piątek, 29 lipca 2016

Od Evy (CD Oszusta) - Przygotowania

        Aniołek ruszył raźnym krokiem w przeciwnym kierunku niż Bezimienny. Prowiant? Nie ma problemu. Dla kogoś o reputacji Evy nie było to większym wyzwaniem. Gorzej z transportem. Wziąć na kreskę trochę jedzenia to jedno, a pożyczyć cały samochód drugie. Dziewczyna jednak nie straciła nic ze swojego dziarskiego kroku i zadowolenia na twarzy, chociaż w głębi duszy nie miała bladego pojęcia co z tym fantem zrobić.
  No nic, najpierw jedzenie, a potem coś się wymyśli, pomyślała kierując swoje kroki w stronę kramu znajomego sprzedawcy. Niskie obcasiki stukały na zakurzonym asfalcie. Co czwarta mijana osoba rzucała Maddie uprzejme ,,Dzień dobry" w najróżniejszych stopniach entuzjazmu. Wychodzący na przerwę obiadową robili to zdecydowanie weselej od tych, którym lunch już się skończył, nie wspominając o ludziach dopiero udających się do pracy. Nic jednak nie przebijało dzieci, których nie imała się żadna robota, poza ewentualnym roznoszeniem gazet. Evie odpowiadała uśmiechem z uprzejmym skinieniem głowy, nawet nie zwalniając, mimo iż kilka osób najwyraźniej liczyło na chwilkę rozmowy.
  W końcu przekroczyła próg starego sklepiku i rozejrzała się po pomieszczeniu. Nieco opasły mężczyzna z czarnym wąsem właśnie kłócił się przez ladę z klientem. Maddison stanęła więc obok wentylatora przy drzwiach i odczekała cierpliwie kilka minut. W końcu mężczyzna odpuścił i ruszył do wyjścia. Dopiero wtedy dostrzegł, że w pomieszczeniu byłą trzecia osoba. Burknął coś przepraszająco i wyszedł. Wąsacz naprzeklinał coś jeszcze pod nosem, po czym odmienił się nie do poznania przywdziewając swój zawodowy uśmiech.
  - Dzień dobry, pani Evo - przywitał się. - Najmocniej przepraszam za tamtego pana...
  - Nic się nie stało - kobieta również odpowiedziała uśmiechem i od razu przeszła do rzeczy. - Potrzebuję prowiantu na podróż.
  - A gdzie to się pani wybiera? - rzucał już przez ramię szukając na półkach odpowiednich składników swojego ,,niezbędnika", jak zwykł nazywać pakunek sprzedawany każdemu podróżnikowi.
  - Do Cargo - odparła bez skrępowania.
  - Cargo? - zdziwił się sprzedawca. - Co też panienkę ciągnie do tak paskudnego miasta?
  - Obowiązki zawodowe - w wesołym głosie dziewczyny zabrzmiała nikła, twarda nutka, sugerująca iż nie zamierza określać którego dokładnie zawodu.
  Mężczyzna zrozumiał aluzję i dokończył zamówienie. Maddie odebrała pakunek i podziękowała przekazując należną zapłatę. Sprzedawca życzył jej tylko na odchodnym szczęśliwej drogi.
  Dobra, jedna sprawa załatwiona. Teraz została tylko kwestia dostania się do Cargo. Raczej nie pójdą tam na piechotę - zajęłoby to dobry tydzień, biorąc pod uwagę jak bardzo kapryśne bywały pustynie. Westchnęła stając bezradnie na chodniku. No nic, trzeba po prostu zacząć pytać. W całym Annvile było od groma mechaników, na pewno któryś z nich będzie w stanie ich chociaż podwieźć.
  -...jak mam to niby dowieźć bezpiecznie do samego Cargo?!
  Eva stanęła jak wryta. Zupełnie jakby obok czaił się jakiś spełniający przypadkowe, niewypowiedziane życzenia dżin. Obejrzała się za rozmówcami. Byli nimi dwaj mężczyźni w średnim wieku, po drugiej stronie ulicy.
  - Najmij jakąś ochronę, liczykrupo - odpowiedział pierwszemu drugi.
  - Marnowanie kasy - pierwszy machnął lekceważąco ręką.
  - To daj się okraść po drodze - jego rozmówca opuścił bezsilnie ręce. - Znajdź jakichś najemników, albo nie wiem, łowców nagród. To takie trudne?
  - Na tym zadupiu owsz...
  - Przepraszam! - przerwał im Aniołek przelatując z drugiej strony ulicy. - Szuka pan łowców nagród?
  Oboje zmierzyli ją wzrokiem.
  - Nie - odparł pierwszy.
  - Tak! - odpowiedział równo z nim drugi.
  - Mówiłem już, nie będę wydawał pieniędzy na awanturników!
  - Ależ nie musi pan płacić! - uśmiechnęła się Evie.
  Facet spojrzał na nią jakby urwała się z księżyca. W tym świecie wszystko kręciło się wokół pieniędzy, a ktoś właśnie proponował coś charytatywnie. Albo cud, albo skończona głupota.
  - A co pani proponuje? - zastanowił się na głos zakładając ręce na piersi.
  - Co pan chce przewieźć? - zapytała.
  - Części. Mam warsztat w Cargo, tutaj tylko uzupełniam zapasy.
  - Sporo tego jest?
  - No całkiem dużo...
  - Ma pan wolne miejsca?
  - Jadę ciężarówką z moim pomocnikiem, można najwyżej usiąść z tyłu na skrzyniach.
  - To świetnie się składa - humor kobiety zdecydowanie się poprawił. - Potrzebuję się dostać z moim wspólnikiem do Cargo w celach ,,zawodowych". Możemy się wymienić: będziemy robić za ochronę, a w zamian nie policzy nam pan z portfeli za przejazd.
  Mężczyzna zastanowił się chwilę. W końcu skinął głową.
  - Wyjeżdżamy za pół godziny - oznajmił. - Proszę się nie spóźnić.
  Dziewczyna pokiwała energicznie głową i ruszyła w stronę swojego warsztatu, wyjątkowo z siebie dumna. No to teraz pozostało już jedynie odnaleźć jej zakapturzonego wspólnika i ruszyć w stronę
Cargo...

Oszust? Wybacz stan opka *^* Przynajmniej nie będę blokować wątku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz