poniedziałek, 1 lutego 2016

Od Comodo - Albinos

        Strzykawki. Wszędzie igły. Tylko to aktualnie rzucało się Comodo w oczy.
  Otrząsnęła się z nieprzyjemnych wspomnień. To było dziesięć lat temu, powtórzyła sobie w myślach. Odwróciła się od małego stolika, gdzie na tacy rozłożono skalpele, nożyce i owe kilka strzykawek. Mimo wszystko dalej nienawidziła widoku laboratoriów. To, choć skromne i wyjątkowo chaotyczne, wywoływało w niej uczucie podobne przed wizytą u dentysty. Tylko, że jej ,,dentyści" szpikowali ją tysiącem igieł, dzień po dniu, przez okrągłe 35 lat.
  Zmusiła się do zaciekawienia probówkami i innym szkłem laboratoryjnym wypełnionym różnymi zakonserwowanymi organami. Oczy, kły, próbki ciał ooze, niebieska nerka, a jakiś słoik był podpisany ,,JAD ???". Aquila miała przemożną ochotę, by sobie ten pojemnik przywłaszczyć i przetestować działanie tajemniczej toksyny. Nie zdążyła jednak po niego sięgnąć, gdyż do pomieszczenia wszedł jej zleceniodawca z obiecaną mapą. Był to mężczyzna w średnim wieku z rozwianą czupryną i potarganą brodą. Wiszące na krańcu długiego nosa okrągłe okulary nonstop starały się opuścić właściciela, zmuszając go do poprawiania ich.
  - Mam te mapy, mam, mam... - powiedział na wstępnie tym samym roztrzęsionym głosem. Trzęsły mu się ręce, gdy rozwijał pożółkły papier na stoliku, zrzucając przy okazji przybory.
  - No więc czego mam szukać? - zapytała Comodo zerkając na zarysowany czerwonym markerem arkusz.
  - Płatokolca albinae - wyjaśnił doktorek tonem znawcy.
  - Że co, przepraszam?
  - Albinosa. Nie różni się od reszty płatokolców niczym, poza barwą. Biała łuska, jedynie na ogonie ma czerwoną obwódkę. Wyjątkowo agresywny, nie znam tez właściwości jego jadu...Dasz sobie radę?
  - Emm...Pewnie. Żaden kłopot - odpowiedziała dziewczyna, nie chcąc zdradzić, że nie nadąża za naukowcem. - A gdzie tego albecośtam znajdę?
  - Albinae - poprawił ją człowiek.
  - Jak zwał tak zwał - Aquila machnęła ręką niedbale.
  - Widziałem go na krańcach zachodniej dżungli - mężczyzna wskazał palcem jedyne nie skreślone pole na mapie. - Nie udało mi się go pochwycić, bo napadły mnie girallony. Mój przewodnik...cóż, nieprzyjemna historia. W każdym razie jeśli przywieziesz tu tego płatokolca ŻYWEGO, sowicie cię wynagrodzę.
  - Na to liczę - rzuciła na wpół ostrzegawczo Comodo. Nie miała najmniejszej ochoty gonić za jakimś pieprzonym płatokolcem tylko po to, by nic za niego nie dostać. Zadanie nie najwyższych lotów, ale amunicja tania nie jest i z czegoś trzeba wyżyć.
  Po tej krótkiej odprawie dziewczyna opuściła obskurne laboratorium i ruszyła drewnianą galeryjko-ulicą Devlin z transporterem dla kota po pachą i kluczami do ścigacza w drugiej ręce. Z podłym uśmieszkiem zastanawiała się jaki dureń pożycza komuś własny ścigacz, nie zastanawiając się nawet czy nie zostanie okradziony. Odpowiedź przyszła szybko i zmyła uśmiech z twarzy Comodo - ścigacz doktorka ledwo się trzymał kupy. Aquila z grymasem niezadowolenia stwierdziła, że jego sprzedaż nie byłaby więcej warta niż obiecana nagroda pieniężna za płatokolca. w sumie nie była nawet pewna, czy tym złomem opuści w ogóle tereny Devlin, nie wspominając o dojeździe do dżungli i samym powrocie. Koniec końców przypięła klatkę do bagażnika i ruszyła terkoczącym ścigaczem ku niepewnej wypłacie.
  Po drodze zaskoczyła ją drobna burza piaskowa i została zmuszona do ukrycia się na kilka godzin. W jeszcze bardziej podłym nastroju jechała dalej przez całą noc. Przez kilka usterek po drodze do dżungli dotarła dopiero następnego ranka. Z zamiarem wygarnięcia doktorkowi co też sądzi o stanie użyczonego jej pojazdu przeładowała swoją emkę i zagłębiła się w las.
  Rozgarniając grube liście i gałęzie po raz pierwszy zastanowiła się jak w ogóle planuje znaleźć jednego płatokolca w tym gąszczu. Przecież ich tu mogą być tysiące! Tyle dobrze, że zwierzak się wyróżniał kolorem...o ile w ogóle istniał. Naukowiec nie wyglądał na kogoś kto zapuszcza się dalej niż poza złomowisko. Nie było też pewności, czy podczas wycieczki krajoznawczej nie oberwał w głowę zbyt mocno. Może czegoś popił? Znalazł tajemnicze grzybki? Nawet Comodo obce były nazwy narkotyków po których człowiek jest w stanie zobaczyć białe płatokolce. Cóż zrobić? Pozostało wierzyć, że koleś sobie z niej nie kpił i ten cały albinae gdzieś tutaj jest...
  Idąc słyszała narastający szum. Powietrze było tu wilgotniejsze, pojawiało się także więcej żyjątek wokół. Bez wątpienia zbliżała się do wodospadu. W końcu jej oczom ukazał się spory obrośnięty bluszczem nawis skalny, z którego lała się kaskadami woda do stawu niżej. Aquila przykucnęła widząc wygrzewające się na skałach skrzydlate, gadopodobne stworzenia. Płatokolce. Przeskakiwała wzrokiem z jednego na drugiego, ale żaden nie był albinosem. Fuknęła sfrustrowana i wstała z miejsca. Już chciała iść dalej kiedy nagle znikąd na jej twarz wyskoczył jeden z tych skrzydlatych szczurów. Dziewczyna zasłoniła się ręką i płatokolec zamiast w jej nos, wgryzł się w przedramię. Wtedy Comodo zauważyła bardzo istotny szczegół...
  Płatokolec był BIAŁY. Miał też czerwone oczka i obwódkę na ogonie tego samego koloru.
  - Mam cię skurczybyku! - powiedziała do siebie zadowolona i chwyciła zaskoczone zwierzę za kark.
  Albinae wypuścił ze szczęk przedramię łowczyni nagród zdziwiony. Spodziewał się, że dziewczyna będzie próbowała się bronić, a nie  z ł a p a ć  go. Teraz było za późno. Comodo trzymała wyrywającego się płatokolca za kark. Zwierzak nie był taki wielki, ale nadal miał dużo siły i mocne skrzydła, którymi okładał kobietę długo zanim przyszpiliła go do ziemi. Rzeczywiście był agresywny. Gdy już po raz któryś mignął jej przed nosem jadowity kolec na ogonie, przez myśl przeszło jej by zastrzelić tego gada na miejscu, a doktorkowi wyjaśnić, że to był wypadek, albo ktoś inny go postrzelił. Powstrzymała się jednak. W końcu przytrzymując szamoczącego się zwierzaka kolanem wyciągnęła z jednej z sakw przy pasie taśmę izolacyjną i obwiązała zwierzaka podwójnie, tak by nie mógł rozłożyć skrzydeł. Odetchnęła chwilę z tryumfem patrząc na skrzeczącego oburzonego płatokolca, po czym dla pewności zakleiła jego pysk i uwiązała ogon do brzucha, aby nie dźgnął jej przypadkiem.
  Tak załatwionego albinae podniosła z ziemi i chwyciła oburącz pod pachą. Z zadowolonym uśmiechem ruszyła z powrotem w stronę ścigacza, z M-16 przewieszonym na ramieniu.
  - I co, cwaniaku? - zaczęła. - Nie taki diabeł straszny jak go malują.
  Płatokolec syknął, jakby rozumiał, że dziewczyna się z niego nabija.
  - Co, przepraszam? Nie rozumiem cię przez tą taśmę na pysku.
  Kolejne syknięcie.
  - Oj tam, oj tam. Spodoba ci się w Devlin...
  Nagle coś zawarczało. Na lewo. Aquila zamarła w miejscu i powoli spojrzała w bok...w stronę pary błyszczących, małpich ślepi. Zwierzę wyprostowało się patrząc na nieproszonego gościa z wysokości ponad dwóch metrów, zaryczało i łupnęło w ziemię wszystkimi czterema rękami.
  Psiakrew!, zaklęła w myślach Comodo z miejsca rzucając się do ucieczki. Girallon ryknął ponownie i popędził za nią. Głuchy tętent sześciu palczastych łap niósł się echem po lesie. Dziewczyna była w beznadziejnej sytuacji. Zajęta dźwiganiem swojej przyszłej wypłaty nie była w stanie dobyć emki, a nawet jeśli, to i tak nie miała szans na powalenie dorosłego girallona. Do tego potrzebna by była broń przeciwpancerna, albo jeszcze kilka uzbrojonych osób. Widziała już w życiu zwłoki osób zabitych przez te monstra. Wszystkie miały nienaturalnie powykręcane lub wyrwane członki, a po głowie często zostawały jedynie szczątki czaszki i mózgowia. Comodo nie byłą pewna, czy jej zdolności regeneracyjne są w stanie naprawić szkody takiego kalibru.
  - I widzisz co narobiłeś?! - warknęła na trzymanego pod pachą płatokolca, jakby to wszystko było tylko i wyłącznie jego winą.
  Kluczyła między drzewami, chcąc spowolnić małpiszona i dać sobie nieco więcej czasu. Nieustannie kierowała się w stronę ścigacza, goniona przez wściekłe ryki i trzaski łamanych drzew. W końcu zatrzymała się na krawędzi urwiska. Pod nią płynęła całkiem głęboka, leniwa rzeka. Stąd dziewczyna już widziała granice dżungli, a co za tym idzie, jedynego ratunku. Girallon zbliżał się nieubłaganie. Aquila uśmiechnęła się do siebie i w ostatniej chwili zeskoczyła. Wpadła skulona do wody gubiąc płatokolca. Chwilę siedziała pod wodą dla pewności, po czym wynurzyła się. Spojrzała w górę. Girallon niestety dalej tam był. Widząc ją wydarł się tłukąc jedną para rąk w klatę sfrustrowany.
  - Czego drzesz ryja?! - wydarła się do niego nie mogąc się powstrzymać. - Gówno mi zrobisz!
  Małpa chyba potraktowała jej obelgi poważnie, bo nagle zawróciła w las. Comodo nieco spokojniejsza popłynęła w stronę brzegu i wygramoliła się na ląd. Zanim potwór znajdzie lepszą drogę w dół, ona zdąży się mu wymknąć. O ile girallony są wyjątkowo uparte, nie należą do dobrych tropicieli i prędzej odpuszczają niż szukają swojej ofiary dalej. Aquila wzięła kilka wdechów, gdy nagle z wody wynurzył się biały płatokolec. Cwaniak wyślizgnął się z taśmy izolacyjnej. Miał jednak takiego pecha, że wynurzył się tuż obok swojej ciemiężycielki, siedzącej w sięgającej kostek wodzie.
  - A ty gdzie? - powiedziała chwytając go za kark ze złośliwym uśmiechem. - Chyba wisisz mi kasę.
  Albinos widząc, że się od tej wariatki nie uwolni, odpuścił walki. Był na to już zbyt zmęczony.

        - Fascynujący! - kwilił doktorek oglądając zamkniętego w klatce dla kota płatokolca. - Niesamowite!
  Comodo zniosła jeszcze kilka wyrazów zachwytu przewracając oczami. Nie wspomniała o małej przygodzie z girallonem. Jej zdaniem nie było o czym opowiadać.
  -  Ekhem - odchrząknęła znacząco.
  Naukowiec odwrócił się w jej stronę jak oparzony. Chyba zapomniał o obecności Dwunastki.
  - Nagroda! Tak! Naturalnie! - wypalił na jednym oddechu i zaczął grzebać po kieszeniach fartucha. W końcu podał dziewczynie odliczony plik banknotów. - Jestem panience dozgonnie wdzięczny!
  - Ależ to była czysta przyjemność! - odpowiedziała Aquila, ale mężczyzna wydawał się w ogóle nie dostrzec hektolitrów sarkazmu wylewających się z tego zdania. Zaaferowany nowym obiektem badań udał się na zaplecze.
  Widząc, że już do niczego nie jest tu potrzebna, ruszyła w stronę wyjścia. Wtedy usłyszała błagalne kwilenie. Obejrzała się za siebie. Albinos wpatrywał się w nią błagalnie, skamląc jak szczenię. Comodo uśmiechnęła się kącikiem ust. Zerknęła czy naukowiec przypadkiem niczego nie zauważy i podeszła do klatki. Otworzyła wolno drzwiczki. Płatokolec widząc ostrzegawczo przyłożony do ust palec jakby zrozumiał aluzję, bo bezszelestnie niemal wyślizgnął się z transportera. Dziewczyna wzięła go na ręce i wyszła niezauważenie z laboratorium, po czym szybko opuściła Devlin z albinosem pod pachą. Gdy tylko wyszła z wielkiej przerobionej na miasto huty przykucnęła kładąc zwierzaka na ziemi.
  - Leć, mały - powiedziała. - Wiem jak to jest siedzieć w klatce. Lepiej byś nie musiał znosić tego samego.
  Albinae spojrzał na nią z wdzięcznością po czym wystartował. Jego biały kształt szybko zniknął Aquili z oczu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz