sobota, 23 stycznia 2016

Od Mare (CD Zero) - Przez labirynt

        Wyprawa do Devlin w dzisiejszych czasach nie należy do rzeczy prostych. Na Talos od dawna nie ma równo wytyczonych dróg, którymi bezpiecznie przejedziesz z punktu A do B. Ale Mare zdarzało się już jeździć dalej i to w bardziej niebezpieczne strony. I wtedy też za towarzystwo miała Zero.
  Wepchnęła do kilku kieszeni w spodniach naboje do rewolweru, samą broń przeładowała już wcześniej. Jill tymczasem sprawdziła stan buggy (które zgodziła się im pożyczyć), a sam Zero przeładował magnum i karabin, po czym zajął się czyszczeniem katany z zaschniętej krwi. Siren w tym ostatnim nie widziała żadnego pożytku. Ostrze nie wyglądało na tak delikatne, by zwykła krew była w stanie wywołać korozję, ale w sumie co ona wie o broni białej? Możliwe też było, że najemnik po prostu szukał dla siebie zajęcia.
  - Gotowe - powiedziała Jill wyczołgując się spod podwozia. - Wszystko w porządku - dziewczyna wyjęła z kieszeni kluczyki.
  - Siostrzyczko nawet nie wiesz jak bardzo ci jestem... - Mare sięgnęła po nie, jednak starsza Crowley z miejsca wyciągnęła dłoń poza jej zasięg.
  - Hej, hej! Ty nie prowadzisz - powiedziała ze złośliwym uśmiechem.
  - A to niby dlaczego? - oburzyła się Siren.
  - Bo ostatnim razem gdy pożyczyłam ci mój wóz wróciłaś bez zderzaka - wyjaśniła krótko Jill i rzuciła kluczyki Zero. Mężczyzna złapał je, chociaż nawet nie zwracał wielkiej uwagi na rozmowę dwóch sióstr. Mare sapnęła.
  - A jemu ufasz? - rzuciła zaczepnie.
  - Koleś pozbył się połowy pościgu jednym strzałem - powiedziała starsza Crowley. - Mi to wystarczy. Powodzenia sis - Jill uścisnęła krótko Siren i wróciła do wnętrza domu.
  Nagle dziewczynę w uszy uderzył dziwny, nietypowy dźwięk, którego nie słyszała już kilka lat - zniekształcony śmiech. Spojrzała oskarżycielsko na Zero, choć na ustach zaczynał jej mimo woli igrać uśmieszek.
  - A ciebie co tak bawi? - zapytała.
  - Nic, nic - najemnik wstał i schował miecz do metalowej pochwy na plecach. - Gotowa?
  Mare skinęła głową i wsiadła do buggy. Korciło ją by się targować o miejsce kierowcy, jednak stwierdziła, że w przypadku gdy zajmuje je Zero, nie miałoby to większego sensu. Samochód zaryczał i ruszył, szybko zostawiając za sobą Rattle Cliffs.
  Krajobraz, mimo że pustynny, nie był jednolity. Wysokie klify, ostańce skalne, parowy, jaskinie...tak, Talos można było zarzucić wiele, ale na pewno nie brzydoty. Chociaż zależało to od gustu. Jedni - jak Mare - widzieli w mijanym właśnie przysypanym piachem miasteczku i zawalonych bilboardach pewno piękno, a inni uznawali to za obraz z koszmarów. Ile jednak można oglądać otoczenie, które się znało od dziecka? Siren (jak to w jej przypadku często się zdarza) zaczęło się nudzić.
  - Zero? - zagaiła.
  - Słucham - odparł mężczyzna nie odrywając wzroku od drogi.
  - Gdzie byłeś przez te dwa lata?
  Najemnik wzruszył ramionami.
  - Wszędzie i nigdzie - odpowiedział wymijająco.
  - A co robiłeś? - nie odpuszczała Mare.
  - Różne rzeczy.
  - Czyli?
  - Głównie to, w czym jestem dobry - Zero dał znać, że uznaje temat za zakończony.
  W takim razie mogłeś robić wszystko, dokończyła sobie w myślach dziewczyna, niezbyt usatysfakcjonowana. Westchnęła teatralnie, ale nie uzyskała w ten sposób żadnego rezultatu. W sumie...czego innego się mogła spodziewać?
  Nagle Zero wcisnął hamulec i dziewczyna niemal spadła z siedzenia.
  - Co jest? - rozejrzała się wokół. Szybko ZOBACZYŁA odpowiedź.
  Droga zjeżdżała z pagórka w dół...i znikała w kanionie. Całej plątaninie kanionów. Poplątane rysy ciągnęły się szeroko i długo. Objechanie ich zajmie im drugie tyle co wydostanie się z tego labiryntu. O ile w którymś z parowów nie czekali bandyci. Spojrzała na Zero pytająco.
  - Chyba nie mamy większego wyboru - najemnik wzruszył ramionami i samochód ruszył. - Pilnuj krawędzi kanionów. Nie możemy dać się zaskoczyć.
  Kiwnęła głową potakująco i wzięła do ręki rewolwer. Buggy jechało na zwolnionych obrotach, by nie wywoływać zbędnego hałasu. Pozwalało to też łatwiej nim manewrować w korytarzach. Pierwsze rozgałęzienie okazało się nie takim trudnym wyborem - prawa odnoga była zawalona. Podobnie było z następnymi zakrętami.
  - Pułapka? - rzuciła pytająco Siren.
  - Kiedyś pewnie tak - odpowiedział Zero. - Nikt dawno tędy nie przejeżdżał. Poza tym te odnogi zawaliły się naturalnie. Jak widać nawet bandyci mają tyle oleju w głowie, by tu długo nie siedzieć.
  Wbrew faktowi, że nie czeka tu na nich żadna zasadzka, Mare skóra ścierpła jeszcze bardziej. O ile z bandytami da się walczyć, spadające skały raczej nie przestraszą się wystrzałów. Dalej pilnowała górujących nad nią krawędzi kanionu. Pomarańczowe ściany nagle wydały się o wiele bardziej przerażające. Niebieska linia dawała jej znać, że jeszcze można stąd w jakiś sposób uciec.
  Po piętnastu minutach trafili na kolejne rozgałęzienie. Prowadziły stąd trzy odnogi, z czego środkowa była zawalona. Zero zatrzymał pojazd, po czym, ku zdziwieniu Mare, wysiadł. Dziewczyna patrzyła na niego zdziwiona.
  - Coś się stało? - zapytała również wysiadając.
  Mężczyzna popatrzył na obie drogi.
  - Coś mi tu nie pasuje - powiedział, po czym spojrzał na szczyt kanionu. - Muszę popatrzeć na to z góry. Poczekaj tutaj.
  Siren prychnęła.
  - Przecież nie jestem dzieckiem.
  Zero spojrzał na nią i powtórzył z naciskiem:
  - Zostań. Tutaj.
  Podszedł do kamiennego masywu i zaczął się wspinać. Z wprawą znajdował naturalnie podpory, szybko zwiększając wysokość na jakiej się znajdował. Mare z pewną zazdrością śledziła go wzrokiem, aż mężczyzna zniknął za krawędzią kanionu. Dziewczyna odczekała kilka sekund...po czym ruszyła ku odnodze z prawej strony. JA sobie nie poradzę?, pomyślała. Niedoczekanie. Przynajmniej nie będziemy marnować czasu na sprawdzanie obu dróg.
  Z rewolwerem w dłoni przeszła kilkanaście metrów, cały czas upewniając się, że miejsce z którego przyszła nie zniknęło jej z oczu. Dotarła do zakrętu. Wyszła zza niego i zatrzymała się. Czujnym wzrokiem omiotła teren wokoło. Tutaj kanion nieco się rozszerzał. Idealne miejsce na bijatykę, przeszło jej przez myśl. Tylko, że nikogo tu nie było. Za zakrętami mogłaby się schować cała banda z dwoma pojazdami. Byliby w stanie nawet rozbić tutaj osób. Ale bandyci najwyraźniej rzeczywiście się stąd wynieśli. Mare wzruszyła ramionami. Przynajmniej się upewniła, że ta droga jest bezpieczna. Hah! ONA potrzebuje ochroniarza? Z tryumfalnym uśmiechem odwróciła się na pięcie w stronę z której przyszła...
  W ostatniej chwili odskoczyła w bok unikając ataku. Nóż śmignął jej koło policzka. Odruchowo wycelowała rewolwerem w napastnika, ale obuta w glan noga wybiła jej broń z ręki. Siren odskoczyła niemal instynktownie wysyłając przed siebie kinetyczną falę. Usłyszała głuche sapnięcie i przeciwnik został odrzucony kilka metrów do tyłu. Teraz mogła się mu na chwilę przyjrzeć.
  Była to, o dziwo, kobieta, chociaż pewnie w innej sytuacji na pierwszy rzut oka uznałaby nieznajomą za mężczyznę. Miała wygolone boki głowy, jedynie na czoło opadało kilka dłuższych blond kosmków. W oczy rzucała się też masa kolczyków i tatuaże...oraz, rzecz jasna, nóż.
  Mare wykorzystała chwilę i rzuciła się po swój pistolet. Gdy po niego sięgnęła, jej palce o centymetr minął rzucony nóż, wbijając się w ziemię. Siren odwróciła się odbijając telekinezą kolejny, tym razem wycelowany w jej głowę. Nieznajoma zaskoczona uchyliła się przed własną bronią. Szybko jednak sięgnęła po kolejne ostrze. Gdzie ona to wszystko trzyma?, pomyślała zirytowana Mare i bez namysłu wystrzeliła. Niecelnie. Napastniczka ponownie zbliżyła się niebezpiecznie. Siren podeszło serce do gardła, gdy nóż minął jej brzuch. Kobieta następnie z nienaturalną prędkością przerzuciła w dłoni bagnet, tak, by ciąć nim od góry, w odsłonięty obojczyk.
  Wtedy - dosłownie - znikąd za nożowniczką pojawił się Zero. Najemnik z równie nieludzką zwinnością chwycił za nadgarstek przeciwnika, wykręcił dziewczynie rękę aż puściła nóż po czym bezpardonowo kopnął ją w brzuch. Nieznajoma wypuściła z siebie głośno powietrze lądując na kolanach, zerwała się z miejsca dobywając broni palnej, w tym samym czasie co Zero. Stali naprzeciw siebie wyprostowani - kobieta patrząc w lufę magnum, Zero w wylot Beretty.
  Mare, mimo iż nie usłyszała jeszcze żadnej nagany, ogarnął wstyd. Zdecydowanie przeceniła własne umiejętności. Teraz jednak zamaskowany najemnik miał przed sobą ciekawsze zajęcie niż robienie jej wyrzutów.
  - Rzuć broń - powiedział z typowym sobie spokojem i pewnością siebie, jakby tylko on tutaj był uzbrojony.

Blade? Chyba twoja kolej. Wybacz Nyan :P

4 komentarze:

  1. No tak. To nie mogło się inaczej skończyć niż celowaniem sobie między oczy XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nyan, jakim cudem nasze postacie prawie zawsze w siebie celują? XD Ale mam już pomysł na CD x3

      Usuń
    2. To dobrze, bo właśnie sobie przypomniałam, że miałam cię pomęczyć...

      Usuń
    3. Litości! A to ja miałam za "tą złą" robić XD

      Usuń