitch z nieskrywanym rozbawieniem.
A Sierra poczuł się tak, jak gdyby go dobiła. I na co mu było zaglądanie do tego baru?
– Hmmm... Tak mówisz? – chrząknął aparatem mowy i wyprostował się. Stitch trzymała w dłoniach szklankę z kolorowym napojem, ale nie wyglądała jakby miała ochotę wypić go w całości.
– Tak mówię.
– Cóż... Po prostu wygodnie mi się tu siedzi i... – zaczął się tłumaczyć. Urwał, spojrzał w górę i z sykiem wypuścił powietrze. – Gdybym niczego nie zamówił wcześniej niż później bym stąd wyleciał.
– Dlaczego się tłumaczysz?
No właśnie, Sierra. Czemu? Co się z tobą, chłopie, dzieje?
– Nie wiem. Nie jestem na tyle interesującym gościem, żeby bawić resztę rozmową.
– Ja uważam wprost przeciwnie – położyła mu rękę na ramieniu i uśmiechnęła się, prezentując kły w pełnej okazałości.
Tym razem nie drgnął ani nie odsunął się.
– To chyba jesteś jedyna – stwierdził krótko.
– Oj, wątpię – zapewniła go Phaedra.
– Tia... Hm... Chyba będę już leciał.
Sierra podniósł się ze stołka przy kontuarze, szykując się do konfrontacji z barmanem. Musiał przecież zapłacić i przeczuwał, że wcale nie będzie tanio.
Rzeczywiście nie było, więc z pewnym bólem pozbywał się swoich pieniędzy. Nie mniej Stitch chyba wcale nie zamierzała się ze swoją ofiarą rozstawać tak szybko.
– Odprowadzę cię – oznajmiła i również wstała.
– Zwykle to chyba działa na odwrót. Ja powinienem odprowadzać ciebie.
– Ale to ty powiedziałeś, że już się zbierasz – zauważyła inteligentnie.
Vassilowi nie pozostało nic innego jak pokiwać nieznacznie głową. Musiał się zgodzić z logiką Phaedry. Dlatego pogodził się z faktem, że najwyraźniej zyskał nową najlepszą przyjaciółkę i posłusznie poszedł za nią ku drzwiom baru. W co ja się właściwie wpakowałem?
Stitch, widząc, że Sierrze nie spieszy się zbytnio, przystanęła. Przekrzywiła też lekko głowę, czekając aż się z nią zrówna. A potem zupełnie naturalnie otarła się ramieniem o jego rękę i dalej szła już jego tempem. Sierra w duchu podziękował jej za to, że nie próbowała od razu łapać jego dłoni. Paralizator w dłoni mógłby nie wyłączyć się tak chętnie jak zwykle.
Wnętrze Devlin nieodmiennie Vassila Estesa fascynowało. Co tu dużo mówić: uwielbiał je bardziej niż cokolwiek innego w tej części Talosu. Przypominało trochę jego samego – z zewnątrz wyglądało na spójną całość, ale w środku szybko wychodziło na jaw, że składa się z niedopasowanych do końca części, które jakoś ze sobą funkcjonowały. Przynajmniej on tak to widział, bo nigdy nie podzielił się swoimi przemyśleniami z osobami trzecimi.
– Stitch? – zaczął po krótkiej chwili, schodząc z drogi kobiecie ciągnącej za sobą wózek. Phaedra odwróciła się w jego stronę.
– Tak, Vassilu? – spytała, znowu charakterystycznie sycząc.
– Kim tak właściwie jesteś?
Wyglądała nieco inaczej niż większość kobiet, które Sierra widywał. Z pewnością była piękna, jeśli patrzyło się niżej niż zwykle. Vassil co prawda był ostatnim, który miał prawo oceniać kobiety na podstawie wyglądu, ale nawet on trochę się w tym orientował. Dlatego wiedział, że całe dobre wrażenie psuje twarz Stitch.
Zębata kobieta nie odpowiedziała mu od razu. Widocznie odpowiedź była zbyt skomplikowana, by miły gość pokroju Sierry mógł zrozumieć.
– W zasadzie nie musisz odpowiadać – dodał odrobinę zbyt szybko. – Rany, gdyby to mnie ktoś zapytał, nie miałbym pojęcia co powiedzieć...
– Naprawdę? – zainteresowała się Phaedra, podłapując nieco inny temat.
– No... Naprawdę. Dlatego nie licz, że ci powiem. Jak mówiłem: pojęcia nie mam czym to jest – Stuknął się w metalową pierś dla podkreślenia swoich słów.
– Nie jesteś cyborgiem? Ani robotem?
Sierra zaśmiał się krótko i niewesoło.
– Nie zaprzeczę. Nie potwierdzę. Cholera wie czym ja tak właściwie jestem. Nie pamiętam, żebym był inny. Służyłem w Talosańskich Siłach Porządkowych, więc... To skomplikowane.
Przestań tyle gadać, Sierra. Dobrze ci radzę, przestań tyle gadać... Zwłaszcza o sobie.
– Wiesz co? Chodźmy się przejść poza ścianami huty, co? – zaproponował. Wiedział, że bezradnie się miota. Im bardziej się starał uratować swoją godność i reputację, tym gorzej mu szło. Może powinienem sobie odpuścić i zobaczyć co się stanie?
– Zabierasz mnie na spacer po złomowisku? – Phaedra uśmiechnęła się.
– Nie wyglądasz jakbym miał cię bronić przed złem... Więc dlaczego nie?
Tym razem Phaedra wsunęła ramię pod jego rękę i przysunęła się do niego.
– No to idźmy – zgodziła się, za nic mając przestrzeń osobistą Vassila.
Nie zaszli daleko. Krążyli po wewnętrznych strefach złomowiska, gdzie góry śmieci były najwyższe może od kwadransa, gdy usłyszeli wysoki pisk dziecka. Oboje zastygli w bezruchu, nasłuchując.
– To gdzieś bliżej pustyni... – mruknął Sierra cicho.
Tyle wystarczyło, by Stitch wystrzeliła do przodu, nawet nie oglądając się na niego. Sierra zerwał się do biegu tuż po niej, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że pewnie i tak jej nie dogoni. Dlatego skoncentrował się na tym, by przynajmniej jej nie zgubić. W biegu świat skakał znacznie bardziej i szybciej niż podczas normalnego kroku, więc zadanie i tak było wymagające.
Dobiegli tak do rozwidlenia ścieżek i zatrzymali się. Phaedra wyglądała dokładnie tak jak powinien wyglądać szukający tropu drapieżnik. Wodziła wzrokiem od jednej drogi do drugiej, wyraźnie spięta i czujna. Była przerażająca.
Drugi pisk rozległ się znacznie bliżej tuż za ścianą złomu. Dla Stitch nie stanowiło to problemu. Z gracją kocicy wspięła po stromej stercie blach i śmieci. Błyskawicznie zniknęła po drugiej stronie. Vassil zdążył tylko westchnąć, rozumiejąc, że on musi pójść dookoła. Dlatego nie tracąc jeszcze więcej czasu, szybkim truchtem ruszył wzdłuż ściany. Też chciał znaleźć krzyczące dziecko i sprawdzić co się stało. Dzieci nie krzyczą w ten sposób z byle powodu.
Zza wraku samochodu wyskoczyła niewielka istotka. Potknęła się w piasku, przewróciła i zerwała z powrotem na nogi, podpierając się rękami. Ani na moment nie zwolniła biegu. Dosłownie chwilkę po niej wybiegła Phaedra. Kobieta niemal bez przerwy zerkała przez ramię. Vassil nie czekał, by zobaczyć co było na tyle odważne, by gonić dziecko nawet po tym, gdy do pościgu przyłączyła się Stitch.
– Zajmę się dzieckiem! – zawołał do zębatej, przyspieszając.
Wydawało mu się, że zobaczył jak Phaedra skinęła głową na znak, że przyjęła do wiadomości, a potem zatrzymała się i odwróciła przodem do pościgu. Vassilowi nie pozostało nic innego jak wywiązać się z danego słowa. Zorientował się w którą stronę kieruje się dziecko, a potem na pół ślepo pognał przed siebie, modląc się w duchu, by z niczym się zderzyć i nie zgubić śladu.
– Ze złomowiska? – dopytała Stitch. Trudno było stwierdzić czy była rzeczywiście zainteresowana, czy tylko udawała. Vassil nadal nie przywykł do widoku tych wszystkich zębów i nie potrafił jej rozgryźć. Wątpił czy kiedykolwiek byłby w stanie to zrobić. – Ostatnio było tam troszeczkę bardziej niebezpiecznie niż zwykle, nie sądzisz?
– Słyszałem o tym – wzruszył ramionami – ale chyba mam więcej szczęścia niż sądziłem. Zresztą znam złomowisko lepiej niż własne kieszenie...
– Często tam chodzisz?
– Bardzo. Te góry złomu to kopalnia części i pieniędzy.
– Czyli jesteś zbieraczem? – odgadła, przekrzywiając zalotnie głowę. Zapewne miała zamiar zapewnić go, że zawsze podobali jej się ludzie, którzy nie bali się przeczesywać devlińskiego złomowiska. Sierra mimo wszystko spotkał na swojej drodze kilka podobnych kobiet. Najwyraźniej nie bez powodu każda jedna szybko kończyła znajomość z nim.
– Nie. Łowcą nagród z drugim etatem – zaśmiał się krótko i oparł ręce na kontuarze. – Zamówić ci drinka?
Przywołał gestem barmana. Ten pojawił się przy nim niemalże natychmiast, krzyżując ramiona na szerokiej piersi.
– Podać coś... w końcu? – rzucił, wyraźnie akcentując ostatnie dwa słowa.
– Tak. W końcu – odparł Sierra, zerkając z ukosa na Phaedrę. Nie było to łatwe, bo już od dawna mógł patrzeć wyłącznie na wprost. Nie mniej miał na koncie tytuł samozwańczego mistrza w dyskretnym kręceniu głową. Na szczęście kobieta opierała brodę na ręce, obserwując uważnie barmana.
– Jasne... Co podać?
Vassil przysiągłby, że właśnie w tym momencie zawiesił się na co najmniej kilka sekund. No tak. Nigdy nie odwiedzał barów. Co miał zamówić?
– Coś dobrego...? – zaryzykował ostrożnie. – Dla mojej urzekającej towarzyszki, oczywiście.
Barman skinął głową i zabrał się za przygotowanie drinka. Sierra nie pilnował jego ruchów, bo i tak się na tym nie znał. Vassilu Estesie... Właśnie zrobiłeś z siebie idiotę i pokrakę na oczach bardzo, ale to bardzo niebezpiecznej kobiety. Gratuluję. Z takim podejściem może przeżyjesz dłużej, bo nikt nie uzna cię za realne zagrożenie.
Miał bardzo ludzką ochotę schować twarz w dłoniach i udawać, że wcale go tam nie ma. Nie mniej uznał, że nie powinien pogarszać swojej i tak wątpliwej sytuacji, więc tylko odwrócił głowę w drugą stronę, udając zainteresowanie przeciwną ścianą i ludźmi pod nią.
– Jesteś uroczy – skomentowała Stitch z nieskrywanym rozbawieniem.
A Sierra poczuł się tak, jak gdyby go dobiła. I na co mu było zaglądanie do tego baru?
– Hmmm... Tak mówisz? – chrząknął aparatem mowy i wyprostował się. Stitch trzymała w dłoniach szklankę z kolorowym napojem, ale nie wyglądała jakby miała ochotę wypić go w całości.
– Tak mówię.
– Cóż... Po prostu wygodnie mi się tu siedzi i... – zaczął się tłumaczyć. Urwał, spojrzał w górę i z sykiem wypuścił powietrze. – Gdybym niczego nie zamówił wcześniej niż później bym stąd wyleciał.
– Dlaczego się tłumaczysz?
No właśnie, Sierra. Czemu? Co się z tobą, chłopie, dzieje?
– Nie wiem. Nie jestem na tyle interesującym gościem, żeby bawić resztę rozmową.
– Ja uważam wprost przeciwnie – położyła mu rękę na ramieniu i uśmiechnęła się, prezentując kły w pełnej okazałości.
Tym razem nie drgnął ani nie odsunął się.
– To chyba jesteś jedyna – stwierdził krótko.
– Oj, wątpię – zapewniła go Phaedra.
– Tia... Hm... Chyba będę już leciał.
Sierra podniósł się ze stołka przy kontuarze, szykując się do konfrontacji z barmanem. Musiał przecież zapłacić i przeczuwał, że wcale nie będzie tanio.
Rzeczywiście nie było, więc z pewnym bólem pozbywał się swoich pieniędzy. Nie mniej Stitch chyba wcale nie zamierzała się ze swoją ofiarą rozstawać tak szybko.
– Odprowadzę cię – oznajmiła i również wstała.
– Zwykle to chyba działa na odwrót. Ja powinienem odprowadzać ciebie.
– Ale to ty powiedziałeś, że już się zbierasz – zauważyła inteligentnie.
Vassilowi nie pozostało nic innego jak pokiwać nieznacznie głową. Musiał się zgodzić z logiką Phaedry. Dlatego pogodził się z faktem, że najwyraźniej zyskał nową najlepszą przyjaciółkę i posłusznie poszedł za nią ku drzwiom baru. W co ja się właściwie wpakowałem?
Stitch, widząc, że Sierrze nie spieszy się zbytnio, przystanęła. Przekrzywiła też lekko głowę, czekając aż się z nią zrówna. A potem zupełnie naturalnie otarła się ramieniem o jego rękę i dalej szła już jego tempem. Sierra w duchu podziękował jej za to, że nie próbowała od razu łapać jego dłoni. Paralizator w dłoni mógłby nie wyłączyć się tak chętnie jak zwykle.
Wnętrze Devlin nieodmiennie Vassila Estesa fascynowało. Co tu dużo mówić: uwielbiał je bardziej niż cokolwiek innego w tej części Talosu. Przypominało trochę jego samego – z zewnątrz wyglądało na spójną całość, ale w środku szybko wychodziło na jaw, że składa się z niedopasowanych do końca części, które jakoś ze sobą funkcjonowały. Przynajmniej on tak to widział, bo nigdy nie podzielił się swoimi przemyśleniami z osobami trzecimi.
– Stitch? – zaczął po krótkiej chwili, schodząc z drogi kobiecie ciągnącej za sobą wózek. Phaedra odwróciła się w jego stronę.
– Tak, Vassilu? – spytała, znowu charakterystycznie sycząc.
– Kim tak właściwie jesteś?
Wyglądała nieco inaczej niż większość kobiet, które Sierra widywał. Z pewnością była piękna, jeśli patrzyło się niżej niż zwykle. Vassil co prawda był ostatnim, który miał prawo oceniać kobiety na podstawie wyglądu, ale nawet on trochę się w tym orientował. Dlatego wiedział, że całe dobre wrażenie psuje twarz Stitch.
Zębata kobieta nie odpowiedziała mu od razu. Widocznie odpowiedź była zbyt skomplikowana, by miły gość pokroju Sierry mógł zrozumieć.
– W zasadzie nie musisz odpowiadać – dodał odrobinę zbyt szybko. – Rany, gdyby to mnie ktoś zapytał, nie miałbym pojęcia co powiedzieć...
– Naprawdę? – zainteresowała się Phaedra, podłapując nieco inny temat.
– No... Naprawdę. Dlatego nie licz, że ci powiem. Jak mówiłem: pojęcia nie mam czym to jest – Stuknął się w metalową pierś dla podkreślenia swoich słów.
– Nie jesteś cyborgiem? Ani robotem?
Sierra zaśmiał się krótko i niewesoło.
– Nie zaprzeczę. Nie potwierdzę. Cholera wie czym ja tak właściwie jestem. Nie pamiętam, żebym był inny. Służyłem w Talosańskich Siłach Porządkowych, więc... To skomplikowane.
Przestań tyle gadać, Sierra. Dobrze ci radzę, przestań tyle gadać... Zwłaszcza o sobie.
– Wiesz co? Chodźmy się przejść poza ścianami huty, co? – zaproponował. Wiedział, że bezradnie się miota. Im bardziej się starał uratować swoją godność i reputację, tym gorzej mu szło. Może powinienem sobie odpuścić i zobaczyć co się stanie?
– Zabierasz mnie na spacer po złomowisku? – Phaedra uśmiechnęła się.
– Nie wyglądasz jakbym miał cię bronić przed złem... Więc dlaczego nie?
Tym razem Phaedra wsunęła ramię pod jego rękę i przysunęła się do niego.
– No to idźmy – zgodziła się, za nic mając przestrzeń osobistą Vassila.
Nie zaszli daleko. Krążyli po wewnętrznych strefach złomowiska, gdzie góry śmieci były najwyższe może od kwadransa, gdy usłyszeli wysoki pisk dziecka. Oboje zastygli w bezruchu, nasłuchując.
– To gdzieś bliżej pustyni... – mruknął Sierra cicho.
Tyle wystarczyło, by Stitch wystrzeliła do przodu, nawet nie oglądając się na niego. Sierra zerwał się do biegu tuż po niej, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że pewnie i tak jej nie dogoni. Dlatego skoncentrował się na tym, by przynajmniej jej nie zgubić. W biegu świat skakał znacznie bardziej i szybciej niż podczas normalnego kroku, więc zadanie i tak było wymagające.
Dobiegli tak do rozwidlenia ścieżek i zatrzymali się. Phaedra wyglądała dokładnie tak jak powinien wyglądać szukający tropu drapieżnik. Wodziła wzrokiem od jednej drogi do drugiej, wyraźnie spięta i czujna. Była przerażająca.
Drugi pisk rozległ się znacznie bliżej tuż za ścianą złomu. Dla Stitch nie stanowiło to problemu. Z gracją kocicy wspięła po stromej stercie blach i śmieci. Błyskawicznie zniknęła po drugiej stronie. Vassil zdążył tylko westchnąć, rozumiejąc, że on musi pójść dookoła. Dlatego nie tracąc jeszcze więcej czasu, szybkim truchtem ruszył wzdłuż ściany. Też chciał znaleźć krzyczące dziecko i sprawdzić co się stało. Dzieci nie krzyczą w ten sposób z byle powodu.
Zza wraku samochodu wyskoczyła niewielka istotka. Potknęła się w piasku, przewróciła i zerwała z powrotem na nogi, podpierając się rękami. Ani na moment nie zwolniła biegu. Dosłownie chwilkę po niej wybiegła Phaedra. Kobieta niemal bez przerwy zerkała przez ramię. Vassil nie czekał, by zobaczyć co było na tyle odważne, by gonić dziecko nawet po tym, gdy do pościgu przyłączyła się Stitch.
– Zajmę się dzieckiem! – zawołał do zębatej, przyspieszając.
Wydawało mu się, że zobaczył jak Phaedra skinęła głową na znak, że przyjęła do wiadomości, a potem zatrzymała się i odwróciła przodem do pościgu. Vassilowi nie pozostało nic innego jak wywiązać się z danego słowa. Zorientował się w którą stronę kieruje się dziecko, a potem na pół ślepo pognał przed siebie, modląc się w duchu, by z niczym się zderzyć i nie zgubić śladu.
Stitch? Niniejszym mianuję tę dwójkę shipem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz