- Wybacz. Kocham robić sobie jaja z przyjezdnych - powiedziała. - Ja jestem Wendy, w okolicy szerzej znana jako Szprycha - podciągnęła się i usiadła na masce reperowanego hammera, majtając nogami. - No to co cię sprowadza do mojego warsztatu?
- Twojego? - chłopak obejrzał się po pomieszczeniu. - Nieźle...
Ruda uśmiechnęła się dumnie. Lubiła, gdy klienci zwracali uwagę na jej dobytek. Bardzo drogi może i nie był, ale kosztował ją i jej protegowanych zdecydowanie więcej niż pieniądze. Była tu zapisana historia właściwie trzech pokoleń wstecz. Fakt, że była tu jedynym mechanikiem i to na dodatek kobietą w jakiś niewyjaśniony sposób napawał przyjezdnych zaskoczeniem, a nawet i swego rodzaju podziwem, który było słychać w głosie Erosa.
- Wracając do tematu... - napomniała mechaniczka.
- No tak, temat - chłopak pokręcił głową jakby się z czegoś otrzepywał. - No więc wszystko zaczęło się w Devlin...
- Ej, ej! Bez retrospekcji! - poprosiła Śruba, nieumyślnie ratując się przed niepotrzebnie długą historią. - Godzina, maksymalnie dwie wstecz. Po prostu gadaj czego potrzebujesz.
- Wozu - stwierdził krótko klient stukając palcami w samochód. - Albo podwózki do Cargo.
- Mogę załatwić i jedno i drugie. Ale dla jednej osoby chyba bardziej opłaca się złapać stopa, o ile to jednorazowy kurs.
- Właściwie to mam ze sobą jeszcze dwóch innych potrzebujących - uściślił.
- No to reszta jest kwestią czasu jaki możecie poświęcić na postój w Annville...
- Postój? - w głosie chłopaka dało się słyszeć rezygnację.
- Jeśli wolicie pożyczyć mój wóz - dziewczyna poklepała ciemnozielonego hammera - Musicie mi dać jeszcze jakieś cztery godziny. Wtedy bylibyście w Cargo jutro rano, wliczając w czas postój nocny, lub gdzieś godzinę przed północą bez dłuższego zatrzymywania. Karawany i mniejsze dostawy możecie złapać dopiero koło osiemnastej - ostatnie pojechały godzinę temu.
- A ile to zajmuje karawanom?
- Więcej wozów i sprzętu to równiejsze trasy i spokojniejsza jazda - Wendy wlepiła wzrok w sufit, w namyśle stukając palcem po wargach. - I pewnie będą omijać kaniony z obawy przed napadami...cóż, im większa karawana, tym dłuższy czas przejazdu - wzruszyła ramionami ponownie kierując spojrzenie zielonych oczu na Erosa.
- Skorzystamy z hammera - wtrącił jakiś głos od strony wejścia. - Najlepiej będzie dojechać tam rano.
Przez garażowe drzwi do środka wszedł kolejny nietypowy podróżny. W oczy rzucał się przede wszystkim nie tyle wzrost, co budowa ciała przywodząca na myśl zbytnio rozciągniętego ciastowego ludka, oraz hełm z czarną szybą. Chyba musieli się z Erosem znać - nieznajomy jedynie powłóczyłby wzrokiem po nowo przybyłym, może uniósłby jedną brew, po czym stracił zainteresowanie. Mężczyzna w czerwonej kurtce tymczasem znowu wydał się zdziwiony.
- Tak szybko się uwinąłeś? - spytał. Dziewczyna uniosła pytająco brew. Uwinąć? Z czym?
Szary jedynie wzruszył ramionami.
- Nie chcieli gadać - rzucił krótko.
- Czy ty ich... - chłopak wskazał palcem na wystającą sponad ramienia mężczyzny podejrzaną rękojeść.
- Nie wyciągałem katany - uspokoił go towarzysz.
- Ale i tak ich złoiłeś?
- Jak mówiłem, nie chcieli gadać - szary uciął temat, po czym zwrócił się do Rudej: - Dasz radę załatwić wszystko w dwie godziny?
- Cztery - odparła dziewczyna zeskakując z maski.
- Trzy - targował się najemnik zakładając ręce na piersi.
- Trzy i pół - Szprycha spapugowała jego pozę, co wyglądało dość niepoważnie biorąc pod uwagę różnicę wzrostu obu targujących się łowców nagród.
- Zgoda - odpowiedział szary po krótkiej chwili ciszy.
- To będziecie mieli swój transport - Wen uśmiechnęła się zadowolona i przyjacielsko walnęła Erosa ręką w plecy.
Ku jej niememu zaskoczeniu pod palcami poczuła coś twardego, zamiast spodziewanych ludzkich pleców. Owszem, w tych czasach dużo osób nosiło na sobie choćby i kamizelki kuloodporne, ale ubranie Erosa zdecydowanie nie wydawało się być twarde jak...metal? Dziewczyna była pewna, że wyczuła pod dłonią metalową płytkę zamiast łopatki. Czyli to, co wzięła mylnie za kombinezon...
O cholera, przeszło jej przez myśl. Facet jest cyborgiem.
Gdy mózg Śruby na chwilę stracił kontakt z rzeczywistością, chuderlak skierował się w stronę wyjścia, rzucając coś o odnalezieniu jakiejś Jennifer, chociaż Wendy właściwie nie słyszała żadnego komunikatu. Eros pomachał mu na do widzenia i zwrócił się do mechaniczki:
- To skoro Zero poszedł już szukać Jen... - urwał nagle. - Dobrze się czujesz?
Clockwork zdała sobie sprawę, że dalej trzyma mu dłoń na plecach. Zabrała ją szybko i ogarnęła się...a przynajmniej na tyle, na ile mogła ogarnąć się Dziewięciopalca.
- PRAWDZIWY CYBORG! - wypaliła nagle, chociaż nie planowała się tym dzielić na głos.
Chłopak drgnął lekko na ten wybuch. Bardziej wydawał się jednak rozbawiony niż urażony.
- Skądże. Podróba. Wyprodukowały mnie biedne dzieci ze wschodu - zaśmiał się lekko. - Nigdy nie widziałaś chodzącego implantu?
- Do tej pory tylko słyszałam o przypadkach zastąpienia ponad 50% ciała wszczepami - dziewczyna bezpardonowo chwyciła jego dłoń i zaczęła po kolei zginać palce, jakby oglądała jakiś niespotykany gatunek zwierzęcia.
- Wiesz, z matematyki dobry nie jestem, ale to co po mnie zebrali to na pewno nie 50% - odparł Eros. Nie wyrwał jej dłoni, chociaż na pewno sytuacja w jakiej się znalazł mogła normalnemu człowiekowi wydawać się nieco kłopotliwa.
- Niesamowite... - mruknęła sama do siebie Szprycha zginając mu rękę w łokciu.
- Emmm...nie chcę być upierdliwym typem klienta, ale chcielibyśmy jednak dojechać do tego Cargo.
- Ach, no tak. Wybacz - Wendy w końcu go puściła i już miała ruszyć w stronę hammera, gdy nagle przyszło jej coś do głowy: - Skoro już zostajesz...nie obrazisz się, jeśli zadam ci kilka pytań podczas pracy?
Red? Nie odgonisz jej :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz