A teraz, na przykład, chciałby umieć stać się niewidzialnym. Idący niemal pustą ulicą chłopak w niebieskim kombinezonie o nieskażonej trudami życia twarzy ściągał każdą parę oczu w zasięgu dziesięciu metrów. Wścibskie spojrzenia przylepiały się jak muchy do lepu, natomiast wrogie, rozpoznające w nietypowym przechodniu arkana, kłuły niczym sztylety. Mogłem założyć tą maskę, pomyślał wyczuwając falę negatywnych emocji w umysłach wokół. Wziął głęboki oddech. Przecież nie można się całe życie ukrywać. Po to tutaj przyszedł. Jeśli nie chce być uznawany za ,,kolejnego arkańskiego snoba" musi dać talosanom powód do innego myślenia. W końcu to dlatego zdecydował się zostać łowcą nagród. Tylko teraz wymagałoby znaleźć pierwsze poważniejsze zlecenie...
Zlecenie, które czekało za progiem baru. Takeda widząc stojące wzdłuż ulicy obite metalem samochody przypominające wozy campingowe był już pewien, że dobrze trafił. Wszedł do dusznego, cuchnącego dymem papierosowym i alkoholem pomieszczenia, czym od razu ściągnął na siebie uwagę kilku osób. Zignorował kolejne ciekawskie spojrzenia i skierował się od razu do barmana.
- Dzień dobry - powiedział wesoło przybierając jak najbardziej pogodny uśmiech.
- Zależy dla kogo - właściciel lokalu zmierzył go zgoła mniej przyjaznym wzrokiem. Chłopak już wyczuł, że ma do czynienia z zaciekłym wrogiem arkan. Westchnął i przeszedł do sedna:
- Szukam właściciela tej karawany na ulicy. Podobno obiecuje nagrodę za ochronę.
Barman ponownie zmierzył Takedę, tym razem jednak nie przemawiała za tym pogarda czy wstręt, a raczej niedowierzanie. Szybko jednak wzruszył ramionami i skinął głową w stronę stolika zajętego przez trójkę mężczyzn. Rozpoznanie, który z nich jest kupcem nie było trudne. Takashi odchrząknął odrywając trójkę od gry w karty.
- Pan Houck? - zapytał patrząc na najniższego z mężczyzn o równo ostrzyżonej bródce i pasemkach siwizny na głowie. Facet zgasił papierosa.
- Zapewne tak - odparł, zdecydowanie bardziej wyluzowany niż jego kompani. - A o co chodzi?
- Ja w sprawie zlecenia - wyjaśnił chłopak.
Kupiec od razu bardziej się zainteresował. Siedział w mieście wystarczająco długo, nadszarpując tym znacznie swoją cierpliwość. Jedyny sposób, by się z tej dziury wyrwać i nie zginąć w którymś z kanionów to wynajęcie ochroniarza. Nie umiał się zgodzić na byle jakiego najemnika - tutaj potrzebny był łowca nagród. I chociaż ten przed nim nie wyglądał na weterana, Houck nie czuł się zawiedziony. Życie nauczyło go nie oceniać książki po okładce. Cholera wie, co ten dzieciak może potrafić.
- No to teraz możemy gadać! - wstał zadowolony, zacierając ręce. - Łowca nagród czy ranger? Po tej minie wnioskuję, że pierwsze - kupiec uśmiechnął się nieznacznie widząc skrzywienie Takedy przy drugiej nazwie. Najwyraźniej nie lubił być porównywany do rangera. Podszedł do niego i klepnął chłopaka w plecy. - Kwestię ceny omówimy może już na zewnątrz, co?
- Panie Takahashi! Proszę tu na moment!
Takeda zerwał się natychmiast ze swojego miejsca na pace pickupu. Świeżo ostrzone brzytwy łańcucha schowały się ze szczękiem i metalowy pejcz zwinął się na swoje miejsce. Chłopak wszedł na dach kabiny i przeskoczył na jadący przed samochodem amatorsko opancerzony wóz. Przebiegł po nim, przeskoczył na następny wóz i na wysokości kabiny przykucnął, by usłyszeć co też chce od niego Houck. Kupiec prowadził jeden z dwóch przewożących ładunek wozów. Pochód był prowadzony i zamykany przez dwa ciemnozielone pickupy.
- Coś się stało? - zapytał chłopak wychylając się niebezpiecznie aż zwisał głową w dół leżąc na dachu wozu. Kupiec drgnął zaskoczony.
- Cholera jasna, szybki jesteś - rzucił z przekąsem. Wskazał ręką przed siebie - Widzisz ten kanion? - Takashi skinął głową. - Nazywamy to Przedsionkiem Piekła. Wąwóz jest niemiłosiernie długi, szeroki jak przeciętna ulica i dość płytki. Trudno jednak z dołu dostrzec, czy coś na nas nie czai, a już jeden strzelec może narobić tu kabały. I tu się tak naprawdę zaczyna pańska robota. Oczy i uszy otwarte, gębę zawrzeć, bo jeszcze much nałapiesz. Wszystko jasne? - Takeda ponownie kiwnął potakująco. - No to jedziemy.
Chłopak przyklęknął na dachu i spojrzał w owy złowrogi kanion. Wziął głęboki oddech, rozwinął na próbę trochę łańcucha, po czym założył swoją metalową przyłbicę. Już zdążył się kilkakrotnie przekonać, że chociaż nie osłania całej głowy to lepsze to niż nic. Usiadł po turecku, lustrując krawędzie wąwozu zarówno wzrokiem jak i szóstym zmysłem. Ściany kanionu były może jakieś trzy razy wyższe od wozów karawany. Rzeczywiście, nawet stając prosto ciężko było dostrzec czającego się za krawędzią przeciwnika. Próbował równocześnie lustrować brzeg przed sobą i wyczuwać kogokolwiek za sobą. Szybko jednak zmienił podejście. Zamknął oczy i przyłożył dwa palce do skroni, skupiając się już tylko i wyłącznie na szóstym zmyśle. Oczy mogły go oszukać, ale umysł nie.
Rozpoznał umysł skupionego na drodze pana Houcka oraz kierowcy drugiego wozu. Następnie wyczuł świadomości ich czterech towarzyszy w dwóch pickupach. Odseparował te przebłyski, by móc w każdej chwili wyczuć jakikolwiek nowy. Ale pustynia wydawała się pusta. Wkrótce wyczuł, że spięcie wszystkich powoli ustępuje nudzie. Najszybciej podpadli jej wynajęci przez kupca ochroniarze. Wszyscy, poza Takedą. Chłopak mimo rozpraszających go przebłysków rozbawienia ze strony zabijających czas kompanów dalej uparcie skupiał się lustrując okolicę w poszukiwaniu czających się bandytów. Siedział z zamkniętymi oczami, niczym posąg. Czas mijał, a Takashi zdążył już stracić jego poczucie. Ile już minęło? Jak długi może być ten cholerny kanion? Odgonił podobne myśli. W wypadku gdy tak naprawdę był jedyną czujną osobą w kompanii nie mógł sobie pozwolić na rozkojarzenie. A pustynia nadal była martwa. Aż nagle Takeda wyczuł cudzy umysł. Był to jedynie przebłysk, z przodu od strony do której siedział tyłem...
Przebłysk satysfakcji kogoś, kto właśnie oddał celny strzał.
Chłopak gwałtownie zerwał się z miejsca i odtoczył w bok, od razu podnosząc się na jedno kolano, zwrócony w tył. Miejsce gdzie przed sekundą siedział przeszyła kula. Przez tłumik i odległość wystrzału nie szło usłyszeć, jeśli się go nie spodziewało. Jednak chwilę potem do kanionu zeskoczyli bandyci. Kompani w pickupach w końcu zareagowali i sięgnęli po broń. Rozległy się pierwsze strzały. Takedzie długo nie dane było siedzieć w miejscu - na wóz zeskoczyła dwójka napastników. Bandyci widząc, że ich przeciwnik nie ma przy sobie żadnej broni palnej poczuli się naprawdę pewni siebie. Zaraz jednak Takashi wykonał półobrót biorąc szeroki zamach i w stronę pierwszego z nich poszybowało ostrze na długim łańcuchu. Przebiło ramię zaskoczonego mężczyzny na wylot. Wtedy Takeda pociągnął łańcuch w swoją stronę i ze stalowej liny wysunęły się pary sierpowatych ostrzy. Bandzior pociągnięty do przodu niemal nadział się na wyprostowaną w krótkim kopnięciu nogę łowcy nagród. Łańcuch w akompaniamencie bolesnego okrzyku wyszarpnął się z ciała mężczyzny, który oberwał jeszcze w bok głowy przedramieniem i zleciał z dachu wozu. Jego towarzysz nie czekając wystrzelił z rewolweru. Takashi uniknął pocisku i ponownie wystrzelił stalową linę, tym razem oplątując ją wokół nogi przeciwnika. Szarpnął i bandyta runął na plecy uderzając potylicą w blachę. Chłopak wykorzystując siłę mechanizmu wciągającego pociągnął napastnika dalej, rzucając nim w ścianę kanionu.
Odwrócił się chcąc ruszyć na pomoc panu Houckowi. Wtedy jednak jego maskę na wysokości policzka musnęła kula z rewolweru. Takeda podziękował w duchu za własną ostrożność, kiedy decydował się jednak ją założyć. Zwrócił się do kolejnego napastnika. Na pierwszy rzut oka nie różnił się wiele od reszty bandytów. Mężczyzna w skórzanej masce i kowbojskim kapeluszu wydawał się jednak bardziej pewny siebie. Przekrzywił głowę, jakby właśnie oglądał ciekawy okaz przyrodniczy.
- Jesteś młodszy niż mi się wydawało - powiedział spokojnie, jakby nie byli w środku napadu na karawanę i to jeszcze po przeciwnych stronach barykady. - No nic, pozostaje liczyć, że dasz mi więcej rozrywki niż reszta ,,ochroniarzy".
Erron? Masz swój napad, Nyan :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz