Dzieci chcą się czuć potężniejsze. Siadają na piasku, budują zamek, obsadzają go ,,chorągwiami" i ludzikami, po czym rządzą tym swoim kasztelem, mając przynajmniej w tej chwili zupełną władzę nad czymkolwiek. Mogą go w jednej chwili zmieść z powierzchni wyimaginowaną wojną czy kataklizmem. A czasem po prostu siadają gdzieś na progu domu i przykładają palce bliżej oczu, tak, aby każdy przechodzień okazał się nie większy niż przerwa między nimi. Główki dorosłych okazują się mniejsze od kciuka, można by je zgnieść jak jagodę, a ,,wielcy ludzie" wcale nie zdają sobie z tego sprawy...
I podobnie czuła się w tej chwili Noemi.
Siedząc wśród skalnych występów miała idealny widok na dolinę, jakby kamienną miskę wypełnioną piaskiem. A przez jej środek maszerowało kilkoro bandytów. Coś między sobą na zmianę nieśli, jakiś ciężki pakunek. Może łup, może ciało, cholera wie. Ze swojej pozycji nie mieli szans dostrzec Dzierzby. Podsunęła kolano pod brodę, jak znudzona dziewczynka, śledząc wzrokiem nieznajomych. W zamyśleniu drapała jedną ręką za uchem Ganimedesa, drugą natomiast gładziła spoczywający na leżącej nodze karabin snajperski. W końcu wzorem opisanych na początku dzieci przysunęła palec wskazujący i kciuk do zdrowego oka. Cała grupka stała się w tej sposób mniejsza od jej zęba. Jakże łatwo byłoby teraz wziąć do rąk broń i pozbyć się tych szumowin, jednego po drugim. Nie mieli gdzie się ukryć, dopiero ostatni zdążyłby ogarnąć skąd padają strzały, ale odległość i tak była zbyt wielka, by dorwać strzelca. Może i była tylko zdziwaczałą starszą panią, ale w tej chwili miała nad losem bandytów niesamowitą władzę.
Ganimedes sapnął głośniej niż zwykle. Kobieta wyrwała się z zamyślenia oglądając na towarzysza. Doskonale znała ten niemal ostentacyjny odgłos...o ile pies w ogóle może okazywać coś na wzór zażenowania.
- Co znowu? - zapytała.
Dopiero gdy musiała się obrócić w stronę czworonoga zdała sobie sprawę, że już przyklękła na jedno kolano i powoli unosiła oburącz karabin do strzału.
Psiak przekrzywił głowę w ten typowy ujmujący sposób. Noemi westchnęła i z powrotem usiadła opierając się o skałę za plecami, byleby już nie patrzeć w stronę bandytów. Podrapała Ganimedesa za uchem, a ten zmrużył oczy zadowolony.
- Przynajmniej jedno z nas wciąż myśli racjonalnie - mruknęła uśmiechając się delikatnie.
W oddali zagrzmiało. Nana obejrzała się w tamtą stronę - nad pustynią zaczynały się zbierać ciemne chmury. Gruby, ciemnoszary kożuch zastąpił błękit i zaczynał już zasłaniać cieńszymi płatami niebo nad Noemi i Ganimedesem. Trzeba będzie szybko stąd uciekać, pomyślała z niepokojem. Osobiście każdego spotkanego na pustyni błagającego o deszcz wędrowca najchętniej zdzieliłaby kolbą snajperki w potylicę. Deszcze na zachodniej części pustyń były gorsze od burz piaskowych czy skwarów. Parująca roślinność znajdujących się zaledwie kilkanaście kilometrów dalej lasów we współpracy z wiatrem ściągała nad ten teren nasiąknięte wodą chmury. Gdy tylko dochodziło do oberwania, każdy idący dołem miał poważny problem. Zatrzymanie się w jednej z nielicznych jaskiń było szczytem głupoty - woda szybko zalewała wnękę i ukrytego w niej nieszczęśnika. Pozostaje tylko iść przed siebie, byleby nie stać w miejscu. Ale i to wydaje się niewykonalne: skalne grunty stają się śliskie, a piasek zamienia się w muł rzeczny. Stawianie kroków wydaje się bezsensowną, wycieńczającą walką. Co gorsza, ulewa mogła trwać równie dobrze dwie godziny, co dwa dni. Nie istniał schemat zdolny określić, czy z tej szarej gąbki lunie dziś, jutro, czy nigdy, ani tym bardziej ile będzie to trwało. Nana bezpiecznie czuła się dopiero wtedy, gdy z nieba znikał ostatni strzęp wilgoci. Teraz jednak nic nie wskazywało na rozpogodzenie. Jedyne co teraz mogła zrobić, to ruszyć się z miejsca, najlepiej w stronę najbliższego miasteczka. W owej chwili było nim Swampy Bottom.
Ludzie mogli sobie o jego mieszkańcach mówić co dusza zapragnie, ale Mukhtar czuła się tam jak u siebie. Może dlatego, że sama sławą zdrowej psychicznie kobiety się nie cieszyła, ale kto by się przejmował cudzym gadaniem? Zwłaszcza w obliczu nadchodzącego zagrożenia jakim było oberwanie chmury. Noemi gwizdnęła więc cicho na Ganimedesa i ruszyła spokojnym krokiem wśród skał, niezauważona przez opuszczających miskę-pułapkę bandytów. Pies posłusznie dreptał za nią, rozglądając się czujnie na boki. W końcu udało im się opuścić kamiennego ,,jeżozwierza" (jak to zwykła nazywać podobne konstrukcje geologiczne). Wtedy jednak Ganimedes zamarł w bezruchu, po czym z jego piersi zaczął wydobywać się warkot. Kobieta zaniepokojona podążyła za jego wzrokiem - jakieś sto metrów od nich na szczycie wydmy stała idealnie widoczna na tle pobielałego nieba czarna sylwetka. Dzierzba przykucnęła chwytając za broń, gotowa zdjąć potencjalnego strzelca. Jednak mężczyzna nie zauważył ukrytej w cieniu skał staruszki. Zobaczył tylko to, czego się spodziewał: zasłonięte ciemnymi chmurami niebo i horyzont zakryty granicą dżungli. Po chwili zniknął za wydmą i kobieta odetchnęła spokojniej.
- Nie ma czasu do stracenia. Idziemy - rzuciła do psa i wstała ruszając w kierunku zachodnim.
Jednak Ganimedes za nią nie ruszył. Nana zatrzymała się i obejrzała na niego.
- Ganimedes - rzuciła z twardszą nutką. - Idziemy.
Czworonóg jednak tym razem nie zamierzał jej słuchać. Noemi już wiedziała co się za chwilę stanie. Wiedziała też, że powstrzymywanie zwierzaka przed czymkolwiek to tylko próżny trud, tak więc jedynie śledziła go wzrokiem gdy biegł w stronę wydmy. Westchnęła i ruszyła spokojnym krokiem jego śladem.
Mukhtar szybko zmierzyła wzrokiem całą trójkę nieznajomych. Doprawdy, naprawdę niecodzienna kompania: antropomorficzna dziewczyna z latającym za nią kulistym robotem, czarno-szary cyborg uzbrojony w łuk i wysoki, niemal karykaturalnie zbudowany mężczyzna w hełmie z czarną szybą. Zwróciła się w jego stronę.
- ,,Czysta ciekawość" to chyba oklepany argument? - bardziej stwierdziła, niż faktycznie zapytała.
- W pełni się zgadzam - odparł tonem znaczącym, iż dalej domaga się odpowiedzi.
- A gdybym powiedziała, że mogę wam pomóc?
- W czym konkretnie?
- Spójrz na niebo - wskazała palcem w górę. - Deszcz na pustyni to żadne zbawienie, stwierdziłabym nawet, że wręcz odwrotnie. Utknęliście tutaj bez transportu i jakiegokolwiek pojęcia gdzie jesteście.
- A to niby skąd wiesz? - wtrącił się cyborg.
- Stąd, że mimo rozglądania się po horyzoncie jeszcze nie ruszyliście w jakimś konkretnym kierunku - odpowiedziała spokojnie.
Łucznik zamilkł pozbawiony dalszych argumentów. Teatralnym gestem zwrócił kobiecie honor i oddał pałeczkę swojemu towarzyszowi. Ten dalej wiercił Noemi wzrokiem czego była pewna, mimo iż nie była w stanie dostrzec jego oczu (o ile jakiekolwiek miał). Zaczynało ją to trochę irytować.
- Co więc proponujesz? - zapytał.
- Najlepiej byłoby po prostu udać się do Swampy Bottom - skinęła głową w kierunku zachodnim. - Na pustyni nie ma gdzie się ukryć przed burzą, a urwanie chmury może nastąpić lada chwila.
- To lepiej idźmy - przerwała antropka. - Nie wiem jak dla was, ale mnie się wizja zalania przestała podobać.
- Mądrze - Nana uśmiechnęła się do niej. - A jednak to zawsze kobieta jest tą najrozsądniejszą w ekipie.
Obie ruszyły w kierunku wskazanym przez Mukhtar, pozostawiając na chwilę z tyłu dwójkę w hełmach. Cyborg obejrzał się pytająco na chudzielca, po czym wzruszył ramionami i je dogonił. Ganimedes z miejsca przywitał go ostrzegawczym warkotem, ale tym razem jego właścicielka uciszyła go cmoknięciem niezadowolenia. Wysoki najemnik chwilę jeszcze odprowadzał ich wzrokiem dalej niepewny, czy przypadkowo spotkana na pustyni staruszka jest godna jakiegokolwiek zaufania. W końcu jedynie westchnął ruszając za nimi.
- Jednak idziesz? - rzuciła z tryumfalnym uśmiechem Noemi, nie patrząc w jego stronę.
- ,,Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego" - zacytował bez entuzjazmu. Zapadła chwila ciszy, po czym dodał: - A pani mówią...?
- Dzierzba - odparła krótko. - Na razie tyle wam wystarczy.
- Eros - rzucił cyborg.
- Jen - to padło od antropki.
- Zero - odpowiedź wysokiego mężczyzny padła najpóźniej.
Teraz chyba twoja kolej, Cezarze :>
Kurna.
OdpowiedzUsuńJaka szczera reakcja XD W większości przypadków ludzie przynajmniej udają, że się cieszą z powodu szybkiego dokończenia opka
UsuńNo cóż xD Taka już jest moja osoba. Mówię co myślę. Niestety nie wszystkim to odpowiada :/
UsuńMój człowiek! :D Bo po cholerę komu cudze zdanie? XD
Usuń