Świat spowiła głęboka czerń. Na granatowym, nocnym niebie zaczęły
pojawiać się pierwsze, jasne lecz zimne promienie gwiazd. Jeszcze
zaledwie kilka godzin temu nieboskłon przybrał barwę zachodzącego
słońca. Na górze dominowały wszelkie odcienie ognistej czerwieni,
mieszających się z głębokim fioletem i różem. Teraz świat, który jeszcze
tak niedawno spowijały ciepłe kolory, dające sercu i duszy ukojenie,
pomagające znaleźć umysłowi spokój, zniknęły bez śladu, zdawałoby się
nawet, że nieodwołalnie.
Świat spowiła mgła. Gęsta, mleczna zasłona, nadająca nocnemu
krajobrazowi tajemniczy klimat. Tamtej nocy na niebie świeciły tylko
nieliczne gwiazdy- księżyc przysłoniły szare, burzowe chmury. Mimo to
Blade wiedziała, że nie zbierało się na deszcz. Nie w tej części świata.
Nie na pustkowiu, gdzie leciutka mżawka raz na kilkanaście dni była
prawdziwym zbawieniem.
Dziewczyna siedziała na skalnej półce, opierając się plecami o jeden z
głazów. Widziała stąd naprawdę wiele. Przed nią, gdzie by nie spojrzała,
rozciągał się istny labirynt korytarzy i kamiennych dróg. Co prawda
część z nich była zawalona, lub częściowo nieprzejezdna przez zawalające
się skały. Mimo to, nawet i bez tych niedostępnych dróg, kaniony i
liczne tunele wyglądały jak niedostępna sieć dróg. Łatwo było się tutaj
zgubić, a wejście do labiryntu nie było wcale takie trudne. Znacznie
ciężej było odnaleźć drogę. Chyba, że znało się każdy zakamarek na
pamięć, bądź tak jak blond dziewczyna, patrzyło się na wszystko z góry.
Blade odetchnęła głęboko, gdy przyglądając się dokładnie otaczającemu ją
krajobrazowi, utwierdziła się w przekonaniu, że nikogo tutaj nie ma.
Nikogo poza nią, oczywiście, oraz stadem sępów, zataczających powoli
kręgi na niebie. Czarne ptaki co chwila zniżały lot, rozglądając się
czujnie, jakby dalej liczyły, że trafi im się dziś soczysty posiłek. Co
jakiś czas któryś z nich zerkał podejrzliwie w stronę Blade, choć
bynajmniej nie patrzył na nią, jak na padlinę. Ich postawa przypominała
bardziej stan gotowości… zupełnie, jakby przez cały czas tylko udawały,
że oglądają się za padliną, a w rzeczywistości cały czas czekały na
jakiś znak. Nie sądzę, bym bardzo was zaskoczyła, jeśli powiem, że tak
właśnie było. Sępy zataczały olbrzymie kręgi na niebie, wypatrując
kogokolwiek… kogoś, kto odważyłby zbliżyć się do labiryntu. Oczywiście
Blade wiedziała, że te kaniony już dawno temu zostały opuszczone przez
szajki bandytów i raczej nie powinna się nikogo w tych stronach
spodziewać… tym gorzej, jeśli ktoś faktycznie się pojawi. Zobaczenie
kogoś w tych stronach, zwłaszcza o tak późnej porze, właściwie mogło
oznaczać tylko dwie rzeczy. Po pierwsze, jakiś pechowiec miał dziś tyle
nieszczęścia, że diabły postanowiły rzucić do tutaj zupełnie samego,
pozostawionego na niełaski losu, albo…
…
Albo też Ci kretyni są naprawdę uparci, pomyślała Blade, sięgając po zapalniczkę, trzymaną w dolnej kieszeni spodni.
Właściwie to nie sądziła, aby jej pościg był aż tak zdesperowany i
zdolny do szukania jej na tym odludziu. Może, gdyby uciekła z tamtego
Domu dzisiaj, lub wczoraj, właściciel byłby zdolny zabrnąć tak daleko i
przyprowadzić ją z powrotem siłą. Z resztą, ciężko mu się dziwić. Jeśli
dzięki takiemu wynaturzonemu mutantowi, jak Blade, interes się kręcił,
żaden skąpiec nie pozwoliłby jej na ucieczkę. Ale przecież od tamtego
momentu minęły całe tygodnie, jeśli nie miesiące. Przez ten czas robiła
co w jej mocy, by unikać miast i zatłoczonych uliczek, a znając ludzką
naturę i to, jak szybko człowiek jest w stanie się znudzić, ogłoszenia z
jej wizerunkiem i dopiskiem „Poszukiwana” powinny w tym czasie prawie
całkowicie zniknąć ze słupów, oraz ścian budynków. Właściwie to bardziej
bała się policji, niż ludzi nasłanych przez Guntarra, choć oni też nie
stanowili dla niej wielkiego problemu. Nie, póki miała przy sobie
Berettę i głowę na karku. Dziewczyna aż drgnęła, gdy usłyszała w głowie ostrzegawcze krakanie.
Spojrzała się w górę, a jej oczom ukazał się lądujący tuż obok niej sęp.
Wystarczyło, że ptak zakrakał kilka razy i zwrócił swe spojrzenie na,
zdawałoby się że jeszcze przed chwilą pustą drogę, którą właśnie
przemierzał samochód.
-Jasne, rozumiem.- mruknęła Blade w stronę sępa, gasząc papierosa o skałę.
Dziewczyna syknęła mściwie, tak że siedzący obok niej ptak zapewne
poderwałby się do lotu, gdyby nie fakt, że znał blondynkę od dłuższego
czasu i zdążył przyzwyczaić się do jej zachowań. Z resztą, to nie na
sępa była zła, tylko na całą sytuację. Nie miała zamiaru oglądać nikogo
na oczy, ale skoro istniała szansa, że w aucie siedzieli ludzie nasłani
przez Guntarra, nie miała zbyt wielkiego wyboru. Wiedziała tylko, że za
nic w świecie nie wróci do poprzedniego życia, a jak tego dokona?- to
już nie miało dla niej większego znaczenia. Przecież cel uświęca środki,
w takim przekonaniu żyła i póki co nie miała zamiaru zmieniać tej jakże
praktycznej zasady.
Płomienne oczy obserwowały zatrzymujący się samochód. Kiedy drzwi się
otworzyły, z pojazdu wysiadły dwie postacie- kobieta i mężczyzna, jak
sądziła Blade widząc ich sylwetki z oddali. Ten drugi skierował się w
przeciwnym kierunku, podejmując udaną próbę wdrapania się na kamienną
ścianę. Kobieta wysiadła z wozu niedługo potem, zaraz gdy chłopak
zniknął jej z pola widzenia. Blade nie zajęło dużo czasu domyślenie się,
że dwójka najwyraźniej zupełnie nie zna drogi, a do tej pory poruszali
się po labiryncie zdani tylko i wyłącznie na swoją intuicję. Cóż, jeśli
to są ludzie, których nasłał na nią Guntarr, to mężczyzna nieźle się
zdziwi, gdy jego pracownicy wrócą do niego w kilku zakrwawionych
kawałkach. A jeśli to byli tylko zwykli przechodni to… to trudno. Coś
się później wymyśli, planowanie tego nie było teraz najistotniejsze.
Ważne było tylko to, że istniała duża szansa, iż osoby, które
zawędrowały do kanionu byli ludźmi, mającymi za zadanie zabrać ją tam,
skąd uciekła. A ponieważ Blade nie miała zamiaru wracać do Domu
Publicznego, istniała tylko jedna możliwość. Pojedynczy bilet do
wolności, który obecnie trzymała ta dwójka.
Blondynka uśmiechnęła się do siebie. W tym przebiegłym, choć nieco
smętnym grymasie nie było ani cienia wesołości. Dziewczyna jeszcze
chwilę przyglądała się postaci, która została na dole kanionu,
poruszając się niepewnie wzdłuż korytarzy. Nie, z całą pewnością nie
wiedziała dokąd idzie.
Nie mam pojęcia jacy bogowie zesłali Cię do tego Piekła, pomyślała
przekornie, kiedy jej ręka odnalazła Berettę. Nawet nie zdążyła
dokładnie pomyśleć co takiego ma zamiar zrobić, a już wyczuła
zadowolenie, silnie bijące od siedzącego obok sępa.
-Co? Liczymy na padlinę, nie?- rzuciła kąśliwie w stronę ptaka. Zwierz
nawet nie miał zamiaru protestować, ani udowadniać, że jest inaczej.
Zamiast tego wyprostował się dumnie, machając raz skrzydłami, na znak
zgody.
~A co? Nie należy mi się?- kraknął w stronę Blade, choć ona jako jedyna
była w stanie wyczytać z tego przeraźliwego dźwięku jakiekolwiek słowa.
Mimo to, nie odpowiedziała pierzastemu stworzeniu. Zamiast tego
podniosła się na równe nogi i udała na dół kanionu, wtapiając się w
czarne cienie, rzucane przez skały.
Jej plan był dość prosty. Miała zamiar pozbyć się ludzi Guntarra (bo
była niemalże całkowicie pewna, że dwójka obcych została przez niego
nasłana) po kolei. W pierwszej kolejności załatwi kobietę, skoro ta sama
nawinęła jej się na wylot. Później poszuka tamtego mężczyzny w hełmie,
teraz nie było sensu się za nim uganiać, skoro miała przed sobą inny
cel. Niestety, po raz pierwszy odkąd obmyśliła plan ucieczki z Piekła,
zaplanowany przez nią scenariusz się nie powiódł. Ha! Mało powiedziane! W
porównaniu ze swoimi oczekiwaniami, Blade znalazła się w czarnej dupie.
Naprawdę, w tamtej chwili nie przyszło jej do głowy inne określenie,
które trafnie opisałoby sytuację, w jakiej się znalazła. Miała za
zadanie pozbyć się dwóch celi, a skończyła mierząc w stronę mężczyzny z
hełmem. Cóż, nie wyglądałoby to tak źle, gdyby nie fakt, że ona również
znalazła się na celowniku. Po raz pierwszy od naprawdę dawna… bardzo jej
się to nie podobało, choć wszelkie uwagi zachowała dla siebie.
-Rzuć broń.- odezwał się mężczyzna spokojnym i zupełnie niewzruszonym
głosem. Zupełnie, jakby tylko ona była w tym momencie na celowniku.
Blade aż nie mogła się powstrzymać od kpiącego uśmiechu.
-Zmusisz mnie?- rzuciła typowo wyzywającym tonem, dając przy okazji
nieznajomemu do zrozumienia, że z całą pewnością nie znalazła się na
przegranej pozycji.
-A mam inny wybór?- słysząc to, Fearchara wzruszyła odrobinę ramionami, jakby poważnie zastanawiała się nad odpowiedzią.
Mimo to, nie odpowiedziała, a już na pewno nie przestała mierzyć w
obcego z pistoletu. Dla niej sprawa wyglądała aż zbyt prosto. Oboje
znaleźli się w sytuacji bez wyjścia, co z kolei oznaczyło, że albo oboje
wykończą się nawzajem, albo któreś z nich będzie musiało się poddać.
Nie miała pojęcia jak myślał o tym obcy, ale dla niej obydwa scenariusze
miałyby bardzo podobny skutek. Dlatego nie miała zamiaru odpuścić
pierwsza i dalej stała wyprostowana, trzymając w dłoni Berettę i mierząc
zdecydowanie w mężczyznę. Nieznajomy najwyraźniej miał świadomość tego,
że Blade nie miała najmniejszego zamiaru złożyć broni. Niestety, ku
ogromnemu rozczarowaniu dziewczyny, jej ofiara również nie chciała
odpuścić. Nie, w takim momencie nazywanie kogokolwiek z tej dwójki
„ofiarą” nie było dobrym określeniem. Używa się go tylko wtedy, gdy
jedna z osób jest myśliwym… a przecież oboje byli kłusownikami.
-A więc będziemy stać tak w nieskończoność.- mruknął mężczyzna, choć po
tonie jego wypowiedzi nie dało się wyczuć, by szczególnie się tym
przejął.
-Zawsze możesz się poddać.- mruknęła blondynka, jakby było to dla niej
coś wręcz oczywistego. Coś jak naturalna kolej rzeczy, w której ona
zgodnie z własnym prawem musi wykończyć obrany przez siebie cel. Nie
widziała drugiej możliwości, by wszystko potoczyło się inaczej.
-Niedoczekanie.- w tym momencie wtrąciła się kobieta, towarzysząca
zamaskowanemu chłopakowi. Ta sama osoba, którą Blade mogłaby pozbawić
życia, gdyby nie zjawił się wspólnik nieznajomej, teraz rzucała jej
wyzwanie. Rzeczywiście, niedoczekanie.- Mamy przewagę liczebną.- dodała,
podchodząc bliżej do kompana, który ani na moment nie przestał mierzyć z
broni w stronę Blade.- Można przynajmniej wiedzieć dlaczego nas
zaatakowałaś?
Fearchara uznała to za bardzo kiepski żart, zwłaszcza, jeśli nieznajomi
byli tym, za kogo ich miała. Uniosła jedną brew, choć jej spojrzenie ani
na moment nie padło na kobietę.
-Cholernie zabawne.- mruknęła, typowym dla siebie ponurym, ale i
ostrzegawczym głosem. Nie przyszła tutaj po to, by bawić się w podchody.
Nie przyszła tutaj po to by z kimkolwiek rozmawiać. Zamierzała
pociągnąć za spust i zasnąć spokojnie, wiedząc, że nikt już po nią nie
przyjdzie.
Niemniej, nie podobała jej się postawa kobiety, ani ton w jakim
wypowiedziała pytanie. Jej zachowanie, oraz mimika wyraźnie pokazywały,
że nie miała pojęcia o co Blade może chodzić. Czyżby się więc pomyliła?
Nie, to było niemożliwe, bo w takim razie co ta dwójka robiłaby w
kanionie? Ludzie nie przychodzą tutaj z innych powodów niż by na kogoś
polować.
-Co to znaczy „dlaczego was zaatakowałam”?- warknęła blondynka, dobywając
przy okazji sztylet z jednej z kieszeni. Tak, by druga dłoń nie czuła
się pokrzywdzona, że tylko pierwsza jest w stanie komukolwiek grozić.
-Co to za pytanie?- mruknął zamaskowany mężczyzna, choć jego ton nie był
już tak spokojny, jak wcześniej. Zupełnie, jakby zaczął zastanawiać się
nad sprawnością umysłu przeciwnika.
Blade zmrużyła oczy, przyglądając się dwójce podejrzliwie.
-Nie mam zamiaru bawić się w podchody.
-I kto się tutaj bawi?- rzuciła ciemnowłosa kobieta, krzyżując ze sobą
ręce. W tamtym momencie tylko wszystkie wyliczenia powstrzymały Blade od
gwałtownych reakcji, choć nie brakowało zbyt wiele, by wszystkie
kalkulacje szlag trafił.
Nie miała bladego pojęcia co to za jedni i dlaczego woleli robić jej
wodę z mózgu, zamiast odebrać jej broń i zabrać ją ze sobą do miasta,
tak jak zapewne nakazałby im Guntarr. Właściwie to od oddania pierwszego
strzału powstrzymało ją krakanie sępa, przelatującego nad trójką
uzbrojonych postaci.
~Nie są tym, za kogo ich mieliśmy.- wyczytała ze skrzeku ptaka.
Blade jeszcze raz obrzuciła nieznajomych chłodnym i ostrym, jak brzytwa
spojrzeniem. Zaklęła, wypowiadając przy tym dużą liczbę słów,
składających się z krótkich sylab, po czym uśmiechnęła się posępnie.
-A więc nici z padliny.- zwróciła się do ogromnego sępa, gdy ten
wylądował na jednej z niższych półek, tuż obok trzech postaci.- Macie
szczęście.- te słowa skierowała do pary nieznajomych, choć dalej nie
schowała broni.
-„My”?- powtórzyła, jak echo kobieta, unosząc z niedowierzania brew.
Najwyraźniej fakt, że blondynka kwestionowała ich przewagę był dla niej
dziwniejszy, niż to że wytatuowana dziewczyna rozmawiała z sępem.- Co to
znaczy, że „mamy szczęście”?
-Co to za pytanie?- rzuciła złośliwie, naśladując wcześniejszą wypowiedź
zamaskowanego mężczyzny, który (ku wielkiemu rozczarowaniu Blade) nie
dał się sprowokować. Niemniej, cała sytuacja, o ile wcześniej
niebezpieczna i napięta, teraz wydawała się po prostu dziwna i odrobinę
niezręczna. Dwójka napastników, którzy przed chwilą mierzyli do siebie, w
każdej chwili gotowi przestrzelić drugiemu czaszkę, teraz zostali
zmuszeni do schowania broni. Ciężko właściwie powiedzieć, kiedy oboje
uznali, że tak będzie właściwie. Wyglądało to trochę tak, jakby sama
sytuacja narzuciła im takie zachowanie.
-Powinnam zabić tą dwójkę i uciec?- rzuciła nagle Blade, przyglądając
się badawczo parze nieznajomych. Ci z kolei spojrzeli na nią, jak na
skończoną wariatkę, najwyraźniej niepewni co powinni zrobić dalej.
Zamaskowany mężczyzna odruchowo znów sięgnął po broń, jednak nim znów
wymierzył w blondynkę, ta ponownie się odezwała.- Nie, nic! Głosy w
głowie.- pokazała bezceremonialnie na siedzącego nieopodal sępa, po czym
przytknęła palec do swojej skroni. To najwyraźniej nie uspokoiło
nieznajomych, a ich miny były na tyle komiczne, że Blade pozwoliła sobie
na krótki śmiech.- Spokojnie, tylko żartuję.- machnęła niezgrabnie
ręką.- To nie to co mówią.- mruknęła poważniej, jednak na tyle cicho, by
uzbrojona para tego nie usłyszała.
Zero? Mare? Przyznam, że nie wiedziałam jak skończyć XD