- Niestety przyszło ci żyć w erze pojazdów mechanicznych - oparła się łokciami o kolana, podpierając dłońmi brodę. - Może powinieneś spróbować podróżować koleją?
- A lokomotywy nie zaliczają się do maszyn? - odparł mężczyzna unosząc jedną brew.
- Widziałam kiedyś w Cargo parowóz. Silnik parowy to chyba nie to samo co spalinowy, ale co ja tam wiem - wzruszyła ramionami, z jej ust jednak nie znikał uśmiech.
Pojazd ponownie podskoczył na wybojach. Garrett (niech już mu tak będzie) zacisnął palce na skrzyni, ale tym razem jego reakcja była zgoła łagodniejsza. Wziął głęboki wdech i wydech. Maddison wyjrzała ponad krawędź dolnej rampy. Górnej klapy ciężarówka po prostu nie miała i łowcy nagród mieli do dyspozycji pseudo okno na oddalające się już Annville. Mimo woli Evę również coś gryzło. Rzadko opuszczała znajome tereny. Sama perspektywa dłuższej podróży do tej pory napawała ją lekkim lękiem. I oto jedzie do Cargo, współczesnej stolicy talosańskiego przemysłu i handlu, odzyskać skradziony skarb.
- Jak mówiłem, panienko: każdy się czegoś boi - powiedział nagle jej towarzysz z wyraźną nutą zadowolenia, zupełnie jakby czytał jej w myślach.
Kobieta zacisnęła usta, starając się zignorować tę uwagę.
- Skąd ma pani ten strój? - zmienił nagle temat Garrett.
Maddie uniosła pytająco brew. Zaczynanie jakiejkolwiek konwersacji chyba nie leżało w naturze jej tymczasowego towarzysza, a przynajmniej tyle zdołała się domyślić przez ten krótki czas jaki się znali. Ale w sumie nie miała mu nic za złe - nawet jeżeli nie pytał z zainteresowania jej osobą, przynajmniej rzeczywiście znalazł jakiś sposób na ciągnącą się ciszę, a wraz z nią nudę. W ten sposób oboje coś zyskiwali: Evie mogła sobie do woli o czymś popaplać, a Oszust nie musiał już się przejmować pytaniami na jego temat.
- Przydatna broń - stwierdziła krótko Eva, gdy padło pytanie o jej kaduceusz. - Nie przepadam za bronią palną. Kijem nie jestem w stanie zadać bardzo dotkliwych obrażeń.
- Ot zwykła laska? - odparł nieco niedowierzającym tonem mężczyzna.
- Rzeczywiście, nie do końca taka zwykła - przyznała z lekkim uśmiechem kobieta. - Ma dużo bardziej pożyteczne zastosowanie, ale póki co nie miałam całe szczęście okazji, by go użyć.
Oszust wzruszył ramionami pół leżąc na skrzyniach po przeciwnej stronie ciężarówki. Przyzwyczaił się już nieco do podskakującego co jakiś czas pojazdu, a przynajmniej nie dawał już żadnych widocznych oznak. Czasem jedynie gwałtowniej drgnął, ale poza tym chyba już mu przeszło.
- A twój łuk? - zaciekawiła się Maddison.
- Co z nim nie tak? - odparł.
Doktor przewróciła oczami. Już przywykła do faktu, że pan Falvey najwyraźniej zabijał czas drocząc się z nią z byle powodu. Było to dość irytujące, ale tym razem cierpliwość kobiety znosiła to nad wyraz dobrze.
- Zawsze musisz chwytać ludzi za słowo? - rzuciła kąśliwie.
- A co mam lepszego do roboty?
- Wiesz, że nie odpowiada się pytaniem na pytanie?
- To pytanie nie może być równocześnie odpowiedzią?
- Długo umiesz się tak bawić? - westchnęła lekko sfrustrowana Eva.
- Zależy - ile jeszcze zostało do Cargo?
Kobieta poddała się unosząc bezradnie ręce do góry. Oszust zaśmiał się cicho wyrażając swój tryumf i przez kilka następnych minut cieszył się całkowitą ciszą. Pojazd wjeżdżał w dosyć długi kanion. Pomarańczowe skały nie miały zbyt wiele dźwięków do obicia w postaci echa. Błogi stan zakłócały więc jedynie wyboje i silnik. Nie słychać było nawet porykiwania skagów ani pisków płatokolców. I chociaż mężczyźnie taki stan rzeczy w ogóle nie przeszkadzał, pani doktor zaczęła się niepokoić. Przywykła do typowych odgłosów mieszkańców pustyń nie umiała znieść tej ciszy. Była...nietypowa. Nienaturalna. Takiego rodzaju ciszy nie potrafiła ścierpieć.
Gdy już wydawało jej się, że zaraz nie wytrzyma, martwą ciszę przerwał odgłos od którego zjeżył jej się włos na karku.
Pojedynczy wystrzał.
Ciężarówka skręciła gwałtownie wywracając skrzynie i siedzących na nich pasażerów. Łowcy nagród podnieśli się szybko na nogi próbując utrzymać równowagę. Oszust z trudem zbliżył się do okienka do kabiny kierowcy i zaklął głośno.
- Zastrzelili kierowcę! - rzucił do Evy.
Siedzący na miejscu pasażera właściciel pojazdu próbował opanować ciężarówkę, ale mimo chęci nie najlepiej mu to szło przez przeszkadzające mu ciało pomocnika. Do uszu wszystkich dotarły tryumfalne okrzyki, a zaraz po nich już cała salwa z karabinów maszynowych.
- POZBĄDŹCIE SIĘ ICH DO CHOLERY! - wydarł się pan Mayson, najwyraźniej do pasażerów. otworzył drzwi kierowcy wyrzucając z niemymi przeprosinami wyrzucając zwłoki współpracownika i zajął jego fotel.
Oszust nie mając czasu i możliwości na rozłożenie łuku pozostał przy rewolwerze. Odkopnął dolną rampę i wychylił się oddając na ślepo strzał.
- Psiakrew... - mruknął. - Wszyscy siedzą w samochodach i jadą równo z nami przy krawędziach kanionu. Mógłbym ich trafić z łuku, ale nie mam jak z tej pozycji strzelać...
- A gdyby wyjść na dach? - zaproponowała Maddison.
- Prosto pod kolejną salwę? Genialny pomysł! - odparł sarkastycznie Garrett.
- Jak tak dalej pójdzie zastrzelą też Maysona, albo rozwalą ciężarówkę...
- No to czekajmy lepiej na cud, chyba, że masz jakieś w rękawie aniołku.
Coś w tym ostatnim słowie Oszusta ukłuło kobietę. Ton jakim je wypowiedział podziałał niczym płachta na byka. Eva jednak powstrzymała się przed przyłożeniem towarzyszowi. Zamiast tego chwyciła kaduceusz jedną ręką, a drugą złapała rozkładającego łuk mężczyznę za fraki. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć po prostu wyfrunęła z pojazdu i wyrzuciła go na dach, przez chwilę lecąc za ciężarówką. Przyspieszyła i wylądowała obok wbijając kaduceusz w blachę. Oczywiście nie miała na tyle siły by ją przebić - węższy koniec laski rozłożył się w swego rodzaju statyw przytwierdzając się do podłoża. Drugi koniec rozłożył się w pionie na trzy części z pomiędzy których błysnęło światło. Bandyci szybko zauważyli dwa nowe cele na dachu ciężarówki. Jednak każda wystrzelona przez nich kula nie dosięgała celu. Ku ich zdziwieniu mimo oddawanej salwy dwoje ludzi dalej tam było i żadne jeszcze nie stoczyło się w piach. Tylko trwający w przyklęku łowcy nagród byli w stanie zobaczyć jak śmiercionośny ołów z niczego płaszczy się przed nimi w powietrzu, powodując pomarańczowo żółte fale energii na niewidocznej barierze.
Oszust mimo zaskoczenia spojrzał na Evę niemal z wyrzutem.
- Wcześniej nie mogłaś powiedzieć? - mruknął i bez dłuższego przeciągania dobył łuku.
Kobieta przewróciła oczami i wyjęła z kabury pistolet. Z jej obecnej pozycji wiele krzywdy zrobić nie mógł. Rozłożyła więc skrzydła i podleciała do góry zostawiając złocistą smugę po świetlistych piórach. Śledziły ich trzy ciężarówki: dwie po lewej i jedna po prawej stronie. Garrett nie musząc przejmować się już kulami mógł spokojnie przyklęknąć i wycelować na lewo. Aniołek natomiast zajął się bandytami z prawej. Chyba nie spodziewali się celu śmigającego na ich wysokości. Eva sprawnie omijała kule posyłane z obu stron, równocześnie próbując się odwdzięczyć. Za trzeci podejściem zbiła szybę. Dopiero za którymś kolejnym udało jej się trafić kierowcę. Spanikowany pasażer pociągnął za kierownicę w swoją stronę, aby samochód nie zleciał w dół kanionu. Jeden z głowy, zostały jeszcze dwa. Oszust miał trudniejsze zadanie - ze swojej pozycji trafić mógł jedynie pasażera. Skupił się więc na uszkodzeniu pojazdów. W końcu któraś ze strzał fartownie zatrzymała samochód na przedzie. Spod maski starego wozu wydobył się ciemny kłąb i zaskoczony kierowca gwałtownie wcisnął hamulec. Ten z drugiego musiał być równie zdziwiony, bo nie zdążył go minąć i wbił do wewnątrz zderzakiem bagażnik pierwszego pojazdu.
Ciężarówka zaczęła wyprzedzać uzurpatorów, odprowadzana przekleństwami, złorzeczeniem i coraz rzadszymi, niecelnymi już pociskami. Maddison wylądowała na dachu pojazdu chwytając kaduceusz. Laska odpięta od podłoża złożyła się na powrót do poprzedniej formy. Łowcy nagród usiedli równocześnie bez namysłu na blasze. Może i nie byli zbytnio zmęczeni, ale wiadomo jak to jest po nagłym przyroście adrenaliny i jej równie nagłym spadku. Człowiek po prostu musi usiąść i przeczekać chwilę w ciszy zanim podejmie jakiekolwiek inne działania.
Oszust? Wyszło jak wyszło. Wybacz wakacyjnego lenia :<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz