Blondyna wyszczerzyła się zeskakując z paki, by sprawdzić co też ciekawego nosił przy sobie kierowca pickupa.
- W takim razie oboje tkwimy w nieśmiesznej parodii - rzuciła przez ramię przeszukując umarlaka. - Dachowiec cię tak urządził?
- Kto proszę? - Black uniósł pytająco brew, bardziej z przyzwyczajenia, bo dziewczyna i tak nie mogła teraz zobaczyć jego miny.
- Tymczasowi wspólnicy wspominali o jakimś nietrafialnym ochroniarzu - uściśliła.
Kojot zeskoczył na ziemię i sprawdził fotel pasażera zanim jego ,,wybawicielka" dostrzegła leżące na nim rewolwery, z którymi póki co nie chciał się rozstawać.
- A i owszem, zaistniał ktoś taki - odparł chowając bronie do kabur.
- I jako, jak mniemam, doświadczony pies pustyni dałeś mu się od tak złapać? - uśmiechnęła się złośliwie nożowniczka zgarniając portfel ze schowka.
- Mea culpa, przyznaję się bez bicia - mężczyzna rozejrzał się po towarzyszach blondynki. - Zignorowałem nieco gówniarza. Na dodatek miał przy sobie jakieś arkańskie zabawki...
Urwał widząc podchodzących do samochodu dwoje bandytów. Pierwszy niczym niezwykłym się nie wyróżniał: średniej postury mężczyzna z twarzą ukrytą w cieniu kaptura. Za to idąca obok niego kobieta zdecydowanie rzucała się w oczy pośród reszty bandy. Erron po raz pierwszy w życiu widział arkana zajmującego się okradaniem karawan, a jeszcze bardziej szokujący był fakt, że chodziło o przedstawicielkę płci pięknej. (Jakkolwiek szowinistycznie by to nie zabrzmiało - kobieta kraść też może, zwłaszcza kobieta mieszkająca na Talos). Blada cera zdążyła już nabrać pomarańczowych śladów pustyni, ale ciemnych, lekko skośnych oczu i długich czarnych włosów dziewczyna chyba nawet nie zamierzała ukrywać. Kojot zmrużył oczy nieufnie. Po ostatnim incydencie z arkanem nie miał najmniejszej ochoty na żadne powtórki.
- Co to za jeden? - zapytała z miejsca arkanka. Po tonie głosu dało się łatwo wyczuć, kto tu przewodził akcją.
- A taka jedna pojmana księżniczka - odpowiedziała zupełnie naturalnym tonem Nożowniczka. - Jak myślisz, ile dadzą na targu niewolników?
- Ja bym nie dał nic - wtrącił się ten w kapturze oczekując jakiejś jeszcze docinki od strony towarzyszki.
Ale kobieta nie powiedziała nic, ku zdziwieniu zarówno jego jak i blondyny. Wpatrywała się za to w Errona jakby chciała wywiercić mu wzrokiem dziurę w czaszce. Mężczyzna założył ręce na piersi, jakby wyzywająco, tylko czekając aż chwyci za prawdziwą broń. Nie znał jej i mało go ten fakt obchodził. Był za to pewien, że arkanka znała skądś jego.
- Cała pustynia pełna najgorszych mend i włóczęgów - zaczęła ociekającym jadem głosem - a ja trafiam akurat na Errona Blacka.
- To my się znamy? - Kojot uniósł brew w udawanym zdziwieniu.
- Nie osobiście - jej wzrok dalej tkwił w tym samym punkcie, ani na chwilę nie zbaczając na cokolwiek innego. - Za to mojemu kuzynowi zostawiłeś ładną pamiątkę po rewolwerze. Załatwiłeś grabarzom w Armadillo darmowy staż?
- Hola hola... - zaoponował. - Jak sama powiedziałaś, po pustyniach wloką się różne paskudztwa i zapewne nie jestem wśród nich jedynym rewolwerowcem.
- Owszem - przyznała. - Ale tylko jeden sukinkot zostawia na kulach dedykację.
Dopiero teraz mężczyzna dostrzegł, że przez całą rozmowę bezwiednie obracała w palcach jakimś drobnym, błyszczącym przedmiotem. Była to kula, zdecydowanie od rewolweru. Na jasnej, złotawej powłoce wygrawerowane zostało jedno słowo: ,,EDDIE". Także i Nożowniczka zauważyła osobliwy pocisk. Uniosła brew zerkając ciekawie na Blacka. Ten przechylił lekko głowę, jakby chciał się przyjrzeć przedmiotowi zainteresowania, po czym bez większego namysłu wypalił:
- Tak, to zdecydowanie mój charakter pisma.
To chyba lekko rozjuszyło arkankę, O ile słowem ,,lekko" można określić zaistniałe jakby znikąd cztery lufy karabinów automatycznych. Uniosła rękę do góry i jej czterej podwładni odbezpieczyli broń. Wtedy jednak - ku niesamowitemu zdziwieniu Errona - do akcji wkroczyła blondyna.
- Hej, hej! - zaczęła. - Po co tak nerwowo?
- Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy - syknęła akranka.
- Wybacz, pokusa jest zbyt wielka.
- To MÓJ rewanż - upierała się kobieta. - Twoja robota skończona. Nic tu więcej po tobie.
- Dobra, młoda, słuchaj - nożowniczka założyła ręce na piersi. - Nie ty jedna masz rodzinkę, nie ty jedna rodzinkę straciłaś. Może u was w Arc to jakieś niesamowite przeżycie, ale na Talos to nic nowego ani wyjątkowego. Przywyknij jeśli dalej zamierzasz robić karierę poza swoją kochaną utopią.
- Tym bardziej nikomu nie zaszkodzi brak jeszcze jednej szumowiny - po głosie dziewczyny dało się rozpoznać, że łowczyni nagród ubodła ją do żywego uznając, że w jakikolwiek sposób tęskni za Arc.
- Mi zaszkodzi - zaprzeczyła nożowniczka z uśmiechem. - To mój łup.
Kojot zamrugał kilka razy przetrawiając w głowie plany blondynki i spojrzał na nią tonem mówiącym ,,Poważnie?".
- Jako, że sama ten ochłap człeka znalazłam i własnymi siłami rozcięłam mu więzy, nie mogę pozwolić, by zaraz po tym został podziurawiony jak ser szwajcarski, bo cały ten mój wysiłek pójdzie na marne - wyjaśniła dumna z siebie, nawet jeśli przedstawione przez nią argumenty nie miały za grosz logiki.
Może to właśnie ten brak logiki tak bardzo przyczynił się do sukcesu. To bowiem właśnie przez niego wszyscy zebrani spojrzeli po sobie skonfundowani, dając dziewczynie czas do przestrzelenia łba stojącemu najbliżej. Erron już widząc ruch zapowiadający sięgnięcie po broń również dobył rewolwer i strzelił do innego, zupełnie jakby się umówili. Zaskoczeni strzałami arkanka i reszta odskoczyli szukając osłon...a w tym czasie pożegnał ich warkot odjeżdżającego pickupa. Łowcy nagród nie mieli teraz ochoty na udział w strzelaninie.
- Można wiedzieć - zaczął Kojot oglądając się za potencjalnym pościgiem (którego nie było) - po jaką cholerę ratujesz mi dupę?
Blade? Wybacz stan opowiadania *^*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz