piątek, 30 grudnia 2016

Od Erosa (CD Szprychy) - Dziwna konwersacja

        - Pewnie. Nie ma problemu - odparł wzruszając ramionami.
  - Ekstra! - wypaliła uradowana mechaniczka i wróciła do hammera niemal skocznym krokiem.
  Kupidyn przeczuwając, że długo się z tego warsztatu nie wydostanie, usiadł na skrzyni pod trzymającym sufit filarem obok reperowanego samochodu. Wendy tymczasem z wprawą wślizgnęła się z powrotem pod podwozie, zabierając po drodze kilka różnego rozmiaru kluczy. Łucznik rozejrzał się jeszcze raz po sporym pomieszczeniu. Na reperowane maszyny przeznaczono dwa stanowiska - na każde prowadziły jedne, zsuwane z góry drzwi magazynowe - z których jedno było zajęte przez samochód Szprychy, a drugie świeciło pustką. Typowo trójkątny dach zaczynał się na wysokości na oko jakichś dwóch i pół metra, więc zdecydowanie niżej niż w pozostałych warsztatach jakie dzisiaj zwiedził Eros, ale przez pustą przestrzeń między metalowymi wspornikami wydawał się bardziej przestronny niż z zewnątrz. Niskie, ciągnące się pod sufitem przez prawie całą długość ściany okna wpuszczały wąską strugę południowego słońca, które przez swoją aktualną pozycję nie było w stanie sięgnąć dalej niż na metr wgłąb. W promieniach tańczyły drobiny wszechobecnego kurzu nalatującego z suchej ulicy, podrygując w powietrzu poruszanym przez stojący na blaszanym stoliku stary wiatraczek, stojący obok dalej grającego magnetofonu. Cały widok w jakiś sposób cieszył oko Erosa, wydając mu się bardziej godnym uwiecznienia niż jakiekolwiek dzikie krajobrazy. Chociaż prawdę mówiąc nasz blaszak nigdy nie miał wyczucia do sztuki i raczej wolał się w tym temacie nie odzywać.
  - Dobra, od czego by tu zacząć... - zamruczała do siebie Wendy, zwracając z powrotem uwagę cyborga. Jedynym co mógł zobaczyć była para trampek. - Kto cię ,,poskładał"?
  - Jeden typ z Devlin. Nie pamiętam nazwiska - odparł ze wzruszeniem ramion.
  - Profesjonalista? Wiedziałeś na co się piszesz?
  - Wątpię, bym był w stanie w tamtym momencie logicznie myśleć - stwierdził krótko Amor. - Chyba nie byłem nawet przytomny.
  - Czyli to nie była twoja świadoma decyzja? - zaciekawiła się dziewczyna. - W takim razie co ci się przytrafiło?
  Kupidyn zamilkł na chwilę. Prawdę mówiąc, sam nie do końca znał odpowiedź na to pytanie. Jego wspomnienia sprzed i z samego wielkiego wypadku były jakby uszkodzone. Nie potrafił przywołać imion swoich starych przyjaciół (poza Craigiem, który właściwie znalazł Erosa sam), nie pamiętał skąd był, kiedy i jak trafił na Talos, a tym bardziej nie mógł sobie przypomnieć żadnych krewnych. Nigdy też się nad tym dłużej nie zastanawiał - po wybudzeniu ze śpiączki miał zdecydowanie większe zmartwienia, jak choćby fakt, że zamieniono go bez jego pozwolenia w gadającą puszkę. Potem nadchodzi nudna część historii, czyli użeranie się z własną psychiką, aż w końcu przestał się nad sobą użalać i zaczął dalej żyć.
  - Szczerze, to...nie mam pojęcia - odpowiedział.
  - Ale jak to ,,nie masz pojęcia"?
  - Jak się żyje dwadzieścia lat z metalową dyńką to pewne rzeczy z prawdziwej po prostu zanikają. Mówi się trudno.
  - Dwadzieścia lat? - spod hammera wydobył się gwizd podziwu. - Ładnie...
  - Co masz na myśli? - cyborg lekko się zaniepokoił.
  - Ostatni blaszak o którym słyszałam nie dożył trzech lat - odparła Ruda zupełnie naturalnym tonem, jakby mówiła o pogodzie. - Biedaczek. Wszczepy się nie przyjęły.
  Nie słysząc żadnej odpowiedzi wysunęła się spod samochodu i uśmiechnęła się szeroko do zszokowanego chłopaka.
  - Spokojnie, skoro już tyle pożyłeś to chyba nic ci nie grozi - powiedziała pewna siebie, ale blaszak wcale nie poczuł się spokojniejszy.
  - Dobra, może zmieńmy temat - zaproponował. - A twoja ręka? - skinął głową w stronę lewej ręki dziewczyny.
  - Ach, to? - spojrzała na cztery metalowe palce u dłoni i wzruszyła ramionami: - Zastępczy rodzice mieli w ogródku kilka skagów. Adoptowali mnie, by mieli kogo do nich wysyłać z jedzeniem. Jak widzisz, straszne z nich były głodomory...
  - Poważnie? - parsknął śmiechem Kupidyn wyczuwając, że Wendy ściemnia. - Na lepszą historyjkę cię nie stać?
  - Śmiesz sądzić, że kłamię? - mechaniczka wstała i założyła ręce na piersi, udając oburzenie. Jednak nieukrywany wcale uśmiech jedynie potwierdzał podejrzenia Erosa.
  - Proszę cię. Nie uwierzę, że miałaś bardziej zrąbane życie niż ja - chłopak również wstał, stając naprzeciwko jak to pojedynku.
  Szprycha zmrużyła oczy w wyraźnym komunikacie - wyzwanie przyjęte.
  - Moi rodzice zmarli na raka. Oboje - zaczęła.
  - Ja swoich nie pamiętam. Porzucili mnie w pudełku po butach - odparował łucznik.
  - Przygarnęli mnie socjopaci.
  - Mówisz to facetowi wychowanemu przez bandę najemników.
  - Przynajmniej sami potrafili się bronić przed płatokolcami, a nie wystawiali cię jako przynętę.
  - Płatokolce? Niesprawiedliwe, mnie rzucali wandalom. Ciebie przynajmniej pewnie wpuszczali z powrotem do domu.
  - W nocy i tak sypiałam na podwórku w kartonie po pralce.
  - Mieliście pralkę?! - chłopak pacnął się dłońmi w policzki, zapowietrzając teatralnie. - Działającą?!
  - Pewnie, osobiście kazali mi sprawdzić, czy bęben się kręci - Wen pomachała palcami metalowej ręki ze zwycięskim uśmiechem.
  - Urocze. Mi koledzy kazali raz sprawdzić, czy po wyciągnięciu zawleczki z granatu da się ją z powrotem włożyć.
  - Przynajmniej nie musiałeś się już martwić, że skag ci odgryzie rękę w nocy.
  - Oj, miałem poważniejsze zmartwienia - cyborg urwał na chwilę, po czym dodał konspiracyjnym szeptem: - Mój mentor był gejem.
  Wendy zamrugała kilka razy, po czym otrząsnęła się jakby z okropnego snu. Uniosła ręce do góry w geście kapitulacji.
  - Dobra, wygrałeś - przyznała, wracając do swojego samochodu.
  - Hah! Czyli oficjalnie przyznajesz, że miałem gorsze życie niż ty? - odpowiedział tryumfalnie Kupidyn.
  - Nie wiem z czego być tu dumnym, ale tak - dziewczyna uśmiechnęła się i wsunęła z powrotem pod hammera. - Ale ściemniałeś? - dodała po chwili.
  - Z tym ostatnim na pewno. Reszta nie musi, ale może być prawdziwa.
  - To dobrze. Tego nie chciałam sobie wyobrażać.
  Cyborg parsknął śmiechem widząc, że para trampek wzdrygnęła się po raz kolejny. Dawno nie przeprowadził z nikim tak dziwnej rozmowy, a przecież mówimy tu w końcu o Elliocie Juarezie, którego raczej ciężko czymkolwiek zaskoczyć.

Wendy? Trafił swój na swego :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz