niedziela, 11 grudnia 2016

Od Preachera (CD Marka) - Mieszanka wybuchowa

        Mark wstał z miejsca wyciągając papierosa i ruszył w stronę domniemanego szpiega. Gdy do niego dotarł, jak gdyby nigdy nic wywlókł go z pomieszczenia na ulicę. Turian i hakerka odprowadzali go zdziwionymi spojrzeniami.
  ~ Nie opie*dala się chłopak ~ skwitował Preston, doskonale opisując to co w tej chwili pomyśleli i Preacher i Glitch.
  Klecha zdecydował się jednak zająć obecnym problemem jakim była wojna gangów i niedostatek dealerów. Zwrócił spojrzenie z powrotem na ich prawdopodobnie jedyną deskę ratunku. Musiał przyznać, nie tego się spodziewał. Był niemal całkowicie przekonany, że mówiąc ,,haker" przywódca Rosomaków miał na myśli cichego, szemranego typa siedzącego na okrągło przed kompem, ewentualnie często zmieniającego kryjówki. Tymczasem przed Kirianem siedziała młoda, zdecydowanie rzucająca się w oczy kobieta z tajemniczym uśmiechem na ustach, która na dodatek zamówiła jemu i Markowi po drinku. Ta planeta nie przestaje mnie zaskakiwać, przeszło mężczyźnie przez myśl.
  - Powracając do tematu - zaczęła Glitch. - Nawet jeśli znajdę wam chociaż pięciu bardziej wpływowych handlarzy, skąd pewność, że zażegna to konflikt?
  - Cóż, wydaje mi się, że Rosomaki mając własnych dealerów przestaną skupować ich od Czarnorękich - zauważył Klecha.
  - ,,Wydaje ci się"? - powtórzyła kobieta z rozbawieniem.
  - Dobrze, więc jak TY to widzisz - zapytał turian.
  - Powiedzmy, że śledzę poczynania obu gangów od dłuższego czasu i podejrzewam, że nie jestem jedyną obeznaną w tym temacie - odpowiedziała. - Wojna od zawsze wisiała w powietrzu, śmierdząc gorzej niż południowy smog. Negocjacje Rosomaków i Czarnorękich przypominało mieszanie powietrza z metanem, a jednak za każdym razem gaz ulatniał się zanim doszło do wybuchu. Nikt nie zareagował, bo wszyscy liczyli, że i tym razem będzie spokój. Oj, a trzeba było już dawno odpalić zapałkę...
  - ...i pozwolić, by wszystko wypaliło się od razu - dokończył Preacher, rozumiejąc już do czego zmierza dziewczyna. - Mniejsze stężenie gazu, mniej szkód przy zapłonie.
  - Dokładnie - Glitch z uśmiechem dopiła swój napój. - A tak to mamy teraz na głowie o wiele bardziej zażarty konflikt. To już nie kwestia panowania nad rynkiem narkotykowym. Oba gangi po prostu muszą wyrzucić z siebie cały nazbierany przez lata wstręt do przeciwników.
  - Ale koniec końców cierpi na tym całe miasto. Musimy to przerwać.
  - Jak na mój punkt widzenia Cargo już dawno sobie na to zasłużyło - kobieta wzruszyła ramionami. - Ale skoro już podjęłam się zawodu łowcy nagród to chyba nie powinnam kręcić nosem na żadne wyzwanie.
  - To jaki jest plan?
  - Mnie się pytasz? To wy mnie w to wciągnęliście. Liczyłam, że chociaż zdajecie sobie sprawę jak bardzo skomplikowana jest ta sprawa.
  ~ Ma trochę racji ~ zauważył Preston nie bez rozbawienia.
  No tak, faktycznie miała. Kirian gryzł się w myślach za przeoczenie pomysłu zebrania informacji od miejscowych. Jedynym jego usprawiedliwieniem mógł być nałożony przez szefa Rosomaków limit czasowy na znalezienie Glitch. Mając doświadczenie psychologa wiedział doskonale jak ciężką sprawą są długoletnie ,,nieme konflikty". Odkładanie kłótni na następną okazję zawsze wiążę się z przybyciem kolejnych argumentów i jeszcze większej ilości żalu do drugiej osoby. W momencie właściwej sprzeczki ciężko, by za chwilę nie doszło do bójki. Prawda była taka, że Czarnoręcy prowadzili wojnę z Rosomakami od dawien dawna, a podkradanie kontaktów na rynku było jedynie pretekstem do wypowiedzenia jej otwarcie na forum całego miasta.
  - Może skupmy się na razie na spełnieniu oczekiwań Wendigo - stwierdził w końcu Ghan'dul.
  - A czego oczekuje przywódca Rosomaków? - zainteresowała się Glitch.
  - W gruncie rzeczy to on zażądał odnalezienia ciebie - odparł turian.
  - Tego się domyśliłam. I pewnie liczy, że stawię się przed nim osobiście.
  - A zrobisz to?
  - Oczywiście, że nie - parsknęła kobieta, jakby ktoś ją właśnie obraził. - Niejeden próbował i niejeden tego pożałował.
  - To co w takim razie proponujesz? - mężczyzna westchnął zrezygnowany.
  - Na razie może sprawdźmy, czy twój kumpel jeszcze żyje - dziewczyna wstała wyglądając za okno. - Albo czy powinniśmy szukać kryjówki na zwłoki.
  Oby nie, pomyślał Kirian ruszając za nią do wyjścia. Strzelanina, atak wirusa, wmieszanie w wojnę gangów, na ten dzień miał chyba już dosyć wrażeń. Na stoliku pozostały trzy szklanki - pusta po Glitch, w połowie pełna (albo w połowie pusta) po Marku i nietknięta po Preacherze.
  Udało im się znaleźć Huntera...śpiącego w samochodzie. Ghan'dul nie zamierzał pytać jak z ,,miłego upominania" szpiega przeszło do drzemki w wozie. Najwyraźniej Daewey dalej był wykończony po ataku SAVV. Nikt nie zamierzał go za to winić, no może poza Glitch, która nie wiedziała o chorobie blondyna. Gdy w końcu przekonali chłopaka do wyjścia z samochodu, w pierwszej kolejności zapytał o plan działania. Hakerka z niemałą satysfakcją spojrzała na Kiriana, zakładając ręce na piersi.
  ~ No właśnie, Kirian. Co z planem?
  - Najpierw musimy udowodnić Wendigo, że udało nam się znaleźć Glitch - zaczął w końcu turian, czując, że najwyraźniej cała odpowiedzialność za misję spada na niego.
  - I w czym problem? - zaciekawił się Mark słysząc w głosie współpracownika podejrzany ton.
  - Ona nie chce się mu pokazywać - rzucił niemal oskarżycielskim tonem Kirian.
  Hunter przewrócił oczami z rezygnacją.
  - Ej, mam swoje powody - broniła się kobieta. - Namieszałam tu i ówdzie i Wendigo na pewno wie, że to moja sprawka. Mógłby was przecież posyłać po jakiegokolwiek innego informatora, a jednak zdecydował się na mnie. Mam mu podsunąć się na tacy, zupełnie bezbronna?
  - Trudno mi uwierzyć w tą twoją bezbronność... - na twarzy Huntera zatańczył lekki uśmiech.
  Dziewczyna zmrużyła oczy. Przez chwilę między tą dwójką doszło do niemego konfliktu na spojrzenia.
  - I tak nie będziesz tam sama - wtrącił się Ghan'dul. - Wendigo już raz mnie widział i spodziewa się zobaczyć po raz drugi.
  - Dobrze, ale co potem? - zauważył blondyn. - Trzeba będzie jeszcze przekonać Dollara, że jego dealerzy będą już tylko i wyłącznie pod banderą Czarnorękich.
  - Wiecie...właściwie to zróbmy to wszystko za jednym razem - powiedziała nagle Glitch.
  Wyjęła z kieszeni płaszcza jakiś płaski przedmiot...telefon komórkowy? Klecha wiele o hakerach nie wiedział, ale wydawało mu się, że profesjonaliści nie ufają sieciom komórkowym. Urządzenie wyglądało na zupełnie martwe. Gdy jednak dziewczyna postukała w ekran natychmiast się włączyło.
  - Ehm...co ty właściwie robisz? - zapytał Mark.
  - Dzwonię po Wendigo - odpowiedziała.
  - Zmieniłaś zdanie? - Preacherowi jakoś nie chciało się w to tak łatwo uwierzyć.
  - Wiesz jak to jest. ,,Dla dobra ogółu" i tak dalej... - odpowiedziała. Turian był jednak święcie przekonany, że zauważyła w tym okazję do czegoś innego. Chociaż rozmawiał z nią raczej krótko, doskonale wiedział już z jakim typem osobowości ma do czynienia. A typ Glitch zdecydowanie nie lubił robić czegoś charytatywnie.
  - Masz numer do szefa gangu Rosomaków? - chociaż wypowiedziane jako pytanie, zdanie miało raczej charakter stwierdzenia oczywistego faktu.
  - Jeszcze nie mam - odparła kobieta.
  - Jeszcze?
  - Włamywanie się do zastrzeżonej sieci komórkowej tylko brzmi prosto.
  ~ Komu to ma niby brzmieć prosto?!
  Co jak co, ale na pewno nie Kirianowi. Po kilku minutach fioletowowłosa wybrała w końcu numer i włączyła tryb głośnomówiący, wyciągając telefon do przodu na otwartej dłoni. Po chwili dało się słyszeć lekko zdenerwowany głos szefa Rosomaków:
  - Kto tam? To prywatna sieć.
  - Z tej strony Glitch - odpowiedziała hakerka. - Jestem z Klechą, któremu podobno kazałeś mnie szukać.
  Zapadła chwila ciszy.
  - Tak, zgadza się - padła w końcu odpowiedź. - Czego chcecie?
  - Umówić się na spotkanie. Stary hangar samolotowy na Wschodnich Krańcach za dwie godziny. Weź ze sobą komputer i lepiej nie przyprowadzaj całego garnizonu.
  - W porządku. Ale skąd mam mieć pewność, że to naprawdę ty?
  - Oj przekonasz się - obiecała Glitch, a na jej wargach zatańczył podejrzany uśmiech. - Buziaki! - rozłączyła się i przeszła do wstukiwania kolejnego numeru.
  - A teraz do kogo? - zapytał niepewnie Hunter.
  - Jak to do kogo? Do Dollara.
  - Co proszę? - wykrztusił Ghan'dul, przez chwilę licząc, że to jakiś żart.
  Kiedy jednak ktoś odebrał telefon do uszu trójki łowców nagród dotarł znajomy już mężczyźnie złowróżbny ton:
  - CZEGO? KTO SIĘ WŁAMAŁ NA NASZĄ LINIĘ?!
  - Bez nerwów panie Dollar - odpowiedziała spokojnie dziewczyna. - Dzwonię od Wendigo...
  - Nie mamy o czym gadać...
  - Ależ mamy! Proszę się nie rozłączać! - poprosiła. - Szef proponuje zawarcie układu o usługi dealerów w zachodnich dzielnicach.
  - MOICH dealerów - uściślił szef Czarnorękich.
  - Po prostu niech pan przyjdzie za dwie godziny z możliwie jak najmniejszą świtą do starego hangaru na Wschodnich Krańcach. Pozdrowienia - rozłączyła się zanim dotarły do nich słowa sprzeciwu.
  Glitch schowała telefon do kieszeni z dumnym uśmiechem. Kirian spojrzał na nią jak na nierozumne dziecko.
  - Wiesz, że właśnie zamierzasz zmieszać metan z powietrzem w jednym pomieszczeniu? - powiedział.
  - Ale nie biorę zapałek - uspokoiła go kobieta. - A pomieszczenie będzie wystarczająco duże by zmniejszyć stężenie gazu na metr sześcienny.
  - O czym wy kurna mówicie? - Daewey patrzył to na jedno, to na drugie, z wyrazem zupełnego zdezorientowania na twarzy.
  - Długo by wyjaśniać - uciął temat Klecha.

Red? Bardzo to chaotyczne i nieprzemyślane ale jest

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz