- Nie mam pojęcia o czym mówisz. - oznajmił cierpko, równocześnie do tego starając się wymyślić jakiekolwiek wiarygodne wytłumaczenie.
- Myślę, że wiesz o czym mówię. - Eva uśmiechnęła się do niego jak do dziecka, które niewiele jeszcze wie o życiu i któremu trzeba wyjaśniać nawet najprostsze kwestie - Powiesz mi po dobroci co cię boli czy może znowu będziemy przechodzić przez to samo co ostatnio?
Zmora dobrze wiedział czym będzie grozić przyznanie się do wszystkiego. Wiedział też czym będzie grozić nie przyznanie się do niczego. Mając do wyboru zło i nieco większe zło, decyzja zdawała się być oczywista. Mimo wszystko zło nadal było złem i dlatego Złodziej zdecydował się zataić prawdziwą odpowiedź na zadane mu pytanie. Wybór pomiędzy złem i gorszym złem rozstrzygnęło zatem niewinne pół-zło. Dlatego mężczyzna odwrócił się w stronę lekarki i odsłonił zasklepioną szramę na policzku, która już zaczęła się goić i w żadnym wypadku nie wymagała interwencji. Poprawił chustę i rozsiadł się wygodnie na krześle. Eva spojrzała na niego, mrużąc oczy. Oboje zdawali sobie sprawę z tego, że połowicznie już wygojone zadrapanie nie mogło boleć aż tak, by człowiek krzywił się z tego powodu.
- A może powiesz mi, co naprawdę się wydarzyło? - spytała, kładąc szczególny nacisk na słowo "naprawdę". Zmora teatralnie przewrócił oczami, wzdychając przy tym dobitnie ciężko.
- To był drobny wypadek. Nie wziąłem pod uwagę znaczącego czynnika, źle wyliczyłem i spadłem. - oznajmił jej chłodno, wyraźnie manifestując, że ani trochę nie podoba mu się rozmawianie o nim i jego błędzie. Mimo to Evie nie zamierzała porzucić tematu i dociekała dalej:
- Z wysokości?
Koszmar zerknął na nią poirytowany i wstał od stołu. Jego ruchom brakowało jednak zwyczajowej pewności i płynności. Złodziej sztywno i podejrzanie niemrawo, jak na niego, wrócił na swoje miejsce przy drzwiach i oparł się o futrynę. Oddalił się na odpowiedni dystans, by nie musieć się obawiać niespodziewanego kontaktu. W tym wypadku Bezimienny przypominał ranne zwierzę, które pomimo swojego samopoczucia, uparcie stara się jak najbardziej oddalić od każdego. Natura podarowała Zmorze wyjątkowo silne przywiązanie do swoich instynktów, logicznym więc, że i on ulegał potrzebie dystansu. Był pewien, że odpowiednio duża dawka niczym niezmąconego spokoju, pozwoli mu wrócić do formy. Jednakże, by to osiągnąć potrzebował właśnie ciszy i poczucia, że wszystko jest tak jak trzeba, zwłaszcza gdy był obolały i czuł się jak krucha figurka, którą byle gwałtowniejszym ruchem można rozbić.
- Zależy czy pytasz o to co planowałem, czy o to co mi wyszło... - prychnął. Nie przestał sztyletować Aniołka wyjątkowo paskudnym spojrzeniem. Taktyka ta zwykle działała aż zbyt skutecznie. Miał jednak przed sobą panienkę Maddison, a ona zdawała się być niewzruszona groźnym wzrokiem jej gościa. Zmora wiedział, że Evie nie pozwoli sobie na to, by pokazać, że jakkolwiek to na nią zadziałało i w gruncie rzeczy uznawał jej opanowanie. Rzadko zdarzało się, by ktoś pokroju Aniołka potrafił aż tak nad sobą panować.
- Domyślam się, że pytanie o oba nie ma najmniejszego sensu, więc powiedz mi jak było, a nie jak miało być. - Eva także wstała, najwyraźniej chcąc podejść do Oszusta. On jednak powstrzymał ją gestem ręki, zanim w ogóle zdecydował się odpowiedzieć.
- To było trzecie piętro. Chciałem wylądować na dachu piętro niżej, ale konstrukcja nie wytrzymała i zarwała się pode mną. - streścił krótko - I uprzedzając wszystko, co mogłabyś za chwilę powiedzieć... Nic mi nie jest, panienko. Nikt nigdy nie umarł z powodu takich potłuczeń.
Panienka Maddison westchnęła ciężko, kręcąc głową. Zapewne zastanawiała się nad tym jak przekonać Zmorę do tego by pozwolił zrobić sobie cokolwiek. Musiała mieć jednak świadomość, że jest to wyjątkowo trudne do wykonania. Bo niby jak tu przekonać Plagę, co do swoich racji? Zamaskowany mężczyzna był nie bezpodstawnie przekonany o tym, że nie potrzebuje żadnej fachowej opieki lekarskiej. Koniec końców z Cargo do Annville przyjechał o własnych siłach i w zasadzie nie zamierzał się z niczym zdradzać. Siniaki i stłuczenia, bez względu na to jak bolesne czy uciążliwe by nie były, właściwie nie wymagały uwagi. Złamań, zwichnięć, skręceń lub choćby wybić Diabeł raczej nie rejestrował. Nawet otarć nie zebrało by się zbyt wiele jeśli nie liczyć tego szpecącego twarz mężczyzny. Niestety panienka Eva zdawała się mu nie dowierzać. Oszust mógł sobie do woli mówić, że nic mu nie jest, a Evie i tak nie zamierzała się z tym pogodzić. Sytuacja była patowa i niestety, by sprawa nie utknęła w martwym punkcie ktoś musiał odpuścić i zaakceptować warunki wygranego. Złodziej nie chciał odpuszczać, a lista powodów zdawała się mnożyć w oczach. Szczycił się w końcu niezłomnym uporem i raczej nie przegrywał. Jednakże całkiem sporo argumentów przemawiało tez na jego niekorzyść. Nie najlepiej rozpoczął ten dzień i jakoś nie miał ochoty toczyć długich, jałowych i w efekcie bezsensownych dyskusji. Co prawda dane mu było zjeść prawdziwe, jakościowo dobre śniadanie w wyjątkowo wygodnych warunkach, a to nie zdarzało się nader często, ale to jednak było odrobinę za mało, by jego humor wystarczająco się poprawił. Diabeł był rozdrażniony, a fakt, iż tymczasowo utracił swoją naturalną sprawność, a przez to i część pewności siebie odpowiedzialną za świadomość własnych możliwości raczej nie podbudowywała jego nastroju. Prawdę powiedziawszy Bezimienny odczuwał swoistą niepewność, a nawet i strach. Nie skłamałby, mówiąc, że gdyby panienka Maddison zaczęła naciskać na niego bardziej niż miało to miejsce wcześniej, znalazłby się o krok od zaszczucia.
Jednakże doktor Eva Maddison nie była pierwszym, lepszym lekarzem z brzegu. Jej wiedza i doświadczenie zdawały się przenikać wszystkie zbudowane przez Zmorę mury. Nie docierała może ona aż do samego sedna, ale tak, szczerze mówiąc, było lepiej. Oszust nie miał ochoty zmywać ze swojego stroju krwi Aniołka, a tak właśnie kończyła się każda znajomość w której ktoś postanowił wparować w życie Koszmaru odrobinę zbyt daleko niż było to stosowne. Zawsze dochodziło do rękoczynów, a niewygodna osoba zwykła nie przeżywać dość długo, by sekret Zmory miał się roznieść po świecie. Evie jednak zdawała się dysponować odpowiednio dużą dozą zdrowego rozsądku, by nie narażać się na zbytnie nieprzyjemności. Najwyraźniej ta sama cecha utrzymywała ją z dala od Złodzieja i w obecnym przypadku. Eva nie była głupia i wiedziała co się święci. Ostatecznie taki sam mechanizm dało się zauważyć u każdej zagonionej w ślepy zaułek żywej istoty, zatem nie mogło to być obce lekarzowi. Prawie każde osaczone zwierzę, czując zbliżający się koniec podejmowało ostatnią walkę o życie i potrafiło dotkliwie zranić napastnika. Oszust co prawda nie umierał. Ba! Nie był nawet blisko tego. Jednakże jeśli Aniołek czegoś się o nim dowiedział, z całą pewnością mógł założyć, że jeśli zwykle nie znosił zbliżania się do kogokolwiek, obecnie byłby w stanie się bronić przed wszystkim co zapachniałoby mu zagrożeniem. Było to oczywiście zupełnie trafne założenie, ale Evie nie należała do osób, które zostawiają ludzi sam na sam z ich problemami. Zwłaszcza, gdy potrafiła pomóc, właściwie nie przykładając do tego ręki. I, co gorsza, zdecydowała się po raz kolejny pomóc Pladze.
Zmora czy tego chciał, czy nie zmuszony był ów pomoc przyjąć. Nie powstrzymało go to jednak przed drgnięciem i posłaniem Evie ostrzegawczego spojrzenia, gdy ta przeszła tuż obok niego.
- Nie bój się tak... Przecież nic cię tu nie pogryzie. - panienka Evie zaśmiała się, najwyraźniej szczerze rozbawiona.
- Nie byłbym tego taki pewien. - odgryzł się jej Koszmar - Lekarze zwykle mają skalpele, igły lub choćby nożyczki...
- Oraz obiecywali nie szkodzić. - dokończyła Eva. Tym razem to Zmora parsknął krótkim, suchym jak zgrzyt kamienia o kamień, śmiechem. Dźwięk ten z całą pewnością mógł wywołać dreszcze.
- A w to, to już zupełnie nie uwierzę.
- Dlaczego? Ktoś ci coś kiedyś zrobił? - w głosie Evy zabrzmiało szczere zainteresowanie tematem, gdy przegrzebywała jedną z szafek w poszukiwaniu cholera-wie-czego.
- Tak. - potwierdził - Ale wyjątkowo cenię sobie swoją prywatność.
- Oczywiście...
Bezimienny odprowadził Evie wzrokiem, gdy ta, wydobywszy z szafki jakiś ręcznik, przeszła do półki i zdjęła z niej tubkę maści. Mężczyźnie nie umknął podejrzany cień uśmiechu, który zatańczył na wargach Aniołka. Niestety podstęp zwietrzył dopiero po fakcie i odruchowo cofnął się o krok. Jego wzrok powędrował w stronę drzwi, gdy Zmora określił dystans pomiędzy nim, a wolnością, szacując przy tym swoje szanse na w miarę bezbolesne i skuteczne powodzenie. Nie było tajemnicą, że miał pewne problemy z zaufaniem komukolwiek, a Eva - za jakkolwiek wyjątkową by się nie miała - tylko potwierdzała regułę. Oszust nie potrafiłby wsadzić lekarce nożyczek w rękę i odwrócić się do niej plecami.
- Nie... - zaprotestował, cofając się o kolejny krok.
- Daj spokój! - Aniołek fuknął na niego, wciskając mu w ręce oba przedmioty. Ku rosnącemu zdumieniu Zmory, Eva podparła się pod boki, ale nie usiłowała go zaciągnąć na kozetkę. Kobieta wydęła usta, zastanawiając się nad czymś przez chwilę. Gdy zdała sobie sprawę z tego, że Złodziej wodzi wzrokiem pomiędzy jej twarzą, a trzymanymi w rękach rzeczami, niemo domagając się wyjaśnień dodała: - No przecież mnie nie dasz się dotknąć, bo nic ci nie jest. W takim razie sam sobie pomóż.
Panienka Maddison po raz kolejny uśmiechnęła się do niego, zachęcając go tym samym do zrobienia czegokolwiek. Jednak w jej uśmiechu krył się nieco złośliwy triumf i satysfakcja z własnego podstępu. Koszmar uniósł jedną brew w wyrazie zdziwienia, gdy wskazała mu drzwi łazienki.
- No, dalej! - zaśmiała się. Wyciągnęła nawet rękę, po to, by z niewielką pomocą gestu pomóc Pladze podjąć decyzję. Ten jednak, zauważając jej zamiar uchylił się i mamrocząc krótkie: "Sam sobie poradzę" powlókł się we wskazanym mu wcześniej kierunku.
Doprowadzenie się do porządku zajęło mu nieco ponad dwadzieścia minut. Co prawdę większość tego czasu pochłonęło wyswobodzenie się z ubrań i ubranie z powrotem. Strój Oszusta, choć wygodny i maksymalnie funkcjonalny, nie nadawał się zbytnio do tego, by w niego ingerować. Liczne paski i wiązania (często dające zajęcie dłoniom, gdy nic ciekawszego do roboty nie było) potrafiły być nad wyraz uciążliwe, gdy przychodziło do uwolnienia się z sztywnego materiału. Zmorze póki co to nie przeszkadzało. Gdyby nie to spędził by samotnie znacznie mniej czasu. Fioletowo-żółto-zielonawe siniaki co prawda nie napawały optymizmem, ale mężczyzna dobrze wiedział, że za maksymalnie tydzień bądź półtora będą niewiele znaczącym wspomnieniem. Do tego czasu wystarczyło wieść nieco oszczędniejszy tryb życia, żeby niepotrzebnie się nie urażać i wszystko powinno być w jak najlepszym porządku.
Gdy w końcu Oszust wrócił do panienki Maddison, ta nadal nad nim triumfowała. Dlatego zgromił ją jadowitym spojrzeniem i usiadł na krześle z którego nie tak dawno temu się poderwał. Oparł łokcie na stole i swoim zwyczajem zamarł w bezruchu, jednocześnie będąc skupionym na swoich myślach i doskonale świadomym otoczenia. Upłynęła zdająca się trwać wieki chwila ciszy zanim Zmora pochwycił wyczekujące spojrzenie Aniołka. Zmarszczył brwi, zastanawiając się co tym razem udało mu się przeoczyć.
- Dzięki. - rzucił od niechcenia, po cichu licząc, że to właśnie o to chodzi.
- Lepiej późno niż wcale - skwitowała lekarka - Co teraz?
- W związku z czym?
- Z tobą. Co zamierzasz teraz?
- A bo ja wiem? - Złodziej wzruszył ramionami. Dopiero teraz, pod wpływem pytania uświadomił sobie, że faktycznie nie ma żadnego planu. Przyjechał do Annville, ale co w związku z tym? Nie miał tu domu jako takiego, a co za tym idzie raczej nie dane mu będzie cieszyć się nicnierobieniem. Mimo wszystko jednak nie chciał przyznawać, że najprawdopodobniejszym scenariuszem dla jego pobytu w tym mieście jest bezcelowe tułanie się po całym Annville. - Znając życie znajdę sobie jakąś przytulną ruderę. Raczej taką do której nikt nie zagląda, najpewniej coś w ruinie. A potem się zobaczy. Jeśli będę miał szczęście znajdę sobie jakiś zatęchły koc i jakoś to będzie. - odpowiedział Złodziej z niekłamaną prostotą, bo przecież dokładnie to go czekało. Tak właśnie wyglądało jego życie odkąd tylko sięgał pamięcią.
Eva? Co prawda nie ma wybuchów, ani pościgów, ale proszę bardzo c:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz