Ale czas mijał, a Amorowi coraz bardziej się nudziło. Sterczał tutaj już dobre kilka godzin. Dobijała już chyba dziewiąta rano. Owszem, mógł szukać typa w hełmie łażąc po mieście, ale wątpił, by przyniosło to lepsze rezultaty. Bądź co bądź, siedząc w jednym miejscu zwiększa szansę na spotkanie. Gdyby także on zaczął się przemieszczać, minęliby się kilkakrotnie na różnych piętrach, aż w końcu albo on dałby sobie spokój, albo cel wyjechałby już z Devlin. I po co marnować czas i nerwy? Plac na pierwszym piętrze opuszczonej huty był supłem wiążącym wszystkie uliczki. Prędzej czy później każdy odwiedzający miasto trafiał tutaj. Jeśli szanowany snajper ma się gdzieś przyczaić, to najlepiej właśnie tutaj.
Elliot westchnął już któryś raz w ciągu tej warty. Czy tylko on miewał wrażenie, że przez ostatnie pół godziny minęło zaledwie pięć minut? Durny czas. Po co świat go kupił? Może termin reklamacji jeszcze nie minął? Przydałby się jakiś lepszy model. Najlepiej taki, który potrafi sprawić, że raz godzina trwa dłużej, a innym razem niczym mgnienie oka. To byłoby genialne!
I gdy tak rozmyślał nad zmianą ustrojów świata, na plac weszła dwójka łowców nagród. Z miejsca dało się ich wyróżnić w tłumie. Dziewczyna miała psi łeb, karabin zarzucony na ramię i latającego okrągłego robota. Jej towarzysz natomiast dosłownie wystawał ponad tłum przez wzrost, a szary kombinezon i hełm z czarną szybą nie pomagały się ukryć.
Chwila moment...Hełm? Szary kombinezon? Cholera jasna!
Juarez natychmiast zerwał się z miejsca, dla pewności od razu włączając maskowanie. Śledził mężczyznę wzrokiem, aż zatrzymał się przy stoisku z bronią SMG. Tak, to bez wątpienia facet z listu gończego. Humor Erosa od razu się poprawił. Wziął łuk i sprawdził jeszcze raz dokręcony celownik. Mając wokół tyle możliwych przypadkowych ofiar wolał się upewnić, że trafi. Dobrał strzałę z haczykowatym, rozczepionym na trzy grotem, nałożył na cięciwę i spokojnie naciągnął ją unosząc broń. Czerwona kropka lasera zatańczyła na głowie odwróconego tyłem najemnika. Kilka razy przypadkowo się ześlizgnęła, co było dość normalne. Tylko robot byłby w stanie trzymać broń w zupełnym bezruchu, a cyborg to jednak w dalszym ciągu człowiek. Jeszcze chwila. Wdech. Wydech. Wdech...
Puścił strzałę z następnym wydechem. Gdyby miał jeszcze usta, zatańczyłby by pewnie na nich zwycięski uśmieszek. I całe szczęście, że jednak nie mógł, bo pocisk, ku wielkiemu zaskoczeniu Erosa, nie dosięgnął celu. Szary najemnik nagle po prostu zniknął i pojawił się metr dalej. Co gorsza, był już zwrócony w stronę Juareza z wycelowanym AVP. Kula, wycelowana na ślepo, walnęła w dach obok niego.
Amor lekko spanikował. Zamarł jednak w bezruchu, licząc, że maskowanie go nie zawiedzie. Jeśli teraz się ruszy, następny nabój nie spudłuje, tego był w chwili obecnej pewien. Nie mógł też jednak zostać na tym dachu na zawsze. Zepsuł robotę, cel został jasno poinformowany, że ktoś na niego poluje i, co gorsza, zamierzał oddać. Trzeba wiać, szybko, zaszyć się gdzieś, przeczekać to wszystko. Nie będzie ryzykował głową dla niepewnej zapłaty. Skoro pierwotny plan nie wypalił, nie ma co się silić. Comodo będzie musiała załatwiać swoje interesy sama.
Chłopak zaryzykował - powoli ruszył w bok, chcąc minąć komin za plecami. Może go nie zauważy, może mu się...
Strzał przeszył mu dłoń na wylot.
Gwałtowna reakcja układu nerwowego zakłóciła działanie kamuflażu. Elliot zaklął i szybko obejrzał się na plac. Facet w masce już biegł w jego kierunku, sprawnie prześlizgując się w spanikowanym tłumie gapiów. Cyborg zaklął po raz kolejny, zarzucił łuk na plecy i przesadził grań dachu, ześlizgując się po spadziźnie. Odbił się od jej końca, przeskakując nad wąską uliczką i wylądował na platformie po drugiej stronie. Nie oglądając się za siebie przepychał się przez tłumy rzucając krótkie ,,Przepraszam", ,,Sorka" i ,,Vice versa!" do każdego przeklinającego przechodnia. Obejrzał się - najemnik siedział mu na ogonie. Przed Elem znikąd wyrosła balustrada kończąca piętro. Chłopak zasalutował ścigającemu i przesadził barierkę wywołując przerażone ,,Och!" u stojących przy niej trójki dziewcząt. Gdy jednak mężczyzna w szarym kombinezonie dopadł krawędzi piętra i razem z nimi wychylił w poszukiwaniu mokrej plamy na chodniku, nie dostrzegli nic.
- Teleportacja - mówił do siebie Elliot idąc ulicą, dalej nie dowierzając w sytuację w jakiej się znalazł. - Sukinkot potrafi się teleportować...
W zawodzie snajpera-łowcy nagród nauczył się przed przystąpieniem do roboty baczyć na kilka istotnych faktów: wiatr, położenie ofiary, możliwość przypadkowych ofiar lub świadków i ewentualną drogę ucieczki, nie tylko dla strzelca, ale i dla celu. Ale do tej pory nigdy nie brał pod uwagę opcji, że jego cel może się teleportować, bo po co? Jego dotychczasowe ofiary tego nie umiały, a jeśli miały jakieś inne nadnaturalne umiejętności to zleceniodawca z miejsca go o tym informował. No właśnie...zleceniodawca. Chyba trzeba będzie pogadać z pewną panną w białym płaszczu.
Dał się wrobić. Podobno ta wredna suka zna gościa na wylot. Czemu więc nie uprzedziła, że facet potrafi coś takiego?! Cholera jasna, cały misterny plan w...
Zza rogu znikąd wyskoczyła zaciśnięta na rękojeści dłoń. Coś twardego walnęło Erosa w środek czoła.
Cyborg upadł na plecy odruchowo chwytając się za twarz.
- Ty sukin... - zaczął mamrotać starając się odzyskać ostrość widzenia. - Ładnie to tak atakować kogoś na środku ulicy?
- Zabawne, chciałem cię właśnie zapytać o to samo.
Elowi zniekształcony męski głos zmroził krew w żyłach. Odsunął dłonie od twarzy. Stał nad nim wysoki mężczyzna w szarym kombinezonie i hełmie z czarną szybą. W ręku trzymał katanę z błyszczącym błękitem ostrzem. Juarez zaklął chcąc zerwać się na nogi, ale najemnik chwycił go za fraki i przycisnął do ściany budynku przedramieniem wolnej ręki.
- Kto ci zapłacił? - walnął prosto z mostu. Nie brzmiał jakby był wściekły. Ton jego głosu świadczył o opanowaniu, jakby kierowała nim czysta ciekawość, a nie chęć zemsty. To dopiero nowość.
- No właśnie nikt - wystękał Elliot, nie mogąc sięgnąć palcami stóp podłoża.
- Czyli strzelanie do ludzi to dla ciebie czyste hobby?
Erosa naprawdę korciło, by palnąć swoją typową głupotę, ale tym razem się powstrzymał.
- Nie, serio, nikt mi JESZCZE nie zapłacił - wyjaśnił szybko. - Miało być po skończonej robocie...
Mężczyzna puścił go. Chłopak złapał oddech, opierając się rękami o kolana.
- Kto miał ci zapłacić? - ponowił pytanie szary. - Wiesz cokolwiek? Nazwisko? Pseudonim?
Kupidyn zerknął kątem oka na niebieskie ostrze. Katana błysnęła niebezpiecznie. Ciekawe, jak łatwo przecięłaby metal? Nie wyglądała na zwykłą robotę. Pewnie zwykły pancerz przy dobrym zamachu nie stanowił dla niej problemu. Amor nie wątpił też we wprawę trzymającej ją ręki. W sumie...po co ma kryć Comodo? Wrobiła go w tę robotę. Nie wspomniała słowem z kim właściwie Elliot miał do czynienia. Pewnie zwiała z miasta tego ranka.
- Przedstawiła się jako Comodo - odpowiedział Juarez prostując się, po czym dla pewności uściślił: - Chyba mutantka, ale nie mam pewności. Nic mi nie wyjaśniała, tylko dała to - wyciągnął z kieszeni zwinięty w rulonik list gończy.
Łowca nagród zerknął na niego. Zapadła minuta ciszy, która bardzo Ela zmartwiła. Wyczuwał nadchodzącą burzę. Ale zamiast niej szary tylko zmiął papier w dłoni i wyrzucił.
- Dziękuję za współpracę - powiedział, po czym popisowo obrócił w dłoni kataną i schował broń do pochwy na plecach. - Na przyszłość lepiej pytaj swoich zleceniodawców o szczegóły.
- Zapamiętam to sobie - westchnął cyborg unosząc wyciągnięty kciuk do góry.
Nagle, gdy nie groziło mu już błękitne ostrze, zamaskowany najemnik zaczął go bardziej ciekawić. Jak się można domyślić, tak łatwo Erosa nie zgubił - chłopak dogonił go ruszając ulicą razem z nim. Facet nawet nie obrócił głowy. Westchnął tylko mało zadowolony z towarzystwa.
- Niech zgadnę - zaczął. - Kolejny łowca nagród, któremu w grupie raźniej?
- Można tak powiedzieć - odparł wesoło cyborg.
- Wiesz, że minutę temu byłem zaledwie o krok od ścięcia ci głowy?
- Uuuuu, ktoś tu nie lubi negocjacji.
- Nigdy nie były moją mocną stroną - wzruszył ramionami. - Zero jestem.
- Elliot - przedstawił się chłopak. - Ale kumple mówili mi Eros.
- Chyba nawet wiem dlaczego - Zero rozejrzał się i machnął ręką do bawiącej się karabinem antropki - No to teraz jest nas troje.
Jen? Zero? Wybaczcie czas :<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz