On po prostu to kochał.
Każdy normalny człowiek chyba by zwariował wykonując pracę godną Syzyfa - ile by się nie usapał wtaczając głaz na szczyt góry, on i tak spadnie w dół tuż przed szczytem. Cóż, Zero na pewno nie jest normalny, a ci znający go bliżej szybko nabierają podejrzliwości czy aby na pewno mają do czynienia z człowiekiem. To by mogło po części wyjaśnić, dlaczego te gierki Comodo wciąż na niego działają. Nie miał do tej pory jakichś wielkich celów. Błądził po planecie próbując praktycznie wszystkiego. Za każdym razem, gdy chciał żyć jak zwyczajny talosanin prędko zdawał sobie sprawę, że nie powinien już podejmować podobnych prób. Dopiero fucha łowcy nagród zaczęła dawać mu niejakie wyzwanie, a co za tym idzie - satysfakcję. Jednak gdy mutantka z numerem dwunastym pojawiała się gdzieś na horyzoncie, przypominał mu się jego faktyczny cel w życiu. Cel, który wciąż budził w nim dawne instynkty, dawał poczucie spełnienia, chociaż z własnej woli go nie obrał. W pewnych momentach po prostu nie powinno się kłócić z własną naturą. A natura Zero kazała mu ścigać Comodo, aż którejś z tej dwójki w końcu odpadnie na dobre.
Bo gdzieś w głębi tego zakutego w hełm umysłu mężczyzna doskonale wiedział, że kiedyś ten pościg się skończy, nawet jeśli Dwunastka sądzi inaczej. Przecież Dziesiątka również do ostatniej chwili była przekonana, że może to ciągnąć w nieskończoność. Tak samo Ósmy, a przed nimi Dziewiąty. Wszyscy byli równie pewni siebie. Koniec końców, Zero zawsze wygrywa.
-...dlatego właśnie nie powinno się próbować steku ze skaga - dotarł do niego urywek wypowiedzi Elliota.
Otrząsnął się z zamyśleń i obejrzał na towarzyszy. Wyłożony na płóciennych workach Eros kiwał głową z przekonaniem prawdziwego znawcy. Chociaż jego ostatnia wypowiedź brzmiała nad wyraz niedorzecznie zachował przy niej zupełnie poważny ton. Po uniesionej do granic możliwości brwi Jen Zero domyślił się, że cyborg właśnie podzielił się z nią jakąś niesamowicie ciekawą historią ze swojego życia. Reakcja antropki na tyle szarego rozbawiła, że wprost nie mógł się powstrzymać...
- Mógłbyś powtórzyć? Chyba pod koniec przestałem cię słuchać... - rzucił do Elliota z nutą rozbawienia.
Jennifer natychmiast spiorunowała go wzrokiem, Eros natomiast chyba wziął prośbę mężczyzny na poważnie, bo już zbierał się do powtórzenia całej opowiastki. Zanim jednak zdążył się odezwać dziewczyna cisnęła w niego podebranym z worka przedmiotem (podobnym do ziemniaka) i zagroziła mu palcem:
- Jeśli JESZCZE RAZ będem musiała znosić to twoje bajdurzenie o zielony mięchu, zrzucę cię z paki i karzę kierowcy przyspieszyć.
Zero nie mogąc wytrzymać zaśmiał się cicho, na co palec nienawiści skierował się w jego stronę.
- Ciebie też się to tyczy, wesołku - zapewniła i oparła się zakładając ręce na piersi.
Szary najemnik podniósł czteropalczaste dłonie w geście kapitulacji i zaniechał dalszych dowcipów. Wśród łowców nagród zapadła cisza. Zero założył ręce za głowę, jakby układał się do drzemki, a Jen grzebała w swojej broni. I o ile tej dwójce błogi brak odgłosów w niczym nie przeszkadzał, o tyle z każdą kolejną minutą Elliot zaczynał przypominać tykającą bombę. Najpierw zaczęła mu drgać stopa. Już po chwili odpukiwał nierówny rytm na łęku łuku. Oho, zaraz się zacznie, przeszło przez myśl szaremu obserwującemu każdy kolejny symptom znudzenia. Widząc zbliżające się apogeum bezwiednie zaczął odliczać. Trzy. Dwie. Jedna...
- HEJ, DŻEJ! - wydarł się nagle kierowca z kabiny, ratując antropkę i najemnika przed wybuchem. - PUŚĆŻE JAKIŚ KLASYK!
- Muza? Świetny pomysł! - zgodził się Eros. - Tylko...skąd?
Jen przewróciła oczami i rąbnęła zaciśniętą pięścią z góry w swojego robota. Coś w nim zagrzechotało, po czym wypłynęły z niego pierwsze takty klasycznego rocka, mieszając się z ledwo słyszalnym, typowo radiowym brzęczeniem. Zadowolony cyborg pokiwał głową do taktu i na powrót wyłożył się wygodnie na workach. Zero skinął antropce na znak niemego ,,Dzięki" i na powrót się położył. Gapiąc się w szarzejące od cienkich chmur niebo, ponownie zanurzył się w swoim własnym świecie.
- Mogę wiedzieć co to znaczy ,,się zgubiliśmy"? - zapytał Zero z rękoma założonymi na piersi. Nie był wściekły. A przynajmniej nie widocznie, bo głos jak zwykle miał nad zwyczaj spokojny. Jednak albo pobrzmiewająca w nim twarda nuta, albo wystająca nad ramieniem rękojeść katany sprawiały, że właścicielowi ciężarówki zaczynał się plątać język.
Wóz zatrzymał się w małej dolince między wydmami piasku. Słońce już nie doskwierało - zasłoniły je obrzmiałe, ciemnoszare obłoki zwiastujące nadchodzącą burzę. Zero wcale to się nie podobało. To nie był kożuch znad Cargo, tylko naturalne deszczowe chmury, a czegoś takiego w pobliżu wielkiego miasta się nie widzi. Również Jen i Eros to zauważyli. Podczas gdy najemnik i antropka grzecznie dyskutowali (a przynajmniej jedno z nich pilnowało, by cała sprawa pozostała jedynie dyskusją) z kierowcą, cyborg wspiął się na wydmę po ich lewej i wyjrzał na horyzont.
- Droga z Devlin do Cargo tyle nie zajmuje - kontynuował z przekonaniem Zero. - Kursowałem w tę i z powrotem niejeden raz. A tymczasem zbliża się wieczór, a po miasta nie widać.
- Musielim z trasy zboczyć... - zgadywała Jen, również niezbyt zadowolona całą sytuacją.
- No raczej. Takie chmury ostatni raz widziałem nad lasami deszczowymi - zgodził się szary, dalej szpilując biednego kierowcę wzrokiem.
- Wielki Brat ma rację! - wtrącił się do rozmowy Elliot, zbiegając z wydmy, potykając się po drodze.
- ,,Wielki" co proszę...? - zaczął Zero, ale chłopak go zignorował na rzecz podzielenia się swoim odkryciem:
- Z góry widać na horyzoncie linię dżungli. Nie wiem jak, ale wygląda na to, że tak jakby ruszyliśmy w przeciwnym kierunku...
Jen i Zero spojrzeli równocześnie na winnego. Ten przełknął ślinę i zaśmiał się nerwowo.
- GPS musiał mi nawalić... - zaczął się tłumaczyć, a szaremu zaczęła się kończyć cierpliwość.
- Zaraz to ty nawalisz w... - ruszył już krok w stronę kierowcy sięgając ku rękojeści miecza, kiedy to nagle pustynną ciszę przerwał pojedynczy odgłos.
Psie szczeknięcie, połączone z warkotem.
Wszyscy łowcy nagród obejrzeli się za siebie. Na tej samej wydmie, z której przed chwilą zbiegł Eros, stał pies. Jeden, typowy dla tego klimatu smukły, skundlony wilczur. Ogon postawił na sztorc, a uszy sterczały do tyłu. Co jakiś czas obnażał zęby. Sama obecność takiego zwierzęcia zdziwiła Zero najbardziej. Wyglądał na zadbanego, więc nie mógł być bezpański ani tym bardziej zdziczały. Tylko gdzie właściciel?
- Piesek! - wypalił Elliot tonem zachwyconego dzieciaka. Zwierzę w odpowiedzi ponownie warknęło, mimo to jednak chłopak ruszył dwa kilka kroków w jego stronę.
- Ehmmm...Elliot? - rzuciła niepewnie Jen. - Ten psiak chyba nie chce być głaskany...
- Eee tam - cyborg machnął niedbale ręką. - Pewnie jest tylko głodny i wystraszony. Jak zobaczy, że nie jesteśmy groźni to się uspokoi - zapewnił klękając na jedno kolano i kładąc na piasku łuk, po czym rozłożył ręce zachęcająco. - No chodź malutki! Nie wstydź się!
I pies rzeczywiście ruszył w jego stronę. Powiedziałabym nawet, że się wprost rzucił. Przesadził dzielącą go od łowców odległość zdecydowanie szybciej niż mógłby to zrobić chcący się przywitać piesek. Może dlatego, że miał zgoła lepszy powód niż zaprzyjaźnienie się z Erosem. Zanim ktokolwiek zdołał ponownie cyborga ostrzec, wilczur przeskoczył ostatnie dwa metry z rozwartym pyskiem. Łucznik w ostatniej chwili zasłonił głowę przedramieniem, po czym zwierzak przewalił go na ziemię wgryzając się wściekle w jego rękę.
- AAH! ZŁY PIES! - krzyknął bardziej zaskoczony niż wystraszony El. - BARDZO ZŁY! CO JA CI ZROBIŁEM?!
Zero i Jen nie wyglądali na przejętych. Stali tylko nad atakowanym towarzyszem z jasno mówiąca postawą ,,Sam się o to prosiłeś". Wtedy nagle za ich plecami rozległ się warkot odpalanego silnika. Odwrócili się zdziwieni, ale zanim zdążyli cokolwiek zrobić ciężarówka ruszyła ,,z piskiem" i szybko zniknęła za wydmą. Facet musiał wykorzystać zamieszanie i wymiksować się z zawartej umowy. A łowcom nagród pozostało jedynie przeklinać w myślach. Chociaż w sumie Eros już to robił i to na głos, ale jego powody były zgoła bardziej teraźniejsze niż zmartwienie jak dostaną się do Cargo.
- SPOKÓJ! SIAD! ZDECHŁ PIES ALBO ZARAZ ZDECHNIESZ! - próbował zagrozić, ale wilczur za nic miał jego słowa.
Znikąd rozległ się krótki gwizd. Czworonóg puścił przedramię z syntetyku i postawił uszy do góry, po czym zszedł z Elliota od razu ruszając biegiem w stronę wydmy. Po piachu spokojnie i z widoczną wprawą ześlizgnęła się niższa o głowę od Zero odziana w płaszcz postać. Spod ciemnoszarego kaptura wystawała biała grzywka i równie biały warkocz. Dopiero z bliska łowcy byli w stanie ocenić wiek kobiety - zmarszczki na ogorzałej twarzy świadczyły nie tylko o ilości czasu spędzonego na pustyniach. Jednak najemnikowi w oczy najbardziej rzuciły się dwie rzeczy: brak prawego oka i karabin snajperski.
Pies przydreptał do swojej właścicielki (bo to było pewne) patrząc na nią z dumą, jakby właśnie dokonał czegoś niesamowitego. Zanim staruszka się odezwała, podrapała go za uchem, jakby pochwalenie czworonoga przerastało swoją wagą wyjaśnienia dla trójki łowców.
- Wybacz - rzuciła sucho do Erosa. - Ganimedes nie cierpi syntetyków. Ja zresztą również.
Cyborg wstał otrzepując się z piasku i podniósł łuk mrucząc coś niewyraźnie, lecz na pewno niezbyt miło.
- Co robicie na środku pustyni? - wypaliła z miejsca kobieta. - Wnioskując po twojej minie - skinęła głową w stronę Jen - tamta ciężarówka raczej was porzuciła niż wysadziła na życzenie.
- Tak więc odpowiedź nie ma sensu - odparł Zero zakładając ręce na piersi.
- I słusznie - przyznała nieznajoma. - W takim razie dlaczego ktoś miałby porzucać trójkę dziwadeł na zadupiu w obliczu nadchodzącej burzy?
- Jakiś konkretny powód tegoż zainteresowania? - szary nie miał najmniejszej ochoty udzielać jakichkolwiek informacji przypadkowej osobie spotkanej na pustkowiu. Z doświadczenia wiedział, że w takich miejscach najprościej o bandytów i wariatów. Starszej kobiecie bliżej chyba było do drugiego terminu i tym bardziej Zero nie zamierzał jej ufać.
Red? Może teraz coś weny ci przybyło? :P
Nyan, lepiej posługujesz się Erosem niż ja XD I dzięki za wtrącenie Noemi - nie miałam kompletnie pomysłów na zakończenie pierwszego opka *^*
OdpowiedzUsuń