poniedziałek, 14 marca 2016

Od Mima - Szkatułka

        Wczesny ranek to najspokojniejsza część dnia w miastach, szczególnie dla karczmarzy. Sale jadalne i kuchnia świeciły pustkami, goście smacznie spali w wynajętych pokojach, bądź leżeli zalani w trupa pod stołami. Ten dzień nie był inny. Wysoki mężczyzna obrzucił wzrokiem swoją karczmę. Obawiał się, że po jego wczorajszej nieobecności zastanie tylko zgliszcza. Jak się jednak okazało bar stał i to nawet w niezłym stanie. Uśmiechnął się zadowolony z pracy swoich dziewcząt i stanął za barem zaczynając robić względne porządki. Domyślał się że wszyscy pracownicy smacznie śpią sami, bądź nie. To też nie zamierzał nikogo budzić. Wręcz przeciwnie, chwilowy brak jakichkolwiek oczu w pobliżu był mu bardzo na rękę. Rozejrzał się jeszcze raz na boki by upewnić się że pijani goście na ziemi nie będą w stanie wstać ciągu najbliższej godziny jak ktoś ich wyrzuci do rynsztoku. Był sam, w całkowitej ciszy. Pochylił się znikając za blatem. Odsłonił drzwiczki za którymi stała mała, ale dobrze zaryglowaną skrzyneczka. Sięgnął po klucz za koszulą. Mechanizm z cichym zgrzytem otworzył się ukazując mężczyźnie swoją zawartość. W jego oczach zabłysła niezdrowa chciwość. Nagle podskoczył zatrzaskując z hukiem wieczko i prostując się jak struna. Z drugiej strony lady stała młoda postać w kapeluszu niemal większym od niej samej, przez co na myśl przywoływała kota w butach. Dziewczyna uśmiechnęła się wesoło przekręcając nieco głowę i unosząc ramiona. Barman odchrząknął nieco się uspokoiwszy i obrzucił przybysza wzrokiem. Nawet nie usłyszał jak dziewczyna wchodziła, a w tyle jego głowy chodziła myśl, że nieznajoma mogła zobaczyć co robił. Głównym pytaniem jakie mu jednak przychodziło na myśl to: “Co ktoś miałby czegoś szukać tutaj o tej porze?”.
  -Coś podać?- Zapytał w końcu nie wytrzymując ciszy. Szatynka wskazała palcem na stojące za barem mleko. Następnie przyłożyła palce do głowy, co miało imitować rogi i bezgłośnie zamuczała. Mężczyzna zerknął na nią jednocześnie rozbawiony, ale wciąż zaniepokojony.
  -Tylko tyle? Bez alkoholu czy śniadania?- Dziwił się sięgając po napój. Zazwyczaj jeśli ktoś tutaj przychodził o tak wczesnej porze, to tylko by zapić kaca z poprzedniego wieczoru. Bez słowa jednak z braku szklanek nalał mleko do kufla, który podał dziewczynie. Nagle zza dekoltu wyskoczył jej szary gryzoń. Karczmarz w pierwszym odruchu skrzywił się zdegustowany widokiem szczura i gotowy się na niego rzucić, ale przybysz jak gdyby nic dała zwierzakowi napić się z swojego kubka. Maluch, a raczej gigant, bo barman w życiu nie widział tak dużego szczura, zanurzył pyszczek w białym płynie.
  -Widziałem już psy, koty i papugi wśród swoich klientów, ale żeby z szczurem?- Spróbował zagaić, jednak w odpowiedzi dostał tylko spojrzenie wielkich oczu. Czuł się nieswojo widząc, że jeszcze nie dostał ani jednej ustnej odpowiedzi od kobiety.
  -Jesteś niemową?- Zapytał w końcu nie mogąc wytrzymać napięcia. Nieznajoma chwile się zastanowiła i zruszyła ramionami.
  -Nie rozumiem… w takim razie dlaczego nic nie mówisz?- Dopytywał dalej. Szatynka odsunęła się nieco od blatu i zaczęła machać rękoma i kłaść je w powietrzu. Wyglądała jak zamknięta w pudełku. Chwile później coś zniszczyło ową klatkę, a następnie zerwała się niewyczuwalna dla nikogo prócz niej wichura, która zakończyła się dopiero w momencie gdy zamknęła równie niewidoczne drzwi.
  -Jesteś mimem! Ale z czego żyjesz?- Zakrzyknął barman rozbawiony nieco popisami gościa, który nie przerywał pokazu. Dziewczyna złapała coś do wyprostowanej lewej ręki, następnie prawą przyciągnęła do policzka prezentując brak jednego palca. Stała wyprostowana z przymkniętym jednym okiem celując w coś, wtedy do barmana doszło że trzymała ona mimiczny łuk. Wystrzeliła z niego i mimo że nic nie było widać, dało się wyraźnie słychać cichy stuk. Mężczyzna poczuł zimny dreszcz, w tym momencie zrozumiał dopiero z kim ma do czynienia. Nic nie mówiący, pozbawiony palca wskazującego mim… Mina mu zrzedła i cały pobladł.
  -Łowca nagród…- Jęknął i błyskawicznie sięgnął po ukryty za pasem rewolwer. Był jednak za wolny, niewidzialny palec, pociągnął za niewidzialną cięciwę, a kolejna wyimaginowana strzała przeszyła go na wylot. Barman osunął się powoli w kałużę krwi patrząc na dziurę w piersi. Szatynka z uśmiechem opuściła broń, podeszła do baru, sięgnęła po szkatułę, pociągnęła długi łyk mleka, wzięła szczurka na ramię i wyszła spokojnie podskakując. Zatrzymała się przy wyjściu widząc tablice z ogłoszeniami, a wśród nich jedno o ciekawej a zarazem dziwnej treści.

        -Już rozumiem! Pani w sprawie ogłoszenia!- Zakrzyknął uradowany naukowiec, a dziewczyna upuściła ramiona uradowana, że nareszcie ją zrozumiał. Zazwyczaj nie miała problemów z porozumiewaniem się z innym, ale ten tu okaz biologa był… nieco oderwany od rzeczywistości.
  -Zaraz go pani narysuje!- Obrócił się gwałtownie omal nie potykając się o własne nogi. Zaczął przewracać sterty książek i papierów na stole by gdzieś z zakamarków tego bałaganu wydobyć czystą kartkę i ołówek. Gwałtownym ruchem zepchnął z blatu resztę klamotów i zaczął szkicować na stojąco. Zaciekawiona dziewczyna patrzyła przez ramię jak na białym polu zaczyna pojawiać się szkic białego ptaka.
  -Był mniej więcej takiej wielkości- Zaprezentował rozstawem dłoni. -A! I najważniejsze miał on czerwoną obwódkę na ogonie.- Mówił chaotycznie, szybko i było widać, że jest mocno podekscytowany. Zaraz jednak zamarł i zmarszczył brwi patrząc na najemniczkę. -Ale… ale ty słyszysz prawda? Czy nie?- Mim słysząc to aż uderzyła się w czoło z soczystym plaśnięciem.
  -Cze-rwo-ny o-gon- Powiedział wolno i głośno sylabizując przy czym kręcił palcem w okolicach swojej części zadniej. Mim przewróciła oczami, wyrwała mu szkic, chwyciła czerwony marker i machnęła nim dużą plamę na obrazku. Mężczyzna skrzywił się nieznacznie widząc że niszczy się jego dzieło.Brunetka uniosła kartkę i wskazała na nią palcem upewniając się, że o to właśnie chodziło naukowcowi.
  -Dokładnie tak.- Potwierdził energicznym machnięciem głowy. -No prawie, ale jak na głuchą nieźle zrozumiałaś…- Dodał pewien że rozmówczyni go nie słyszy, na jej ręka ponownie plasnęła w czoło. “Czy wszyscy jajogłowi tak zawsze?” pytała nieba.
  -A szukać go będziesz tutaj, dobra? TU-TAJ!- Wskazał palcem na mapę a dziewczyna z uśmiechem skinęła głową i pokazała na palcach liczbę “3” a przynajmniej chciała, bo wyszło “2”… Ten komunikat trafił akurat do mężczyzny, chyba jako jedyny.
  -Dni?- przeczenie
  -Miesięcy?!- Znów przeczenie.
  -LAT???- Zapiał tak że dziewczyna musiała zatkać uszy, następnie wskazała ręką na zegar. Bezgłośnie krzycząc “Godzin ty palancie niemyty!”. Gdy do niego dotarło westchnęła ciężko zmęczona tą “rozmową i wyszła nie zapominając o pomachaniu pracodawcy na pożegnanie z szerokim uśmiechem.
  -Czyli słyszy… czy nie?- Usłyszała jeszcze za sobą głośnie myślenie mężczyzny.
  Dokładnie trzy godziny później, według umowy w drzwiach domku biologa stała ta sama dziewczyna co rankiem. Tym razem jednak była brudna, w włosach miała liście a na ubraniu błoto. Śmierdziała potem, koniem oraz lasem. Natomiast przez ramię miała przerzucony płócienny worek który co jakiś czas podrygiwał.
  -Masz go? Tak szybko! Jak?- Mężczyzna zerwał się z krzesła przy stole w kuchni przy którym teraz pracował jako że biurko znów było zawalone wszystkim, z resztą stół przy którym teraz siedział nie był lepszy przez co tak gwałtownie wstając zrzucił cały stos papierów. Zaraz podbiegł i chciał wyrwać jej worek ale szybko odwiodła od niego rękę z workiem. A drugą ręką dała tym razem jasny dla niego sygnał “najpierw zapłata” przy czym uśmiechnęła się miło i niewinnie.
  -Racja, racja… prozę oto zapłata. Niestety trochę mniej niż było w umowie…- Westchnął trochę zawstydzony wręczając jej zapłatę. Dziewczyna mimo to zamieniła ptaka na pieniądze które przeliczyła, faktycznie okazało się, że jest ich znacznie mniej. Trochę się skrzywiła w końcu miała w planach duże zakupy, zaraz jednak uśmiechnęła się szeroko a w oczach zabłysły jej iskierki jak u małego dziecka które dostrzegło cukierki. Biolog podążył za jej wzrokiem.
  -Podobają ci się? Chcesz? Dam ci wszystkie jako rekompensatę za tę niską zapłatę, ja zapewne nazbieram nowe.- Uśmiechnął się i wręczył mimowi garść kolorowych piór poprzednio wetkniętych w gliniany wazon na szafie. Dziewczyna szybko zapomniała o pieniądzach wpakowanych w kieszeń, teraz patrzyła tylko na lotki sów, sokołów, papug, orłów, żurawi i innych ptaków których nawet nie umiałaby nazwać. Przewracała je w palcach z iskierkami w oczach.
  -Czasem to co stworzyła natura jest bardziej niesamowite niż to co powstało dzięki cywilizacji…- Rzucił luźno naukowiec dając ciastko albinae (złapanej papudze), którą zdążył posadzić na grzędzie dla ptaków. -Szkoda że mamy tak zachłanną naturę i popędliwość do niszczenia takich rzeczy.- Westchnął melancholijnie. Mim zdjęła swój bezcenny kapelusz, co zdarzało się naprawdę rzadko i wpięła w niego prezent. Wytwornym ruchem ponownie nałożyła nakrycie głowy pusząc się jak paw w nowym wystroju. Zwróciła się do pracodawcy i uścisnęła mu na przegnanie dłoń chwytając ją w obie ręce i potrząsając energicznie co było również podziękowaniem.
  -Nie ma za co, ja również jestem wdzięczny.- Uśmiechnął się mężczyzna, co ją zaskoczyło, bo po raz pierwszy bezbłędnie odczytał jej przekaz. Wyszczerzyła się promiennie i bezprecedensowo go przytuliła Wyszła na ulice cały idąc z dumnie uniesioną głową prezentując światu swój wytworny kapelusz z kolorowymi piórami śród których królowało ogromne pawie pióro. Paradowała uliczkami miasteczka od kramu, do kramu kupując to co było dla niej przydatne czyli… jedzenie. Kierując się w stronę bramy wyjęła z jednej kieszeni kurtki mapę i zaczęła ją studiować zagryzając co jakiś czas słodką bułką nabytą w piekarni. Z dekoltu wyjrzał szary szczur zjadający spadające okruszki. Zdawało się że i gryzoń obserwował mapę. Ryzykant wskazała na jeden punkt gdzieś w rogu kartki, zdawało się że zwierzak przytaknął pomysłowi udania się w tamte rejony. W tym momencie dziewczyna zaaferowana kartką nie zauważyła stojącej na drodze przeszkody od której odbiła się jak od ściany i upadła zaksztuszając się resztką pieczywa które utknęło jej w gardle. Siedziała na ziemi uderzając się pięścią w pierś by odkrztusić a gdy jej się to w końcu udało, spostrzegła że z kieszeni wypadła jej niedawno zdobyta szkatułka, błyskawicznie ją zebrała, otrzepała z kurzu i schowała w kurtce. Dopiero wtedy podniosła wzrok na tego przez którego znalazła się w tej pozycji.

Ktosik? No wiem że takie typowe rozpoczęcie, ale jakoś cza :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz