Nagle jakaś nieokiełznana siła pociągnęła za kołdrę Siren i ściągnęła ją na podłogę razem z dziewczyną. Mare leżąc plackiem na deskach spojrzała w roześmianą twarz starszej siostry.
- Za jakie grzechy... - mruknęła niewyraźnie i usiadła.
Jill parsknęła śmiechem. Była to mała zemsta - Mare niejednokrotnie robiła podobny numer siostrze. Z tym, że Jill była brutalniejsza.
Dziewczyny z wyglądu były niemal identyczne. Różniła je jedynie długość włosów, gdyż starsza preferowała średni warkocz, oraz ubiór. Jill gustowała w kolorowych spódnicach, luźnych koszulach i kamizelkach, Mare natomiast nie przejmowała się zbytnio kolorami. Dobierała ubrania głównie po stopniu pożyteczności.
- Ubieraj się i chodź na śniadanie - powiedziała starsza Crowley z podejrzanym uśmiechem i wyszła z pokoju.
Siren zmrużyła oczy i zmarszczyła brwi. Nie była pewna, czy chce wiedzieć co właściwie wymyśliła Jill. Wstała, zarzuciła kołdrę z powrotem na łóżko i szybko się ogarnęła. Gdy weszła do małego saloniku siedząca przy stole starsza siostra jak zwykle nie zapomniała skomentować jej ciuchów. Po krótkiej wymianie złośliwości zjadły w końcu śniadanie. Jill skończyła pierwsza i przez kilka minut gapiła się z wyczekiwaniem w Mare, opierając brodę na splecionych palcach. Młodsza westchnęła przewracając oczami.
- No mów co się stało, bo zaraz wybuchniesz, a nie mam ochoty zeskrobywać twojego mózgu ze ściany - powiedziała nalewając sobie kawy do blaszanego kubka.
Uśmiech Jill poszerzył się niemal upiornie.
- Nie zgadniesz kto dzwonił... - zaczęła niewinnie.
Jill była specjalistką od połączeń radiowych i telefonicznych. To prawdopodobnie tylko dzięki niej Rattle Cliffs miało jakikolwiek kontakt z rzeczywistością. Potrafiła prześledzić sygnały radiowe i połączyć się z kimkolwiek posiadającym jakikolwiek komunikator. Wiele osób korzystało do tego ze sprzętu Jill, jednak Mare nie widziała żadnego powodu, by ktoś miał kontaktować się z nimi. Ich rodzice przecież nie żyli, a nie miały żadnej innej rodziny. Może ktoś chciał wysłać wiadomość do Cargo, czy Armadillo, ale był zbyt daleko? To mogło być jedyne logiczne rozwiązanie. Pseudo stacja radiowa Jill była najsilniejszym sygnałem w okolicy.
Wiedziona ciekawością Mare kiwnęła głową na znak, by starsza Crowley kontynuowała i napiła się kawy...
- Zero! - wypaliła wesoło siostra.
Siren zakrztusiła się gwałtownie. Odłożyła kubek i odkaszlnęła kilka razy.
- Że co proszę?! - odparła z niedowierzaniem.
- Emm, Zero? Ten najemnik? Wiesz: hełm, problemy z okazywaniem... - wyjaśniła sarkastycznie Jill.
- Wiem który - odburknęła Mare. - Czego chciał?
- A co ty taka nerwowa? Myślałam, że utrzymujesz z nim kontakt.
- Jill, zerwałam z nim jakieś DWA lata temu - Siren przewróciła oczami i ostentacyjnie machnęła ręką w stronę wiszącego na ścianie zdjęcia rodzinnego.
Była to dość...nietypowa pamiątka. Owszem, zdjęcie jak każde inne: ich matka - ciemnowłosa kobieta o miłym spojrzeniu, ojciec - twardy facet z gęstymi wąsami i lekką siwizną, a między nimi dwie siostry - jedna nieco wyższa z pięknie ułożonymi długimi włosami, druga natomiast rozczochrana jak straszydło. Fotografia została zrobiona jakieś piętnaście lat temu. Potem państwo Crowley zginęli w wypadku w Cargo i była to jedyna pamiątka jaką siostry po nich miały. Tym co się zdecydowanie wyróżniało, była czarna dziura po naboju tuż obok głowy ojca Mare i Jill. Też pamiątka. Ale po czymś mniej przyjemnym.
- Ah, no tak - mruknęła Jill. - Swoją drogą zabawne, że facet własnego teścia nie znał, a już go nie lubi, co nie?
- Jill, to JA strzeliłam - westchnęła nieco zirytowana Siren.
- W sumie to by wyjaśniało, dlaczego Zero nie był tu od dwóch lat... - odparła starsza siostra ze złośliwym uśmiechem.
Mare posłała jej spojrzenie w stylu ,,No co ty nie powiesz?", po czym przeszła do sedna:
- Dobra, a po co Zero do nas dzwonił?
- Pierwsze poprosił o podanie ci słuchawki, ale że nie było cię w pobliżu to powiedziałam, że przekażę ci później o co chodzi - zaczęła Jill. - W Armadillo znikąd pojawiła się spora grupa, a nawet kilka grup bandytów. Wszyscy siedzą podobno pod jednym sztandarem. Terroryzują okolicę i za nic nie chcą się wynieść. Twierdzą, że przysyła ich niejaki ,,Basanova".
- I co Zero ma do tego? Ba! Co JA mam do tego? - zauważyła Siren.
- A to, że jesteście poniekąd łowcami nagród, a burmistrz obiecał nagrodę za głowę Basanovy.
Młodsza Crowley zamrugała kilka razy.
- Czekaj, czy my mówimy o tym samym, poczciwym burmistrzu Dudleyu?
- Najwyraźniej uznał, że sąd i stryczek to nie wystarczającą zachęta do odejścia takiej bandy - Jill wzruszyła ramionami. - W każdym razie, Zero kazał przekazać, że będzie dziś w Armadillo by grzecznie ,,pogadać" z nieproszonymi gośćmi o miejscu pobytu Basanovy.
Na twarzy Mare wykwitł złośliwy uśmiech.
- No proszę - powiedziała. - Czyżby prosił MNIE o pomoc?
- Dosłownie tego nie przyznał - starsza Crowley odwzajemniła uśmiech siostry. - Ale chyba tak.
Mare wysiadła z buggy należącego do Jill. Starsza siostra natomiast oparła się o kierownicę łokciami i gwizdnęła.
- No proszę - powiedziała. - Gdyby nie znak to bym w życiu nie pomyślała, że trafiłam do Armadillo.
Rzeczywiście, miasto przed siostrami Crowley wcale nie przypominało starego, poczciwego Armadillo. Główna ulica, zwykle zapełniona straganami, stała niemal pusta, nie licząc stuningowanych pojazdów pustynnych bandytów i ich właścicieli. Wkopany w ziemię bilboard ,,Witamy w Armadillo!" dorobił się solidnego wgniecenia, jakby ktoś walnął w niego ze sporą prędkością. Nagle rozległa się jakaś głośna wymiana zdań i jeden z bandytów rzucił się na drugiego z nożem. Przycisnął nieszczęśnika do ziemi i dźgał go nawet gdy ten przestał się już ruszać.
- To jakieś szaleństwo - wydusiła z siebie Mare.
- Witamy na Talos - powiedziała sarkastycznie również zniesmaczona Jill. - Na pewno dasz sobie radę? - dodała z troską w głosie.
Siren posłała jej nieznaczny uśmiech.
- Jeśli Zero rzeczywiście tu jest, to nie masz o co się martwić - odparła. - Najwyżej o bandytów, którzy spróbują nam przeszkodzić.
Jill skrzywiła się nieprzekonana i odpaliła silnik.
- No to bierz ich, tygrysie - rzuciła wciskając pedał gazu. Buggy zaryczało i ruszyło odrzucając tumany kurzu.
Mare odetchnęła głęboko, położyła dłoń na kaburze przy pasie po czym odwróciła się i ruszyła w dół ulicy.
Natychmiast ściągnęła na siebie uwagę. Co jak co, ale drobna nienagannie wyglądająca dziewczyna była sporym kontrastem wśród pokrytych pyłem bandytów. Jakiś koleś w drewnianej masce zagrodził jej drogę.
- Panienka się zgubiła? - powiedział tonem znaczącym, że ma się stąd wynosić.
Siren zadarła głowę do góry z najmilszym uśmiechem jaki była w stanie z siebie wykrzesać. Spojrzała przy tym na bandytę niczym proszący szczeniak.
- Ależ nie, proszę pana - odpowiedziała przesłodzonym tonem. - Mógłby pan się łaskawie odsunąć i dać mi przejść?
Facet odchrząknął nerwowo przestępując z nogi na nogę. Czar działał. Dziewczyna widząc to postanowiła pójść o krok dalej:
- A może wiesz gdzie znajdę kogoś, kto powie mi coś na temat pana Basanovy?
- Ja...tego... - bandyta podrapał się po głowie. - Nasz dowódca, on coś wie na pewno. Proszę, zaprowadzę.
I tak jak powiedział, tak zrobił. Mare ruszyła zadowolona za mężczyzną. Zaskakujące, że jej zdolności nawet z takiej bandy zwierząt zrobią dżentelmenów. Nagle jednak ogarnął ją niepokój. Gdzie jest Zero? Chyba by jej nie wykiwał...Nie, za długo go znała. Skoro mówił, że tu będzie, to się zjawi, na pewno. Ale jeśli nie...Bandytów rzeczywiście było tu sporo. A Mare miała przy sobie tylko rewolwer i nadnaturalne umiejętności. Może dałaby radę części, ale moce kinetyczne szybko ją wyczerpią. Bez kogoś do pomocy, będzie z nią raczej krucho. Uspokój się, powtarzała sobie w myślach. Jednego bandytę dałaś radę zmusić do współpracy, z kolejnym nie powinno być większych problemów. Przecież nie musi się to skończyć bijatyką...
Och, jak bardzo chciała w to uwierzyć.
Prowadzący ją facet w masce wszedł do baru ,,Pod Białym Skagiem". Mare przyjrzała się szyldowi. Pamiętała to miejsce: najbardziej swojska i wesoła spelunka na południowym wschodzie. W Starym Talos taki przybytek zdecydowanie padłby ofiarą urzędu miasta, w obecnych czasach jednak zyskał szybko etykietkę ,,lokalu na poziomie". Dla mieszkańców Armadillo fakt, że pomniejszy watażka zajął główną atrakcję miasta na swoją siedzibę, musiał być co najmniej oburzający.
Wnętrze nic się nie zmieniło. Tylko było nieco bardziej zdemolowane niż zwykle, a stojącemu za barem mężczyźnie ze zdenerwowania trzęsły się ręce. Z miejsca zauważył Mare. Spojrzał na nią błagalnie, jakby liczył, że młodsza od niego o dwie dekady dziewczyna zdziała tu więcej niż burmistrz. Posłała barmanowi w odpowiedzi niepewny uśmiech i szła dalej za prowadzącym ją bandytą. Ten zatrzymał się przy jednym stoliku i szepnął coś na ucho siedzącemu przy nim drabowi, wyglądającemu na szefa. Brodacz wysłuchał i zmierzył Mare wzrokiem. Siren oparła rękę na biodrze, drugą obracała przed twarzą jakby oglądała swoje paznokcie, chcąc przy tym wyglądać na znudzoną, jakby nie obchodziło ją towarzystwo piętnastu bandytów w jednym pomieszczeniu.
- Ty - charknął. - Podejdź no tu.
Dziewczyna zamrugała szybko, udając oburzenie.
- Przepraszam? - powiedziała. - Czy TY mi rozkazujesz? Co za arogancja!
Brodacz zamilkł skonfundowany. Chyba nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
- Ech, niech będzie - Mare machnęła ostentacyjnie ręką i podeszła do stolika. Jakby nigdy nic zajęła krzesło na przeciwko mężczyzny, budząc niemałe zdziwienie wśród obecnych.
Cała gra miała na celu zmanipulowanie watażki do udzielenia jej konkretnych odpowiedzi. Jeśli będzie niepewny, Siren łatwiej będzie później użyć na nim hipnozy.
- Czego tu szukasz? - warknął brodacz, przypominając sobie nagle, że jest niemal dwa razy większy od swojego rozmówcy.
- Już mówiłam twojemu towarzyszowi - dziewczyna położyła łokieć na stole i oparła brodę na wierzchu dłoni. - Szukam kogoś...jak on to miał na imię? Ach, no tak! Niejaki Basanova...
Brodacz walnął dłonią w stół. Mare drgnęła lekko.
- Nie szukaj guza, panienko - pogroził. - Za kogo ty się uważasz, by móc z nim rozmawiać, hę? Chłopcy, zabierzcie ją stąd, zanim się zdenerwuję.
Dwóch drabów ruszyło w jej kierunku. Nagle zamarli w miejscu. Za plecami Mare rozległ się zniekształcony, spokojny głos:
- ,,Panienka" nigdzie się stąd nie rusza.
Dziewczyna obejrzała się i w ostatniej chwili powstrzymała od odetchnięcia z ulgi. Zero stał z założonymi rękami. Ponad jego ramieniem wystawała kwadratowa rękojeść katany i lufa zawieszonego na plecach karabinu snajperskiego. Na pierwszy rzut oka nic się przez te dwa lata nie zmienił, jednak Siren dostrzegła kilka nowych rys na kombinezonie mężczyzny.
Uśmiechnęła się do niego krótko. W odpowiedzi skinął głową i skupił swoją uwagę na watażce. Mare nagle poczuła się niesamowicie pewna siebie.
Zero? Jakoś trzeba z tego wybrnąć ^^"
Wydaje mi się, czy Jill chce ich z powrotem zeswatać? O.o
OdpowiedzUsuńCholera wie co ona planuje XD Lepiej jej w takim razie Zero nie przedstawiać, co?
UsuńOj, będzie zabawnie, nie ma co...
Usuń