sobota, 4 sierpnia 2018

Od Zero (CD Kaina) - Witamy w Arc

        Drzwi zasunęły się za Zero automatycznie, skutecznie odcinając go od wszelkich odgłosów z zewnątrz. Już na ulicy wydawało mu się, że Arc jest upiornie ciche, ale teraz dopiero zauważył, iż mimo wszystko żyło i wydawało dźwięki. ,,Tylko martwi nic nie mówią", powiedział do niego kiedyś pewien ponury rewolwerowiec. Arc było jak najbardziej żywe, tylko z jakiegoś powodu się z tym kryło. Jak żółw w skorupie, w obawie przed skagami. Albo młody płatokolec ze zdobyczą, który boi się, że coś mu ją odbierze, poprawił się w myślach najemnik.
    Przeszedł przez martwy przedpokój, mijając schludnie ułożone buty. Dwie pary, obie tego samego rozmiaru i nieskazitelnie czyste, bez śladów błota czy pyłu z pustyni. Przy kolejnych rozsuwanych drzwiach znajdował się gładki ciemny panel. Wiedziony domysłem, Zero stuknął w niego palcem. Ekran zamigotał, pokazując symbol obracającej się klepsydry i napis ,,Proszę czekać. Gospodarz zaraz odbierze". Po dłuższej chwili oba zastąpiła ciągła linia, drgająca z każdym słowem:
    - Dzień dobry? Mogę w czymś pomóc?
    Głos był niesamowicie czysty, jakby Lin Xio Zhu stała tuż obok, a nie mówiła przez domofon. Zero domyślił się, że kobieta go widzi. W innym wypadku odebrałaby zapewne od razu i nie brzmiałaby tak podejrzliwie.
    - Jestem Zero - przedstawił się łowca nagród. - Przyszedłem w sprawie Wisielca.
    Zhu zaniemówiła na kilka sekund.
    - Doprawdy? - odpowiedziała w końcu. - Przestałam szukać pomocy już wieki temu... jak mnie pan znalazł?
    I kto cię wpuścił do Arc?, wyczytał z tonu wypowiedzi.
    - Korzystając z cierpliwości i staromodnego śledztwa - wyjaśnił. - Dalej jest pani zainteresowana ofertą, czy pakowałem się między snobów i Wandali na marne?
    Arkanka znowu zamilkła na chwilę. Bezpośredniość Zero mogła się do tego w jakimś stopniu przyczynić, ale mężczyzna miał szczerze dosyć konwenansów. Zhu nie miała wobec niego żadnego szacunku - tego był pewien - i nie zamierzał udawać, że z jego strony jest inaczej. Był wykończony, nie miał wiele czasu i cała sprawa na dodatek paskudnie śmierdziała. To zlecenie zaczynało już nabierać osobistego charakteru, a przecież nikt jeszcze nie obiecał Zero zapłaty.
    Tak jak się spodziewał, Zhu nie była przerażoną damą w opresji - jej głos nabrał o wiele paskudniejszej nuty, także porzucając wszelkie uprzejmości. Zero może i nie był najlepszym negocjatorem, ale przynajmniej potrafił dotrzeć do sedna dyskusji w kilku prostych słowach.
    - Ciekawy dobór słów jak na włamywacza - skomentowała Arkanka. - Zdajesz sobie sprawę, że zdałeś się na moją łaskę? Wezwanie ochrony wymaga jednego telefonu, a ode mnie oddzielają cię pancerne drzwi.
    - Zauważyłem. Wiem także, że nikogo nie wezwiesz.
    - A to dlaczego?
    - Bo jesteś zainteresowana wynajęciem mnie do znalezienia Wisielca. I, jakkolwiek byś się z tym nie kryła, nadal boisz się, że za tymi niezawodnymi drzwiami gdzieś czeka na ciebie ten wariat - oświadczył pewnie Zero. - To jeden z waszych, prawda? Dostanie się do Arc nie może być dla niego większym problemem, skro tak się go obawiasz.
    Domofon wychwytywał dźwięk tak dokładnie, że szary najemnik był w stanie usłyszeć jak kobieta po drugiej stronie wstrzymała oddech. Nie potrzebował odpowiedzi, by wiedzieć, iż jego teoria się sprawdziła.
    - Sugerujesz, że po Arc mógłby bezkarnie szaleć psychopata? - Zhu była uparta. Nie zamierzała przyznać przyjezdnemu racji, chociaż doskonale znała prawdę. Zero w sumie się jej nie dziwił, w końcu Arkanie od dawna uważali wszelkie skrzywienia psychiczne za cechę typową Talosanom. Żaden nie chciałby się przecież porównywać do jednego z ,,tych szaleńców", ale ich sztywny światopogląd nie mógł zmienić rzeczywistości. Każdemu człowiekowi psychopatia grozi na podobnym poziomie, który stymulują ciężkie warunki, traumatyczne przeżycia, obsesje, czy nawet geny. Łowca nagród był dogłębnie przekonany, że nie istnieje społeczeństwo pozbawione wariatów, a arkańskie warunki, ze swoimi wymogami i stresem kładzionym na barki obywateli, prawdopodobnie nawet temu zjawisku sprzyjały.
    - W Arc na pewno OBECNIE go nie ma, jeśli to cię martwi - odpowiedział Zero, ignorując bezsensowny sprzeciw. - Trafiłem na ślady jego działalności w Cargo. Możliwe, że nadal cię tam szuka.
    Lin Xio Zhu westchnęła zrezygnowana.
    - Czyli nie ma sensu dalej udawać... - powiedziała na wpół do siebie.
    - Cieszę się, że w końcu doszliśmy do porozumienia - łowca nagród założył ręce na piersi. - A teraz proszę mi powiedzieć całą prawdę o Wisielcu. Tego wymaga ode mnie zlecenie.
    - Jeszcze się do niczego nie zobowiązałam - przypomniała mu kobieta.
    - Zobowiążesz się - zapewnił ją spokojnie mężczyzna. - Ktoś musi pokryć koszty mojej fatygi i szkód, jakie wyrządziłaś nieudolnie myląc swój trop.
    - A jeśli tego nie zrobię?
    - Cóż, będziesz miała kolejny powód, by do końca życia nie wyściubiać nosa poza swoje mieszkanko.
    Arkanka parsknęła wisielczym śmiechem.
    - Lubicie przypierać niewinnych ludzi do muru, co?
    - Huxley też nie prosiła się o taki los - zauważył Zero. Powoli tracił do tej kobiety cierpliwość. - Ilu jeszcze postronnych ma zginąć z ręki psychopaty, zanim weźmiesz na siebie choć trochę odpowiedzialności?
    Ostatni argument chyba już do niej trafił. Zhu musiała w głębi duszy czuć się winna śmierci Huxley, mechanika z Cargo, na którą przypadkiem naprowadziła Wisielca. Po chwili grobowej ciszy zaczęła nareszcie opowiadać Zero całą historię:
    - Khan Min Thai. Tak ma na imię. Pracował ze mną w dziale telekomunikacji. Był... normalny, nic nie zapowiadało, że ma nierówno pod sufitem. Pomagał nowym, stawiał wszystkim lunch, kilka razy nawet zaprosił mnie na kolację. Mniej więcej w tym samym czasie, gdy zaczęłam się częściej spotykać z Khanem, z mojej okolicy zniknęła młoda dziewczyna, półkrwista Arkanka. Byłam... no, nie myślałam jasno i jakoś mnie to wszystko ominęło. Nawet podejrzenia mojej przyjaciółki, że chyb ktoś ją śledził w drodze do domu. A potem po niej także wszelki słuch zaginął.
    - Też była półkrwi? - przerwał jej Zero.
    - T-tak - odpowiedziała Arkanka, lekko speszona.
    - I także znała Khana?
    - Tak...
    Szary kiwnął głową w namyśle i dał jej znak aby kontynuowała.
    - Khan nie przychodził do pracy przez kilka dni po zaginięciu Zoe. Pomyślałam, że może się rozchorował i poszłam go odwiedzić. Zastałam go w przejściu między mieszkaniem, a ulicą... miał w ręce buty Zoe. Obok stał niezawiązany worek na śmieci, z którego wystawał rękaw bluzki... także jej. Tej samej, którą miała na sobie, gdy się rozstałyśmy po pracy tamtego dnia. Ja... ja... - głos Zhu załamał się na moment, ale już po chwili podjęła opowieść: - Wybiegłam stamtąd zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Byłam przerażona i pewna, że zabił Zoe. I że może chcieć zrobić krzywdę także mi. Poszłam z tym do komendy ochrony, zajęli się sprawą niemal od razu, ale nie byli za bardzo przekonani do mojej wersji wydarzeń. Khan przyszedł bez wahania na przesłuchanie, ale zniknął tego samego wieczoru. Następnego dnia znalazłam pod swoimi drzwiami list: ,,Nie buduj stryczku. Sam to zrobię..." - urwała na moment. - ,,... talosańska wywłoko".
    Półkrwiste Arkanki. ,,Talosańska wywłoka".
    Zero niemal widział, jak wszystkie elementy układanki wskakują na swoje miejsce. Wiedział już, co łączyło każdą ofiarę, od pierwszej zaginionej zaczynając i - jak się domyślał - na Huxley kończąc. Jeśli miał rację, nikt nie zginął przypadkowo. Sprawca miał motyw, wręcz obrzydliwy, ale wyraźny.
    - Czyli ,,Lin Xio Zhu"... - zaczął, domyślając się odpowiedzi.
    - To przykrywka - kobieta westchnęła. - Tak naprawdę jestem jednoimienną. Nazywam się Mei Liang... czy raczej ,,nazywałam", bo w bazie danych pod tym nazwiskiem znajdziesz tylko puste mieszkanie i nieaktualne dokumenty.
    - Skąd więc ta wycieczka do Cargo?
    - Właśnie z powodu nazwiska. Dostawałam nowe listy przez następne dwa dni: na progu rano i po powrocie z pracy, na moim biurku w dziale telekomunikacji, na adres mailowy, wszystkie o podobnym przesłaniu do pierwszego. Trzeciego wszystko się uspokoiło... ale rankiem czwartego znalazłam pod drzwiami linę z zawiązaną na końcu pętlą. Wtedy do mnie dotarło, że ten wariat nie da mi spokoju aż albo mnie dorwie, albo sama ze sobą skończę. Mei Liang musiała zniknąć. Dlatego bez słowa wyjaśnienia udałam się do Cargo. Mieszka tam pewna... osoba, która potrafi dobrać się nawet do arkańskiej bazy danych. Musiałam tylko przeczekać kilka dni w mieście.
    - Przez ten czas nocowałaś u Huxley, a Wisielec zdążył złapać twój trop i prawie cię dogonił - dokończył Zero. - Masz nową tożsamość, nowy adres i zero podejrzeń wobec zaginięcia Mei Liang i nagłego pojawienia się Lin Xio Zhu. Ale mimo wszystko boisz się, że Khan tu wróci.
    - Bo wróci - zapewniła go Mei. - To maniak, który na dodatek doskonale wie, co robi. Zna system Arc na wylot. Po co ma siedzieć na zewnątrz, kiedy to cholerstwo odpowiedniej osobie poda wszystkie informacje o półkrwistych z dokładnością do godzin pracy? Ochrona nie zrobi z tym NIC. Nikogo nie obchodzi los jednoimiennych.
    No to bym cię zaskoczył, pomyślał Zero.
    - Mam jeszcze jedno pytanie - zaczął po chwili ciszy. Milczenie Liang uznał za zgodę. - Czy znasz więcej jednoimiennych mieszkających w Cargo? Jeśli Wisielec dalej tam jest, to pewnie ich szuka.
    - Niech pomyślę... - Arkanka zastanowiła się. - Gdy szukałam noclegu, usłyszałam o Tan Cho, czyli ,,Huxley", bo kryła się z imieniem... i Ianie Kelley? Chyba tak to brzmiało... nikogo więcej nie kojarzę.
    - Lepsze to niż nic - stwierdził szary.
    Wtedy drzwi za jego plecami rozsunęły się, wpuszczając do środka z powrotem nikłe odgłosy arkańskiej ulicy. Tuż za progiem stał Kain, dysząc lekko i pilnując końca osiedla.
    - Chyba czas znikać - rzucił krótko z uśmiechem niewiniątka.
    Zero westchnął - ciężko stwierdzić, czy bardziej ze zrezygnowania, czy z frustracji - i obrócił się ostatni raz do ekranu.
    - Wrócę po nagrodę - powiedział stanowczo, po czym, nie oczekując odpowiedzi, pobiegł za Flintem, który najwyraźniej nie miał ochoty na niego czekać.
    Ledwo przeszedł przez próg i usłyszał ostrzegawczy okrzyk rozkazujący mu się zatrzymać. Łowca nagród oczywiście nie widział powodu, by słuchać czwórki zbrojnych rozganiających zdziwionych cywili. Gdy od klatki schodowej za rogiem dzieliło go kilka metrów, przeteleportował się na półpiętro, lądując obok Marcusa wypatrującego kolejnych ochroniarzy na piętrze. Wspięli się wyżej zanim pościg zorientował się, że zostawiony na ulicy cyfrowy klon szarego najemnika wcale nie zamierza założyć rąk za głowę.
    - Coś ty zrobił? - zapytał Zero spokojnym tonem, jakby obecna sytuacja wcale go nie zdziwiła.
    - Oglądałem rzeźbę! - tłumaczył się Flint. - Chcą mnie zgarnąć za kontemplowanie sztuki!
    Nagle w całej piramidzie rozbrzmiał alarm. Brunet tylko wbił wzrok w sufit.
    - No dobra, TO już lekka przesada! - stwierdził.
    Zza rogu kilkanaście metrów przed nimi wybiegł Widmo. Mężczyzna zobaczył ich od razu i machnął ręką na znak, by skręcili za nim między dwa mury ciemnych butików, zamkniętych o tej porze. Zatrzymali się w trójkę na końcu alejki, wypatrując nadchodzących patroli przez szklane ściany sklepiku. Alarm nadal wył niemiłosiernie.
    - Nie chciało wam się czekać z zamieszaniem, co? - rzucił złodziej.
    - Ja zdobywałem informacje - Zero wzruszył ramionami. - A on się włóczył - dodał, wskazując Kaina kciukiem. Ten rozłożył bezradnie ręce.
    - Nie wiem, co zrobiłeś, ale nie przypisuj sobie zasług za alarm - powiedział do niego Plaga.
    - Kamień z serca - burknął Marcus. - Co to wycie w takim razie oznacza?
    - Że jakiś budynek wyleciał w powietrze i cały wydział ochrony pilnuje, by potencjalny sprawca nie opuścił miasta.
    Zero spojrzał na złodzieja lekko przechylając głowę. Miał na końcu języka adekwatny komentarz, ale powstrzymał się od wypowiedzenia go na głos. W końcu ich umowa zakładała, że będą załatwiać w Arc własne interesy.
    Kain jednak wydawał się tą wiadomością otwarcie zbulwersowany:
    - Ktoś wysadził budynek niedaleko stąd i mnie przy tym nie było?!
    - Pocieszy cię wiadomość, że jesteś głównym podejrzanym, skoro dałeś się zauważyć? - spytał Widmo.
    - I dlatego właśnie nie powinniśmy tu zostać ani chwili dłużej - szary zakończył dyskusję i wyszedł za róg.
   Zaledwie zdążył usłyszeć wystrzał, nim coś brutalnie szarpnęło jego głową do tyłu. Mimo oszołomienia w ułamku sekundy zrozumiał, że nic wcale go nie pociągnęło - dostał od frontu, centralnie w głowę. Zamroczony siłą uderzenia, niezdarnie schował się z powrotem obok towarzyszy, a jego śladem pomknęła przyspieszająca seria kul. Oparł się o ścianę, ratując od upadku. Przez jedną przerażającą chwilę miał w głowie kompletny mętlik. Co się właściwie stało?
    - Ja pierdolę... - wydusił z siebie Flint, patrząc z niedowierzaniem na Zero. Przeniósł wzrok na Widmo. - Jaki to kaliber?
    Kaliber?
    - Zapewne bliski rozerwaniu kuloodpornego szkła - złodziej nieufnie spoglądał to na szarego, to na wysuniętą z sufitu wieżyczkę, nie potrafią namierzyć ich przez zimne szkło. - Automat.
    - Tyle to sam zauważyłem - Kain wskazał niepewnie na łeb Zero. - Namierzyła cię niemal natychmiast.
    Szary przez ten czas tylko potrząsnął głową kilka razy, starając się ocucić. Dawno nie przechodził przez podobny szok i nie miał ochoty tego kiedykolwiek powtarzać. Jasność myślenia była jednym z jego najlepszych atutów, przeganiającym nawet zdolność do teleportacji. Gdy coś nagle go jej pozbawiało, zaczynał się bać, a w następstwie tracił resztki swojej nieludzkiej cierpliwości. Nie chciał, by ktokolwiek widział go bezradnego i wściekłego. To kłóciło się z budowaną latami reputacją chłodnego profesjonalisty, któremu nigdy nie drżał ani głos, ani palec na spuście. Teraz mógł się tylko cieszyć, że w oczach Widma i Kaina nie miał twarzy, która mogłaby cokolwiek zdradzić.
    Na szczęście, nauczony doświadczeniem, potrafił dojść do siebie dosyć szybko, chociaż z jego perspektywy każda sekunda otępienia ciągnęła się niemiłosiernie. Gdy już uniósł rękę na znak, że wszystko z nim w porządku, zauważył długą, grubą rysę przecinającą mu widok. Nie... nie rysę. Pęknięcie.
    Sięgnął ręką w stronę głowy i przejechał palcami po czarnej szybie. Tak jak się obawiał, uszkodzenia były gorsze niż wyglądały od środka. Pocisk z wieżyczki odbił się od hełmu, ale pozostawił po sobie wklęsłe wgniecenie w kształcie wielokąta.
    - Mocna ta szyba... - skomentował Kain zafascynowany. - Oberwałeś już tak kiedyś?
    - Z zasady nie obrywam w ogóle - odparł Zero spokojnie, chociaż w duchu nadal był wściekły na własną nieuwagę. - Jakiś pomysł jak to wyłączyć? - zmienił temat.
    - Coś na to mam - Widmo wyjął z kołczanu strzałę zakończoną wąskim walcem. - Ale muszę mieć czas na strzał.
    - Załatwi się - szary utkwił wzrok w sporej donicy na środku szerokiego chodnika, jakieś pięć metrów od nich.
    Mężczyzna spojrzał na niego powątpiewająco, ale rozłożył łuk.
    - Chcesz znowu rzucać się pod ostrzał? - zapytał.
    - Udajmy, że niedawne zdarzenie z udziałem mojej głowy i wieżyczki nie miało miejsca - zaproponował najemnik. - Przygotuj się - rzucił po chwili do złodzieja i wybiegł z ukrycia.
    Wyczekał do ostatniego momentu i przeteleportował się za donicę, zostawiając za sobą sobowtóra. Wieżyczka rozerwała klona na błękitne drobiny aż zbyt szybko i zdążyła jeszcze zauważyć znikający za osłoną łokieć. Posłała jeszcze dwie kule za prawdziwym Zero, żłobiąc w boku donicy głębokie bruzdy. W tym samym czasie Plaga zdążył wychylić się zza butiku i posłać strzałę w wieżyczkę. Grot eksplodował chmurą gęstego dymu. Łowcy nagród nie tracąc ani chwili przebiegli przez chodnik, przemierzając prawie ostatnią prostą do samochodu Marcusa. Flint zdążył jeszcze spojrzeć na ślady w kamiennej donicy. Potem jeszcze raz popatrzył na uszkodzony hełm Zero.
    - Oni tym cywili pilnują?! - wypalił.
    - Niecodziennie ktoś tutaj wysadza budynki - odparł Widmo. - Witamy w Arc.

        - Czyli Wisielec jest idealistycznym maniakiem - podsumował Flint, na zmianę obracając nóż wte i wewte. Czubek ostrego, zadbanego ostrza żłobił leniwie otwór w lakierowanym blacie.
    Zero spojrzał ponownie w swoje odbicie w szybie i westchnął cicho. Ta wyprawa kosztowała go więcej niżby sobie życzył.
    - Wszystko na to wskazuje - odpowiedział.
    Było południe. Rozstali się z Plagą już jakiś czas temu w okolicy Annville, na życzenie złodzieja. Zero nie miał pojęcia, jak go potem odnajdzie przy podziale nagrody. Miał tylko nadzieję, że mężczyzna nie upomni się o nią bez jego wiedzy. Po dotarciu do Cargo, z braku lepszych pomysłów, podzielił się z Kainem podejrzeniami co do Wisielca. Miał nadzieję, iż brunet jako miejscowy może rzucić jeszcze trochę światła na całą sprawę. Bar ,,Szkło i hak" o tej porze bardziej przypominał jadłodajnię. Ruch był o wiele mniejszy niż poprzedniego wieczoru, ale nadal nie było tu absolutnie cicho - klienci śmiali się i głośno rozmawiali, a ze starej szafy grającej leciała muzyka chyba sprzed wieku. Kain kilka razy dał ręką znać chłopakowi za barem, by przełączył na inny utwór, na co ten tylko unosił kciuk w górę i niemal od razu spełniał jego życzenie. Zero nie musiał długo zgadywać, by domyślić się, że Flint był tu stałym klientem.
    - Szczerze? Ciężko mi wyobrazić sobie jednego z tych snobów czającego się w ciemnej alejce z długim nożem - stwierdził brunet. - I to jeszcze na jednego ze swoich.
    - Wisielec nie uznaje jednoimiennych za swoich - poprawił go szary.
    - ,,Jednoimiennych"?
    - Pół Arkan, pół Talosan. Niektórzy w Arc nie mają takich obiekcji przed kontaktem z rodzonymi mieszkańcami planety - wyjaśnił Zero.
    - Spotkałem już trochę tych ,,bardziej talosańskich Arkan", ale nie miałem pojęcia, że czymś się różnią od tych z Arc.
    - Bo biologicznie nie różnią się niczym poza genami. Władze piramid najwyraźniej również zdają sobie z tego sprawę, skoro ,,półkrwiści" nie mają problemów z legalnym zdobyciem papierów i obywatelstwa. Mimo to Arc nadal pozostaje hermetyczną społecznością. Dwuimienni mają głęboko zakorzeniony wstręt do każdej namiastki Talosu, więc pół Arkanie dostają tylko jedno nazwisko: po arkańskim rodzicu. W danych nie podaje się niczego o matce lub ojcu będącym Talosaninem.
    Kain parsknął śmiechem.
    - Naznaczają sobie kozły ofiarne? - rzucił.
    - Raczej nie taki mieli zamiar - stwierdził szary. - Ale faktycznie, jednoimienni są w pewien sposób naznaczeni i zdarzają się Arkanie uważający ich za gorszych od siebie. Wisielec poszedł od krok dalej i zaczął usuwać półkrwistych, zaczynając od swoich sąsiadek i współpracowniczek. Wiem tylko o dwóch morderstwach w piramidach, które uszły mu na sucho, bo działał subtelnie, ale Liang nakryła go przy ukrywaniu dowodów. Potem śledził ją aż tutaj, a w Cargo przy takim procencie przestępczości nie musi przejmować się niczym.
    - Hux - domyślił się Marcus. Skrzywił się lekko. - Była jednoimienną?
    Zero skinął głową.
    - I nie będzie jego ostatnią ofiarą, jeśli go dzisiaj nie znajdę - dodał. - Jestem prawie pewien, że Wisielec zgubił trop Liang gdy przypadkiem trafił na Huxley. A skoro znalazł jedną, to musiał się zorientować, że nie mogła być jedyną jednoimienną w Cargo. Nie jest głupi. Szukanie nowych celów tutaj jest trudniejsze niż z dostępem do bazy danych w Arc, ale liczy się z o wiele mniejszym ryzykiem. Ostatecznie morderstwo w Cargo bardziej się opłaca niż tam.
    - Gdy następnym razem spotkam szeryfa, zaproponuję mu, żeby umieścił te słowa na broszurce dla turystów - Marcus wycelował nożem w rozmówcę dla podkreślenia swoich słów. Czubek zatrzymał się na wysokości felernego wgniecenia. - Zamierzasz w takim stanie polować na psychopatę? - zapytał z podejrzanym uśmiechem.
    - Ktoś musi - mężczyzna wzruszył ramionami.
    Kain zastanowił się długą chwilę.
    - Wiesz co? Chyba mogę coś na to poradzić - oświadczył, po czym nie czekając na odpowiedź wstał i ruszył w stronę baru.
    Zero śledził wzrokiem jak zaczepia chłopaka za ladą. Gadali dobre kilka minut. W pewnym momencie rozmowa przeszła w zażartą dyskusję, jakby się o coś targowali. I rzeczywiście - po chwili namysłu chłopak uścisnął Flintowi dłoń i zniknął za drzwiami na zaplecze. Wrócił niosąc pod pachą spory, zaokrąglony pakunek. Kain przyniósł swoją zdobycz, tryumfalnie stawiając ją na stole przed Zero.
    - Ta-da! - zawołał. - Nie musisz dziękować. Wystarczy mi moja część nagrody za Wisielca.
    Szary popatrzył na niego nieufnie. Domyślając się już, co właśnie kupił Marcus, rozwinął grubą warstwę materiału, odsłaniając czarną kuloodporną szybę, podobną do jego własnej. Całość jednak okazała się nieco bardziej... oryginalna. Szkło otaczała prawdziwa kość, na pewno mocniejsza niż się wydawała. Hełm ktoś wmontował w wyszlifowaną, dopasowaną do jego kształtu czaszkę, kompletną, razem z zestawem drobnych kłów na przedzie. Zero nie miał zielonego pojęcia, czym mógł być jej oryginalny właściciel.
    - Nowiutki, w pełni sprawny arkański hełm - wyjaśnił z dumą Flint. - Nie mam pojęcia, skąd Roger go wytrzasnął, ale ma chłopak talent do prawdziwie talosańskich ozdób. Planowałem kupić to cacko już od jakiegoś czasu.
    - I tak po prostu mi go odstąpisz? - zapytał z powątpiewaniem Zero. Wcisnął przycisk ukryty tuż na krańcu wewnętrznej strony hełmu i na czarnej szybie wyświetliło się kilka bladych cyfr, których znaczenia nie rozumiał.
    - Umówiłem się z Rogerem, że do końca tygodnia wpadniesz, by za niego zapłacić - odparł brunet. - Poza tym... - wziął do ręki nowy nabytek, pomajstrował chwilę w jego wnętrzu i postawił z powrotem frontem do szarego. - Przyda ci się trochę stylu.
    Na szybie wyświetlał się już tylko jeden numer: zero.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz