Kiedy Blade przemierzała ulice Cargo, leniwe słońce właśnie kończyło powolną wspinaczkę po nieboskłonie, osiągając upragniony, najwyższy punkt na niebie. Dzisiejszy upał wszystkim dostatecznie dawał się we znaki, zmuszając wielu mieszkańców miasta do pozostania w cieniu swych domostw, bądź sklepów, czy też innych budynków, ściśle związanych z prowadzonymi przez nich interesami. Fakt, że przez lejący się z nieba żar nie spotkała na swej drodze żywej duszy, sprawił, że kobieta poczuła się zdecydowanie lepiej, snując się kolejnymi ulicami w opuszczonym sercu miasta. Cóż, dla niej to miejsce nigdy nie było czymś p e w n y m . Kojarzyło się ze zbyt wieloma bliznami, chociaż minęły miesiące, odkąd przestała całkowicie unikać świateł wielkich miast. Co nie znaczy jednak, że nie przestała darzy ich szczerą niechęcią.
Właściwie to pojawienie się tutaj nie było do końca jej własnym wyborem. Chociaż Nożowniczka uważała siebie samą za osobę całkowicie wolną, nie podlegającej absolutnie nikomu, to jednak istniało kilka czynników, mających stosunkowo duży wpływ na jej życie. Przede wszystkim, jak każdy normalny człowiek, musiała jeść i pić, trochę snu również by jej nie zaszkodziło. Poza tym, jak każdy normalny łowca nagród, musiała się w coś zbroić, a odkąd ceny naboi poszły w górę, zmuszając coraz większą liczbę wyrzutków do kradzieży, właściciele sklepów jeszcze baczniej obserwowali sprzedawane produkty. W efekcie, kradzież dobrej broni graniczyła z cudem, dlatego Blade musiała załatwiać potrzebny sprzęt w trochę mniej nielegalny sposób. Pieniądze, które otrzymała po zakończeniu sprawy z Basanovą wystarczą jej jeszcze na jakiś czas, jednak na wszelki wypadek, wolała znaleźć w okolicy nowe zlecenie. To właśnie po to przyszła do Cargo. Wędrując ulicami, zaglądając od barów, do sklepów, próbowała dowiedzieć się czegokolwiek, co mogłoby później okazać się przydatną informacją w poszukiwaniu nowego zlecenia. Jednak zamiast przydatnych rzeczy, w knajpach czekały na nią tylko opowieści i filozofie spitych starców, przez których głupotę Blade miała ochotę śmiać się i załamać jednocześnie. Właściwie to znosiła te wszystkie bezsensowne gadaniny, jak na nią stosunkowo dobrze, jednak bomba w jej głowie uaktywniła się, kiedy po kilku komentarzach wdała się w bójkę z dwoma „bajarzami” w knajpie U Thomson’a i tym samym, po wymianie kilkudziesięciu strzałów, wszyscy zostali wyrzuceni na ulicę. Takim oto sposobem, Blade musiała kontynuować uliczną wędrówkę, choć od braku zlecenia, oraz topiącego się przed oczami gorąca, bardziej przeszkadzały jej słowa jednego ze staruchów, z którym (oraz jeszcze kilkoma innymi strzelającymi) zostali wyrzuceni z baru (albo też specjalnie uciekli, by przypadkiem nie musieć płacić za wyrządzone szkody, na jedno wychodziło).
Cóż, być może, gdyby dziewczyna nie była tykającą bombą i nie reagowałaby na podobne sprawy, pociągając za spust, a starzec swoją gadaniną nie dotknąłby jej osobistych spraw, rozegrana strzelanina wcale nie miałaby miejsca. Jednak, ponieważ Blade była tym, kim była, cała afera zakończyła się dziurami w suficie, pokruszonym szkłem, paroma połamanymi żebrami, złamaniem, bodajże jednym lud dwoma, oraz postrzałem przypadkowego przechodnia. Kobieta wyszła z awantury z kolejnymi zadrapaniami i płytką raną na brzuchu, krwawiącą tuż obok tatuażu, więc jeśli pojedynek miałby być przez kogokolwiek sędziowany, zapewne ogłoszono by ją zwycięzcą.
To miasto… cholernie działa mi na nerwy, zauważyła (szkoda, że nieco nie w porę), kiedy skończyła przykładać kawałek materiału do rany, która pod wpływem gorąca niesamowicie piekła.
Po przejrzeniu jeszcze kilku ulic, zajrzeniu do kilkunastu zaułków i zdarciu z ceglanej ściany ogłoszenia z jej wizerunkiem , obok którego wyznaczono nagrodę „za żywą, lub martwą”, zdecydowała się opuścić Cargo.
Koniec końców, nie udało jej się niczego dowiedzieć, a zamiast tego podarowała miastu niewielką porcje chaosu i zamieszania, z których Talos i tak było już dostatecznie słynne. Nic tu po niej.
* * *
Mężczyzna skinął głową mrucząc coś pod nosem. Najwyraźniej nie podobało mu się, że Nożowniczka miała jakiekolwiek wątpliwości, co do szczerości jego słów. Zwłaszcza, że według jego opinii, to ona wyglądała tutaj na najmniej godną zaufania.
- Sama widzisz.- mruknął zakapturzony mężczyzna, wskazując lufą broni karawanę samochodów, wjeżdżających do kanionu.
Tak naprawdę, kiedy Blade w drodze z Cargo napotkała na swojej drodze niewielką grupę bandytów, słysząc o ich propozycji miała ochotę jedynie wywrócić oczami. Po opuszczeniu miasta nie miała najmniejszej ochoty na angażowanie się w cokolwiek, jednak kiedy jej stopy znów stąpały po rozgrzanych piaskach pustyni, a na twarz padał cień, rzucany przez ścianę kanionu, w mgnieniu oka powrócił jej dawny, bojowy nastrój. Byłaby teraz gotowa naszpikować wszystkich ochroniarzy karawany w pojedynkę, choć całe szczęście, nie podrzuciła tego pomysłu wspólnikom. Bo nawet jeśli Blade była wyjątkowo narwanym łowcą, to nawet ktoś taki, jak ona, potrafił ocenić swoje możliwości w starciu z przeciwnikiem.
- Obserwowaliśmy ten konwój, jeszcze zanim wysłaliśmy część naszych ludzi do Cargo.- do rozmowy włączyła się pewna kobieta. Miała ciemne, skośne oczy i długie, proste włosy o tym samym kolorze. Łowczyni nie miała najmniejszych wątpliwości, że bandytka nie była rodowitą talosanką.- Wcześniej pilnowało go więcej ochroniarzy. Teraz jest zdecydowanie słabiej uzbrojony.
- Poza tym.- zakapturzony mężczyzna najwyraźniej odczuł wielką potrzebę wtrącenia swoich trzech groszy.- Teraz, kiedy rozstali się z Dachowcem…
- Kim takim?- blondynka bezpardonowo przerwała rozmówcy, posyłając pytające spojrzenie w kierunku bandytki, specjalnie denerwując tym mężczyznę w kapturze. Najwyraźniej nie lubił być ignorowany.
- Był jednym z ochroniarzy, jednak zupełnie innym, niż pozostali. Cały czas siedział na dachu pickupa, mniej więcej w takiej pozycji.- ciemnowłosa usiadła po turecku, teatralnie przykładając palce do skroni.
- Już wcześniej próbowano napaść na karawanę.- dodał bandyta, jednak wyjaśniając, nie patrzył w kierunku Nożowniczki.- Skurwiela nie dało się zastrzelić!- mężczyzna uniósł się, a echo jego słów obiło się od ścian kanionu.
Blade zaklęła siarczyście, kiedy potrójne „zastrzelić!” pomknęło wzdłuż kilku korytarzy. Całe szczęście, nie dotarły do ochroniarzy karawany, inaczej bandyci mogliby tylko pomarzyć o udanym napadzie.
- Darrick ma rację.- skośnooka, której najwyraźniej wybuch towarzysza również nieźle podrażnił nerwy, szepnęła w kierunku wytatuowanej blondynki.- Ale jego już tam nie ma. Na własne oczy widziałam, jak wysadzili Dachowca gdzieś po drodze, niespełna dwie godziny temu. Bez niego, naszym przeciwnikiem jest garstka zwykłych ochroniarzy, z tym chyba sobie poradzisz, co?- słowa, a konkretnie te ostatnie, wypowiedziane ze szczególnym naciskiem, w ustach bandytki zabrzmiały, jak wyzwanie.
- Poradzimy.- poprawił ją zakapturzony, a według Blade zabrzmiał trochę, jak warczący terier. Nie skomentowała tego, choć miała na to wielką ochotę. Widząc zbliżający się konwój i światła pierwszego pickupa, odruchowo sięgnęła po Berettę.
Gdzieś w oddali rozległ się strzał. Fearchara obrzuciła ściany kanionu przelotnym spojrzeniem, natrafiając na jednego z bandytów, celującego z góry do pierwszego samochodu. Sądząc po zatrzymaniu się wozu, złodziej bezbłędnie trafił kierowcę w głowę, zmuszając konwój do zatrzymania się. To była ich szansa!
W mgnieniu oka z trzech stron kanionu, po bokach i z przodu, rozległy się huki oddawanych strzałów, którym wtórował dźwięk przeładowywanych broni.
Skośnooka miała rację, przeszło blondynce przez myśl, kiedy z pociągnięciem za spust pozbyła się drugiego, obranego przez siebie celu. Ci tutaj są gówno warci.
Cała akcja nie trwała specjalnie długo. Ochroniarzy było naprawdę niewielu, w porównaniu z liczbą bandytów, dlatego przedstawienie zarówno rozpoczęło się, jak i skończyło, kiedy padły pierwsze strzały. Sama Blade również nie wysiliła się specjalnie podczas „napadu”, choć gdyby mieli do dyspozycji mniej liczną grupę, możliwe, że starcie nie poszłoby im tak szybko i sprawnie.
Blade, upewniwszy się, że wszystkie trupy leżą tak, jak na martwych przystało, a więc nie poruszają kończynami, desperacko próbując chwycić za broń i wykonać ostatni strzał, schowała Berettę i ruszyła w kierunku karawany.
- Biorę tyły!- zawołała, choć właściwie nie była pewna do kogo powinna skierować te słowa.
Kobieta dopadła ciemnozielonego pickupa, jednak nim zdążyła chociażby otworzyć drzwi i wyrzucić z środka wozu martwego kierowcę, dotarł do niej jakiś hałas, dochodzący z paki samochodu. Nóż sam powędrował jej do dłoni, kiedy dziewczyna zbliżyła się do tyłów samochodu. Tym, co ujrzała, było…
- Co to jest, do jasnej cholery?!- zawołała, bardziej rozbawiona, niż zaskoczona. Na pace pickupa leżał zamaskowany mężczyzna. Nogi i ręce związano mu w taki sposób, że nie zdołałby wstać, nawet gdyby pozostawiony samemu sobie nie znajdowałby się pod czujnym okiem ochroniarzy. To właśnie przez te krępujące więzy, ucieczki nie umożliwiła mu nawet strzelanina i posłanie kulki rosłemu mężczyźnie, którego zadaniem najwyraźniej było pilnowanie jeńca.
- Coś nam się tu zaplątało.- usta Blade wykrzywiły się w paskudnym uśmiechu, kiedy zaskoczenie ustąpiło miejsca rozbawieniu.
Dziewczyna wdrapała się na tyły pickupa, nie myśląc zbyt wiele o tym, kim był zamaskowany mężczyzna w kapeluszu i dlaczego leżał związany na tyłach wozu. Tym samym nożem, którym zaledwie kilka chwil wcześniej była gotowa rzucić w nieznajomego, teraz zaczęła majstrować przy plastikowych zaciskach, uwiązanych przy przegubach rąk zamaskowanego.
- A ponoć to faceci zwykle ratują damy w opresji.- rzuciła, niby to mimochodem, jednak złośliwy uśmiech wciąż nie przestawał tańczyć jej na ustach.
Erron? W końcu Cię dopadłam! :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz