niedziela, 17 lipca 2016

Od Catherine - Problem nieporozumień

        Ścigacz wpadł w poślizg.
  Przez jedną, przerażającą sekundę Cath poczuła, że straciła kontrolę nad maszyną. Przeszło ją duszące poczucie bezradności. Poniżej mostka zacisnęła się jakaś niewidzialna pięść, zabierając dziewczynie oddech i niemal zatrzymując pracę serca. Wszystko działo się równocześnie w zwolnionym i przyspieszonym tempie. Przeciwnik przed Wasp zwolnił na moment, tylko po to, by dziób jej pojazdu walnął mu w tył i skierował się ostro w bok. Potem na powrót przyspieszył unikając kolizji, a turkusowy Sparrow skręcił gwałtownie wytracając prędkość i kierując się w poprzek toru.
  To nie była pierwsza taka sytuacja w karierze Catherine. Dziewczyna miała już doświadczenie, wiedziała, co powinna w takiej sytuacji zrobić, by wyjść z tego cało. Zamiast jak skończony kretyn starać się jeszcze zapanować nad pojazdem, zeskoczyła z siedzenia i przeturlała się obijając na udeptanej trasie. W ostatniej chwili - rozpędzony ścigacz uderzył bokiem w ziemię i odbił kilka razy jak piłka, turlając się na wzór właścicielki. Cath nie zamierzała się temu przyglądać. Przeczołgała się za bezpieczną linię zanim kolejni zawodnicy prześmignęli tam, gdzie jeszcze przed chwilą leżała. Siedziała chwilę na ziemi bezsilnie gapiąc się w leżącą maszynę, po czym z westchnieniem walnęła jak kłoda do tyłu. Gdy opadła adrenalina, zaczęła słyszeć mieszaninę gwizdów, buczenia i wiwatów z owalnych trybun. Przez zgiełk przebijał się głos komentatora:
  - Rocket mija linię mety! Co za akcja! Zaraz za nim Cricket, Daniels i Pharrin! Dla Wasp to już chyba koniec mistrzostw...
  Na tych słowach Mendozie jakby urwał się sygnał. Przestała już słuchać speakera. Nawet jej buczący na zwycięzcę fani przestali ją obchodzić. Walnęła otwartymi dłońmi w szybkę hełmu. Pięknie. Po prostu cudownie.
  Mogła tego uniknąć. Mogła się domyślić, że ta szuja zagra nieczysto. Wywaliła się na ostatniej prostej, potknęła się o jakiś kurewski liść, ziarnko piasku wpadło w szprychy. Jedna pierdoła, a zrujnowała wszystko.
  - Wasp? Hej! Ziemia do Mendozy!
  Cath niechętnie odsunęła ręce. Nad nią pochylał się facet w średnim wieku z wąsami i bokami głowy przyprószonymi siwizną - jej pseudo menadżer i trener, Burton.
  - Powiedz, że to jakiś żart... - wymamrotała niemrawo Catherine.
  - Chciałbym, wierz mi - mężczyzna wyciągnął do niej rękę i pomógł wstać.
  Na widok wstającej Wasp z publiczności zaczęły dobywać się niejakie oklaski. Dziewczyna w odpowiedzi odmachała lekko wzbudzając jeszcze większy entuzjazm, Burton uśmiechnął się lekko i klepnął ją w plecy.
  - Chyba nie jest tak źle - powiedział zadowolony. Skierowali się w stronę wywróconego ścigacza.
  - Pewnie - parsknęła sceptycznie Wasp. - Rocket w finałach zamiast mnie, zaliczyłam wpadkę godną ligi amatorskiej i stanę się tematem na wieczory przy piwie w całym mieście.
  - Spójrz na to z innej strony - odpowiedział menadżer i zaczął wyliczać na palcach ,,plusy": - Rocket w finałach, ale razem z twardszymi od niego zawodnikami. Zepchną go z toru, zmiażdżą o ściany areny, w każdym razie wypadnie na zawodach jak ostatnia ciota i zepsuje sobie reputację na długo. Zaliczyłaś amatorską wpadkę i dobrze - dostałaś nauczkę i sobie to zapamiętasz. A fakt, że stałaś się właśnie głównym tematem mediów i plotek działa na naszą korzyść. Nikt nie będzie mówił o zwycięstwie Rocketa, tylko o przegranej Wasp. W ten sposób zbierasz fanów, a każdy medal...
  - ...jest bezwartościowy wobec wiwatów kochającej publiczności, tak, pamiętam - dokończyła Cath przeciągając Sparrowa za kierownicę z powrotem do pionu. Odpaliła silnik i ciężki ścigacz lekko uniósł się na silnikach antygrawitacyjnych.
  Burton tylko pokręcił niedowierzająco głową, widząc, że to koniec rozmowy. Założył ręce na piersi spoglądając w stronę otoczonego przez paparazzi Rocketa.
  - Użalając się nad sobą nic nie osiągniesz - rzucił ostatnią radę i przeszedł do innego tematu. - Znalazłem ci robotę.
  Dziewczyna podniosła wzrok znad maszyny.
  - Co i kiedy? - zapytała.
  - Za trzy godziny wyjeżdża stąd karawana do Devlin. Potrzebują ochroniarza - wyjaśnił krótko mężczyzna i ruszył swoją drogą w stronę wyjścia dla publiczności. - Pospiesz się.
  Wasp ruszyła prowadząc swój pojazd w stronę wyjazdu. Przechodząc obok zbiegowiska wokół zwycięzcy ściągnęła na siebie uwagę jakiegoś dziennikarza. Natychmiast rozpoczęła się reakcja łańcuchowa: ktoś podał dalej jej pseudonim, kolejny jeszcze dalej i dalej, aż w końcu tłumek wokół Rocketa skurczył się i prawie wszyscy ruszyli za Catherine, próbując uzyskać odpowiedzi na bezsensowne pytania. I chociaż Cath miała tych wszystkich darmozjadów w dupie, nie mając humoru na wywiady i prąc przed siebie ze swoim ścigaczem ignorując wszystko wokół, widok krzywizny wściekłości na wyidealizowanej twarzy przeciwnika ze zdjętym hełmem niejako poprawił jej nastrój. Mimo woli dziewczyna uśmiechała się, czego przez przyciemnioną szybkę na szczęście nie dało się ujrzeć.

* * *

        Burza piaskowa zaatakowała stopniowo. Najpierw wzmógł się wiatr, co na pustyni niczym niezwykłym nie było. Catherine wyprzedziła karawanę i zatrzymała się na wzniesieniu, ogarniając wzrokiem drogę przed nimi, równocześnie pilnując stąd ciągu pojazdów. Gdyby ktoś teraz zaatakował, na ścigaczu wróciłaby w mgnieniu oka. Tak więc kupcy mogli się czuć bezpiecznie. Obserwowała w zamyśleniu niewyraźnie formujące się małe wiry piasku. Czuła, że wiatr zaczyna napierać z coraz większą mocą. Niedobrze, pomyślała i pochyliła się nad kierownicą dociskając gazu. Zjechała z wydmy kierując się do pierwszego z wozów. Zrównała się z nim i zwolniła pukając w szybę po stronie kierowcy. Właściciel karawany uchylił ją.
  - Wiatr zaczyna wzbierać na sile - zdała raport. - Nie powinniśmy przystanąć?
  Nie znała się na zwyczajach pustyń. Nie było obeznana z jej kaprysami. Dlatego też wolała zasięgnąć wiedzy od bardziej zaznajomionego. Kupiec tylko machnął lekceważąco ręką.
  - Wozy są przystosowane do burz piaskowych - odpowiedział. - Nawet jeśli nas zaskoczy, po prostu lekko zwolnimy. Jakby co trzymaj się boków którejś z ciężarówek, chowaj się przed wiatrem.
  Wasp skinęła głową i na nowo przyspieszyła, śmigając łagodnym zygzakiem naprzód.
  Drobinki piasku zaczęły unosić się na wietrze. Wkrótce zaczęło wzbierać ich tyle, że wokół nich wezbrała chmura pomarańczowo czerwonego pyłu, zasłaniając widok. Kierowcy zamknęli szczelnie kabiny pojazdów, a Cath podziękowała w duchu za wytrzymały strój. Ciągłe stukanie w uszach, przeradzające się powoli w stały szum uświadomiło jej ile teraz miałaby we włosach piasku. Gdy jednak do tej pory uderzające w szybkę drobinki zaczęły nagle siekać niczym odłamki szkła uświadomiła sobie, że gdyby nie miała na sobie kasku, stan fryzury byłby jej ostatnim zmartwieniem.
  Poruszali się teraz wolniej, ale wciąż parli naprzód. Warunki nie pozwalały już dziewczynie wyprzedzać pochodu, trzymała się więc według instrukcji osłaniających przed wiatrem boków większych pojazdów. Szum, początkowo uporczywy, wkrótce jakby zanikł. Ludzki umysł szybko przywyka do denerwujących odgłosów, a jeśli są monotonne i nie zmieniają rytmu, odcina się od nich i człowiek znowu jest w stanie rozróżnić w nim inne odgłosy. Tak też było w przypadku Catherine, której po jakiejś godzinie wydało się, że słyszała coś z ich lewej. Początkowo uznała to za złudzenie spowodowane zbyt długim wsłuchiwaniem się w szumy i stukot piasku. Potem jednak znowu to usłyszała. A przywykła do wyścigów i pracy wśród maszyn nie była w stanie tego zignorować...
  Warkot silnika samochodowego.
  Zwolniła, pozwalając karawanie się wyprzedzić. Dobyła z kabury pistoletu i skierowała ścigacz jedną ręką w stronę skalnych wzgórz po lewej. Za którymś z nich musiał teraz stać czyiś wóz, tego była pewna. Pytanie tylko, czyj?
  Zaryzykowała i wcisnęła gaz, niezbyt mocno, by nie ostrzec odgłosem własnego pojazdu potencjalnego przeciwnika. Zatrzymała się za ostańcem skalnym i tam zostawiła pojazd, dalej idąc pieszo z przygotowaną bronią. Oparła się o skalną ścianę, gotowa wychylić się za róg i strzelić. Wzięła wdech i policzyła w duchu.
  Raz. Dwa...
  Wyskoczyła zza rogu z przygotowaną do strzału bronią. Rzeczywiście, był tam samochód. Ale nie było żadnego właściciela. Zamrugała kilka razy skonfundowana. Kierowana ciekawością podeszła do smaganego pyłem wozu. Zajrzała do środka, ale tam również nie było żywego ducha. Intuicja mechanika kazała jej zerknąć na markę samochodu. Z bliska rozpoznała ją bez problemu: Mustang Interceptor. Po lekkiej modyfikacji, ale właściciel na szczęście nie zniszczył nic z oryginalnego wyglądu karoserii. Stary dobry Mustang. Cath doskonale pamiętała samochód jej kumpla sprzed dobrych dziesięciu lat. Ciekawe co teraz porabia.
  Odwróciła się, by odejść...zwracając twarz prosto w lufę pistoletu.
  Z miejsca chwyciła trzymającą broń rękę za nadgarstek, wykręcając szybkim ruchem, aż facet w czarnym kombinezonie i hełmie ją puścił. Gdy to zrobiła rozległ się skierowany w nicość strzał z Beretty M9. Nieznajomy nie dobywał drugiego pistoletu, widząc, że czeka go teraz tylko walka w zwarciu. Miał za to bagnet, który śmignął dziewczynie koło obojczyka, gdy uchyliła się do tyłu. Catherine minęła jeszcze jeden cios i odkopnęła napastnika. Zanim ten zdołał się przygotować, doskoczyła do niego i zadała szybki cios w brzuch. Mężczyzna zgiął się lekko. Dziewczyna obróciła się i wyćwiczonym uderzeniem łokcia wybiła mu nóż z ręki, chwytając go do drugiej. Wtedy po prostu powaliła gościa twarzą do ziemi wykręcając mu przedramię na plecy, trzymając w pogotowiu jego własny bagnet w wolnej dłoni.
  Niesiona adrenaliną już miała go spacyfikować, gdy nagle facet jakby zamarł i wykręcił głowę w jej stronę.
  - Cathy? - rzucił niepewnie.
  Wasp zamrugała kilka razy. Skąd on...? Znali się? Jak? Coś zaczynało jej świtać. Mustang Interceptor, dwie Beretty, czarny kombinezon...O cholera!
  - Marc?! - wypaliła nie dowierzając.
  - We własnej osobie - wystękał mężczyzna. - Wiesz, trochę ci wagi przybyło przez te kilka lat. Mogłabyś...
  Dziewczyna szybko wstała dając chłopakowi więcej oddechu. Ten odkaszlnął i podniósł się do klęczek zerkając w z dołu w stronę Wasp, starając się dojrzeć w niej coś więcej znajomego poza głosem.
  - Cholerny hełm - mruknął wstając. - Prawie bym kurwa cię zastrzelił.
  - Tia...to jest nas dwoje - odparła niepewnie Catherine oddając mu nóż.

Kain? Może być? :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz