- W ogóle to jak mnie poznałeś? - Catherine odzyskała głos.
- Zapomniałaś już kto cię nauczył tej sztuczki z wytrącaniem noża? - do tonu Flinta powróciła nuta wesołości. - Mógłbym cię zapytać o to samo?
- Mustang - odparła bez chwili zastanowienia Mendoza. - To zdecydowanie samochód mnie przekonał. To ten sam wóz, czy...?
- Dokładnie ten sam - przerwał jej Kain. - W życiu bym tego staruszka nie porzucił - poklepał samochód po masce w sposób jaki chwali się posłusznego wierzchowca.
- I dobrze, bo bym ci tego W ŻYCIU nie wybaczyła - Cath również poprawił się nastrój.
- A oto i Catherine którą pamiętam! - chłopak żartobliwie uniósł ręce do góry. - Gdzieś ty była przez ten cały czas? Nie masz pojęcia ile zajebistych akcji przegapiłaś.
- Oj, akcje miałam własne, zaufaj mi. Później ci opowiem - zbyła cisnące się na usta Marcusa kolejne pytanie. - Muszę wracać. Eskortuję karawanę kupiecką.
- Słaby sobie dzień na podróże wybraliście - skinął głową w stronę obniżającej się już na równinach chmury pyłu.
- Posłuchaj, całe życie tkwię w miastach, Nie mam zielonego pojęcia kiedy można wybierać się na pustynię, a kiedy nie. I to nie był mój pomysł - zaoponowała.
- Tego się akurat domyśliłem. Podwieźć cię?
Cath, ku jego zdziwieniu i lekkiemu zawodowi, pokręciła przecząco głową. Zanim zdążył zapytać machnęła tylko ręką, by ruszył za nią. Kilkanaście merów dalej skręciła za ostaniec skalny...a tam czekał zaparkowany ścigacz na silnikach antygrawitacyjnych. Chłopakowi mowę odjęło. Catherine i ścigacz? Cathy i jakikolwiek typ pojazdu? I to na dodatek...
- Model wyścigowy Sparrowa? - wydukał. - Pożyczony czy ,,pożyczony"? - zaakcentował drugie słowo dając dziewczynie do zrozumienia, że ma na myśli raczej bardziej radykalną formę ,,pożyczania" cudzych rzeczy.
- Mój - odparła krótko Mendoza, a w jej głosie zabrzmiała nuta dumy. Odpaliła silnik.
- Czekaj, czekaj - zatrzymał ją jeszcze na chwilę Flint. - Przecież ty nawet nie miałaś prawa jazdy.
- A komu to potrzebne? - wzruszyła ramionami. - Przecież ty też nie masz.
- Oficjalnie nie, ale prowadzić umiem.
- No widzisz? To tak jak ja - Catherine obejrzała się za oddalającą się karawaną. Burza piaskowa ucichła niemal całkowicie. - Jedziesz z nami, czy widzimy się w Cargo?
- Tak właściwie to...
Marc urwał. Dopiero co się wyrwał z tego miasta. Było to chyba najlogiczniejsze rozwiązanie dla gościa, który wyrolował arkańską ochronę, a potem ją okradł. Każdy rozsądny człowiek oddaliłby się ile tylko może i wrócił gdy cała sprawa nieco przygaśnie. Pamiętajmy jednak, że Kain do przesadnie rozsądnych nie należał. Tym bardziej, że wielce ciekawiło go co też działo się z jego przyjaciółką przez te kilka lat. Widok ścigacza jedynie umocnił go w przekonaniu, jak bardzo jego wyobrażenia były dalekie od prawdy.
- W sumie, czemu nie - odparł wesoło. - Chyba przyda ci się pomoc.
- W pilnowaniu sznurka wozów jadącego przez pusty szlak? - rzuciła pobłażliwie Mendoza.
- Do Cargo jeszcze kawałek drogi. Nie chciałbym przegapić niczego ciekawego - pod szybką hełmu wykwitł zawadiacki uśmiech, który niemal było słychać w głosie.
Catherine? Wybacz długość, ale możliwości mnie ograniczają :<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz